Bleach - opowiadania Yaoi
Opowiadania o tematyce HOMOseksualnej. NIE CHCESZ = NIE CZYTAJ I NIE ZOSTAWIAJ OBRAŹLIWYCH KOMENTARZY. Resztę serdecznie zapraszam ^-^
piątek, 26 grudnia 2014
NIKT MNIE NIE PORWAŁ (czyli ogłoszenia dla dociekliwych)
Jako,że miałam do myślenia dość duży okres czasu, to wymyśliłam, iż TEGO bloga opuszczę ;v Ale spokojnie!!! Założyłam drugiego. Daje mi on o wiele większe pole do popisu (link znajdziecie poniżej) Tak więc TUTAJ nie będę dodawać już żadnych nowych opek. Dlatego serdecznie zapraszam Was do czytania (i komentowania) mojego kolejnego bloga. O opo, które zaczęłam, a nie dokończyłam (Bloody experience) możecie się nie martwić, gdyż jego kontynuacja znajdzie się na moim drugim blogu. Tak więc! Nie traćcie czasu i zapraszam tutaj :
http://my-heart-beats-for-u.blogspot.com/
Zapoznajcie się, co i jak. Dodałam już wstęp, w którym znajdują się wszystkie informacje. Jeżeli macie jakiekolwiek pytania, zadawajcie je w komentarzach POD TYM POSTEM. Obiecuję, że na wszystkie odpowiem ^^
wtorek, 28 października 2014
Bloody experience
Karakura, rok 1139
Wszyscy mieszkańcy naszego małego miasteczka wracają do swoich domów chwilę przed zachodem słońca. Jeśli członek przykładowej rodziny nie wróci do mieszkania przed zmrokiem, rodzina i tak ma obowiązek zamknąć za nim drzwi na cztery spusty. Licząc się z tym, że ta osoba już nie wróci.
Pewnie myślisz sobie, czemu tak jest. Czemu, gdy ktoś nie wróci przed czasem, żegna się z życiem.
Powodem jest zamek stojący niedaleko naszej wioski. Lub ściślej mówiąc, mieszkaniec owej kamiennej budowli. Jest nim Hichigo Shirosaki, o którym właśnie, między innymi, będzie ta opowieść.
Nazywam się Ichigo Kurosaki. Mój ojciec jest szlachcicem, panem okolicznych ziem. Kiedy osiadł się w Karakurze razem z moją matką, jak i swoim ludem, pobliski zamek już tam stał. Wszyscy myśleli, że jest opuszczony, chociaż szczerze mówiąc nie mam pojęcia, czemu tak uważali, nawet nie sprawdziwszy. Cóż, nieważne. W każdym razie, mylili się, żyli w błędzie ok.3 lat. Wtedy ja przyszedłem na świat. Jako dziedzic niewielkiej fortuny moich rodziców, byłem traktowany w mieście z należytym szacunkiem. Miałem wielu przyjaciół, których mimo różnicy statutów, traktowałem na równi ze sobą.
W chwili ukończenia przeze mnie lat 9 (moja matka w między czasie wydała na świat jeszcze dwie moje młodsze siostry) zaczęły się ataki. Mówię tutaj, o tajemniczych zniknięciach co raz to innych osób. Lista zaginionych powiększała się z dnia na dzień. Właściwie...to z nocy na noc.
