Pragnę jeszcze podziękować Wam za Wasze komentarze, bo to w sumie dzięki nim mam ochotę dalej pisać. Wiem, ze mam dla kogo. Jesteście mi ogromnie pomocni. Dziękuję..♥
A jako ostatnie, przypominam o wciąż trwającym konkursie. Przesyłajcie mi swoje opka na : wika9673@gmail.com. Z niecierpliwością na nie czekam, czas do 05.03.14r. :3
************************************************************************************************************************************************
Mój wybawca zaprowadził mnie do tych, jak to wcześniej ująłem, "przebieralni". W sumie, pomieszczenie, do którego weszliśmy, nie różniło się zbytnio od zwykłej, szkolnej szatni. Po jednej i drugiej stronie stały wysokie, metalowe szafki, pozamykane na kłódki. Każda miała swój numer i jakieś oznakowanie. Nie różniły się od siebie zbytnio. Przy ścianie na przeciw nas, stały ławki, a obok jeszcze jakieś zakurzone biurko. W rogach sali stały piętrzące się stosy kartonowych pudeł. Zdążyłem się temu wszystkiemu dobrze przypatrzeć, kiedy albinos zamykał za nami drzwi. Byłem z nim sam na sam. W przenikliwej ciszy mogłem usłyszeć bicie własnego serca. "Niech to szlag!" - pomyślałem. Nie chciałem, aby chłopak dowiedział się, że jego obecność przyprawia mnie o takie odruchy.
- A więc... - odezwał się pierwszy, odwracając się do mnie przodem. Teraz, kiedy zdjął swój płaszcz, mogłem lepiej mu się przyjrzeć. Był dość wysoki. W każdym razie, nie większy ode mnie. Ale za to, wydawał się starszy. O rok. Może dwa. - ...zdecydowałeś się wejść..?
- S-Słucham? - nie byłem pewien, o co mu chodzi.
- Widziałem cię przed wejściem. Wyglądałeś, jakbyś nigdy wcześniej nie był w takim miejscu. Zdaje się, że nie byłeś pewien, czy chcesz wejść. - wytłumaczył. Jego głęboki, władczy ton głosu przyprawiał mnie o dreszcze.
- Tak... - przyznałem cicho.
- W takim razie, może powiesz mi, co cię tu sprowadza? - zapytał, unosząc lekko brew. "Niedobrze...i co ja mu powiem..?"
- Em...Etto...Mnie..mnie przyprowadzili tu kumple. - wytłumaczyłem zgodnie z prawdą.
- Kłamiesz. - stwierdził.
- Nie prawda! - zaparłem się.
- To gdzie oni teraz są..?
- Oni.. - no właśnie. Tak naprawdę nie miałem bladego pojęcia, gdzie podziali się Yumichika, Renji i Ikkaku. Mieliśmy spotkać się w środku. Ale gdzie?! - Nie wiem. - przyznałem w końcu.
- Hahaha... - roześmiał się. Naprawdę, ja nie wiedziałem w tym nic śmiesznego!
- H-Hej! Mówię prawdę! Ja...ja...nawet nie wiem, czemu tu przyszedłem...- wyszeptałem. Albinos przestał się śmiać. Spojrzał na mnie. Znów obleciały mnie ciary.
- Nie masz co robić..?
- To ich wina! Wszystko przez nich! Byli nowi, nie znali szkoły, więc ich oprowadziłem! A oni co?! Powiedzieli, że w zamian zapraszają mnie do klubu...No i proszę, jaki to klub! - wreszcie. Wyrzuciłem to z siebie.
- No ale... - zawahał się. - ..zmusili cię do wejścia tutaj?
- Eee... - poczułem, jak się rumienię. - No nie... - znowu zniżyłem głos do szeptu. Spuściłem wzrok na podłogę. "Cholera.."
- Wybacz, że tak się wtrącam, ale czy... jesteś gejem? - "Że co?!"
- Ja..? Ja nigdy w życiu! - krzyknąłem. Nagle jednak zdałem sobie sprawę, że popełniam kolejny błąd. Przypomniały mi się słowa Ayasegawy : "Naprawdę, mógłbyś chociaż spróbować, zanim zaczniesz tak negatywnie postrzegać te rzeczy..." - no właśnie.. - To znaczy ja.. - spojrzałem na niego. Wyglądał, jakby głęboko się nad czymś zastanawiał. Odetchnąłem ciężko. - ..nie wiem jak to jest. Nie jestem pewien, co do siebie. Nigdy nie miałem dziewczyny. - wyznałem.
- A zakochałeś się w jakiejś? - wypalił. Zdziwiło mnie trochę to pytanie, a sądząc po jego minie, nie planował tego powiedzieć. - Ach, przepraszam za to. Jeśli nie chcesz, nie musisz mi przecież mówić.
- Nie, nigdy się nie zakochałem. - otworzył trochę szerzej oczy ze zdziwienia.
- Serio..?
- No.. - jeżeli to w ogóle możliwe, zarumieniłem się jeszcze bardziej.
