"N-Niemożliwe..." - to jedyne, co przychodziło mi na myśl. W mgnieniu oka moja ocena na temat albinosa ulegała zmianie. Poza tym, z tego co powiedział mi Kyoraku-san wynikało, że Hichigo robił to za pieniądze..."Eh, w końcu czego ja się spodziewałem?! Że jego praca tutaj polega na przynoszeniu drinków?! Jak mogłem być takim idiotom i zakochać się w takiej osobie..?" - nieme pytania pozostały w mej głowie, jak zwykle z resztą, bez odpowiedzi.
Tymczasem oświetlające scenę reflektory poczęły skupiać się na jednej, konkretnej rzeczy, której wcześniej nawet nie zauważyłem : na róże. "Nieeeee!!! Spadam stąd!!!" - pomyślałem spanikowany, ale mimo wszystko nie ruszałem się ze swojego miejsca. Nie chciałem widzieć swojego ukochanego w tak niezręcznej sytuacji. Nie chciałem, by tak robił. Czemu nie mógł znaleźć normalnej pracy..? Czemu nie mógł zostać tylko moim...? "Aaaa! Ichigo otrząśnij się!!! Spadaj z tego zboczonego miejsca!" - chaos w mej głowie osiągnął stan krytyczny. Nie mogłem się ruszyć. Zostałem sparaliżowany. Zmuszony przez własnego siebie do oglądania tego, co działo się dalej.
Shirosaki ku ogromnej uciesze mężczyzn w klubie podszedł do rury, chwycił ją...i uwiesił się na niej. Następnie jego biały podkoszulek wylądował na podłodze. W tamtym momencie mogłem szczegółowo podziwiać jego nagi, umięśniony tors. "Ja pier..." - przekląłem w myślach. Hichigo wyglądał naprawdę seksownie. Pozostał w samych dżinsowych shortach i zaczął robić jeszcze różne, ciekawe rzeczy...Zakręcił się na róże, wspiął na nią kawałek, po czym zjechał, wyzywająco unosząc nogę. Poczułem, jak się podniecam. "Cholera, muszę stąd spadać i to tak serio, za nim zrobi mi się na prawdę gorąco!" - to była dla mnie czysta męczarnia. Jednakże coś cały czas nie pozwalało mi się ruszać z miejsca.
Nagle Shiro złapał za krawędź swych spodni. Chyba miał zamiar je ściągnąć, ale...nie zrobił tego. Jak zauważyłem, cały wcześniejszy czas rozglądał się po widowni, jakby czegoś szukał. W końcu spojrzał i na mnie. Było ty chyba przypadkowe, ale zatrzymał się i nie ściągnął shortów. Myślę, ze nie chciał zrobić tego ze względu na mnie. "Czemu..?" - zamiast rozebrać się jeszcze bardziej, po prostu zakręcił wolno acz zmysłowo biodrami i znowu począł tańczyć...ale w jego ruchach zniknęła ta płynność, z jaką robił to wcześniej. Wyglądał, jakby po prostu zmuszał się do tego.W końcu muzyka, która przez cały czas dobiegała z głośników, skończyła się i Shiro także przestał tańczyć. Odetchnął głęboko, nie kryjąc przy tym ulgi.
Cały czas patrzyłem na niego skołowanym i zdziwionym wzrokiem. Kiedy lekko ukłonił się (publiczność szalała...) znów na mnie spojrzał. Tym razem dostrzegłem w jego oczach smutek. Nie trwało to długo. Chwilę po tym, jak nasze spojrzenia się spotkały, na scenę wszedł ktoś jeszcze. Brawa i wiwaty zabrzmiały jeszcze głośniej. Tak, jakby zaraz miało nastąpić coś, co będzie przypieczętowaniem całego tego "przedstawienia".
- Dobry wieczór wszystkim! - zaczął niebieskowłosy, przystojny mężczyzna ok. lat 25... - Dobrze się bawicie? - Na to pytanie ludzie po prostu ogłupieli. Poczęli klaskać jeszcze głośniej, krzyczeć, gwizdać itp...
- Tak myślałem...Nasza gwiazda nieźle umiliła wam czas, tak jak zwykle. Wypadałoby go nagrodzić, nie sądzicie? - znów oklaski. Kompletnie oniemiałem. Co miało znaczyć to "nagrodzenie", skoro Shirosaki patrzył na mnie z takim wstydem..? - No, Shiro-san..odbierz wynagrodzenie! - na te słowa albinos ze spuszczoną głową zszedł za sceny i począł przechadzać się wśród widowni, która...Poczęła go macać i wtykać mu pieniądze w spodnie. Wtedy kompletnie mnie zatkało. "Więc on tak zarabia?" - nie mogłem już wytrzymać. W końcu mogłem się ruszyć. Tam, gdzie stałem obserwując to wszystko, zrobiło się luźno. Wszyscy chcieli "nagrodzić" aktora za jego występ. Cofnąłem się parę kroków w tył. Nie rozumiałem tego. Nie rozumiałem, czemu nie mógł po prostu zrezygnować? Czemu pozwalał, aby ten las rąk dotykał go po najbardziej intymnych częściach ciała? Co z tego, ze przez spodnie? Ten dotyk cały czas pozostawał bez zmian. Pewnie palił go tak samo, jakby nie miał żadnego okrycia...
W końcu albinos powrócił na scenę. Jego spodnie całe były wypchane banknotami o najwyższych nominałach. Nie mogłem dłużej na to patrzeć. Poczułem wilgoć w oczach. "Nie! Tylko nie to, nie ośmieszę się! Miałem przychodzić to przyszedłem, ale teraz mogę już chyba sobie iść!" - pomyślałem i począłem coraz bardziej cofać się w stronę drzwi. I właśnie wtedy musiał to zauważyć! Hichigo spojrzał na mnie i widząc, co zamierzam, szepnął coś do tego niebieskowłosego, po czym zszedł ze sceny, za "kulisy"
- No cóż..Nasz ukochany Shiro-san nie będzie nasz dłużej zabawiać...Zamiast niego za chwilę wystąpi Byakuya-sama z równie pociągającym repertuarem... - dalej nie słuchałem. Nie chciałem. Odwróciłem się wreszcie tyłem do sceny i ruszyłem truchtem do drzwi wyjściowych. Tam już nikogo nie było. Poczułem, jak nagromadzająca się w moich oczach wilgoć, wylewa się. "I czego płaczesz?! Co cię niby obchodzi, co ci popaprani zboczeńcy robią?! Zapomnij!" - skarciłem się w myślach. Jednakże nadal nie przestawałem płakać.
Byłem już o krok od drzwi wyjściowych, kiedy nagle ktoś złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Omal nie upadłem, jednakże silne ramiona przytrzymały mnie. Spojrzałem na tę osobę. Można się łatwo domyśleć, kto to był.
- Przepraszam..Naprawdę nie chciałem, żebyś to widział..Nie chciałem, żebyś przeze mnie płakał.. - wyszeptał mi do ucha Shirosaki. Jak zauważyłem, był już ubrany.
- J-Ja wcale nie płaczę! Po prostu oczy mi łzawią! Poza tym, niby dlaczego miałbym płakać z twojego powodu?! - zapytałem z wyrzutem. Shiro odetchnął głęboko i spojrzał na mnie. Miałem wrażenie, że przeszywa mnie wzrokiem. Nagle jednak w jego pięknych oczach także pojawiły się łzy.
- Głupi jesteś. - szepnął.
- A ty to niby nie..? - spytałem retorycznie i ponownie złączyłem nasze wargi. Tym razem mój język wślizgnął się do ust Hichigo. Zacząłem pieścić nim jego podniebienie i język. Shiro zamruczał z przyjemności. Nie chciałem przerywać tej chwili. Jednakże przerwał ją albinos, który chwycił moją rękę i pociągnął w stronę przeciwną, od tego pomieszczenia, w którym byliśmy dnia wcześniejszego. Poszliśmy do jakiś nieznanych mi ciemnic. Wokół unosił się zapach perfum i..seksu. Przestraszyłem się trochę, ale nie na długo. Shirosaki poprowadził mnie między różnymi korytarzami, aż w końcu pchnął na ziemię. Jak się okazało, upadek wcale nie był bolesny. Upadłem na miękki materac. Było tak ciemno, że nie wiedziałem, gdzie jestem, ani gdzie podziewa się Hichigo. Po chwili poczułem jego zimne ręce na swoim brzuchu.
- N-Nie.. - szepnąłem i odnalazłem w ciemności jego usta, po czym przekręciliśmy się tak, że to teraz ja byłem na górze..
**********************************************************************************************************************************
Wiem, wiem, znowu będziecie źli, że kończę w takim momencie, ale no cóż...Hahaha, musicie poczekać do środy :)
♥
Opowiadania o tematyce HOMOseksualnej. NIE CHCESZ = NIE CZYTAJ I NIE ZOSTAWIAJ OBRAŹLIWYCH KOMENTARZY. Resztę serdecznie zapraszam ^-^
piątek, 28 lutego 2014
czwartek, 27 lutego 2014
Tragedy called love cz.4
"Cholera, niedobrze! Wszystko zepsułem! Debil ze mnie!!!" - skarciłem się w myślach, biegnąc do domu. Już nie obchodzili mnie Renji, Yumichika i Ikkaku, chciałem po prostu jak najdalej uciec od miejsca, gdzie moim zdaniem, jawnie się ośmieszyłem. "Ja nawet nigdy się nie całowałem! To..To był mój pierwszy raz...i w dodatku z mężczyzną..." - rozmyślałem, nie zwalniając.
Kiedy stamtąd wybiegałem, słyszałem jak mnie wołał. Jego ton głosu pozostał całkowicie bezbarwny. Nie wiedziałem, czy był zły, czy może...."Nie!! Na pewno był wściekły!" - w końcu...on tam pracował. Nie wiedziałem, jaką funkcję pełnił, ale rozum doradzał, że na pewno dość nieciekawą. Przynajmniej, jak dla mnie. "Może..może oddawał się innym klientom..?" - te myśli były nie do zniesienia. Nie chciałem, by się sprawdziły. Wierzyłem, choć podświadomie, w jego niewinną czystość. Ah, jak bardzo się wtedy przeliczyłem..!
Cały zdyszany, lepki od potu, dotarłem do domu. Było po 20. Wiedziałem, że prawdopodobnie dostanę ochrzan od rodziców, bo nie wróciłem na kolację. "No cóż..." - wszedłem do przedpokoju. Było dziwnie..spokojnie. Ojciec nie rzucił się na mnie z pięściami. Przynajmniej tyle dobrego.. Zdjąłem buty i udałem się do kuchni. Tam siedziała moja mama. Sądząc po wyrazie jej twarzy, nie była zadowolona.
- Ichigo.? - spytała, nie patrząc w moją stronę.
- Tak? - obawiałem się najgorszego. Jeszcze nigdy nie okłamałem rodziców..
- Gdzie byłeś? - ..kiedyś musi być ten pierwszy raz..
- Poszedłem do kolegi. - skłamałem, bez mrugnięcia okiem.
- Do którego? - "no właśnie..."
- Etto...Dzisiaj do naszej klasy dołączyli nowi uczniowie, więc pokazałem im szkołę i jakoś się tak złożyło, ze wpadłem do jednego po lekcjach.
- Eh.. - mama wyraźnie odetchnęła z ulgą. - Bałam się, ze mnie okłamiesz. Jakieś półtorej godziny temu, przyszli po ciebie przyjaciele. Pytali, czy już wróciłeś...
- A, to...Mogę teraz do nich zadzwonić. - odpowiedziałem. Tymczasem mama spojrzała na mnie badawczo.
- Czy twój kolega nie ma w domu telefonu..? Mogłeś zadzwonić, że spóźnisz się na kolację. - "I gdzie ma być w burdelu telefon..?!"
- No...on...ma telefon. Tylko że...myślałem, ze będę na czas, tak jakoś się zasiedziałem i kiedy zobaczyłem, która godzina, od razu od niego wyszedłem..
- No dobrze. Możesz iść do siebie. Tylko zadzwoń następnym razem. - powiedziała i uśmiechnęła się. Chyba jej ulżyło.
- A...mamo? - nagle coś mi się przypomniało.
- Tak?
- Gdzie tata?
- Pojechał z dziewczynkami na zakupy. Niedługo powinni być. A stało się coś?
- Nie, nic. - odpowiedziałem i wyszedłem z kuchni. Odetchnąłem głęboko. Trudno jest kłamać osobie, która jest tak miła...
Następnego dnia obudziłem się nieco wcześniej, niż zwykle. Będą w łóżku, zająłem się rozmyśleniami na temat "co dalej". "Iść dzisiaj do Hichigo...Nie, na pewno tam nie wrócę! Ale przecież obiecałem...A co, jeśli ten ochroniarz tam będzie?! Nie, na pewno Shiro zajmie się tym, aby nie było go w pobliżu...Argh, a co jeśli ktoś znajomy mnie tam zobaczy!!! Nie mogę..."' - ale właśnie wtedy przypomniało mi się coś, co zadecydowało " przyspieszone bicia serc, nasze zbliżone do siebie ciała, usta delikatnie muskające się w pocałunku..."Niech to szlag! Idę tam!"
Zanim dotarłem do szkoły, spotkałem Keigo i Chada. Poszedłem więc razem z nimi. Niestety, nawiązany dialog wcale nie sprawiał mi przyjemności :
- I co, Ichigo? Jak tam spotkanie z dziewczyną? Pytałeś ją? - wypalił Asano tuż na wstępie.
- Em...tak, tak...
- I co? - zapytał z nadzieją w głosie.
- Niestety, wszystkie jej koleżanki są zajęte. - na te słowa Keigo spuścił smętnie głowę :
- Ja wiedziałem...I jak zwykle miałem rację..!
- W takim razie, czemu prosiłeś Ichigo o przysługę..? - wtrącił się Yasutora.
- Eh, Chad, ty nic nie rozumiesz! Moja intuicja nigdy się nie myli, tylko czasami zawodzi! Musiałem się upewnić! - i właśnie na takim gadaniu upłynęła nam reszta drogi do szkoły. W sercu miałem nadzieję, że tych trzech dupków nie przyjdzie...
- Yo, Ichigo! - "Nieeee!!!" - Co tam u Ciebie? Dawnośmy się nie widzieli!
- Widzieliśmy się wczoraj, debilu. - odpowiedziałem Renjiemu, któremu uśmiech, pomimo mojej uwagi, nie schodził z ust.
- Uh, oś ty taki ostry? Stało się coś? - spytał. "Albo on jest naprawdę głupi, albo złośliwy...!"
- No a jak myślisz?!
- Kurosaki, spokojnie...Ludzie się na nas gapią! - wtrącił Yumichika. Ikkaku przytaknął mu.
- A co mnie to obchodzi, niech się gapią! - zacząłem wrzeszczeć, jak opętany.
- O co ci znowu chodzi? - zapytał Madarame.
- Jak to "o co"?! A o to, że wczoraj zostawiliście mnie tam samego, na pastwę losu!
- Ale...przecież sam powiedziałeś, że do nas dołączysz. - na słowa Yumichiki, zarumieniłem się lekko.
- N-No i co z tego?! Nie powiedzieliście, gdzie dokładnie będziecie! Wiecie, co ja tam przeżyłem?! Ochroniaż chciał mnie tam zgwałcić na wstępie! A was nigdzie do cholery, nie było!!!
- To znaczy, ze jednak wszedłeś? - wyszczerzył się Abarai.
- No wszedłem, a co miałem zrobić..?
- No wszedłem, a co miałem zrobić..?
- Czekaj, czekaj...jak to? Ochroniarz? - zdziwił się Ikkaku.
- Tca.. - odburknąłem cicho.
- Ale..zrobił ci coś w końcu? - zapytał lekko zaniepokojony Renji.
- No ta, jeszcze czego! Wyrwałem mu się jakoś..!
- Jakoś..? - "Zabiję Yumichike!!!"
- No..ten...taki jeden chłopak mi pomógł...
- Czyli to znacz, że jednak zostałeś zgwałcony..? - dopytywał szkarłatnowłosy.
- Debilu!!! Przecież mówię, ze ktoś mi pomógł!
- No tak...Renjiemu chodzi po prostu o to, że ten ktoś pewnie nie zrobił tego tak bezinteresownie... - wytłumaczył Madarame. - Mamy rację?
- Um..nie, żeby coś, ale...to ja chciałem mu się jakoś odwdzięczyć! - odpowiedziałem nieco zażenowany.
- Jak? - zapytał po raz kolejny Ayasegawa.
- N-Nie wasz interes!
- Ichigoooo! - jęknął Renji, po czym objął ramieniem.
- Puszczaj, zboczeńcu! - Abarai jednak nic sobie nie robił z moich dramatycznych prób ucieczki.
- Nam chyba możesz powiedzieć..♥
- Spadaj!!!!! - w końcu udało mi się wyrwać. Na moją korzyść, po chwili zadzwonił dzwonek i dalsza konfrontacja nie miała sensu.
Na ostatniej lekcji zrobiłem się strasznie nerwowy, jak stwierdziła Rukia. No cóż, może trochę się powierciłem, poprzeszkadzałem itp, ale miałem ku temu powód! Denerwowałem się nieco przed kolejnym spotkaniem Shirosakiego. Po tym, co między nami zaszło, bałem się, że go stracę.
Gdy tylko dzwonek, oznajmiający koniec lekcji, zadzwonił, wybiegłem z klasy jako pierwszy. Niestety, przy wyjściu ze szkoły wpadłem na kogoś.
- R-Renji?! - "jakim cudem znalazł się tu pierwszy?!"
- Haha, Ichigo! No więc? Nie odpowiedziałeś mi jeszcze. - zaśmiał się.
- No cóż...jeśli ci nie odpowiem, już zawsze będziesz mnie tym dręczyć?
- Najprawdopodobniej. - odpowiedział to tak przekonującym tonem, że postanowiłem wyznać mu w końcu prawdę.
- On...powiedział, że w zamian chce, aby do niego przychodzić. Codziennie.
- Y! Po co?! - zdziwił się.
- Powiedział, że mnie polubił. Chce, abym dotrzymał mu towarzystwa, nic więcej. - dodałem, widząc jego minę.
- Eh.. - westchnął ciężko. - Idę z tobą. - oświadczył.