Cokolwiek by to nie było, wywołało wielki strach w wiosce. Moi rodzice zabronili mi wychodzić z naszego domu. Nie był on mały, ale strasznie mi się nudziło. Tymczasem mój ojciec zywoływał wszystkich starców z miasta i razem ślęczeli nad mapą Karakury z ponakreślanymi "X"-ami w miejscach zaginięć. Nie przynosiło to pożądanego skutku = rozwiązaniu problemu, wręcz przeciwnie, zniknięć było co raz więcej. Moja mama wpadła na genialny pomysł sprowadznia z sąsiedniego miasteczka pomocy. Owe miasto znajdowało się za niewielką górą, na której stał zamek. Mój ojciec wziął paru swych ludzi i razem pojechali konno po pomoc. Nie było ich łącznie 2 dni. W tym czasie ja, jako mały rozrabiaka, wymknąłem się z domu tuż po zachodzie słońca. Bardzo stęskniłem się za świeżym powietrzem, jak i przyjaciółmi. Moja matka zajęta była sprawowaniem opieki nad moimi siostrami, więc po prostu skorzystałem z okazji. Niebo zmieniało już barwę, ze złoto-różowo-pomarańczowej na granatową. Pobliski potok szumiał wesoło. Nagle zobaczyłem przed sobą motyla, którego zachciało mi się złapać. Pobiegłem za nim co sił, wyciągaąc przed siebie swoje małe rączki. Nim się spostrzegłem, byłem już przy granicy lasu. Rodzice nie pozwalali mi się do niego zbliżać. Gdyby szło się tą puszczą cały czas prosto, w przeciągu ok.45 minut doszłoby się do zamku. Wiedziałem, że powinienem brać nogi za pas, zwłaszcza, że pewnie i tak już zauważono moją nieobecność. Jednak stałem jak wryty, ani myśląc o ucieczce. Wpatrywałem się w ciemność przenikającą drzewa. Zdawało mi się, że coś tam widzę. Moje serce przyspieszyło, kiedy okazało się, że to nie była wcale moja dziecinna wyobraźnia. Ktoś, lub coś, rzeczywiście zbliżało się do mnie, powoli wyłaniając z cienia.
Na niebie pojawiły się pierwsze gwiazdy. Wiatr złowrogo szumiał w koronach drzew. Ale ja cały czas nie ruszałem się z miejsca. Wiedziałem, że to głupie, ale ciekawość wzięła górę. W krótkim czasie już wyraźnie widziałem wysoką, smukłą sylwetkę. Śnieżnobiałe włosy i cerę tego samego koloru. Złoto-czarne oczy przeszywały mnie na wskroś. Po chwili znalazł się ok.metra ode mnie. Wyszedł z mroku. Wyraz twarzy miał spokojny...opanowany. Otaczała go jednak aura grozy i niedostępności. Nagle uklęknął na jednym kolanie, przede mną, przyglądając mi się z ciekawością.
- Jak masz na imię? - zapytał mnie, a ja poczułem jak przebiega mnie dreszcz. Jego głos był głęboki i dostojny. Nie wypadało przy kimś takim milczeć.
- I-Ichigo. - wyjąkałem. Raptownie przyciągnął mnie do siebie, chowają swoją twarz w zagłębieniu mojej szyi. Wciągnął głęboko powietrze.
- Zatem Ichigo...Nie powinieneś był tu przychodzić. - powiedział, a ja kątem oka dostrzegłem jak wydłużają mu się zęby. Był co raz bliżej od zatopienia kłów w moim ciele, a ja nie mogłem się ruszać. Pewnie było by po mnie, gdyby nie głos mojej matki.
- STÓJ!
Albinos gwałtownie odsunął się ode mnie i oceniając siłę kolejnej potencjalnej ofiary, wstał.
- Nie rób mu krzywdy... - wyszeptała, nie patrząc na mnie. Nagle nieznajomy złapał mnie za ramię i mocno trzyając, wbił w nie swoje paznokcie. Syknąłem z bólu.
- Czemu miałbym cię posłuchać? - zapytał, kpiąco się uśmiechając.
- Weś mnie...zamiast niego... Błagam. To moje dziecko...
- Zgoda. - o dziwo przystał na to bez większych komplikacji. Puścił mnie, a ja niczym kukiełka osunąłem się na ziemię, jednocześnie mając wzgląd na to, co działo się później.
Albinos w sekundę znalazł się przy mojej matce, która przerażonym wzrokiem nakazywała mi "Nie patrz!" Ale ja jak zwykle jej nie słuchałem. Zęby wampira wydłużyły się ponownie, wybijając się w jej bladą szyję. Usłyszałem jej zduszony krzyk, kiedy tamten mężczyzna wypijał z niej życie. Chwilę później było już po wszystkim. Moja matka po prostu zniknęła, rozsypała się w proch. Zostałem sam, gdyż nieznajomy odszedł już w swoją stronę. Bezszelestnie - tak samo jak się pojawił.
Moje rozszerzone do wielkości spodków oczy zaszły łzami, a po okolicy rozszedł się przepełniony bólem i bezradnością wrzask.
*
Od tamtego wydarzenia minęło 7 lat. Obecnie, kończąc lat 16 stanąłem u progu dorosłości. "Taryfa ulgowa" się skończyła - a o tym nalepiej wiedzieli zdesperowani mieszkańcy miasta.