- Ha ha, głupi jestem...ja też się w sumie nigdy nie zakochałem. - teraz z kolei ja się zdziwiłem. - Pracuję tutaj. - powiedział. "C-Co..pracuje..? Tutaj...?" - Wiem, co pewnie teraz sobie myślisz..Ale prawdę mówiąc nie miałem gdzie mieszkać. Od dziecka mieszkałem w sierocińcu, ale wyniosłem się stamtąd. Trafiłem na ulicę. I wtedy właśnie spotkałem właściciela tego klubu. Zatrudnił mnie. Znalazł mi mieszkanie. I tak to właśnie jest...Jednak dzisiaj, przez tego debila, Omaede, dzisiaj raczej nie wystąpię...
- Nie...wystąpisz...? - powtórzyłem za nim niczym echo.
- Coś taki zdziwiony? Chyba mówiłem, ze tu pracuję.
- A co konkretnie robisz? - spytałem. Zaciekawiło mnie to.
- Nie twój interes. - odparł szorstko. "Pewnie jest to coś takiego" - pomyślałem i przełknąłem ślinę. "O czym ja w ogóle myślę..?"
- A, właśnie! Ja..naprawdę jestem wdzięczny za pomoc... - przypomniało mi się.
- To...hmm, cóż, chyba nie myślisz, że zrobiłem to za darmo. - odparł. Zatkało mnie. Czego mógł chcieć w zamian..?
- J-Jak to..? - w moich oczach widocznie musiało malować się spore przerażenie, bo uspokoił mnie :
- Em, spokojnie...Nie będę żądać zbyt wiele..No cóż, powiem prosto z mostu : polubiłem cię. W zamian chcę, żebyś przychodził tu codziennie. - i znowu ten władczy ton głosu...
- Codziennie?! Człowieku, ja mam też inne sprawy na głowie! Co pomyślą o mnie ludzie, kiedy codziennie będę tu przychodzić?! Poza tym, nawet nie wiem, jak się nazywasz...
- Hichigo Shirosaki. Możesz mówić mi Shiro - san. - "Jeszcze czego!" - pomyślałem. - A ty?
- Ichigo Kurosaki. - odpowiedziałem cicho. Oczekiwałem, że zacznie się śmiać. - I co?
- Co, co?
- No..nie śmiejesz się z mojego imienia..? - zawsze wszyscy się śmieli. Z moich włosów, z imienia...On jednak był inny.
- Niby czemu miałbym to robić? - zapytał szczerze zdziwiony.
- Em, nie ważne, zapomnij. - odwróciłem głowę w inną stronę. Tak bardzo inny, niż większość ludzi...- Ile masz lat? - chciałem jakoś zmienić temat.
- Na pewno więcej, niż ty. - odparł z wyższością i rozsiadł się na biurku. - Siadaj, jeśli chcesz...
- Wybacz, Shiro-chan, ale chyba będę się zbierać...Moi kumple...Na pewno już poszli. Ja też muszę się zbierać. Rodzice czekają...
- Ichigo..? - spojrzał na mnie.
- Tak?
- Przyjdziesz jutro?
- Przyjdę, przyjdę, a co mogę zrobić! - powiedziałem i objąłem się za ramiona. - No to...idę.
- Ok. Do zobaczenia. - pożegnał mnie i wstał.
- Pa... - tak naprawdę, to wcale nie chciałem stamtąd iść. Chciałem zostać z Hichigo. Wtedy byłem już prawie pewien : zakochałem się. Jednakże zdrowy rozsądek kazakał zachowywać dystans pomiędzy nami...
- Pa. - ja jednak stałem odwrócony tyłem do niego, przodem do drzwi. Oparłem się o nie jedną ręką.
- Nie idziesz..?
- Em..! Idę, idę, myślę, czy nic nie zapomniałem...
- Ichigo?
- Hmm?
- Ty nic przy sobie nie miałeś.
- Ach, fakt, no cóż. - "Nie! Już nie wytrzymam!" - podszedłem do niego. Staliśmy tak blisko siebie, że prawie stykaliśmy się nosami. Objąłem go z tyły ręką, a drugą przyciągnąłem jego podbrudek do siebie. Nogę instynktownie wsunąłem między jego uda. Następnie zmniejszyłem dystans między nami całkowicie. Złączyłem nasze wargi w pocałunku. Shirosaki wyraźnie oniemiał, bo pozostał całkowicie bierny. Jedyną jego reakcją było rozchylenie ust. Nie skorzystałem jednak z jawnego zaproszenia. Zanim zdołałem przemyśleć tę całą sytuację, byłem już przy drzwiach. Chwyciłem za klamkę i wybiegłem.
...
- Ichigo..!
Czyli jednak Shiro tańczy! :P Aż mi się gorąco zrobiło przez to Twoje opowiadanie! Jak śmiesz? :P
OdpowiedzUsuńNEXT!
Jej jakie to słodkie *.* Ichi się zakochał w "swoim duplikacie" i to pewnie z wzajemnością skoro Shirosaki zawołał za nim :3
OdpowiedzUsuń