- Co?! Niby czemu?! - zbulwersowałem się.
- Bo się o ciebie martwię. - odpowiedział poważnie.
- Chwila..ty..martwisz się..o mnie? - nie dowierzałem,
- Taa...w końcu, też trochę przyczyniłem się do tego, że w ogóle tam poszedłeś... - "Trochę?! To on był głównym pomysłodawcą!!!"
- Um...no dobra. - zgodziłem się.
- No to chodźmy. - i kiedy mieliśmy już iść, skapnąłem się, że nie wziąłem swojej torby z klasy. Wspominałem już o swoim refleksie..?
- Renji, zaczekaj, nie wziąłem torby! - powiedziałem i pognałem do klasy, w której mieliśmy zajęcia. szkarłatnowłosy został na zewnątrz.
W trzy sekundy znalazłem się przy odpowiednim pomieszaniu. Ale kiedy tylko tam wszedłem...
- O_O - nie byłem w stanie nic z siebie wykrztusić. Chyba ujrzałem coś, czego nie powinienem. Gdy tylko Ikkaku i Yumichika mnie spostrzegli, odskoczyli od siebie jak opatrzeni. (Ayasegawa omal nie wypadł przez okno...).
- C-Co ty tu robisz?! - wydarł się Madarame.
- Przyszedłem po torbę... - wyszeptałem, rumieniąc się.
- I czego się rumienisz?! Nic tutaj nie zaszło! - wywarczał Yumichika. Jeszcze nigdy nie wiedziałem go aż tak wkurzonego...
- Piśniesz komuś słowo, a już po tobie. - wyszeptał Ayasegawa, kiedy przechodził razem z Ikkaku koło mnie. - No cóż, my idziemy. Do jutra.. -...zaskoczył mnie ich widok razem. Niby wcześniejsze przypadkowo rzucane w swoją stronę spojrzenia, nie były tak zupełnie bez znaczenia. Kryła się w nich czułość. Jak mogłem być aż tak głupi i nie zauważyć tego wcześniej?
Nadal będąc w lekkim szoku, chwyciłem torbę pozostawioną przy ławce i pobiegłem do Renjiego.
Po chwili byliśmy już pod klubem.
- Ichigo, gdyby coś się działo, to będę siedzieć przy barze. - poinformował mnie ognistowłosy. - Uważaj na siebie.
- No przecież wiem... - wyszeptałem, czując, jak ponownie się rumienię. - Wchodzimy?
- Tak, tak.. - po chwili znaleźliśmy się w tym samym miejscu, gdzie wczoraj zostałem złapany przez ochroniarza. Na szczęście, jego samego nie było. Ciekawiło mnie, gdzie podziewa się teraz Shiro...Z Abarai'em rozdzieliliśmy się już po krótkiej chwili. On poszedł tam, gdzie zamierzał, a ja postanowiłem poszukać albinosa.
Szukałem, lecz nigdzie nie mogłem go znaleźć. Zrezygnowany, podszedłem do pierwszego, lepszego mężczyzny, który wyglądał mi na takiego, który znałby się na rzeczy i spytałem :
- Przepraszam... - zwrócił na mnie uwagę i uśmiechnął się lekko. - Nie wiesz może, gdzie mogę znaleźć Hichigo Shirosakiego?
- Hmm...Shiro-san? Haha - zaśmiał się, gdy potwierdziłem kiwnięciem głowy. - Nie myśl, że tak łatwo się do niego dostaniesz. Ma strasznie napięty grafik i jest cholernie drogi. Ale jeśli chcesz...to powinien zaraz występować... Jakbyś jeszcze czegoś potrzebował, jestem Shunsui Kyoraku - wytłumaczył, po czym spojrzał na pustą (jeszcze) scenę. Po chwili pojawił się na niej...Hichigo.
środa, 26 lutego 2014
Tragedy called love cz.3
Witam serdecznie w dniu dzisiejszym! Mam dla Was kolejną część TCL, tak jak obiecałam. Oczywiście, cd. jutro ^^.
Pragnę jeszcze podziękować Wam za Wasze komentarze, bo to w sumie dzięki nim mam ochotę dalej pisać. Wiem, ze mam dla kogo. Jesteście mi ogromnie pomocni. Dziękuję..♥
A jako ostatnie, przypominam o wciąż trwającym konkursie. Przesyłajcie mi swoje opka na : wika9673@gmail.com. Z niecierpliwością na nie czekam, czas do 05.03.14r. :3
************************************************************************************************************************************************
Mój wybawca zaprowadził mnie do tych, jak to wcześniej ująłem, "przebieralni". W sumie, pomieszczenie, do którego weszliśmy, nie różniło się zbytnio od zwykłej, szkolnej szatni. Po jednej i drugiej stronie stały wysokie, metalowe szafki, pozamykane na kłódki. Każda miała swój numer i jakieś oznakowanie. Nie różniły się od siebie zbytnio. Przy ścianie na przeciw nas, stały ławki, a obok jeszcze jakieś zakurzone biurko. W rogach sali stały piętrzące się stosy kartonowych pudeł. Zdążyłem się temu wszystkiemu dobrze przypatrzeć, kiedy albinos zamykał za nami drzwi. Byłem z nim sam na sam. W przenikliwej ciszy mogłem usłyszeć bicie własnego serca. "Niech to szlag!" - pomyślałem. Nie chciałem, aby chłopak dowiedział się, że jego obecność przyprawia mnie o takie odruchy.
- A więc... - odezwał się pierwszy, odwracając się do mnie przodem. Teraz, kiedy zdjął swój płaszcz, mogłem lepiej mu się przyjrzeć. Był dość wysoki. W każdym razie, nie większy ode mnie. Ale za to, wydawał się starszy. O rok. Może dwa. - ...zdecydowałeś się wejść..?
- S-Słucham? - nie byłem pewien, o co mu chodzi.
- Widziałem cię przed wejściem. Wyglądałeś, jakbyś nigdy wcześniej nie był w takim miejscu. Zdaje się, że nie byłeś pewien, czy chcesz wejść. - wytłumaczył. Jego głęboki, władczy ton głosu przyprawiał mnie o dreszcze.
- Tak... - przyznałem cicho.
- W takim razie, może powiesz mi, co cię tu sprowadza? - zapytał, unosząc lekko brew. "Niedobrze...i co ja mu powiem..?"
- Em...Etto...Mnie..mnie przyprowadzili tu kumple. - wytłumaczyłem zgodnie z prawdą.
- Kłamiesz. - stwierdził.
- Nie prawda! - zaparłem się.
- To gdzie oni teraz są..?
- Oni.. - no właśnie. Tak naprawdę nie miałem bladego pojęcia, gdzie podziali się Yumichika, Renji i Ikkaku. Mieliśmy spotkać się w środku. Ale gdzie?! - Nie wiem. - przyznałem w końcu.
- Hahaha... - roześmiał się. Naprawdę, ja nie wiedziałem w tym nic śmiesznego!
- H-Hej! Mówię prawdę! Ja...ja...nawet nie wiem, czemu tu przyszedłem...- wyszeptałem. Albinos przestał się śmiać. Spojrzał na mnie. Znów obleciały mnie ciary.
- Nie masz co robić..?
- To ich wina! Wszystko przez nich! Byli nowi, nie znali szkoły, więc ich oprowadziłem! A oni co?! Powiedzieli, że w zamian zapraszają mnie do klubu...No i proszę, jaki to klub! - wreszcie. Wyrzuciłem to z siebie.
- No ale... - zawahał się. - ..zmusili cię do wejścia tutaj?
- Eee... - poczułem, jak się rumienię. - No nie... - znowu zniżyłem głos do szeptu. Spuściłem wzrok na podłogę. "Cholera.."
- Wybacz, że tak się wtrącam, ale czy... jesteś gejem? - "Że co?!"
- Ja..? Ja nigdy w życiu! - krzyknąłem. Nagle jednak zdałem sobie sprawę, że popełniam kolejny błąd. Przypomniały mi się słowa Ayasegawy : "Naprawdę, mógłbyś chociaż spróbować, zanim zaczniesz tak negatywnie postrzegać te rzeczy..." - no właśnie.. - To znaczy ja.. - spojrzałem na niego. Wyglądał, jakby głęboko się nad czymś zastanawiał. Odetchnąłem ciężko. - ..nie wiem jak to jest. Nie jestem pewien, co do siebie. Nigdy nie miałem dziewczyny. - wyznałem.
- A zakochałeś się w jakiejś? - wypalił. Zdziwiło mnie trochę to pytanie, a sądząc po jego minie, nie planował tego powiedzieć. - Ach, przepraszam za to. Jeśli nie chcesz, nie musisz mi przecież mówić.
- Nie, nigdy się nie zakochałem. - otworzył trochę szerzej oczy ze zdziwienia.
- Serio..?
- No.. - jeżeli to w ogóle możliwe, zarumieniłem się jeszcze bardziej.
- Ha ha, głupi jestem...ja też się w sumie nigdy nie zakochałem. - teraz z kolei ja się zdziwiłem. - Pracuję tutaj. - powiedział. "C-Co..pracuje..? Tutaj...?" - Wiem, co pewnie teraz sobie myślisz..Ale prawdę mówiąc nie miałem gdzie mieszkać. Od dziecka mieszkałem w sierocińcu, ale wyniosłem się stamtąd. Trafiłem na ulicę. I wtedy właśnie spotkałem właściciela tego klubu. Zatrudnił mnie. Znalazł mi mieszkanie. I tak to właśnie jest...Jednak dzisiaj, przez tego debila, Omaede, dzisiaj raczej nie wystąpię...
- Nie...wystąpisz...? - powtórzyłem za nim niczym echo.
- Coś taki zdziwiony? Chyba mówiłem, ze tu pracuję.
- A co konkretnie robisz? - spytałem. Zaciekawiło mnie to.
- Nie twój interes. - odparł szorstko. "Pewnie jest to coś takiego" - pomyślałem i przełknąłem ślinę. "O czym ja w ogóle myślę..?"
- A, właśnie! Ja..naprawdę jestem wdzięczny za pomoc... - przypomniało mi się.
- To...hmm, cóż, chyba nie myślisz, że zrobiłem to za darmo. - odparł. Zatkało mnie. Czego mógł chcieć w zamian..?
- J-Jak to..? - w moich oczach widocznie musiało malować się spore przerażenie, bo uspokoił mnie :
- Em, spokojnie...Nie będę żądać zbyt wiele..No cóż, powiem prosto z mostu : polubiłem cię. W zamian chcę, żebyś przychodził tu codziennie. - i znowu ten władczy ton głosu...
- Codziennie?! Człowieku, ja mam też inne sprawy na głowie! Co pomyślą o mnie ludzie, kiedy codziennie będę tu przychodzić?! Poza tym, nawet nie wiem, jak się nazywasz...
- Hichigo Shirosaki. Możesz mówić mi Shiro - san. - "Jeszcze czego!" - pomyślałem. - A ty?
- Ichigo Kurosaki. - odpowiedziałem cicho. Oczekiwałem, że zacznie się śmiać. - I co?
- Co, co?
- No..nie śmiejesz się z mojego imienia..? - zawsze wszyscy się śmieli. Z moich włosów, z imienia...On jednak był inny.
- Niby czemu miałbym to robić? - zapytał szczerze zdziwiony.
- Em, nie ważne, zapomnij. - odwróciłem głowę w inną stronę. Tak bardzo inny, niż większość ludzi...- Ile masz lat? - chciałem jakoś zmienić temat.
- Na pewno więcej, niż ty. - odparł z wyższością i rozsiadł się na biurku. - Siadaj, jeśli chcesz...
- Wybacz, Shiro-chan, ale chyba będę się zbierać...Moi kumple...Na pewno już poszli. Ja też muszę się zbierać. Rodzice czekają...
- Ichigo..? - spojrzał na mnie.
- Tak?
- Przyjdziesz jutro?
- Przyjdę, przyjdę, a co mogę zrobić! - powiedziałem i objąłem się za ramiona. - No to...idę.
- Ok. Do zobaczenia. - pożegnał mnie i wstał.
- Pa... - tak naprawdę, to wcale nie chciałem stamtąd iść. Chciałem zostać z Hichigo. Wtedy byłem już prawie pewien : zakochałem się. Jednakże zdrowy rozsądek kazakał zachowywać dystans pomiędzy nami...
- Pa. - ja jednak stałem odwrócony tyłem do niego, przodem do drzwi. Oparłem się o nie jedną ręką.
- Nie idziesz..?
- Em..! Idę, idę, myślę, czy nic nie zapomniałem...
- Ichigo?
- Hmm?
- Ty nic przy sobie nie miałeś.
- Ach, fakt, no cóż. - "Nie! Już nie wytrzymam!" - podszedłem do niego. Staliśmy tak blisko siebie, że prawie stykaliśmy się nosami. Objąłem go z tyły ręką, a drugą przyciągnąłem jego podbrudek do siebie. Nogę instynktownie wsunąłem między jego uda. Następnie zmniejszyłem dystans między nami całkowicie. Złączyłem nasze wargi w pocałunku. Shirosaki wyraźnie oniemiał, bo pozostał całkowicie bierny. Jedyną jego reakcją było rozchylenie ust. Nie skorzystałem jednak z jawnego zaproszenia. Zanim zdołałem przemyśleć tę całą sytuację, byłem już przy drzwiach. Chwyciłem za klamkę i wybiegłem.
...
- Ichigo..!
wtorek, 25 lutego 2014
Tragedy called love cz.2
To, że według mnie byli dziwni, to jedno. To, że moje przypuszczenia co do nich, sprawdziły się, to drugie. Stałem jak wryty. Patrzyłem martwym wzrokiem na napis nad wejściem. Kiedy wreszcie uspokoiłem nieco bicie serca, wydarłem się :
- Że co, kurna????! - to jedyne, co w tamtym momencie przyszło mi na myśl.
- No... - odezwał się Renji, nieco zmieszany moją reakcją.
- Co "No", tylko tyle masz mi do powiedzenia???? - wybuchłem. "Co oni, wszyscy powariowali?!" - myślałam.
- Eh...Ichigo, naprawdę, mógłbyś chociaż spróbować, zanim zaczniesz tak negatywnie postrzegać te rzeczy.. - Ayasegawa także się wypowiedział. No i cóż, zastanowiłem się nad jego słowami. Nie powiem. Ale w rzeczywistości, krzyczałem cały czas :
- Aaaa! Dajcie mi spokój, sami jesteście homo, okey, nie przeszkadza mi to, ale czemu zaraz mnie w to wciągacie? Nie macie innych kolegów?! - i właśnie wtedy Yumichika rzucił argument nie do przebicia :
- Oj, nie denerwuj się tak! Po prostu pomyśleliśmy, że z ciebie byłoby takie słodkie uke, nooo!
- Ż-Że co, słucham..? - zatkało mnie. Znowu. "Ja?! Uke?! Z jakiej paki!!!" - widząc moją na maksa wściekłą twarz, odezwał się także Ikkaku, który za pewne myślał, że uda mu się rozładować napięcie :
- Ej, chłopaki, nie róbcie sobie z niego żartów...Czemu zaraz uke? Przecież na seme też by się nadawał! Taki charakter...a ty co myślisz, Ichigo?
- Myślę, że nie powinniście tak swobodnie wypowiadać się na takie tematy. - odburknąłem czerwieniąc się. Ich słowa sprawiły, że zacząłem myśleć o rzeczach, o które nigdy bym siebie nie podejrzewał.
- Seme..? No cóż, trzeba by go było najpierw podszkolić! - wtrącił się ognistowłosy. "Podszkolić...co on ma na myśli..?" - pytanie retoryczne. Tak naprawdę dobrze znałem odpowiedź i co raz mniej mi się to podobało.
- No więc, Ichigo? - zwrócił się do mnie Ayasegawa.
- C-Co? - odpowiedziałem niepewnie pytaniem.
- Jak "co", wchodzisz z nami, czy nie? Nikt cię nie zmusza. Jeśli nie chcesz, możesz iść do domu.
- Jakiś łaskawy... - szepnąłem. Na szczęście nikt tego nie usłyszał.
- No Ichigo! Nie daj się prosić! - jęczał Renji, uwiesiwszy się na mojej szyi. Odepchnąłem go natychmiast. Kto wie, jaki miał w tym interes...
- Um...ja...nie wiem. Muszę to przemyśleć. Idzie sami, najwyżej was dogonię. - odparłem z małym drżeniem w głosie.
- Dobra. - zgodzili się wszyscy trzej, po czym weszli do środka. Ot tak, po prostu. Jakby wchodzili do kawiarni, nie to gejowskiego klubu. "No pięknie...I co ja tu jeszcze robię?!" - skarciłem się w myślach. Już miałem się odwrócić i odejść, kiedy nagle GO zobaczyłem.
Szedł jakby nigdy nic, po lewej stronie chodnika. W czarnym płaszczu, którym miał przysłonięta część twarzy. Bardzo jasnej twarzy, o tak nietypowym kolorze, że aż miło było spojrzeć. To tak, jakby chociaż na chwilę oderwać się od żmudnej rzeczywistości i odnaleźć w swym życiu iskierkę nadziei. "Zaraz, zaraz, zaraz, zaraz! Czemu ja tak myślę o facecie!!! Hello, ziemia do Ichigo!!! Kurnaaa! To wszystko przez nich!!! - tak..w sumie można by zrzucić winę na Madarame, Abaraia i Ayasegawe. Oni pobudzili część mojego serca, mojej natury, która zawsze był uśpiona i ani myślała się budzić.
Wracając do chwili. Nie wiem czemu, ale nie mogłem oderwać wzroku od tej jasnej cery. W dodatku jeszcze te włosy. Białe, lśniące, po prostu piękne. Moje życie zwolniło na moment, kiedy ON przeszedł koło mnie. Moje serce znowu przyspieszyło swój rytm, kiedy spojrzał na mnie. Trwało to ułamek sekundy, nie więcej. Ale wystarczyło, aby obleciał mnie lodowaty dreszcz. Jego czarne źrenice prześlizgnęły się po moim ciele. Nie umiałem odwrócić wzroku, od złotych tęczówek. Całość jego idealnego wyglądu dopełniały czarne białka, zapewne zafarbowane w jakimś zakładzie kosmetycznym. Pierwsze, co o nim pomyślałem to to, że nie chcę, żeby odszedł. Chcę zatrzymać go przy sobie i nikomu go nie oddać. Ochronić go przed złem tego świata, przed jego ciemną, zepsuta stroną. Kiedy był o krok ode mnie, poczułem jego zapach. Delikatny, ale zdecydowany. Najpiękniejszy, jaki poczułem.