Od śmierci mojej matki zamknąłem się w sobie, mówienie o uczuciach było dla mnie trudnością. Jedyny plus był taki, że moje więzi z rodziną zacieśniły się. Ojciec stał się dla mnie podporą, siostry największym skarbem, który pragnąłem chronić.
Żeby nie było - wyjaśnię teraz parę niedomówień w historii. Co pomocą, po którą udał się mój ojciec? Nie otrzymaliśmy jej. Okazało się, iż miasteczko sąsiadujące z zamkiem zostało zupełnie wyludnione. Nie było tam żywej duszy, nie licząc paru wychodzących koni, krów, owiec i kur. Jedyne, co wskazywało na wcześniejszą obecność tam ludzi, to zaschnkęte ślady krwi w domostawach. Chyba domyślcie się już, co tam zaszło. Kolejne pytanie, na które wypadałoby odpowiedzieć, to to, czy nie próbowaliśmy podjąć jakiś kroków w stronę zgładzenia potwora. No właśnie. W chwili, gdy odpowiedziałem ludziom, co się stało, nikt nie chciał mi wierzyć. To dopiero mój ojciec odkrył prawdę w tym, co mówiłem i poparł mnie. Nie zapomnę tego do końca życia. Teoria nabrała z czasem wiarygodności. Różne grupy mężczyzn wyruszyły na podbój zamku, ale żadna nie wróciła. Mój ojciec nie zabraniał uciekać, ratować siebie i majątek. Jedynie 2 rodziny odeszły. Powód tego jest dość prosty. Mianowicie - człowiek to istota leniwa. Niewielu ludziom z wioski chciało się zaczynać wszystko od nowa. Poza tym zawsze istnieje nadzieja, której wszyscy rozpaczliwe się chwytają. Każdy wmawiał sobie coś w stylu "To niedługo się skończy." albo "Mnie to nie dotyczy."
Jednak ludzie stawali się co raz bardziej przybyci i zdesperowani. W końcu wymyślili taki pomysł, że klękajcie narody.
Tylko mnie jednemu udało się zobaczyć wampira i przeżyć. Jedyne, co utrzymywało mnie w tym, że to wszystko nie było tylko snem, to blizna na ramieniu - pozostałość po pazurach mężczyzny.
Mimo iż czułem się trochę jakby "naznaczony wybranie" to nienawidziłem albinosa z całego serca. W nocy często nawiedziły mnie koszmary, z wampirem w roli głównej. Śniłem o tym, jak zabijał mi matkę, z każdą nocą przeżywałem jej śmierć od początku. Nabyłem się przez to pewnego rodzaju traumy.
Ale to co wymyślili ludzie z wioski było kompletnym debilizmem. Pomysł z dupy wzięty, aby właśnie mnie uznać za przyczynę ataków wampira i złożyć w ofierze. Pod nieobecność mojego ojca, kiedy przechadzałem się po rynku, nagle ktoś pozbawił mnie przytomności, naciągnął na głowę worek. Ogarnęła mnie ciemność, której pozbyto mnie w sposób okrutny. Gdy byłem jeszcze w stanie omdlenia, przywiązany do wysokiego pala na środku placu. Niczym wiedźma mającą zostać spalona na stosie ._. To przynajmniej byłaby szybka śmierć w porównaniu do tego, co dla mnie szykowali. Ocknąłem się z krzykiem w chwili, gdy któryś z tych idiotów naciął mi skórę na policzku. Z rany dość głębokiej, by można było zwijać się z bólu, wypłynęła natychmiast krew, wyznaczając sobie ścieżkę po mojej szyi aż do białej, lnianej koszuli która nią nasiaknęła.
- A oto i winny nieszczęściu, które spadło na nas i nasze dzieci! - wygłaszał ktoś, wskazując w moją stronę ostrzem noża, którym mnie pocięto.. - Złożymy go w ofierze istocie, którą sprowadził, prosząc pobożnie aby przyjął jego mięso a nas zaczył zostawić w spokoju! Ktoś jest przeciw? Nie? Zatem zaczynamy! Kurosaki Ichigo skazany na śmierć przez poderżnięcie gardła zostanie najpierw poddany paru torturom! - wygłoszeniu wyroku towarzyszyło parę okrzyków radości i podnieconych szeptów. Banda idiotów! Teraz wydaje mi się to śmieszne, ale wtedy nie było mi do śmiechu. Chyba możecie to sobie wyobrazić, prawda? Zwłaszcza, że nie żartowali i naprawdę byli gotowi mnie zabić.