Trudno uwierzyć, ale działo się to w jakieś 5 sekund, jednakże odbierane przez mnie bodźce, mówiły same za siebie. Dla mnie była to wieczność. Wieczność z nim. Mogłoby tak zostać, nawet, jeśli to istnie gejowskie fantazje. Tymczasem nieznajomy wyminął mnie i skręcił... No właśnie. Do tego samego klubu, w którym przed jeszcze chwilą zniknęli Renji, Ikkaku i Yumichika. Pociągnął zdecydowanie za klamkę i już go nie było. Moje życie wróciło do normy. Ale ja zdecydowałem. "Nie chcę żyć w tej normie"..
Sam siebie nie poznawałem. Na pewno komicznie musiało wyglądać, kiedy zacząłem skradać się do drzwi tego klubu. Każdy mój krok był ostrożny, przemyślany. Tak, jakby ziemia, na której stałem, miała się zaraz zawalić. "To absurd! Dlaczego wszyscy wchodzą tutaj normalnie, a ja się czaję, jakby było to nie wiadomo co?!" - przemknęło mi przez myśl. Dlatego też resztę odległości do drzwi przebyłem normalnie. Dopiero przed samym wejściem zatrzymałem się. "Czy ja na pewno dobrze robię..?" - jednak było już za późno, na takie refleksje. Nie, kiedy jeszcze całkiem niedawno zachwycałem się facetem..."No cóż.." - przełknąłem ślinę, odetchnąłem głęboko dla uspokojenia i wszedłem.
Na początku ogłupiałem zupełnie. Było dosyć ciemno, jedyne oświetlenia były w sali na przeciw mnie. Ja natomiast stałem w takim jakby...przedsionku. Stąd mogłem pójść albo do sali na przeciwko, skąd dobiegała głośna muzyka, śmiechy i widocznie zabawa trwała w najlepsze. Ale były jeszcze dwie drogi. Jedna, w prawo, do pewnego rodzaju przebieralni, jak zdążyłem zauważyć, a druga do jeszcze jakiejś innej części klubu. Tam nie było widać niczego. Mój wybór wydawał się być jasny. Skierowałem się do, bodajże, głównej sali.
Drzwi tam były otworzone na oścież, dlatego też wślizgnąłem się tam jakoś. W środku przypominało mi bar. Jeden z największych, jaki widziałem, w centrum miasta. Wokół były stoliki, gdzie siedzieli różni mężczyźni. W lewym rogu sali, była ogromna scena, na której jakaś grupa grała wolne kawałki. Na wprost, barek, przy którym także siedzieli mężczyźni. I co się dziwić, w końcu to męski klub...
Nagle ktoś złapał mnie z tyłu za koszulę. Kiedy odwróciłem się, ujrzałem dobrze zbudowanego (nie licząc tłuszczu...), przerośniętego, o zgrozo, ochroniarza.
- Młody, a ty dokąd? - zapytał mnie.
- E..em..no..tego..ja chciałem.. - to, co ''chciałem" nie umiało mi przejść przez gardło.
- Myślisz, że tu można sobie, od tak wejść?
- Inni wchodzą... - szepnąłem bardziej do siebie, niż do niego. "I gdzie są teraz ci moi "przyjaciele"?" - myślałem...
- Co ty tam mruczysz?
- Nie, nic..
- Skoro tak, to chyba będę zmuszony cię wyprosić...Chyba, że...
- Że? - spytałem z iskrą nadziei w głosie.
- Że jakoś umilisz mi pobyt w tej robocie... - wyszeptał mi to ucha. Przeleciał mnie dreszcz. Nie taki, jaki poczułem wcześniej. To był dreszcz obrzydzenia. "Czego ja się spodziewałem...i to w takim miejscu..." - Nic nie mówisz? Twoje milczenie uznaję za zgodę... - powiedział i zaczął prowadzić mnie w stronę jakiś ciemnic, które znajdowały się po lewej stronie od wejścia.
- N-Nie! - pisnąłem cicho. Na nic więcej nie było mnie stać. Zacząłem się więc szarpać.
- Nie wierć się tak! - huknął na mnie. Jego podniesiony głos spowodował, że kilka osób spojrzało w naszym kierunku.
- Puszczaj! - krzyknąłem już o wiele głośniej. On jednak nie zważał na moje rozpaczliwe próby ucieczki. "Aaaa! Jeśli zaraz czegoś nie wymyślę, zostanę zgwałcony! I to w takim miejscu! Ludzie, po co ja tu w ogóle przychodziłem..." - zacząłem panikować. Tymczasem nikt nie kwapił mi się przyjść z pomocą...
- Omaeda! - ostrzegawczy, pełen złości głos, zatrzymał ochroniarza, który stanął jak wryty. Ja sam także się przestraszyłem. Jednakże za przykładem mojego oprawcy, odwróciłem się w stronę, z której owy głos dobiegał i...oniemiałem.
- Co ty wyrabiasz?! Za to ci płacą?! - zapytał z furią w głosie...ten sam chłopak, którym wcześniej tak się zauroczyłem. Wtedy pomyślałem, że jestem w niebie.
- Eh...ja..ja nic nie robię! Chciałem chłopaka po prostu do drzwi odprowadzić! Nic więcej! Jest za młody, jest tutaj sam...
- Nie jest sam. Jest ze mną.
- C-co..?! - ochroniarz był zdaje się tak samo zszokowany jak ja.
- Ogłuchłeś?! - wywarczał mój obrońca.
- A-Ale...
- Puść go.
- No..
- Kurna, nie słyszysz jak się do ciebie mówi?!
- J-Już... - po tych słowach uścisk na moim ramieniu zelżał.
- Jeśli nie chcesz mieć kłopotów, to radzę ci w tej chwili iść i pilnować klubu, jak należy. A ty - tu zwrócił się do mnie. Moje serce znów przyspieszyło i poczułem, że się rumienię. - Chodź ze mną. W końcu Omaeda nie mógł cię zatrzymać tak "za nic"..
- Ale..Ale ja naprawdę nic nie zrobiłem! - próbowałem się bronić. Nagle jednak albinos znalazł się tuż przy mnie, obejmując mnie lekko w tali i przybliżając nieco głowę w kierunku mojego ucha, wyszeptał :
- Lepiej rób, co mówię. - zabrzmiało to troszkę niczym groźba, no ale cóż. Wtedy poczułem, że z tym facetem poszedłbym nawet na koniec świata...
***************************************************************************************************************************
Yo minna! Notka o jeden dzień wcześniej ^3^ Mam teraz ferie i postanowiłam, że...notki będą teraz codziennie ^^ Haha ♥
jutro
w czwartek
i w piątek
To takie wynagrodzenie, za brak wcześniejszych ;)
- No... - odezwał się Renji, nieco zmieszany moją reakcją.
- Co "No", tylko tyle masz mi do powiedzenia???? - wybuchłem. "Co oni, wszyscy powariowali?!" - myślałam.
- Eh...Ichigo, naprawdę, mógłbyś chociaż spróbować, zanim zaczniesz tak negatywnie postrzegać te rzeczy.. - Ayasegawa także się wypowiedział. No i cóż, zastanowiłem się nad jego słowami. Nie powiem. Ale w rzeczywistości, krzyczałem cały czas :
- Aaaa! Dajcie mi spokój, sami jesteście homo, okey, nie przeszkadza mi to, ale czemu zaraz mnie w to wciągacie? Nie macie innych kolegów?! - i właśnie wtedy Yumichika rzucił argument nie do przebicia :
- Oj, nie denerwuj się tak! Po prostu pomyśleliśmy, że z ciebie byłoby takie słodkie uke, nooo!
- Ż-Że co, słucham..? - zatkało mnie. Znowu. "Ja?! Uke?! Z jakiej paki!!!" - widząc moją na maksa wściekłą twarz, odezwał się także Ikkaku, który za pewne myślał, że uda mu się rozładować napięcie :
- Ej, chłopaki, nie róbcie sobie z niego żartów...Czemu zaraz uke? Przecież na seme też by się nadawał! Taki charakter...a ty co myślisz, Ichigo?
- Myślę, że nie powinniście tak swobodnie wypowiadać się na takie tematy. - odburknąłem czerwieniąc się. Ich słowa sprawiły, że zacząłem myśleć o rzeczach, o które nigdy bym siebie nie podejrzewał.
- Seme..? No cóż, trzeba by go było najpierw podszkolić! - wtrącił się ognistowłosy. "Podszkolić...co on ma na myśli..?" - pytanie retoryczne. Tak naprawdę dobrze znałem odpowiedź i co raz mniej mi się to podobało.
- No więc, Ichigo? - zwrócił się do mnie Ayasegawa.
- C-Co? - odpowiedziałem niepewnie pytaniem.
- Jak "co", wchodzisz z nami, czy nie? Nikt cię nie zmusza. Jeśli nie chcesz, możesz iść do domu.
- Jakiś łaskawy... - szepnąłem. Na szczęście nikt tego nie usłyszał.
- No Ichigo! Nie daj się prosić! - jęczał Renji, uwiesiwszy się na mojej szyi. Odepchnąłem go natychmiast. Kto wie, jaki miał w tym interes...
- Um...ja...nie wiem. Muszę to przemyśleć. Idzie sami, najwyżej was dogonię. - odparłem z małym drżeniem w głosie.
- Dobra. - zgodzili się wszyscy trzej, po czym weszli do środka. Ot tak, po prostu. Jakby wchodzili do kawiarni, nie to gejowskiego klubu. "No pięknie...I co ja tu jeszcze robię?!" - skarciłem się w myślach. Już miałem się odwrócić i odejść, kiedy nagle GO zobaczyłem.
Szedł jakby nigdy nic, po lewej stronie chodnika. W czarnym płaszczu, którym miał przysłonięta część twarzy. Bardzo jasnej twarzy, o tak nietypowym kolorze, że aż miło było spojrzeć. To tak, jakby chociaż na chwilę oderwać się od żmudnej rzeczywistości i odnaleźć w swym życiu iskierkę nadziei. "Zaraz, zaraz, zaraz, zaraz! Czemu ja tak myślę o facecie!!! Hello, ziemia do Ichigo!!! Kurnaaa! To wszystko przez nich!!! - tak..w sumie można by zrzucić winę na Madarame, Abaraia i Ayasegawe. Oni pobudzili część mojego serca, mojej natury, która zawsze był uśpiona i ani myślała się budzić.
Wracając do chwili. Nie wiem czemu, ale nie mogłem oderwać wzroku od tej jasnej cery. W dodatku jeszcze te włosy. Białe, lśniące, po prostu piękne. Moje życie zwolniło na moment, kiedy ON przeszedł koło mnie. Moje serce znowu przyspieszyło swój rytm, kiedy spojrzał na mnie. Trwało to ułamek sekundy, nie więcej. Ale wystarczyło, aby obleciał mnie lodowaty dreszcz. Jego czarne źrenice prześlizgnęły się po moim ciele. Nie umiałem odwrócić wzroku, od złotych tęczówek. Całość jego idealnego wyglądu dopełniały czarne białka, zapewne zafarbowane w jakimś zakładzie kosmetycznym. Pierwsze, co o nim pomyślałem to to, że nie chcę, żeby odszedł. Chcę zatrzymać go przy sobie i nikomu go nie oddać. Ochronić go przed złem tego świata, przed jego ciemną, zepsuta stroną. Kiedy był o krok ode mnie, poczułem jego zapach. Delikatny, ale zdecydowany. Najpiękniejszy, jaki poczułem.
Trudno uwierzyć, ale działo się to w jakieś 5 sekund, jednakże odbierane przez mnie bodźce, mówiły same za siebie. Dla mnie była to wieczność. Wieczność z nim. Mogłoby tak zostać, nawet, jeśli to istnie gejowskie fantazje. Tymczasem nieznajomy wyminął mnie i skręcił... No właśnie. Do tego samego klubu, w którym przed jeszcze chwilą zniknęli Renji, Ikkaku i Yumichika. Pociągnął zdecydowanie za klamkę i już go nie było. Moje życie wróciło do normy. Ale ja zdecydowałem. "Nie chcę żyć w tej normie"..
Sam siebie nie poznawałem. Na pewno komicznie musiało wyglądać, kiedy zacząłem skradać się do drzwi tego klubu. Każdy mój krok był ostrożny, przemyślany. Tak, jakby ziemia, na której stałem, miała się zaraz zawalić. "To absurd! Dlaczego wszyscy wchodzą tutaj normalnie, a ja się czaję, jakby było to nie wiadomo co?!" - przemknęło mi przez myśl. Dlatego też resztę odległości do drzwi przebyłem normalnie. Dopiero przed samym wejściem zatrzymałem się. "Czy ja na pewno dobrze robię..?" - jednak było już za późno, na takie refleksje. Nie, kiedy jeszcze całkiem niedawno zachwycałem się facetem..."No cóż.." - przełknąłem ślinę, odetchnąłem głęboko dla uspokojenia i wszedłem.
Na początku ogłupiałem zupełnie. Było dosyć ciemno, jedyne oświetlenia były w sali na przeciw mnie. Ja natomiast stałem w takim jakby...przedsionku. Stąd mogłem pójść albo do sali na przeciwko, skąd dobiegała głośna muzyka, śmiechy i widocznie zabawa trwała w najlepsze. Ale były jeszcze dwie drogi. Jedna, w prawo, do pewnego rodzaju przebieralni, jak zdążyłem zauważyć, a druga do jeszcze jakiejś innej części klubu. Tam nie było widać niczego. Mój wybór wydawał się być jasny. Skierowałem się do, bodajże, głównej sali.
Drzwi tam były otworzone na oścież, dlatego też wślizgnąłem się tam jakoś. W środku przypominało mi bar. Jeden z największych, jaki widziałem, w centrum miasta. Wokół były stoliki, gdzie siedzieli różni mężczyźni. W lewym rogu sali, była ogromna scena, na której jakaś grupa grała wolne kawałki. Na wprost, barek, przy którym także siedzieli mężczyźni. I co się dziwić, w końcu to męski klub...
Nagle ktoś złapał mnie z tyłu za koszulę. Kiedy odwróciłem się, ujrzałem dobrze zbudowanego (nie licząc tłuszczu...), przerośniętego, o zgrozo, ochroniarza.
- Młody, a ty dokąd? - zapytał mnie.
- E..em..no..tego..ja chciałem.. - to, co ''chciałem" nie umiało mi przejść przez gardło.
- Myślisz, że tu można sobie, od tak wejść?
- Inni wchodzą... - szepnąłem bardziej do siebie, niż do niego. "I gdzie są teraz ci moi "przyjaciele"?" - myślałem...
- Co ty tam mruczysz?
- Nie, nic..
- Skoro tak, to chyba będę zmuszony cię wyprosić...Chyba, że...
- Że? - spytałem z iskrą nadziei w głosie.
- Że jakoś umilisz mi pobyt w tej robocie... - wyszeptał mi to ucha. Przeleciał mnie dreszcz. Nie taki, jaki poczułem wcześniej. To był dreszcz obrzydzenia. "Czego ja się spodziewałem...i to w takim miejscu..." - Nic nie mówisz? Twoje milczenie uznaję za zgodę... - powiedział i zaczął prowadzić mnie w stronę jakiś ciemnic, które znajdowały się po lewej stronie od wejścia.
- N-Nie! - pisnąłem cicho. Na nic więcej nie było mnie stać. Zacząłem się więc szarpać.
- Nie wierć się tak! - huknął na mnie. Jego podniesiony głos spowodował, że kilka osób spojrzało w naszym kierunku.
- Puszczaj! - krzyknąłem już o wiele głośniej. On jednak nie zważał na moje rozpaczliwe próby ucieczki. "Aaaa! Jeśli zaraz czegoś nie wymyślę, zostanę zgwałcony! I to w takim miejscu! Ludzie, po co ja tu w ogóle przychodziłem..." - zacząłem panikować. Tymczasem nikt nie kwapił mi się przyjść z pomocą...
- Omaeda! - ostrzegawczy, pełen złości głos, zatrzymał ochroniarza, który stanął jak wryty. Ja sam także się przestraszyłem. Jednakże za przykładem mojego oprawcy, odwróciłem się w stronę, z której owy głos dobiegał i...oniemiałem.
- Co ty wyrabiasz?! Za to ci płacą?! - zapytał z furią w głosie...ten sam chłopak, którym wcześniej tak się zauroczyłem. Wtedy pomyślałem, że jestem w niebie.
- Eh...ja..ja nic nie robię! Chciałem chłopaka po prostu do drzwi odprowadzić! Nic więcej! Jest za młody, jest tutaj sam...
- Nie jest sam. Jest ze mną.
- C-co..?! - ochroniarz był zdaje się tak samo zszokowany jak ja.
- Ogłuchłeś?! - wywarczał mój obrońca.
- A-Ale...
- Puść go.
- No..
- Kurna, nie słyszysz jak się do ciebie mówi?!
- J-Już... - po tych słowach uścisk na moim ramieniu zelżał.
- Jeśli nie chcesz mieć kłopotów, to radzę ci w tej chwili iść i pilnować klubu, jak należy. A ty - tu zwrócił się do mnie. Moje serce znów przyspieszyło i poczułem, że się rumienię. - Chodź ze mną. W końcu Omaeda nie mógł cię zatrzymać tak "za nic"..
- Ale..Ale ja naprawdę nic nie zrobiłem! - próbowałem się bronić. Nagle jednak albinos znalazł się tuż przy mnie, obejmując mnie lekko w tali i przybliżając nieco głowę w kierunku mojego ucha, wyszeptał :
- Lepiej rób, co mówię. - zabrzmiało to troszkę niczym groźba, no ale cóż. Wtedy poczułem, że z tym facetem poszedłbym nawet na koniec świata...
***************************************************************************************************************************
Yo minna! Notka o jeden dzień wcześniej ^3^ Mam teraz ferie i postanowiłam, że...notki będą teraz codziennie ^^ Haha ♥
jutro
w czwartek
i w piątek
To takie wynagrodzenie, za brak wcześniejszych ;)
piątek, 14 lutego 2014
Tragedy called love cz.1
Yo minna!
No więc rozpoczynamy kolejne opowiadanie, tym razem Hichi uke. No i...jeny, nie wiem co napisać -.-'. Ok..trochę o opku..Narracja 1-osobowa (znowu opowiada Ichi!), miejsce akcji : Karakura, no i...Kurosaki nie jest shinigami ^^. Jest on sobie takim (nie)zwykłym nastolatkiem z (nie)zwykłymi przyjaciółmi, którzy też nie są shinigami....Zepsułam niespodziankę?
*************************************************************************************************************************************************
Ostatnio w moim życiu dużo się działo. Chciałbym to wszystko opisać, tak, aby przetrwało na wieki. Nie wiem, czy potrafię odwzorować to wszytko tak, jak było na prawdę, ale postaram się. To moja historia. Jestem Kurosaki Ichigo, mam 18 lat i po wakacjach pójdę na studia. To, co chciałbym przekazać, to ostatnie 2 lata mojego życia. Niezapomniane 2 lata, po których nic już nie jest takie samo...
Ale zacznijmy od początku. Cofnijmy się o te dwa lata w tył...
Dzień, który raz na zawsze odmienił moje życie, zapowiadał się normalnie. Miałem wtedy 16 lat, chodziłem do liceum w moim rodzinnym mieście, Karakurze. Nie jest to duża miejscowość, ale też nie wieś. Tu się wychowywałem i mieszkam nadal. Myślę jednak nad przeprowadzką. Za dużo tu wspomnień.
W liceum głównie kolegowałem się z Chadem, Keigo i (? dziwie się sobie) Ishidą. Moje życie było normalne. Razem z chłopakami nie wyróżnialiśmy się zbytnio niczym, chyba, że Asano. On wyróżniał się swoją głupotą. Serio. Nie było drugiego takiego debila w całej Japonii...
Keigo lubił życie towarzyskie. Zawsze wieczorami wyciągał nas na miasto. Wiele z tych wypadów przepłaciłem spaniem na lekcjach. Jedynie Ishida nigdy z nami wychodził. Musiał się uczyć.
Najczęściej szwendaliśmy się bez celu po centrum. Czasami, kiedy mieliśmy przy sobie trochę grosza, wpadaliśmy do barów. Niezapomniane czasy. Jednak coś się wydarzyło. Coś, co sprawiło, że przestałem się z nimi przyjaźnić.
W połowie roku doszli do nas nowi uczniowie z Yokohamy. Byli to Renji, Yumichika i Ikkaku. Niby nic takiego, a jednak.
Siedziałem sobie spokojnie na przerwie z moimi kumplami, kiedy nagle podszedł do mnie jeden z tych nowych.
- Ty jesteś Kurosaki Ichigo? - zapytał Ayasegawa patrząc prosto na mnie.
- Tak.. - powiedziałem niepewnie, nie wiedząc, o co mu chodzi.
- Możemy porozmawiać? - w odpowiedzi skinąłem głową, czekając, aż zacznie. Nie wspominam, że Chada, Ishide i Keigo traktował jak powietrze.
- Ale..tak na osobności. - "A więc jednak ich zauważył." - pomyślałem i przewróciłem oczami.
- Czemu nie, tylko szybko. - zaraz potem wstałem i poszedłem za Yumichiką w boczny korytarz, zostawiając zszokowanych przyjaciół za sobą. (wszyscy wzrok 0_o).
Co było najlepsze? Że w korytarzu stali Abarai i Madarame.
- Czy nie mieliśmy czasem rozmawiać na osobności?! - spytałem z wyrzutem.
- Oj Ichigo, nie gorączkuj się tak, chcieliśmy mieć cię tylko dla siebie... - odpowiedział mi czerwonowłosy. "Że co oni kurna chcieli???"
- Nie przypominam sobie, żebyśmy byli na ty. - odburknąłem cicho, czerwieniąc się.
- Ale teraz już jesteśmy. - powiedział Abarai, po czym się uśmiechnął się...dziwnie. - Jestem Renji, to Yumichika. - wskazał głową na nietypowego chłopak (chodzi o te piórka) o fiołkowych oczach - A ten łysy to Ikkaku.
- Co??? - Madarame zareagował natychmiast. Chwycił Renjiego w pół i przewalił na ziemię, przygniatając mu twarz nogą. - Nie jestem łysy!!! Jest po prostu ogolony, jasne??? Jeszcze raz mnie tak nazwiesz, a ci nogi z dupy powyrywam!!!
- Jasne, jasne, tylko już ze mnie zejdź! - wykrzyczał Abarai i kiedy Ikkaku łaskawie zabrał z niego nogę, wstał. Ayasegawa tymczasem wyglądał, jakby dla niego takie sytuacje miały miejsce więcej, niż raz dziennie. -Yh...Przepraszam za niego.. - powiedział szkarłatnowłosy otrzepując mundurek z kurzu. - Przewrażliwiony jest i tyle... - szepnął do mnie tak, aby jego towarzysz go nie usłyszał. Ja uśmiechnąłem się tylko lekko do niego. Mimo tego całego zdarzenia, polubiłem ich. Nie wiedziałem tylko jeszcze, co z tego wszystkiego wyniknie..i czego oni ode mnie chcieli? - No więc.. - kontynuował Renji. - Mam sprawę. Właśnie po to chcieliśmy pogadać...Chodzi o to, że nikogo tu nie znamy, nie wiemy jak tu jest i w ogóle...Mógłbyś nas oprowadzić? - zapytał robiąc oczy szczeniaka.
- Jasne. - odpowiedziałem, na co wszyscy trzej uśmiechnęli się z wyraźną ulgą na twarzach.
- To idziemy? - wypalił Yumichika.
- No pewnie..Teraz?! - dopiero po chwili skumałem, o co chodziło. Tak...ten mój refleks...Jeszcze nie raz wpadałem przez niego w kłopoty.
- No a kiedy? - wtrącił się Madarame.
- Może tak po lekcjach? - zaproponowałem.
- Nie możemy teraz? Po lekcjach mamy inne plany. - wytłumaczył Abarai.
- Skoro tak... - odetchnąłem i ruszyłem w stronę stołówki, od której postanowiłem zacząć. Renji, Yumichika i Ikkaku podążyli za mną.
Oprowadzenie ich po najważniejszych miejscach w szkole zajęło mi całą długą przerwę. Trochę było mi szkoda Chada, Ishidy i Keigo, bo na początku obiecywałem im, że zjem z nimi bento. Cóż, sprawy potoczyły się trochę inaczej.
Naszą następną lekcją okazał się być język japoński. Gdy zadzwonił dzwonek, wszyscy usiedli w swoich ławkach. Czekaliśmy tak na naszą sen-sei, gdy nagle Rukia, która siedziała koło mnie, podała mi jakąś poskładaną karteczkę. Natychmiast domyśliłem się od kogo ona była, gdy dostrzegłem uśmiech Renjiego. A'propos. Wpadł on chyba w oko Kuchiki. Była moją najlepsza przyjaciółką, nie licząc chłopaków i dobrze ją znałem. Jej rozanielone spojrzenie wyraźnie wskazywało, że coś z nią nie tak. Nie zastanawiając się nad tym dłużej, rozłożyłem karteczkę i przeczytałem :
Dzisiaj po szkole, ja, Yumichika i Ikkkaku wybieramy się do klubu.
Gadałem z chłopakami i postanowiliśmy w ramach odwdzięczenia się
za oprowadzenie, zabrać cię ze sobą. Idziesz na to? - nie myśląc długo, odpisałem :
Co to za klub?
Następnie podałem Rukii karteczkę, żeby mogła podać ją do Abaraia. Ta przystała na to chętnie i już po chwili otrzymałem odpowiedź :
Niespodzianka ^3^
OK... - odpisałem niepewnie. Kiedy szkarłatnowłosy zobaczył, co odpisałem, wyszczerzył się w moim kierunku i szepnął przyjaciołom, że się zgodziłem.
Nareszcie nastał koniec lekcji. Przeciągnąłem się i ruszyłem na spotkanie z moimi nowo-poznanymi przyjaciółmi. Byłem już przy końcu korytarza, kiedy nagle drogę zagrodził mi Asano.
- Ichigooo! A ty dokąd? Zawsze przecież wracamy razem!
- Wybacz, Keigo. nie tym razem. - powiedziałem i wyminąłem go.
- Ale jak to?! Gdzie idziesz? - wypytywał idąc krok w krok za mną.
- Nie ważne. - odparłem chcąc go jak najszybciej zbyć.
- Ale ja chcę wiedzieeeeć! - zatrzymałem się i odwróciłem przodem do niego. Asano w ostatniej chwili wyhamował, tak to by na mnie wpadł.
- Umówiłem się z kimś. - odparłem poważnie.
- Z dziewczyną??? I co? Jaka ona jest? Ma może jakieś fajne koleżanki? - zalał mnie lawiną pytań. Postanowiłem brnąć w moje kłamstwo dalej. Nie chciałem, by wiedział, gdzie idę tak naprawdę.
- Tak, tak, fajna jest, ale to tylko znajoma. Mogę zapytać, czy nie ma żadnej koleżanki-singielki.
- O tak tak tak tak tak! Ichigo, dzięki Ci!!!! To ja trzymam kciuki!!! - wykrzyczał i uciekł. Westchnąłem ciężko i ruszyłem na spotkanie z chłopakami.
Abarai, Ayasegawa i Madarame już na mnie czekali.
- Yo Ichigo! Już myśleliśmy, że nie przyjdziesz! - powitał mnie Renji.
- Yo..powiecie mi teraz, gdzie w końcu idziemy? - zapytałem po raz kolejny.
- N-I-E... - powiedział Yumichika dzieląc wyraz na literki. Zabrzmiało to jakoś tak..zmysłowo? Hmmm...dla mnie wydawało się to dziwnie podejrzane, szczególnie, że Ikkaku spojrzał w tej samej chwili Ayasegawe..."E..ok..nie będę w to wnikać " -pomyślałem i dałem za wygraną. Ruszyliśmy w zupełnie nieznanym mi kierunku.
Jeśli myślicie, że poszliśmy do jakiegoś baru, kawiarni, na koncert czy chociażby do parku to grubo się mylicie. Po 35 minutach drogi stanęliśmy przed najsławniejszym gejowskim klubem go go.
- Że co kurna????! - wydarłem się, kiedy Ikkaku gestem zachęcił mnie do wejścia.
****************************************************************************************************************
Ok, jestem ciekawa, jak podoba Wam się cz.1 ^3^. Te opowiadanie będzie zaliczać się do tasiemców. Nie wiem, czy to dobrze, Wy musicie ocenić.
Ojoj. Dzisiaj Walentynki. Nie lubię tego święta -.-'. Walentynki od pewnego czasu spędzam z anime i wiecie co? Dobrze mi z tym. Myślałam jeszcze o tym, aby dodać posta walentynkowego, ale jakoś tak mi się zapomniało, poza tym, nie wiedziałabym raczej, co takiego napisać...(nieobeznana w tym święcie.) No cóż, mam cichą nadzieję, że pierwsza część TCL będzie wystarczającym prezentem na walentynki.
No, to wszystko. Kontynuacja w środę *w*
No więc rozpoczynamy kolejne opowiadanie, tym razem Hichi uke. No i...jeny, nie wiem co napisać -.-'. Ok..trochę o opku..Narracja 1-osobowa (znowu opowiada Ichi!), miejsce akcji : Karakura, no i...Kurosaki nie jest shinigami ^^. Jest on sobie takim (nie)zwykłym nastolatkiem z (nie)zwykłymi przyjaciółmi, którzy też nie są shinigami....Zepsułam niespodziankę?
*************************************************************************************************************************************************
Ostatnio w moim życiu dużo się działo. Chciałbym to wszystko opisać, tak, aby przetrwało na wieki. Nie wiem, czy potrafię odwzorować to wszytko tak, jak było na prawdę, ale postaram się. To moja historia. Jestem Kurosaki Ichigo, mam 18 lat i po wakacjach pójdę na studia. To, co chciałbym przekazać, to ostatnie 2 lata mojego życia. Niezapomniane 2 lata, po których nic już nie jest takie samo...
Ale zacznijmy od początku. Cofnijmy się o te dwa lata w tył...
Dzień, który raz na zawsze odmienił moje życie, zapowiadał się normalnie. Miałem wtedy 16 lat, chodziłem do liceum w moim rodzinnym mieście, Karakurze. Nie jest to duża miejscowość, ale też nie wieś. Tu się wychowywałem i mieszkam nadal. Myślę jednak nad przeprowadzką. Za dużo tu wspomnień.
W liceum głównie kolegowałem się z Chadem, Keigo i (? dziwie się sobie) Ishidą. Moje życie było normalne. Razem z chłopakami nie wyróżnialiśmy się zbytnio niczym, chyba, że Asano. On wyróżniał się swoją głupotą. Serio. Nie było drugiego takiego debila w całej Japonii...
Keigo lubił życie towarzyskie. Zawsze wieczorami wyciągał nas na miasto. Wiele z tych wypadów przepłaciłem spaniem na lekcjach. Jedynie Ishida nigdy z nami wychodził. Musiał się uczyć.
Najczęściej szwendaliśmy się bez celu po centrum. Czasami, kiedy mieliśmy przy sobie trochę grosza, wpadaliśmy do barów. Niezapomniane czasy. Jednak coś się wydarzyło. Coś, co sprawiło, że przestałem się z nimi przyjaźnić.
W połowie roku doszli do nas nowi uczniowie z Yokohamy. Byli to Renji, Yumichika i Ikkaku. Niby nic takiego, a jednak.
Siedziałem sobie spokojnie na przerwie z moimi kumplami, kiedy nagle podszedł do mnie jeden z tych nowych.
- Ty jesteś Kurosaki Ichigo? - zapytał Ayasegawa patrząc prosto na mnie.
- Tak.. - powiedziałem niepewnie, nie wiedząc, o co mu chodzi.
- Możemy porozmawiać? - w odpowiedzi skinąłem głową, czekając, aż zacznie. Nie wspominam, że Chada, Ishide i Keigo traktował jak powietrze.
- Ale..tak na osobności. - "A więc jednak ich zauważył." - pomyślałem i przewróciłem oczami.
- Czemu nie, tylko szybko. - zaraz potem wstałem i poszedłem za Yumichiką w boczny korytarz, zostawiając zszokowanych przyjaciół za sobą. (wszyscy wzrok 0_o).
Co było najlepsze? Że w korytarzu stali Abarai i Madarame.
- Czy nie mieliśmy czasem rozmawiać na osobności?! - spytałem z wyrzutem.
- Oj Ichigo, nie gorączkuj się tak, chcieliśmy mieć cię tylko dla siebie... - odpowiedział mi czerwonowłosy. "Że co oni kurna chcieli???"
- Nie przypominam sobie, żebyśmy byli na ty. - odburknąłem cicho, czerwieniąc się.
- Ale teraz już jesteśmy. - powiedział Abarai, po czym się uśmiechnął się...dziwnie. - Jestem Renji, to Yumichika. - wskazał głową na nietypowego chłopak (chodzi o te piórka) o fiołkowych oczach - A ten łysy to Ikkaku.
- Co??? - Madarame zareagował natychmiast. Chwycił Renjiego w pół i przewalił na ziemię, przygniatając mu twarz nogą. - Nie jestem łysy!!! Jest po prostu ogolony, jasne??? Jeszcze raz mnie tak nazwiesz, a ci nogi z dupy powyrywam!!!
- Jasne, jasne, tylko już ze mnie zejdź! - wykrzyczał Abarai i kiedy Ikkaku łaskawie zabrał z niego nogę, wstał. Ayasegawa tymczasem wyglądał, jakby dla niego takie sytuacje miały miejsce więcej, niż raz dziennie. -Yh...Przepraszam za niego.. - powiedział szkarłatnowłosy otrzepując mundurek z kurzu. - Przewrażliwiony jest i tyle... - szepnął do mnie tak, aby jego towarzysz go nie usłyszał. Ja uśmiechnąłem się tylko lekko do niego. Mimo tego całego zdarzenia, polubiłem ich. Nie wiedziałem tylko jeszcze, co z tego wszystkiego wyniknie..i czego oni ode mnie chcieli? - No więc.. - kontynuował Renji. - Mam sprawę. Właśnie po to chcieliśmy pogadać...Chodzi o to, że nikogo tu nie znamy, nie wiemy jak tu jest i w ogóle...Mógłbyś nas oprowadzić? - zapytał robiąc oczy szczeniaka.
- Jasne. - odpowiedziałem, na co wszyscy trzej uśmiechnęli się z wyraźną ulgą na twarzach.
- To idziemy? - wypalił Yumichika.
- No pewnie..Teraz?! - dopiero po chwili skumałem, o co chodziło. Tak...ten mój refleks...Jeszcze nie raz wpadałem przez niego w kłopoty.
- No a kiedy? - wtrącił się Madarame.
- Może tak po lekcjach? - zaproponowałem.
- Nie możemy teraz? Po lekcjach mamy inne plany. - wytłumaczył Abarai.
- Skoro tak... - odetchnąłem i ruszyłem w stronę stołówki, od której postanowiłem zacząć. Renji, Yumichika i Ikkaku podążyli za mną.
Oprowadzenie ich po najważniejszych miejscach w szkole zajęło mi całą długą przerwę. Trochę było mi szkoda Chada, Ishidy i Keigo, bo na początku obiecywałem im, że zjem z nimi bento. Cóż, sprawy potoczyły się trochę inaczej.
Naszą następną lekcją okazał się być język japoński. Gdy zadzwonił dzwonek, wszyscy usiedli w swoich ławkach. Czekaliśmy tak na naszą sen-sei, gdy nagle Rukia, która siedziała koło mnie, podała mi jakąś poskładaną karteczkę. Natychmiast domyśliłem się od kogo ona była, gdy dostrzegłem uśmiech Renjiego. A'propos. Wpadł on chyba w oko Kuchiki. Była moją najlepsza przyjaciółką, nie licząc chłopaków i dobrze ją znałem. Jej rozanielone spojrzenie wyraźnie wskazywało, że coś z nią nie tak. Nie zastanawiając się nad tym dłużej, rozłożyłem karteczkę i przeczytałem :
Dzisiaj po szkole, ja, Yumichika i Ikkkaku wybieramy się do klubu.