Mój potencjalny kat zbliżał się do mnie, a ja próbowałem się jakoś wyrwać, miotając wściekłe niczym ryba wyjęta z wody. Nie miałem jednak szans, więzy trzymały mocno. Właśnie wtedy stało się coś, co miało ogromny wpływ na moją (i nie tylko) przyszłość.
- Co wy robicie!? - z czubka pala do którego byłem przywiązany zaskoczył biały wampir, odziany w czerń. Jego peleryna szeleścia na wietrze. Jego głos był pewny siebie, opanowany, choć niemal ociekający jadem. Wszyscy ludzie obecni w pobliżu zamarli. Nikt nie śmiał odpowiedzieć. - Mam rozumieć, że jesteście niemowami?
- Eee...Czemu o to pytasz? - jakaś kobieta zdobyła się na odwagę, aby odpowiedzieć. Co prawda pytaniem, ale liczy się efekt.
- Zwabiliście mnie tu zapachem świeżej krwi i jeszcze się dziwisz, że pytam!? - "Uhuu wkurzyła go..." - przemknęło mi przez myśl.
- Więc..to ty jesteś tym potworem?? - nie rozumiałem, jak można prowadzić dialog samymi pytaniami. Nawet, jeśli niektóre były retoryczne.
- Możemy się łatwo przekonać. - postępy składniowe. Albinos w mniej niż sekundę pokonał odległość ok.15 metrów, znalazł się w samym środku ludu, gdzie stała kobieta i jednym ruchem dłoni poderżnął jej gardło. Przerażeni świadkowie rozbiegli się w popłochu. Co odważniejsi mężczyźni chwycili co mieli pod ręką i rozeznawszy się w sytuacji, rzucili na mężczyznę. Wygrał z całą zagrają. Bardzo dobrze znał się na sztukach walki i umiał je stosować swoim wyspecjalizowanym, brutalnym stylem. Po chwili wszyscy leżeli na ziemi. Najlżejsze z ich obrażeń to powykręcane ręce. Wampir zdobył moje uznanie. I respekt. Nie zmieniało to jednak faktu, że zabił moją matkę i nie zawachałbym się wbić mu kołka w miejsce serce, którego tą bestia nie posiadała...
Nagle znalazł się tuż za mną, rozciął więzy krępujące moje ruchy i przerzucił sobie mnie przez ramię. Nie miałem siły protestować, po prostu po raz kolejny straciłem przytomność, zapewne przez zbyt dużą utratę krwi.
*
Obudziłem się całkiem nagi, przykryty cienką kołdrą, na twardym, drewnianym, prowizorycznym łóżku.
*************************************************************************
Yo kochani...I cóż ja mogę powiedzieć...Zrobi nam się z tego two-shot! XD zatem część 2 za tydzień, a na pocieszenie dodam, że w ten piątek (Halloween!) dodam opko z Kuroshitsuji. To, o które prosiliście :3 Gdyby ktoś miał jeszcze jakieś zamówienia...To niech pisze w komentarzach :>
Jeszcze jedna sprawa. Mianowicie rozmyślałam nad komentarzami, które zostawiliście pod poprzednim opkiem i sama przed sobą przyznaje się że H-N (przynajmniej zakończenie) to niewypał. No aleee cóż raz jest lepiej, raz gorzej, ale postaram się żeby odtąd było już tylko dobrze ^^
Iii dajcie znać jak podoba wam się to obecne opko, jestem strasznie ciekawa! ^^
sobota, 25 października 2014
Hospital - NOW ~część 6
Yo kochani! Etto...przed Wami OSTATNIA część H-N. Jestem strasznie ciekawa waszego zdania na temat całokształtu opowiadania. ^^
We wtorek dam jakiegoś luźnego one-shota a potem zobaczymy :>
Zbliża się także kolejne 5000 wejść, więc Kon przygotuje dla Was coś fajnego ^^
Noo a teraz zapraszam do czytania :)
****************************************************************************
Więc wszystko sobie już wyjaśnili. Jedyne, co było między nimi niezrozumiałe, to typ relacji ich łączących. Ale to też miało się niedługo stać jasne.