Gadałem z chłopakami i postanowiliśmy w ramach odwdzięczenia się
za oprowadzenie, zabrać cię ze sobą. Idziesz na to? - nie myśląc długo, odpisałem :
Co to za klub?
Następnie podałem Rukii karteczkę, żeby mogła podać ją do Abaraia. Ta przystała na to chętnie i już po chwili otrzymałem odpowiedź :
Niespodzianka ^3^
OK... - odpisałem niepewnie. Kiedy szkarłatnowłosy zobaczył, co odpisałem, wyszczerzył się w moim kierunku i szepnął przyjaciołom, że się zgodziłem.
Nareszcie nastał koniec lekcji. Przeciągnąłem się i ruszyłem na spotkanie z moimi nowo-poznanymi przyjaciółmi. Byłem już przy końcu korytarza, kiedy nagle drogę zagrodził mi Asano.
- Ichigooo! A ty dokąd? Zawsze przecież wracamy razem!
- Wybacz, Keigo. nie tym razem. - powiedziałem i wyminąłem go.
- Ale jak to?! Gdzie idziesz? - wypytywał idąc krok w krok za mną.
- Nie ważne. - odparłem chcąc go jak najszybciej zbyć.
- Ale ja chcę wiedzieeeeć! - zatrzymałem się i odwróciłem przodem do niego. Asano w ostatniej chwili wyhamował, tak to by na mnie wpadł.
- Umówiłem się z kimś. - odparłem poważnie.
- Z dziewczyną??? I co? Jaka ona jest? Ma może jakieś fajne koleżanki? - zalał mnie lawiną pytań. Postanowiłem brnąć w moje kłamstwo dalej. Nie chciałem, by wiedział, gdzie idę tak naprawdę.
- Tak, tak, fajna jest, ale to tylko znajoma. Mogę zapytać, czy nie ma żadnej koleżanki-singielki.
- O tak tak tak tak tak! Ichigo, dzięki Ci!!!! To ja trzymam kciuki!!! - wykrzyczał i uciekł. Westchnąłem ciężko i ruszyłem na spotkanie z chłopakami.
Abarai, Ayasegawa i Madarame już na mnie czekali.
- Yo Ichigo! Już myśleliśmy, że nie przyjdziesz! - powitał mnie Renji.
- Yo..powiecie mi teraz, gdzie w końcu idziemy? - zapytałem po raz kolejny.
- N-I-E... - powiedział Yumichika dzieląc wyraz na literki. Zabrzmiało to jakoś tak..zmysłowo? Hmmm...dla mnie wydawało się to dziwnie podejrzane, szczególnie, że Ikkaku spojrzał w tej samej chwili Ayasegawe..."E..ok..nie będę w to wnikać " -pomyślałem i dałem za wygraną. Ruszyliśmy w zupełnie nieznanym mi kierunku.
Jeśli myślicie, że poszliśmy do jakiegoś baru, kawiarni, na koncert czy chociażby do parku to grubo się mylicie. Po 35 minutach drogi stanęliśmy przed najsławniejszym gejowskim klubem go go.
- Że co kurna????! - wydarłem się, kiedy Ikkaku gestem zachęcił mnie do wejścia.
****************************************************************************************************************
Ok, jestem ciekawa, jak podoba Wam się cz.1 ^3^. Te opowiadanie będzie zaliczać się do tasiemców. Nie wiem, czy to dobrze, Wy musicie ocenić.
Ojoj. Dzisiaj Walentynki. Nie lubię tego święta -.-'. Walentynki od pewnego czasu spędzam z anime i wiecie co? Dobrze mi z tym. Myślałam jeszcze o tym, aby dodać posta walentynkowego, ale jakoś tak mi się zapomniało, poza tym, nie wiedziałabym raczej, co takiego napisać...(nieobeznana w tym święcie.) No cóż, mam cichą nadzieję, że pierwsza część TCL będzie wystarczającym prezentem na walentynki.
No, to wszystko. Kontynuacja w środę *w*
środa, 12 lutego 2014
Road to Love III
http://www.youtube.com/watch?v=QXwPUYU8rTI
http://www.youtube.com/watch?v=lT67liGjZhw&list=WLVdPBJnbsYKd6ruw-VoHpePC32BUEkgLY
- pasująca muzyczka :3
****************************************************************************************************************************************************
Urahara zaniepokojony tym nagłym krzykiem, założył na głowę swój kapelusz i wyszedł przed swój sklep. Zobaczył tam coś, czego nigdy w życiu nie spodziewałby się zobaczyć : klęczący, płaczący Ichigo i Rukia, a tuż obok nich, prawie zupełnie niewzruszony Abarai. Nikt nawet nie zauważył przyjścia Kisuke.
- Halo, co się tutaj dzieje? - próbował zwrócić na siebie uwagę. W końcu mu się udało. Renji powoli odwrócił się od zrozpaczonych przyjaciół i podszedł do sklepikarza.
- Ichigo właśnie dowiedział się o śmierci rodziny. - powiedział. Jego twarz nie ukazywała prawie żadnych emocji.
- Mówiłem, że najlepiej, gdyby się o tym dowiedział będąc u mnie. - westchnął Urahara i ponownie spojrzał na Kurosakiego. Był w naprawdę ciężkim emocjonalnie, stanie.
- Przecież jest u ciebie! - powiedział Renji patrząc na bramę, którą niedawno przekroczyli.
- Chodziło mi oto, aby był wtedy u mnie w domu. A z resztą, po prostu przekonaj go teraz, aby wszedł do środka.
- Niby jak?! Nie widzisz, w jakim jest stanie?!
- Ehhh... - Urahara westchnął ciężko po raz kolejny i podszedł do dwójki klęczącej na ziemi.
- Kuchiki - san, Kurosaki - san. - zwrócił się do nich. Zareagowała jedynie Rukia. Ichigo nadal patrzył martwo w ziemię, na której pojawiało się co raz więcej słonych kropel.
- T-Tak? - odezwała się czarnowłosa.
- Wejdźmy do mnie. Zaparzę herbatę, uspokoicie się i będziemy mogli porozmawiać...
- Porozmawiać o czym?! - wybuchnął nagle nastolatek. - Moja rodzina nie żyje! I o czym ja mam teraz z wami rozmawiać??! Obiecywałem tyle razy, ze będę ich chronić i co?! I nic z tego! Oni odeszli...
- Ichigo...- szepnęła Rukia i wstała podając mu rękę. Zastępczy jej jednak nie przyjął. Wstał sam, po czym zachwiał się lekko. Jednak nie upadł. Patrzył wyzywająco na Uraharę, jakby chciał powiedzieć : Odpieprz się. nie wiesz, co czuję. Kisukie jednak nie odpuszczał.
- Ichigo, musisz wziąć się w garść. Niezależnie od tego, czy żyjesz sam, czy z innymi, nie możesz odwracać się za siebie. Musisz iść na przód. Jeśli nie mogłeś ochronić swojej rodziny, znaczy to, że nikt nie mógł! Wejdź z nami do środka. Tam ochłoniesz i spróbujemy dowiedzieć się, co się stało...
- Ale ja nic nie pamiętam... - wychrypiał Kurosaki. Przez ten płacz, zdarł sobie całe gardło.
- Nie szkodzi. Istnieją różne sposoby na to, żebyś mógł sobie przypomnieć.
- Po co? Nie chcę żyć bez nich...Co to za różnica, co się tam stało, skoro oni nie żyją? W jednej chwili straciłem wszystkich swoich bliskich!
- Nie mów tak. - przerwał stanowczo Urahara. - Ktoś cię uratował, tak jak kiedyś twoja matka. Chcesz, żeby ofiary tych wszystkich ludzi, którzy chronili ciebie, poszły na marne?!
- Nie chcę...- szepnął nastolatek i spuścił głowę.
- Chodźmy do mnie. - powiedział jeszcze raz sklepikarz i ruszył przodem. Za nim poszli Renji i Rukia. Ichigo jeszcze chwile się wahał. Odwrócił się i spojrzał w dal. Słońce już jakiś czas temu zchowało się za horyzontem. Teraz jedyne światło dawał księżyc i gwiazdy. W "mieście" nie było przecież prądu. Kurosaki znowu zaczął zatracać się w rozmyśleniach. Kto go ochronił? Czemu akurat jego...?
- Ichigo! - krzyknęła Rukia, która jako pierwsza zorientowała się, że pomarańczowołowego nie ma razem z nimi.
- Już idę! - odkrzyknął shinigami i jeszcze po raz ostatni obejrzał się na to, co pozostało z jego rodzinnego miasteczka. Następnie przełknął łzy i dołączył do grupy w sklepie.
http://www.youtube.com/watch?v=lT67liGjZhw&list=WLVdPBJnbsYKd6ruw-VoHpePC32BUEkgLY
- pasująca muzyczka :3
****************************************************************************************************************************************************
Urahara zaniepokojony tym nagłym krzykiem, założył na głowę swój kapelusz i wyszedł przed swój sklep. Zobaczył tam coś, czego nigdy w życiu nie spodziewałby się zobaczyć : klęczący, płaczący Ichigo i Rukia, a tuż obok nich, prawie zupełnie niewzruszony Abarai. Nikt nawet nie zauważył przyjścia Kisuke.
- Halo, co się tutaj dzieje? - próbował zwrócić na siebie uwagę. W końcu mu się udało. Renji powoli odwrócił się od zrozpaczonych przyjaciół i podszedł do sklepikarza.
- Ichigo właśnie dowiedział się o śmierci rodziny. - powiedział. Jego twarz nie ukazywała prawie żadnych emocji.
- Mówiłem, że najlepiej, gdyby się o tym dowiedział będąc u mnie. - westchnął Urahara i ponownie spojrzał na Kurosakiego. Był w naprawdę ciężkim emocjonalnie, stanie.
- Przecież jest u ciebie! - powiedział Renji patrząc na bramę, którą niedawno przekroczyli.
- Chodziło mi oto, aby był wtedy u mnie w domu. A z resztą, po prostu przekonaj go teraz, aby wszedł do środka.
- Niby jak?! Nie widzisz, w jakim jest stanie?!
- Ehhh... - Urahara westchnął ciężko po raz kolejny i podszedł do dwójki klęczącej na ziemi.
- Kuchiki - san, Kurosaki - san. - zwrócił się do nich. Zareagowała jedynie Rukia. Ichigo nadal patrzył martwo w ziemię, na której pojawiało się co raz więcej słonych kropel.
- T-Tak? - odezwała się czarnowłosa.
- Wejdźmy do mnie. Zaparzę herbatę, uspokoicie się i będziemy mogli porozmawiać...
- Porozmawiać o czym?! - wybuchnął nagle nastolatek. - Moja rodzina nie żyje! I o czym ja mam teraz z wami rozmawiać??! Obiecywałem tyle razy, ze będę ich chronić i co?! I nic z tego! Oni odeszli...
- Ichigo...- szepnęła Rukia i wstała podając mu rękę. Zastępczy jej jednak nie przyjął. Wstał sam, po czym zachwiał się lekko. Jednak nie upadł. Patrzył wyzywająco na Uraharę, jakby chciał powiedzieć : Odpieprz się. nie wiesz, co czuję. Kisukie jednak nie odpuszczał.
- Ichigo, musisz wziąć się w garść. Niezależnie od tego, czy żyjesz sam, czy z innymi, nie możesz odwracać się za siebie. Musisz iść na przód. Jeśli nie mogłeś ochronić swojej rodziny, znaczy to, że nikt nie mógł! Wejdź z nami do środka. Tam ochłoniesz i spróbujemy dowiedzieć się, co się stało...
- Ale ja nic nie pamiętam... - wychrypiał Kurosaki. Przez ten płacz, zdarł sobie całe gardło.
- Nie szkodzi. Istnieją różne sposoby na to, żebyś mógł sobie przypomnieć.
- Po co? Nie chcę żyć bez nich...Co to za różnica, co się tam stało, skoro oni nie żyją? W jednej chwili straciłem wszystkich swoich bliskich!
- Nie mów tak. - przerwał stanowczo Urahara. - Ktoś cię uratował, tak jak kiedyś twoja matka. Chcesz, żeby ofiary tych wszystkich ludzi, którzy chronili ciebie, poszły na marne?!
- Nie chcę...- szepnął nastolatek i spuścił głowę.
- Chodźmy do mnie. - powiedział jeszcze raz sklepikarz i ruszył przodem. Za nim poszli Renji i Rukia. Ichigo jeszcze chwile się wahał. Odwrócił się i spojrzał w dal. Słońce już jakiś czas temu zchowało się za horyzontem. Teraz jedyne światło dawał księżyc i gwiazdy. W "mieście" nie było przecież prądu. Kurosaki znowu zaczął zatracać się w rozmyśleniach. Kto go ochronił? Czemu akurat jego...?
- Ichigo! - krzyknęła Rukia, która jako pierwsza zorientowała się, że pomarańczowołowego nie ma razem z nimi.
- Już idę! - odkrzyknął shinigami i jeszcze po raz ostatni obejrzał się na to, co pozostało z jego rodzinnego miasteczka. Następnie przełknął łzy i dołączył do grupy w sklepie.
*
Hichigo przemierzał zniszczony i zalany wodą las. Szukał jakichkolwiek tropów wskazujących na wcześniejszą obecność tam hollowów. I znalazł. W powietrzu unosiły się resztki nieznanego mu dotąd reiatsu. To było na pewno to, czego szukał. Adjuchas imperious. Shinigamim tylko wydawał się, że zabili je wszystkie. W rzeczywistości pozostało jeszcze parę osobników, które po wielu latach zebrały razem siły. To w większości były hollowy, umiejące panować nad wodą. Stąd to Tsunami...
Shiro wyszedł z lasu. Tu ślad się urywał. "Szlag" - zaklął w myślach. Zmęczony tym łażeniem, usiadł na wielkim, przewalonym drzewie. " I co teraz...? Iść ich tropem, czy może...pójść i sprawdzić, jak czuje się król po stracie najbliższych...? Nie wiem..."
*
- Yhhh..Nie mogę! - jęknął Ichigo.
- To się postaraj! Zamknij oczy, będzie ci łatwiej. - Urahara był jednak nieugięty.
- Um..Wiesz dobrze, ze zawsze byłem kiepski w tych sprawach!
- Właśnie dlatego chcę ci pomóc!
- Ehhh..No nie mogę no! Ała! - krzyknął, kiedy Kisuke zdzielił go po głowie.
- Jeszcze raz. Rozluźnij się. - Kurosaki i sklepikarz siedzieli w sali treningowej pod sklepem. Tam Urahara udzielał Ichigo lekcji, jak otworzyć swój umysł. Gdyby nastolatkowi udał się to zrobić, można by łatwo dowiedzieć się, co stało się owej nocy, kiedy to chłopaka ochronił ktoś nieznajomy.
- Skoncentruj się. Nabierz głęboko powietrza. Właśnie tak. Pozwól wspomnieniom działać samym.. - ...i nagle wszystko mu się przypomniało. Tamtej nocy nie mógł spać. Podszedł do okna. Zobaczył tsunami. Biegł po schodach, aby obudzić i ostrzec rodzinę. I wtedy...jego głowa zdawała się być rozrywana na strzępy. Ból napierał na niego z każdej strony. Wtedy to właśnie tsunami uderzyło w jego dom. Ściana, przy której były schody, zaczęła zapadać się pod ciężarem wody. Niechybnie wszystko to runęło by na niego, gdyby nie..CO???
- Ichigo! - Urahara przywołał chłopaka "na powierzchnie". - Ichigo i co? Już wiesz kto to?
- Ja...Ja...
- No kto to?!
- Ja muszę iść... - wyszeptał i zerwał się na równe nogi. Zaraz potem już go nie było.
Nastolatek użył shunpo, by wydostać się ze sklepu. Już wiedział kto go uratował. Już wiedział, komu zawdzięczał życie. Nigdy by się tego nie domyślił...
*
Shirosaki również podjął pewną decyzję. Na pierwszym miejscu postawił psychikę osoby, którą kochał. Tak..Już od jakiegoś czasu zaczął zdawać sobie z tego sprawę. Kochał swojego króla. Nie chciał go stracić. Nie chciał się od jego oddalać, choć instynkt miał na ten temat nieco inne zdanie. Ichigo był mu potrzebny, aby nie czuć tej pustej dziury w sercu. Był mu potrzebny do egzystencji. Dlatego też postanowił jak najszybciej go odszukać, co nie było wcale trudne. Już po chwili udało mu się wyśledzić reiatsu Kurosakiego. Natychmiast udał się w jego stronę.
Już po minucie znalazł się dosłownie przed nim. Uznał, że takie wejście będzie najefektowniejsze. Ichigo mało co na niego nie wpadł. Zatrzymał się w ostatniej chwili.
- Hichigo..
- Brawo za błyskotliwość, wasza wysokość. Podobno ostatnio z twoją pamięcią nie jest za dobrze..- powiedział, po czym się roześmiał, tak, jak to miał w zwyczaju.
- Hichigo...ja już wszystko pamiętam.
- Niezmiernie miło mi z tego powodu...
- Dziękuję....Naprawdę ci dziękuję... - wydusił Kurosaki i zbliżył się do hollowa tak, ze prawie stykali się nosami.
- Widzę, że już z tobą trochę lepiej...Straciłeś rodzinę. Jakie to uczucie?
- Jak zwykle nietaktowny... - szepnął Ichigo i...przytulił się do swojego alter-ego. Shiro zamurowało. Spodziewał się wszystkiego, tylko nie tego.
- Za mocno cię poturbowało? - zapytał z przekąsem, choć odwzajemnił uścisk.
- Może...Może naprawdę coś ze mną nie tak?
- Bo co?
- Bo przypomniałem sobie wszystko. I chyba się zakochałem. - powiedział pomarańczowowłosy i spojrzał głęboko w te złote oczy, które miał przed sobą. I oddał by wszystko, by mieć już zawsze.
- Czasami mnie wkurzasz! - warknął nagle Shiro. Ichigo nagle stracił całą pewność siebie. Wydawało mu się, że Hichigo odwzajemnia jego uczucia... - Jakie "chyba"?! Ja oczekuję pewności! - Ichigo na te słowa uśmiechnął się.
- Kocham cię, Hichi. Na pewno. - patrzyli na siebie jeszcze przez parę chwil, aż wreszcie Shirosaki pochylił się lekko i musnął usta Ichigo swoimi wargami. Były słodkie. Każde z nich czuło się jak w transie. Już po chwili ich języki splotły się w namiętnym pocałunku. Przylgnęli do siebie, całkowicie zatraceni w swoich uczuciach. Ichigo czynnie odwzajemnił pocałunek albinosa zagryzając przy końcu jego gorącą wargę. Wplótł jedną rękę w jego białe włosy. Było mu tak dobrze.. Wreszcie poczuł, że ktoś jest w stanie zastąpić mu zmarłą rodzinę.
- Ja też cię kocham, Ichi.
Road to Love II
Yo! Nie zmieszczę się tylko w tym poście, więc zaraz dodaję następny (to taka rekompęsata za wczoraj :))Oczywiście te posty w dedykuję dla Zuzy :) No...Następne opo (to, o które prosiliście) w piątek ..Miłego czytania :)
***************************************************************************************************************************
Pustka. Pustka w sercu, której zapełnić się nie da.
Hollow stał na obrzeżach miasta. Odkąd samodzielnie udało mu się wydostać ze świata swego władcy, czuł się...słabo. Nie miał na nic siły. To tak, jakby bez Ichigo nie mógł samodzielnie egzystować.
"To żałosne. Tak cholernie żałosne. Czemu nie mogę bez niego żyć? Brak mu tych podstawowych instynktów. Brak mu siły. Więc czemu zawsze mierzy tak wysoko..?" - rozmyślał pusty. Spojrzał w dal. Miasto Karakura, a raczej to co z niej zostało, rozciągało się pod jego stopami. Mógłby w każdej chwili je dobić. Sprawić, by ci ludzie cierpieli jeszcze bardziej, jeśli to w ogóle możliwe. Teraz był wolny. Więc dlaczego..? Dlaczego czuł się taki bezsilny..?
"Gdybym tylko chciał, udałoby mi się odzyskać moją moc." - myślał. "Więc czemu...nie chcę? Czemu bez króla wszystko wydaje się takie trudne...?" - w tym momencie jedna, srebrzysta łza spłynęła mu po policzku.
"Dlaczego nie mogę bez niego żyć i czemu jest on mi tak bardzo cenny...?"
***************************************************************************************************************************
Pustka. Pustka w sercu, której zapełnić się nie da.
Hollow stał na obrzeżach miasta. Odkąd samodzielnie udało mu się wydostać ze świata swego władcy, czuł się...słabo. Nie miał na nic siły. To tak, jakby bez Ichigo nie mógł samodzielnie egzystować.
"To żałosne. Tak cholernie żałosne. Czemu nie mogę bez niego żyć? Brak mu tych podstawowych instynktów. Brak mu siły. Więc czemu zawsze mierzy tak wysoko..?" - rozmyślał pusty. Spojrzał w dal. Miasto Karakura, a raczej to co z niej zostało, rozciągało się pod jego stopami. Mógłby w każdej chwili je dobić. Sprawić, by ci ludzie cierpieli jeszcze bardziej, jeśli to w ogóle możliwe. Teraz był wolny. Więc dlaczego..? Dlaczego czuł się taki bezsilny..?
"Gdybym tylko chciał, udałoby mi się odzyskać moją moc." - myślał. "Więc czemu...nie chcę? Czemu bez króla wszystko wydaje się takie trudne...?" - w tym momencie jedna, srebrzysta łza spłynęła mu po policzku.
"Dlaczego nie mogę bez niego żyć i czemu jest on mi tak bardzo cenny...?"
*
W tym samym czasie.
Ichigo, Rukia i Renji przemierzali ruiny miasta. Kurosakiemu łzy cisnęły się do oczu, kiedy patrzył na to, co pozostawiło po sobie to tsunami. Chciał, aby wszystko to, okazało się jedynie złym snem. Widział cierpienie ludzi, którzy na darmo wylewali łzy nad zwłokami bliskich. Pomyślał o swojej rodzinie. Czy on też teraz nie powinien spotkać się z rodziną i sprawdzić jej stan zdrowia...?
- Rukia, kiedy będę mógł zobaczyć się z rodziną?- zapytał drżącym od przejęcia głosem.
- N-Nie teraz. - odpowiedziała szybko. Może nawet trochę za szybko...
- Dlaczego?
- Ichigo, do jasnej cholery, nie teraz! - zdenerwował się Renji, który przysłuchiwał się rozmowie.
- Ale dlaczego?! - zastępczy nadal nie ustępował.
- Bo idziemy do Urahary.
- A gdzie oni są teraz?
- Na pewno w bezpiecznym miejscu. - odpowiedziała wymijająco Rukia. (od autor. ciekawe dlaczego...)
- To znaczy gdzie?
- Na miłość boską, nie musisz wszystkiego wiedzieć! - znów wtrącił się czerwonowłosy.
- Ale to moja rodzina! Chcę wiedzieć, czy nic im nie jest!
- Nie jest.
- Czy naprawdę mogę wam zaufać? - w tej chwili nastąpiło coś niespodziewanego. Renji i Rukia w tym samym momencie odezwali się, wyrażając zupełnie inne poglądy.
- Tak! - krzyknął Abarai, a sekundę po nim odezwała się czarnowłosa:
- Nie!
- Co..? - Ichigo już nic z tego nie rozumiał.
- Rukia, o co ci... - zaczął szkarłatnowłosy. Jednak Kuchiki szybko mi przerwała.
- Dość Renji. Nie możemy go okłamywać. Prędzej czy później i tak dowiedziałby się prawdy.
- Zaraz, zaraz...Co?! - Kurosaki zatrzymał się w miejscu. Byli już przed sklepem Kisuke. Jego przyjaciele także przystanęli, odwracając się do niego przodem.
- Ichigo...tak strasznie mi przykro...
- No co się stało?! - shinigami nie wytrzymywał już napięcia. Chodziło tu przecież o jego rodzinę! Yuzu..Karin..nawet Isshin...Czy dane mu będzie jeszcze ich zobaczyć..? Ichigo podszedł do Rukii i chwycił ją za ramiona, na co czerwonowłosy natychmiast zareagował, odtrącając go.
- Weź się uspokój! Nie powinieneś tak traktować Rukii! To ona chce ci powiedzieć prawdę. Ja uważam, że lepiej by było, gdybyś nie wiedział.
- Nie wiedział o czym?
- Naprawdę mi przykro, nie mogłam powiedzieć ci tego od razu, ale...twoja rodzina.. nie żyje. - głos Kuchiki się załamał.
- Co?!! - Kurosaki oniemiał. Przecież dopiero co mówiła, że żyją!
- Wtedy, w domu, poszedłeś, aby ich obudzić, prawda?
- A co to ma do rzeczy?! Nie pamiętam! Co..Co się ze mną dzieje...Yuzu...Karin...! NIE! DLACZEGO..? DLACZEGO! - zaczął wrzeszczeć. Łzy stróżkami spływały mu po policzkach. Poczuł niemoc w całym ciele. Zrobiło mu się słabo. Czemu....? Nastolatek upadł na kolana. Czarnowłosa natychmiast do niego podbiegła.
- Ichigo..! Ichigo, przepraszam...Ja...naprawdę jest mi strasznie przykro! - powiedział i także zaczęła płakać. Tylko Renji pozostał nie wzruszony. On wiedział zbyt dobrze, co znaczy stracić kogoś bliskiego. Dlatego też rozumiał chłopaka. Wiedział, że w najbliższym czasie nic go nie pocieszy.
*
Urahara siedział przy niskim, drewnianym stoliku i pił gorącą herbatę. jego myśli zaprzątał tylko jeden temat. Ta fala tsunami...Jak to się stało? Jak to w ogóle możliwe? Odpowiedzi na te pytanie znaleźć nie mógł. Tylko jedno wytłumaczenie wydawało mu się jako tako słuszne : hollowy. Niby nie było to jakoś bardzo logiczne, ale jednak. Kisuke, jeszcze jako shinigami, prowadził różne badania. W poszukiwaniu informacji na temat hollowikacji, natrafił na pewną ciekawą informację. Adjuchasi. Hollowy wyższej rangi. Niby dla dobrze wyszkolonego Shinigami nie stanowiły problemu. Ale wśród niech zaczęły pojawiać się wyjątki. Z owej mądrej książki, z której czerpał informacje, Urahara wyczytał, że są pewne odmiany adjuchasów. Mianowicie: adjuchas imperious. Była to specjalna odmiana hollowów, które umiały panować nad pewnymi siłami. Nad ogniem, ziemią, powietrzem, grawitacją, wodą... No właśnie. Problem stanowiło tylko to, ze wszystkie te adjuhasy zostały zabite przez shinigami ponad 2000 lat temu. "Więc o co w tym chodzi..?" - myślał sklepikarz. Na zewnątrz zapadał już zmrok. "Za chwilę powinni zjawić się Kuchiki, Abarai i Kurosaki..." - nim zdążył do końca to wszystko przemyśleć, spokojną ciszę wieczoru rozdarł czyjś krzyk dobiegający z niedaleka. Krzyk pełen bólu i rozpaczy.
*
...Co się dzieje, mój królu?
piątek, 7 lutego 2014
Road to Love
A więc mamy piątek...Jak tak sobie pomyślę, że za tydzień o tej porze zaczną się w końcu moje ferie to uśmiech sam ciśnie mi się na twarz...No ale dość o mnie! Piszę tu w nieco innej sprawie. Mianowicie ogłaszam, ze pierwszy konkurs wygrała...*bębny*...Zuza ^.^ Gratulacje ♥ Pięknie to uzasadniłaś, a ja mogę jedynie dodać, ze mi tez najbardziej podoba się ten post *.*
Tak więc nowe opko ze specjalnym dedykiem dla Zuzy ♥
Enjoy :3
*A tu jest taka fajna muzyczka ^.^ Moim zdanie pasuje do opka ♥
http://youtu.be/VbagcoetpGw
http://youtu.be/l-lYNXsW0hM
http://youtu.be/pFmLVtSqQo0
**************************************************************************************************************************************************************************************
I stało się to, co z pozoru wydawało się niemożliwe. Nikt nawet nie pomyślał, że coś takiego tez wchodzi w te grę, zwaną potocznie życiem. A jednak. Nigdy nie wolno nam lekceważyć wroga. A szczególnie, kiedy przeciwnikiem jest ktoś tak przebiegły i niebezpieczny, jak on.
Hichigo. Hollow egzystujący w wewnętrznym świecie Ichigo. Odznaczający się, na pograniczu z szaleństwem, popędem do walki. Chaotyczny, łatwo odwrócić jego uwagę. Ale nie na długo. Mimo wszystko, jest nad wyraz niebezpieczny. Górę w jego postępowaniu bierze instynkt. Instynkt mordercy. Wszyscy shinigami to wiedzą. Te "bestie" kierują się tylko i wyłącznie chęcią zaspokojenia swojej chorej żądzy śmierci. Wszyscy shinigami to wiedzą. Nawet ci zastępczy. Ale...
W Ichigo pojawił się cień wątpliwości, co do swojego alter-ego. Można było opisać go jako "bezwzględnego mordercę". Wyczekiwał tylko momentu, kiedy jego królowi potknie się noga, aby przejąć nad nim kontrolę. Kilka razy mu się tu udało. Ich pojedynki zawsze były zacięte, krwawe i bezlitosne - ale czy na pewno?
Do niedawna wszystko było normalne. Kurosaki zażarcie walczył o dominację w swoim własnym ciele. Wydawało mu się, że był silny. Niepokonany. I rzeczywiście : nigdy nie pozwalał sobie na przegraną z Shiro. Nie po tym wszystkim, co zaszło wcześniej. Ichigo wkładał w walkę całe serce, siłę i wiarę w siebie oraz we własne możliwości. Wiarę w Zangetsu. Dzięki temu, mógł wygrywać.
Coś jednak się stało. Wygranie z niebezpiecznym przeciwnikiem robiło się co raz łatwiejsze. Tak jakby hollow specjalnie obniżał poziom swoich umiejętności. Tak, jakby celowo chciał przegrać. Dla Kurosakiego wydało się to początkowo trochę podejrzane, ale później już nie zaprzątał sobie głowy hollowem. "Jeśli tak bardzo chce, niech przegrywa." - myślał. W końcu był shinigami. Co mogło by go usprawiedliwić, jeśli zapytałby, co się stało? Nie, nie mógł tego zrobić...
Ichigo był u siebie w domu. Była ciemna, cicha i spokojna noc. Nic się nie działo. Prawie cała rodzina Kurosakich była pogrążona w głębokim śnie. Żadnych hollowów, arrancarów, vizardów i tym podobnych. "Więc dlaczego..." - myślał nastolatek. -"Dlaczego czuję, jakby coś złego miało się wydarzyć...?" - odpowiedzi znaleźć nie mógł. Tymczasem wewnętrzny niepokój wciąż wzrastał. Młody shinigami wstał z łóżka i podszedł do okna, które natychmiast otworzył. Chłodny wiatr przesiąknięty bryzą morską...Bryzą morską?!?! Ichigo jak oparzony odskoczył od okna. W oddali widać było ciemny kształt, rosnący co raz to bardziej..."Co to ma kurna być, ja się pytam?!" - pytanie znowu pozostało bez odpowiedzi. Trudno. Nie trzeba było długo czekać, aby ciemny kształt na horyzoncie dało się zidentyfikować. Było to tsunami. Kurosaki był już w połowie chodów, aby obudzić śpiącą rodzinę, kiedy nagle poczuł ogromny, obezwładniający ból głowy. Miał wrażenie, że coś rozrywa mu czaszkę. Ciszę i spokój nocy jako pierwsze, zmącił długi i bolesny krzyk nastolatka. Wszystko potem działo się w ułamku sekundy. Karin, Yuzu i Isshin obudzili się, fala tsunami uderzyła w dom Kurosakich jak i w przynajmniej 20 innych, Hollow wydostał się w wewnętrznego świata zastępczego shinigami....
Tak więc nowe opko ze specjalnym dedykiem dla Zuzy ♥
Enjoy :3
*A tu jest taka fajna muzyczka ^.^ Moim zdanie pasuje do opka ♥
http://youtu.be/VbagcoetpGw
http://youtu.be/l-lYNXsW0hM
http://youtu.be/pFmLVtSqQo0
**************************************************************************************************************************************************************************************
I stało się to, co z pozoru wydawało się niemożliwe. Nikt nawet nie pomyślał, że coś takiego tez wchodzi w te grę, zwaną potocznie życiem. A jednak. Nigdy nie wolno nam lekceważyć wroga. A szczególnie, kiedy przeciwnikiem jest ktoś tak przebiegły i niebezpieczny, jak on.
Hichigo. Hollow egzystujący w wewnętrznym świecie Ichigo. Odznaczający się, na pograniczu z szaleństwem, popędem do walki. Chaotyczny, łatwo odwrócić jego uwagę. Ale nie na długo. Mimo wszystko, jest nad wyraz niebezpieczny. Górę w jego postępowaniu bierze instynkt. Instynkt mordercy. Wszyscy shinigami to wiedzą. Te "bestie" kierują się tylko i wyłącznie chęcią zaspokojenia swojej chorej żądzy śmierci. Wszyscy shinigami to wiedzą. Nawet ci zastępczy. Ale...
W Ichigo pojawił się cień wątpliwości, co do swojego alter-ego. Można było opisać go jako "bezwzględnego mordercę". Wyczekiwał tylko momentu, kiedy jego królowi potknie się noga, aby przejąć nad nim kontrolę. Kilka razy mu się tu udało. Ich pojedynki zawsze były zacięte, krwawe i bezlitosne - ale czy na pewno?
Do niedawna wszystko było normalne. Kurosaki zażarcie walczył o dominację w swoim własnym ciele. Wydawało mu się, że był silny. Niepokonany. I rzeczywiście : nigdy nie pozwalał sobie na przegraną z Shiro. Nie po tym wszystkim, co zaszło wcześniej. Ichigo wkładał w walkę całe serce, siłę i wiarę w siebie oraz we własne możliwości. Wiarę w Zangetsu. Dzięki temu, mógł wygrywać.
Coś jednak się stało. Wygranie z niebezpiecznym przeciwnikiem robiło się co raz łatwiejsze. Tak jakby hollow specjalnie obniżał poziom swoich umiejętności. Tak, jakby celowo chciał przegrać. Dla Kurosakiego wydało się to początkowo trochę podejrzane, ale później już nie zaprzątał sobie głowy hollowem. "Jeśli tak bardzo chce, niech przegrywa." - myślał. W końcu był shinigami. Co mogło by go usprawiedliwić, jeśli zapytałby, co się stało? Nie, nie mógł tego zrobić...
Ichigo był u siebie w domu. Była ciemna, cicha i spokojna noc. Nic się nie działo. Prawie cała rodzina Kurosakich była pogrążona w głębokim śnie. Żadnych hollowów, arrancarów, vizardów i tym podobnych. "Więc dlaczego..." - myślał nastolatek. -"Dlaczego czuję, jakby coś złego miało się wydarzyć...?" - odpowiedzi znaleźć nie mógł. Tymczasem wewnętrzny niepokój wciąż wzrastał. Młody shinigami wstał z łóżka i podszedł do okna, które natychmiast otworzył. Chłodny wiatr przesiąknięty bryzą morską...Bryzą morską?!?! Ichigo jak oparzony odskoczył od okna. W oddali widać było ciemny kształt, rosnący co raz to bardziej..."Co to ma kurna być, ja się pytam?!" - pytanie znowu pozostało bez odpowiedzi. Trudno. Nie trzeba było długo czekać, aby ciemny kształt na horyzoncie dało się zidentyfikować. Było to tsunami. Kurosaki był już w połowie chodów, aby obudzić śpiącą rodzinę, kiedy nagle poczuł ogromny, obezwładniający ból głowy. Miał wrażenie, że coś rozrywa mu czaszkę. Ciszę i spokój nocy jako pierwsze, zmącił długi i bolesny krzyk nastolatka. Wszystko potem działo się w ułamku sekundy. Karin, Yuzu i Isshin obudzili się, fala tsunami uderzyła w dom Kurosakich jak i w przynajmniej 20 innych, Hollow wydostał się w wewnętrznego świata zastępczego shinigami....