*
Przez następne parę dni Hichigo starał się unikać swojego pacjenta. Musiał dać sobie trochę czasu na przemyślenie obecnej sytuacji. Nie był pewien, co chłopak do niego czuję. A każda chwila z nim spędzania, powodowała, że miał ochotę się na niego rzucić. Dotykać. Całować. Odkryć każdy, nawet najmniejszy, kawałek jego ciała. Mieć tylko dla siebie. Co z tego, że się całowali. To przecież nic nie znaczyło...Prawda?
Shiro przychodził do Kurosakiego tylko wtedy, gdy musiał przeprowadzić badania. Starał się zachowywać normalnie, a jego co raz rządszą obecność tłumaczył nawałem obowiązków. Ichigo nie bardzo w to wierzył. Plus był jeden. Jego żebra już się zrosły i lada dzień będzie mógł uczęszczać na rehabilitację..
Rudzielec na rehabilitacji musiał wykonywać serię ćwiczeń, dzięki których z dnia na dzień czuł się lepiej. Jednak, cokolwiek by nie robił, ciągle myślał o Shirosakim. Czemu go unikał? Nie rozumiał. Nie chciał rozumieć. Chciał, żeby było tak jak wcześniej...
Ale nie było. Między nimi rósł mur. Z każdym dniem przybywało w nim cegieł, aż w końcu stracili kontakt. Hichigo przychodził tylko raz dziennie, aby robić badania.
*
Po 2 tygodniach rehabilitacji Kurosaki został wypisany ze szpitala. Tak...to był ten dzień. Kompletnie zdezorientowany Ichigo, stojący przed szpitalem z czterema walizkami w dłoniach. Po tym, jak jego relacje z Shiro uległy zmienie był niemal pewien, że albinos go nie zechce. Więc co teraz? Dokąd miał się udać? Stał tam jeszcze chwilę, smutnie zerkając w stronę gmachu budynku, z którego wyszedł, po czym ruszył przed siebie. Oczy niemiłosiernie go piekły, a gula w gardle narastała z każdą chwilą. Aż w końcu...
- Ichigo!
Chłopak obejrzał się przez ramię w kierunku z którego dobiegał głos.
- Poczekaj! - to był Hichigo. Rudzielec stanął jak wryty. Nie śmiał ruszyć się choćby o krok. - Co ci strzeliło do głowy, żeby iść beze mnie? - zapytał Hichi, biorąc od Ichigo dwie z jego walizek.
- No bo...ostatnio w ogóle nie rozmawialiśmy...i pomyślałem, że może nie chcesz, żebym u ciebie mieszkał... - wyszeptał pomarańczowowłosy i spuścił wzrok na ziemię.
- Głupek. - podsumował Shiro, po czym uśmiechnął się łagodnie i jak to miał w zwyczaju, poczochrał włosy chłopaka. - Chodźmy. Porozmawiamy u mnie.
~*trochę wcześniej*~
Hichigo właśnie kończył dyżur. Miał resztę dnia wolnego z okazji iż Kurosaki wychodził ze szpitala. Jego żebra jak i noga były już zdatne do użytku. Shiro cieszył się, choć nie dawał tego po sobie poznać. Wciąż musiał udawać. Udawać, że nie chce zbliżać się do chłopaka, choć w rzeczywistości zrobiłby wszystko, aby móc go dotknąć...
Gdy wszedł do jego sali, nie zastał go. Spanikował. Gdzie on się podziewał...?
I właśnie wtedy w pełni zrozumiał jak bardzo kocha chłopaka i jak mu na nim zależy.
*
Przez całą pozostałą drogę żaden z nich się nie odzywał. Szli w ciszy, aż w końcu znaleźli się przed ogromnym apartamentowcem. Windą wjechali na ostatnie piętro. Następnie stanęli przed drewnianymi drzwiami oznaczonymi numerem 215. Shirosaki wyciągnął z marynarki klucze, po czym obaj weszli do środka. Oczom Kurosakiego ukazało się przepięknie jak i nowocześnie urządzone mieszkanie.
- Okey..rozgość się. - polecił albinos. Bagaże chłopaka zaniósł na górne piętro. Następnie poszedł do kuchni, przygotować im obydwu kawę. Tymczasem Ichi zaczął przechadzać się po salonie. Nie mógł sobie znaleźć miejsca, więc usiadł na kanapie, przed którą stał niski, szklany stolik. Zacisnął dłonie na kolanach i czekał.