*
Ichigo ocknął się w zgliszczach tego, co można było nazwać kiedyś domem. Leżał przygnieciony stertą desek i kamieni. Na skroni poczuł krew....Znowu zrobiło mu się słabo. Głowa ni bolała już tak bardzo, jak wtedy, ale nadal pulsowała nieznośnym bólem. Chłopak nie był pewien, co zaszło. Pamiętał tylko, jak fala wody zbliżała się do Karakury...jak poszedł obudzić rodzinę...Właśnie! Co z nimi...? Nastolatek nagle pobudzony tą myślą, wygrzebał się z pod stosu przedmiotów. Wolałby jednak tam pozostać, niż zobaczyć to, co widział.
Całe jego rodzinne miasto zostało zniszczone. W dołach i kałużach wciąż jeszcze utrzymywała się woda. Po domu nastolatka pozostało wspomnienie. Był teraz stertą desek, cegieł i zrujnowanych przedmiotów codziennego użytku. Dookoła było bardzo podobnie. Prawie na każdej "ulicy:" stały ambulansy, do których pakowano rannych. Morze czarnych worków rosło z każdą chwilą. Ichigo, przerażony tym widokiem, stanął na nogach. Sądząc po błękitno - złotym kolorze nieba był wieczór. Ile leżał tu nieprzytomny...? Jak udało mu się przeżyć...? Gdzie teraz była jego rodzina...? Zastępczy shinigami obawiał się najgorszego. Ile by teraz oddał, by choćby ujrzeć twarz ojca żywego...
Czując, jak opada z resztek sił, nastolatek upadł na kolana. Nagle poczuł czyjąś dłoń na ramieniu. Obrócił się błyskawicznie, z wielką nadzieją. Niestety. Nie był to żaden członek jego rodziny.
- Przykro mi, Ichigo....
- R-Rukia?...Jak ty się tu...Słuchaj! Wiesz coś o mojej rodzinie?! - shinigami podniósł się na równe nogi i złapał dziewczynę za ramiona.
- Tak...Oni...są w dość ciężkim stanie...mimo wszystko, żyją! - próbowała pocieszyć przyjaciela. - Leczy ich Inue, niedługo powinni wyzdrowieć..
- Naprawdę...? - zapytał z nadzieją w głosie. Nagle poklepał go po plecach.
- Yo, Ichigo! Nie łam się! Wszystko będzie dobrze... - był to Renji. Kurosaki w duchu podziękował Bogu, że miał takich przyjaciół.
- Renji! A...co wy tu tak w ogóle robicie..?
- Nie jesteśmy tylko my! - uśmiechnął się Abari. - Jest tu chyba prawie całe soul society! Kapitan dowódca martwił się o Karakurę...Wysłał tu nas, abyśmy pilnowali, czy aby Aizen się tu nie zjawi! Mógłby przecież w każdej chwili zaatakować...
- Oby nie..- mruknął cicho zastępczy.- A tak w ogóle...mam jeszcze jedno pytanie...Jak to się stało, że w ogóle przeżyłem? - liczył, że na to też usłyszy odpowiedź...
- Niestety, tego nie wiem... - powiedziała Rukia, spuszczając głowę. - Ktoś musiał ci pomóc, za nim my tu przybyliśmy. Prawdopodobnie, gdyby nie ta osoba, nie żył być. Fala uderzyła centralnie w twój dom. Ty byłaś najgorzej usytuowany. Z tego, co mi wiadomo, byłeś na schodach...Ściana wody naparła na tę część, gdzie byłeś. Nie wiem, naprawdę nie wiem, ale jestem wdzięczna temu, kto cię ochronił... - widząc przygnębienie dziewczyny, Ichigo chciał ją jakoś pocieszyć. Widać było, że naprawdę to wszystko przeżyła...Nie dziwił jej się. Kiedy ona miała zginąć w soul society, on także był ledwo żywy ze strachu. Uprzedził go jednak Renji. Objął Kuchiki lekko w pasie. Pomogło.
- Ale..oprócz mojej śpiącej rodziny nikogo w domu nie było... - wydukał jeszcze Ichigo.
- Ktoś musiał być! Tak to dawno by cię tu nie było! - powiedział poważnie Abarai. Rukia przytaknęła mu.
- Przypomnisz sobie...Prawdopodobnie masz lekkie wstrząśnienie mózgu. Chodźmy do Urahary. On powinien coś zaradzić i dowiemy się, kto ci pomógł.
- Dobra...- powiedział Ichigo słabym głosem i ruszył za przyjaciółmi w stronę sklepu Kisuke. On jako jedyny nie został zniszczony. Prawdopodobnie, przez bariery chroniące go.
*****************************************************************************************************************************************************************************
Łaaa...koniec. Wiem, wiem, nie zapowiada się na wielkie Yaoi, ale wciąż mamy wiele niewiadomych. Kto ocalił Ichigo? Gdzie podziewa się hollow? Dlaczego w Karakurze było tsunami?! Sama jeszcze wszystkiego nie wiem...XD Kontynuacja we wtorek. na 100% ;3
A puki co, przypominam o pozostałym konkursie. Może właśnie nie wiecie, ale macie w sobie jakiś talent pisarski? zawsze warto spróbować :)
Dziękuję za wasze zaangażowanie ♥
środa, 5 lutego 2014
Love in the mist
Yo! Jeszcze raz pragnę przeprosić za moją wtorkową nieobecność, ale po prostu nie wyrobiłam się z napisaniem opka. Mam nadzieję, że mi wybaczacie ^.^ No a teraz zapraszam do przeczytania :
**************************************************************************************************************************************************************************************
Ichigo był w domu i siedział przy biurku nad stosem zadanej pracy domowej. Przeglądał notatki, które zapisał w trakcie lekcji, ale na niewiele się one zdały. Zrezygnowany otworzył książkę i jedną ręką zaczął leniwie ją kartkować. Drugą podpierał się o blat stolika. Sam się sobie dziwił, że jeszcze nie zasnął...
Nagle nastolatek usłyszał cichy szept wydobywający się z jego głowy :
- Ichigo...Ichigo! - ktoś wołał go po imieniu. Kurosaki drgnął. Przestraszył się nie na żarty. Ten głos... - Chodź...Chodź do mnie! - te słowa jeszcze przez chwilę odbijały się echem w myślach chłopaka. "Czego on ode mnie chce?!" - myślał zatracając się w lekkiej panice. Pomarańczowowłosy siedział jak na szpilkach, wyczekując aż pusty powie coś jeszcze. To jednak nie nastąpiło. Wszystko zaczęło mu się nagle rozmazywać. Było co raz ciemniej, aż w końcu nie widział już niczego. Odpłynął.
Obudził się w swoim wewnętrznym świecie. Leżał na ziemi, więc momentalnie się podniósł. Otrzepał z kurzu swoją szatę Shinigami i rozejrzał się. Nic podejrzanego nie dostrzegł. Tylko te wysokie, niebieskie bloki, białe chmury, błękitne niebo. Wszystko to przekręcone poziomo. Żadnych ludzi, hollowa tym bardziej. Nawet Zangetsu nigdzie nie było. Tylko on sam. Chłopak stał w ciszy jeszcze przez parę chwil, po czym nie wytrzymał i krzyknął :
- Wyłaź! - o dziwo poskutkowało. Jak spod ziemi wyrósł przed nim hollow, z tym swoim drwiącym uśmieszkiem i obłąkanym spojrzeniem, budzącym respekt. Ichigo nie zastanawiając się dłużej, wyciągnął swojego pogromcę dusz. "Czemu nie zrobiłem tego wcześniej?!" - skarcił się w myślach. Rzeczywiście. Gdyby Shirosaki zaszedł go nagle od tyłu, nie miałby szans na obronę. Więc dlaczego przeciwnik nie skorzystał z okazji...?
- Jak miło, że jednak przyszedłeś. - powitał go z ironią Hichigo.
- To ty mnie tutaj sprowadziłeś! - naprostował nastolatek. - Czego chcesz? - zapytał. W przypadfku, gdyby hollow trzymał w ręce swój miecz, byłoby to oczywiste, jednak pusty był bezbronny.
- Powiedzmy, że chciałem się zabawić. - odparł po chwili namysłu albinos.
- Co to znaczy?!
- Widzę, że mój król ukochany nie jest zbyt bystry. - zażartował Shiro.
- Chcesz walczyć?! - zapytał lekko zdenerwowany. Ichigo wiedział, że z bezpośredniej konfrontacji ni wyszedłby cało...
- A ty chcesz? - zapytał hollow, a nie otrzymawszy odpowiedzi roześmiał się głośno. - No właśnie!
- Przecież nic nie powiedziałem! - oburzył się Kurosaki.
- Ichigo...ty i ja to jedność! Jestem tobą, a ty mną. Wiem, co czujesz, co myślisz. Wiem o tobie nawet to, czego ty sam o sobie nie wiesz!
- Nieprawda! - zaprzeczył pomarańczowowłosy. - Nie porównuj mnie do siebie...
- Mów co chcesz, ja i tak wiem swoje! Hahahahaha...
- Powiesz mi w końcu, o co chodzi?! - niecierpliwił się nastolatek.
- Oczywiście.. - odparł pusty i ruszył w stronę chłopaka. Ichigo przestraszył się i cofnął parę kroków, jednocześnie podnosząc miecz, do pozycji obronnej.
Shirosaki w sekundę znalazł się przy swojej "ofierze" i chwycił Ichigo za nadgarstki. Shinigami pod wpływem ogromnej siły albinosa, wypuścił pogromcę z reki. Miecz upadł głucho na ziemię.
- Hichigo...co ty... - Ichigo nie zdążył dokończyć. Usta zajął mu głęboki pocałunek pustego. Shiro wykorzystawszy zdziwienie nastolatka, wsadził mu do ust język i zaczął nim badać podniebienie chłopaka. Pomarańczowowłosy nie przerywał. Pocałunek zakończył hollow tak nagle, jak zaczął. Spojrzał z delikatnym uśmiechem na zsiniałego Ichigo, któremu aż łzy stanęły w oczach i..przytulił go. Kurosaki dopiero po chwili się ocknął, odepchnął od siebie pustego i zaczął wydzierać się na całe gardło :
- Co ty, do cholery jasnej, wyrabiasz?! Gdzie jest Zangetsu?! I..nie rozumiem cię w ogóle no!!! Co to miało znaczyć???
- Hahahahaha...! Domyśl się, Ichi...- odpowiedział tajemniczo hollow i znów niespodziewanie przyciągnął do siebie zszokowanego Ichigo.
- Aaaa! Puszczaj..argh... - Kurosaki zaczął się szarpać. Było już jednak za późno. Hichigo nie miał najmniejszego zamiaru go wypuszczać...Kiedy jednak nastolatek zaczął się co raz bardziej rzucać, Shiro popchnął go na ziemię i usiadł na nim okrakiem.. Następnie, aby jakoś chłopaka bardziej zablokować, odwiązał mu jego czarne obi, którym był przewiązany w pasie i zawiązał mu ręce.
- Jesteś mój, Ichigo. - wyszeptał Kurosakiemu do ucha. Ichigo spojrzał na hollowa, przerażony. Tego, co miało nastąpić, obawiał się bardziej niż walki z pustym.
Hichigo zatracił się już całkowicie. Pobudzony spojrzeniem nastolatka, zaczął zciągać z niego szatę Shinigami. Już po chwili Ichigo leżał przed nim całkowicie goły, związany i taki...niewinny. Hollow nie mógł się już dłużej powstrzymywać. Podniecony do granic możliwości, zaczął wyznaczać mokre ścieżki językiem, na jego klatce piersiowej, brzuchu i ramionach. Zatrzymywał się jedynie na sutkach, które lekko podgryzał. Ichigo w tym samym czasie toczył niemą walkę z samym sobą. Pieszczoty albinosa strasznie mu się podobały, ale przecież on nie był gejem!!! Ni mógł jęczeć, odpowiadać na nie, czy chociażby po prostu nie nie zapierać się! Musiał uciekać...Jednak ciągle leżał w tym samym miejscu i oddawał się niemalże całkowicie, wciąż tej samej (?) osobie. "To chore!" - myślał spanikowany. Nagle, całkowicie niechcący, Shiro otarł się swoją ukrytą (...jeszcze) męskością, o penisa Ichigo. Nastolatek spiął się cały, przygryzając wargi i poczuł jak powoli twardnieje...Hichigo od razu to zauważył i powtórzył wcześniejszy gest. Kurosaki nie wytrzymał. Jęknął głośnie i przeciągle.
- Czyli jednak nie jest tak źle..- podsumował cicho hollow i uśmiechnął się psychopatycznie...
- Temeee....- wyszeptał Ichigo, ale jego głos momentalnie podniósł ton i zmieszał się z kolejnym jękiem przyjemności, kiedy Hichi chwycił wolną ręką za jego stojącą męskość. - Aaa..Przestań!!! Ja..ja proszę...aa! - prośby jednak nic nie dawały. W odpowiedzi na nie pusty uśmiechał się jeszcze szerzej i podwajał szybkość ruchów ręką. Na rezultaty wcale nie musiał długo czekać. Ichigo już po krótkiej chwili doszedł w bladej ręce Shiro z kolejnym jękiem n ustach. Hichigo cały czas nie odezwał się ani słowem. Polizał jedynie swoją rękę, zlizując z niej nieco nasienia. Następnie pocałował Ichigo w usta, aby tamten mógł poczuć swój smak. Kiedy oderwał się od nastolatka, który oddychał głęboko i niespokojnie, zapytał :
- Mam teraz przerwać? - Kurosakiego zamurowało. Wcześniej tyle razy o to prosił, a teraz...nie mógł wydobyć z siebie głosu. W głowie miął mętlik. Nic nie mówił, patrzył jedynie na Shirosakiego, który zlizywał resztki spermy z palców. To było cholernie podniecające. Shiro wiedział o tym dobrze i starał się to wykorzystać za wszelką cenę. Nagle hollow zniecierpliwiony już czekaniem, włożył jeden ze swoich mokrych palców w Ichigo. Chłopak krzyknął krótko, ale już po chwili zaczął się rozluźniać i wyczuwać przyjemność z poruszającego się palca.
- Czy mam przerwać? - ponowił pytanie albinos patrząc na pomarańczowowłosemu głęboko w oczy. Nastolatek milczał. Zmagał się z samym sobą. W podjęciu decyzji pomógł mu kolejny palec zapuszczający się do jego rozgrzanego wnętrza.
- N-Nie.. - wyszeptał.
- Powiedz pełnym zdanie... - kolejny palec.
- Ua...! Um...N-Nie przestawaj...mmmm.. - po tych słowach chłopak zarumienił się i odwrócił wzrok. Hichigo starał się go rozgryźć...Najpierw się tak wzbraniał, a teraz...?
Kurosaki zaczął jęczeć coraz głośniej. Jego silna wola stopniała jak lód w środku lata. Teraz liczył się tylko Shiro..jego dotyk...usta...
- Ichigo? - zwrócił się do nastolatka Hichigo. - Teraz może cię trochę zaboleć, kiedy w ciebie wejdę, ale to potrwa tylko chwilę...Rozluźnij się dobrze. - polecił pusty, po czym on sam cały się rozebrał. Kurosaki czekał niecierpliwie
W końcu poczuł go w sobie. Kiedy hollow w niego wchodził miał wrażenie, ze go rozerwie. Łzy zaczęły płynąć mu po policzkach.
- Pocałuj mnie. - poprosił szybko Ichigo. Albinos spełnił jego zachciankę, zaczynając się powoli poruszać. Ich wargi znowu się złączyły, języki zaczęły badać się nawzajem i pieścić. Pod nadmiarem przyjemności, Ichigo zamknął oczy i wtulił się w Shiro, który już znacznie szybciej i głębiej zaczął się poruszać w chłopaku. - Arh....aaa..Shi..Shiro...aaa! Rozwiąż mi ręce... - poprosił Kurosaki. Hollow spokojnie spełnił jego prośbę. Gdy tylko Ichigo poczuł pełną władzę w dłoniach, natychmiast narzucił je na kochanka, przyciskając jego głowę do swojej szyi, którą pusty pieścił językiem. Pomarańczowowłosy nie wiedział już, co ma ze sobą zrobić. Było mu tak dobrze... Członek albinosa co i raz uderzał w jego prostatę, powodując u nastolatka przyjemne dreszcze. Kurosaki zaczął odpowiadać na mocne pchnięcia kochanka, wypychając biodra w jego stronę. W trakcie wykonywania tej jakże przyjemnej czynności, Shiro zaczął wydawać z siebie ciche, gardłowe pomruki, które brzmiały niczym mruczenie kota.
W końcu finish nadszedł dla obu z nich. Ichigo doszedł jako pierwszy. Zaraz po nim Hichigo, czując jak mięśnie nastolatka zaciskają się na jego męskości. Ostatnie kilka pchnięć i albinos stracił resztkę sił. Upadł ciężko na ubrudzony nasieniem brzuch pomarańczowowłosego i wtulił głowę w zagłębienie jego szyi, po czym w końcu wyszedł z chłopaka.
- Hichigo...ja.. - Kurosaki zaczął plątać się w słowach. Nie był pewien, co do swoich uczuć. - ja...ja muszę to wszystko prze... - nie dane mu jednak było dokończyć. Usta, po raz kolejny z resztą, zajął mu gorący pocałunek Shirosakiego.
- Przemyśl. Potem daj mi znać. - powiedział albinos, gdy skończyli się całować. Ichigo przymknął oczy na znak, że się zgadza. Jednak jego powieki nie chciały się już unieść.
- Dobranoc, mój królu. - rzekł jeszcze pod koniec hollow i pocałował Kurosakiego delikatnie w czoło.
Nastolatek nagle otworzył oczy. Poraziło go światło. Był u siebie. Leżał z głową na otwartym podręczniku historii. "Sen? Zasnąłem?" - zapytał się w myślach, chodź tak naprawdę znał odpowiedź...
********************************************************************************************************************************************************************************
Oki...mam nadzieję, że opowiadanie się podoba i że nie znaleźliście zbytnio wszelakich błędów ortograficznych, stylistycznych, interpunkcyjnych, czy językowych...
Dobra, dość o błędach. Teraz mam dla Was baaardzo ważne wiadomości, mianowicie : ogłaszam kolejny konkurs(y).