Chwilę później Hichigo przyniósł dwie filiżanki kawy i usiadł obok Ichiego. Nie śpiesząc się, zaczął pić gorący napój, parząc sobie przy tym wargi jak i język. Westchnął cicho i odstwił filizanke na stolik.
- Powiedziałeś, że ostatnio nie rozmawialiśmy i to dlatego myślałeś, że nie chcę z tobą mieszkać. - zaczął Shirosaki. Ichi tylko mu przytaknął. - Ehh...to prawa. Ostatnio cię unikałem. - "A więc jednak!" przeszło przez myśl chłopakowi. - ...ale to dlatego, że nie wiem, co do mnie czujesz.
- J-Jak to?! - zdziwił się rudzielec.
- Kiedy tak na ciebie patrzę, mam ochotę pocałować. - mruknął Hichigo i oblizał spierzchnięte wargi.
- Nie mów tak...- pomarańczowowłosy miał wrażenie, że zaraz spali się ze wstydu. W sumie, on też miał ochotę na pocałunek. A może...coś więcej?..
- Czemu? To prawda. Już od jakiegoś czasu mam ochotę na dziwne rzeczy, kiedy jesteś w pobliżu. Więc...
- Jeśli chcesz, możesz zrobić te rzeczy.. - wyszeptał Kurosaki. Podniósł wzrok na swojego rozmówcę. - Ja też...tak mam... - Shiro nie musiał na nic więcej czekać. Zaczął zachłannie pięścić swoimi wargami jego, dodatkowo wtargnął językiem do jego ust wnosząc w nie smak gorzkiej kawy. Dali ponieść się chwili, jednocześnie chcąc wszystko przedłużyć jak tylko się da. Shirosaki delikatnie zjechał dłońmi w dół torsu Ichiego, zatrzymując się na krawędzi spodni. Zaczął go rozbierać. Kurosaki nie pozostawał mu dłużny, gdyż już po chwili zaczął powtarzać ruchy kochanka. Wreszcie, cali nadzy, przylgnęli do siebie, pieszcząc rękoma swoje przyrodzenia. Nie trwało to długo. Shiro położył Ichiego na szklanym stoliku i zaczął błądzić językiem po jego ciele. Kurosaki wił się pod nim, jęczął, błagał o więcej. Jeszcze nigdy nie czuł się TAK.
Hichigo nie mógł się już powstrzymywać. Wszedł w niego bez przygotowania, zgłaszając krzyk chłopaka pocałunkiem. Dał mu chwilę na przyzwyczajenie się, po czym zaczął poruszać. Wolno, głęboko, dokładnie. Ich ciała poruszały się łagodnie, zalśniły na nich krople potu. Ale chęć osiągnięcia spełnienia była o wiele większa od zmęczenia i bólu. Shirosaki przyspieszył. Nadał stosunkowi agresywności. Pchnięcie. Wreszcie rozłączyli swoje usta, aby móc krzyczeć, jęczeć, sapać z przyjemności. Pchnięcie. Zaczęli co raz szybciej oddychać. Pchnięcie. Byli już u kresu wytrzymałości. I kolejne. Tak...co raz bliżej im było do spełnienia. I jeszcze jedno...
- A-Arh!! - obaj doszli jednocześnie, zalewając swoje ciała nasieniem. Shiro wyszedł z chłopaka, który szybko i chaotycznie łapał oddech. Obaj
Przenieśli się na kanapę, na której mieli zamiar leżeć jeszcze przez parę minut. Nagle po policzku Kurosakiego spłynęła pojedyncza łza. Gdy tylko albinos ją dostrzegł, starł ją i zapytał '
- Czemu płaczesz...?
- Bo jestem szczęśliwy. Kocham cię Shiro. Chcę z tobą zostać na zawsze.
- Ja też. Mam dokładnie tak samo jak ty. Już nigdy nie dopuszczę, żebyś płakał. Kocham cię...
Od tamtej chwili Ichigo zaczął nowe życie. Miał kogoś, kogo kochał, a on odwzajemniał jego uczucia. Chciał, żeby zostało tak już zawsze.