* Widzę, że mam już ponad 2000 wejść <3 ( oczywiście dziękuję za nie, za komentarze i za wasze wsparcie i za to, że po prostu czytacie to, nad czym nad wyraz się staram...♥) W związku z tym, mam do Was pytanie : które opowiadanie podobało Wam się najbardziej i dlaczego? ( Jeśli było to np. WMZP to poproszę także o nazwę najlepszego rozdziału. ) Wygrywa ten, kto najładniej uzasadni swoją wypowiedź ^.^ No i tradycyjnie udział bierzecie w komentarzach, ( jeśli piszecie jako anonim, to poproszę o podpis. Może być nawet ksywa.) bo niestety w myślach czytać nie potrafię :) Czas macie...do piątku ;p
* No i drugi konkurs. On wymaga już od was nieco więcej zaangażowania. Ale naprawdę jest o co powalczyć ;)
Otóż w mojej spaczonej yaoi główce zrodziła się pewna ciekawa koncepcja. Mielibyście napisać do mnie maila ( adres : wika9673@gmail.com ) a w nim dokończylibyście pewną moją myśl. Otóż : Hichigo po tym, jak uwiódł Ichigo i wydostał się z jego duszy, porzuca swego władcę. Ichigo po pewnej wspólnej nocy, budzi się zupełnie sam. Hichi odszedł gdzieś daleko i go nie ma. Co w takiej sytuacji robi Kurosaki? Szuka Shiro? Wyżala się w ramionach innego, czy może postanawia zostać zostać złym szaleńcem opętanym chęcią zemsty? Na pewno w grę nie wchodzi śmierć. To byłoby zbyt oczywiste. Więc...jeśli macie ochotę napisać kontynuację tego "opowiadania" to adres macie kilka linijek wyżej. No i...oczywiście liczę na to, że będziecie mieli ciekawe, dobrze rozpisane pomysły, ale nie piszcie mi całej książki na podany temat. :)
Nie bójcie się wysyłać do mnie swoich opo. Na pewno ich nie skrytykuję. Mogę jedynie coś wam zasugerować, ale ta sugestia na pewno nie będzie pretensjonalna, wulgarna, czy tp... Czas macie do 05.03.14r., czyli cały miesiąc :) Nie spieszcie się i nie piszcie byle czego. A nagrodą nie jest dedyk...Nagrodę stanowi możliwość napisania opowiadania na tego bloga razem ze mną :) Szczegóły zostaną podane drogą meilową zwycięzcy, a takowego ogłoszę na blogu. Tak więc naprawdę was zachęcam, bo uważam, że warto. Zainteresowanych proszę o napisanie w komentarzach. Oczywiście nie zapominajcie też o tym pierwszym konkursie o.0
Pozdrawiam i do napisania ♥
**************************************************************************************************************************************************************************************
Ichigo był w domu i siedział przy biurku nad stosem zadanej pracy domowej. Przeglądał notatki, które zapisał w trakcie lekcji, ale na niewiele się one zdały. Zrezygnowany otworzył książkę i jedną ręką zaczął leniwie ją kartkować. Drugą podpierał się o blat stolika. Sam się sobie dziwił, że jeszcze nie zasnął...
Nagle nastolatek usłyszał cichy szept wydobywający się z jego głowy :
- Ichigo...Ichigo! - ktoś wołał go po imieniu. Kurosaki drgnął. Przestraszył się nie na żarty. Ten głos... - Chodź...Chodź do mnie! - te słowa jeszcze przez chwilę odbijały się echem w myślach chłopaka. "Czego on ode mnie chce?!" - myślał zatracając się w lekkiej panice. Pomarańczowowłosy siedział jak na szpilkach, wyczekując aż pusty powie coś jeszcze. To jednak nie nastąpiło. Wszystko zaczęło mu się nagle rozmazywać. Było co raz ciemniej, aż w końcu nie widział już niczego. Odpłynął.
Obudził się w swoim wewnętrznym świecie. Leżał na ziemi, więc momentalnie się podniósł. Otrzepał z kurzu swoją szatę Shinigami i rozejrzał się. Nic podejrzanego nie dostrzegł. Tylko te wysokie, niebieskie bloki, białe chmury, błękitne niebo. Wszystko to przekręcone poziomo. Żadnych ludzi, hollowa tym bardziej. Nawet Zangetsu nigdzie nie było. Tylko on sam. Chłopak stał w ciszy jeszcze przez parę chwil, po czym nie wytrzymał i krzyknął :
- Wyłaź! - o dziwo poskutkowało. Jak spod ziemi wyrósł przed nim hollow, z tym swoim drwiącym uśmieszkiem i obłąkanym spojrzeniem, budzącym respekt. Ichigo nie zastanawiając się dłużej, wyciągnął swojego pogromcę dusz. "Czemu nie zrobiłem tego wcześniej?!" - skarcił się w myślach. Rzeczywiście. Gdyby Shirosaki zaszedł go nagle od tyłu, nie miałby szans na obronę. Więc dlaczego przeciwnik nie skorzystał z okazji...?
- Jak miło, że jednak przyszedłeś. - powitał go z ironią Hichigo.
- To ty mnie tutaj sprowadziłeś! - naprostował nastolatek. - Czego chcesz? - zapytał. W przypadfku, gdyby hollow trzymał w ręce swój miecz, byłoby to oczywiste, jednak pusty był bezbronny.
- Powiedzmy, że chciałem się zabawić. - odparł po chwili namysłu albinos.
- Co to znaczy?!
- Widzę, że mój król ukochany nie jest zbyt bystry. - zażartował Shiro.
- Chcesz walczyć?! - zapytał lekko zdenerwowany. Ichigo wiedział, że z bezpośredniej konfrontacji ni wyszedłby cało...
- A ty chcesz? - zapytał hollow, a nie otrzymawszy odpowiedzi roześmiał się głośno. - No właśnie!
- Przecież nic nie powiedziałem! - oburzył się Kurosaki.
- Ichigo...ty i ja to jedność! Jestem tobą, a ty mną. Wiem, co czujesz, co myślisz. Wiem o tobie nawet to, czego ty sam o sobie nie wiesz!
- Nieprawda! - zaprzeczył pomarańczowowłosy. - Nie porównuj mnie do siebie...
- Mów co chcesz, ja i tak wiem swoje! Hahahahaha...
- Powiesz mi w końcu, o co chodzi?! - niecierpliwił się nastolatek.
- Oczywiście.. - odparł pusty i ruszył w stronę chłopaka. Ichigo przestraszył się i cofnął parę kroków, jednocześnie podnosząc miecz, do pozycji obronnej.
Shirosaki w sekundę znalazł się przy swojej "ofierze" i chwycił Ichigo za nadgarstki. Shinigami pod wpływem ogromnej siły albinosa, wypuścił pogromcę z reki. Miecz upadł głucho na ziemię.
- Hichigo...co ty... - Ichigo nie zdążył dokończyć. Usta zajął mu głęboki pocałunek pustego. Shiro wykorzystawszy zdziwienie nastolatka, wsadził mu do ust język i zaczął nim badać podniebienie chłopaka. Pomarańczowowłosy nie przerywał. Pocałunek zakończył hollow tak nagle, jak zaczął. Spojrzał z delikatnym uśmiechem na zsiniałego Ichigo, któremu aż łzy stanęły w oczach i..przytulił go. Kurosaki dopiero po chwili się ocknął, odepchnął od siebie pustego i zaczął wydzierać się na całe gardło :
- Co ty, do cholery jasnej, wyrabiasz?! Gdzie jest Zangetsu?! I..nie rozumiem cię w ogóle no!!! Co to miało znaczyć???
- Hahahahaha...! Domyśl się, Ichi...- odpowiedział tajemniczo hollow i znów niespodziewanie przyciągnął do siebie zszokowanego Ichigo.
- Aaaa! Puszczaj..argh... - Kurosaki zaczął się szarpać. Było już jednak za późno. Hichigo nie miał najmniejszego zamiaru go wypuszczać...Kiedy jednak nastolatek zaczął się co raz bardziej rzucać, Shiro popchnął go na ziemię i usiadł na nim okrakiem.. Następnie, aby jakoś chłopaka bardziej zablokować, odwiązał mu jego czarne obi, którym był przewiązany w pasie i zawiązał mu ręce.
- Jesteś mój, Ichigo. - wyszeptał Kurosakiemu do ucha. Ichigo spojrzał na hollowa, przerażony. Tego, co miało nastąpić, obawiał się bardziej niż walki z pustym.
Hichigo zatracił się już całkowicie. Pobudzony spojrzeniem nastolatka, zaczął zciągać z niego szatę Shinigami. Już po chwili Ichigo leżał przed nim całkowicie goły, związany i taki...niewinny. Hollow nie mógł się już dłużej powstrzymywać. Podniecony do granic możliwości, zaczął wyznaczać mokre ścieżki językiem, na jego klatce piersiowej, brzuchu i ramionach. Zatrzymywał się jedynie na sutkach, które lekko podgryzał. Ichigo w tym samym czasie toczył niemą walkę z samym sobą. Pieszczoty albinosa strasznie mu się podobały, ale przecież on nie był gejem!!! Ni mógł jęczeć, odpowiadać na nie, czy chociażby po prostu nie nie zapierać się! Musiał uciekać...Jednak ciągle leżał w tym samym miejscu i oddawał się niemalże całkowicie, wciąż tej samej (?) osobie. "To chore!" - myślał spanikowany. Nagle, całkowicie niechcący, Shiro otarł się swoją ukrytą (...jeszcze) męskością, o penisa Ichigo. Nastolatek spiął się cały, przygryzając wargi i poczuł jak powoli twardnieje...Hichigo od razu to zauważył i powtórzył wcześniejszy gest. Kurosaki nie wytrzymał. Jęknął głośnie i przeciągle.
- Czyli jednak nie jest tak źle..- podsumował cicho hollow i uśmiechnął się psychopatycznie...
- Temeee....- wyszeptał Ichigo, ale jego głos momentalnie podniósł ton i zmieszał się z kolejnym jękiem przyjemności, kiedy Hichi chwycił wolną ręką za jego stojącą męskość. - Aaa..Przestań!!! Ja..ja proszę...aa! - prośby jednak nic nie dawały. W odpowiedzi na nie pusty uśmiechał się jeszcze szerzej i podwajał szybkość ruchów ręką. Na rezultaty wcale nie musiał długo czekać. Ichigo już po krótkiej chwili doszedł w bladej ręce Shiro z kolejnym jękiem n ustach. Hichigo cały czas nie odezwał się ani słowem. Polizał jedynie swoją rękę, zlizując z niej nieco nasienia. Następnie pocałował Ichigo w usta, aby tamten mógł poczuć swój smak. Kiedy oderwał się od nastolatka, który oddychał głęboko i niespokojnie, zapytał :
- Mam teraz przerwać? - Kurosakiego zamurowało. Wcześniej tyle razy o to prosił, a teraz...nie mógł wydobyć z siebie głosu. W głowie miął mętlik. Nic nie mówił, patrzył jedynie na Shirosakiego, który zlizywał resztki spermy z palców. To było cholernie podniecające. Shiro wiedział o tym dobrze i starał się to wykorzystać za wszelką cenę. Nagle hollow zniecierpliwiony już czekaniem, włożył jeden ze swoich mokrych palców w Ichigo. Chłopak krzyknął krótko, ale już po chwili zaczął się rozluźniać i wyczuwać przyjemność z poruszającego się palca.
- Czy mam przerwać? - ponowił pytanie albinos patrząc na pomarańczowowłosemu głęboko w oczy. Nastolatek milczał. Zmagał się z samym sobą. W podjęciu decyzji pomógł mu kolejny palec zapuszczający się do jego rozgrzanego wnętrza.
- N-Nie.. - wyszeptał.
- Powiedz pełnym zdanie... - kolejny palec.
- Ua...! Um...N-Nie przestawaj...mmmm.. - po tych słowach chłopak zarumienił się i odwrócił wzrok. Hichigo starał się go rozgryźć...Najpierw się tak wzbraniał, a teraz...?
Kurosaki zaczął jęczeć coraz głośniej. Jego silna wola stopniała jak lód w środku lata. Teraz liczył się tylko Shiro..jego dotyk...usta...
- Ichigo? - zwrócił się do nastolatka Hichigo. - Teraz może cię trochę zaboleć, kiedy w ciebie wejdę, ale to potrwa tylko chwilę...Rozluźnij się dobrze. - polecił pusty, po czym on sam cały się rozebrał. Kurosaki czekał niecierpliwie
W końcu poczuł go w sobie. Kiedy hollow w niego wchodził miał wrażenie, ze go rozerwie. Łzy zaczęły płynąć mu po policzkach.
- Pocałuj mnie. - poprosił szybko Ichigo. Albinos spełnił jego zachciankę, zaczynając się powoli poruszać. Ich wargi znowu się złączyły, języki zaczęły badać się nawzajem i pieścić. Pod nadmiarem przyjemności, Ichigo zamknął oczy i wtulił się w Shiro, który już znacznie szybciej i głębiej zaczął się poruszać w chłopaku. - Arh....aaa..Shi..Shiro...aaa! Rozwiąż mi ręce... - poprosił Kurosaki. Hollow spokojnie spełnił jego prośbę. Gdy tylko Ichigo poczuł pełną władzę w dłoniach, natychmiast narzucił je na kochanka, przyciskając jego głowę do swojej szyi, którą pusty pieścił językiem. Pomarańczowowłosy nie wiedział już, co ma ze sobą zrobić. Było mu tak dobrze... Członek albinosa co i raz uderzał w jego prostatę, powodując u nastolatka przyjemne dreszcze. Kurosaki zaczął odpowiadać na mocne pchnięcia kochanka, wypychając biodra w jego stronę. W trakcie wykonywania tej jakże przyjemnej czynności, Shiro zaczął wydawać z siebie ciche, gardłowe pomruki, które brzmiały niczym mruczenie kota.
W końcu finish nadszedł dla obu z nich. Ichigo doszedł jako pierwszy. Zaraz po nim Hichigo, czując jak mięśnie nastolatka zaciskają się na jego męskości. Ostatnie kilka pchnięć i albinos stracił resztkę sił. Upadł ciężko na ubrudzony nasieniem brzuch pomarańczowowłosego i wtulił głowę w zagłębienie jego szyi, po czym w końcu wyszedł z chłopaka.
- Hichigo...ja.. - Kurosaki zaczął plątać się w słowach. Nie był pewien, co do swoich uczuć. - ja...ja muszę to wszystko prze... - nie dane mu jednak było dokończyć. Usta, po raz kolejny z resztą, zajął mu gorący pocałunek Shirosakiego.
- Przemyśl. Potem daj mi znać. - powiedział albinos, gdy skończyli się całować. Ichigo przymknął oczy na znak, że się zgadza. Jednak jego powieki nie chciały się już unieść.
- Dobranoc, mój królu. - rzekł jeszcze pod koniec hollow i pocałował Kurosakiego delikatnie w czoło.
Nastolatek nagle otworzył oczy. Poraziło go światło. Był u siebie. Leżał z głową na otwartym podręczniku historii. "Sen? Zasnąłem?" - zapytał się w myślach, chodź tak naprawdę znał odpowiedź...
********************************************************************************************************************************************************************************
Oki...mam nadzieję, że opowiadanie się podoba i że nie znaleźliście zbytnio wszelakich błędów ortograficznych, stylistycznych, interpunkcyjnych, czy językowych...
Dobra, dość o błędach. Teraz mam dla Was baaardzo ważne wiadomości, mianowicie : ogłaszam kolejny konkurs(y).
* Widzę, że mam już ponad 2000 wejść <3 ( oczywiście dziękuję za nie, za komentarze i za wasze wsparcie i za to, że po prostu czytacie to, nad czym nad wyraz się staram...♥) W związku z tym, mam do Was pytanie : które opowiadanie podobało Wam się najbardziej i dlaczego? ( Jeśli było to np. WMZP to poproszę także o nazwę najlepszego rozdziału. ) Wygrywa ten, kto najładniej uzasadni swoją wypowiedź ^.^ No i tradycyjnie udział bierzecie w komentarzach, ( jeśli piszecie jako anonim, to poproszę o podpis. Może być nawet ksywa.) bo niestety w myślach czytać nie potrafię :) Czas macie...do piątku ;p
* No i drugi konkurs. On wymaga już od was nieco więcej zaangażowania. Ale naprawdę jest o co powalczyć ;)
Otóż w mojej spaczonej yaoi główce zrodziła się pewna ciekawa koncepcja. Mielibyście napisać do mnie maila ( adres : wika9673@gmail.com ) a w nim dokończylibyście pewną moją myśl. Otóż : Hichigo po tym, jak uwiódł Ichigo i wydostał się z jego duszy, porzuca swego władcę. Ichigo po pewnej wspólnej nocy, budzi się zupełnie sam. Hichi odszedł gdzieś daleko i go nie ma. Co w takiej sytuacji robi Kurosaki? Szuka Shiro? Wyżala się w ramionach innego, czy może postanawia zostać zostać złym szaleńcem opętanym chęcią zemsty? Na pewno w grę nie wchodzi śmierć. To byłoby zbyt oczywiste. Więc...jeśli macie ochotę napisać kontynuację tego "opowiadania" to adres macie kilka linijek wyżej. No i...oczywiście liczę na to, że będziecie mieli ciekawe, dobrze rozpisane pomysły, ale nie piszcie mi całej książki na podany temat. :)
Nie bójcie się wysyłać do mnie swoich opo. Na pewno ich nie skrytykuję. Mogę jedynie coś wam zasugerować, ale ta sugestia na pewno nie będzie pretensjonalna, wulgarna, czy tp... Czas macie do 05.03.14r., czyli cały miesiąc :) Nie spieszcie się i nie piszcie byle czego. A nagrodą nie jest dedyk...Nagrodę stanowi możliwość napisania opowiadania na tego bloga razem ze mną :) Szczegóły zostaną podane drogą meilową zwycięzcy, a takowego ogłoszę na blogu. Tak więc naprawdę was zachęcam, bo uważam, że warto. Zainteresowanych proszę o napisanie w komentarzach. Oczywiście nie zapominajcie też o tym pierwszym konkursie o.0
Pozdrawiam i do napisania ♥
Subskrybuj:
Posty (Atom)