THE END
czwartek, 23 października 2014
Hospital - NOW ~część 5
Ichigo dokuśtakał do łazienki męskiej o dwa korytarze dalej od swojego pokoju. Stanął naprzeciw lustra, kule odstawił na bok i oparł się rękoma o brzeg umywalki. Popatrzył na siebie samego przez pryzmat lustra. Oczy miał podkrążone, policzki czerwone, pomarańczowe włosy w nieładzie, a jego koszula od szpitalnej piżamy wciąż jeszcze przesiknięta była potem.
Odkręcił wodę i przemył twarz. Naprawdę, nie miał siły mierzyć się z przeszłością. Było mu z tego powodu głupio, bo Shiro przecież pytał go, czy na pewno chce wiedzieć, co zdarzyło się przed wypadkiem. Gdyby powiedział, że nie jest...że nie chce...to byłoby mu ławiej. I to o ile! Jednak nie uciekł od problemu. Zmierzył się z nim, musiał liczyć się ze stratami...
Zdawać by się mogło, że to odzyskanie pamięci przyniesie odpowiedź na wiele niewiadomych. Stało się jednak wręcz przeciwnie. Kurosaki układał sobie w głowie co raz więcej kolejnych pytań. Co stało się z Ayame? Z Hirako? Czemu żadne z nich nie przyszło go odwiedzić? No, w sumie to nie dziwił się Daichi. Ona miała święte prawo go nienawidzić. Ale Shinji? A jego inni przyjaciele? Chociażby ci, którzy byli u niego na wieczorze kawalerskim. Co z nimi..?
Teraz nic mu już nie zostało. Nic, oprócz...
- Ichigo! - do łazienki wbiegł Shiro. Gdy tylko zobaczył chłopaka, od razu do niego podszedł i...mocno przytulił.
- Przepraszam. - szepnął, przyciskając do siebie zaskoczonego Kurosakiego. - Nie powinienem...ale to najszybszy sposób na zbicie temperatury. - wytłumaczył, po czym przyłożył wierzch dłoni do czoła rudzielca. - Już lepiej. - odetchnął, po czym na nowo przyciągnął do siebie chłopaka. Ichi się nie odzywał. W końcu niepewnie przeniósł ręce na plecy albinosa i wtulił głowę w zagłębienie jego szyi. Shirosaki był wyższy, więc bez problemu mu się to udało. Było mu tak miło...tak ciepło w sercu. Uśmiechnął się leciutko. Dał się ponieść chwili, stanął na palcach i delikatnie musnął wargami usta Hichigo. Shiro rozszerzył oczy na podkreślenie swojego zaskoczenia. Ichi nie przejął się tym jednak. Poprawił albinosowi okulary zjeżdżające z nosa i przytulił, tym razem z własnej inicjatywy.
Stali tak ok.5 minut w absolutnej ciszy. W końcu Hichi niepewnie odsunął się od Kurosakiego i powiedział :
- Wiem, że ciężko ci po tym, co zobaczyłeś. Rozumiem, że wróciła ci pamięć? - pomarańczowowłosy skinął głową. - To dobrze...w każdym razie wiedz, że możesz mieć we mnie oparcie. Mów mi wszystko. Chcę wiedzieć, co cię dręczy. Chcę lepiej poznać. Po tym wszystkim, co dla ciebie zrobiłem chyba mogę pozwolić sobie na odrobinę egoizmu...
- Dziękuje. Nie gniewam się już. - wyszeptał Ichigo, po czym chwycił dłoń lekarza. - Chodźmy. - powiedział i lekko go pociągnął.
W końcu na powrót znaleźli się w pokoju chłopaka. Ichi wszedł do łóżka, a Hichi nakrył go kołdrą.
- Śpij. - polecił mu, po czym skierował się w stronę wyjścia. Powstrzymał go jednak głos Kurosakiego.
- Zostań...aż nie zasnę...- albinos uśmiechnął się, usiadł na skraju łóżka i zaczął gładzić włosy rudzielca, puki ten nie zasnął.
Następnego dnia rano obudziła chłopaka Hinamori, która przyniosła mu śniadanie. Porozmawiali trochę razem, pośmiali się. Dzień zapowiadał się na udany. Potem dziewczyna musiała iść, tłumacząc się obowiązkami. O 9 przyszedł Shiro. Zbadał go, a następnie poczochrał po włosach.
- Wpadnę po południu. Do tego czasu ogarnij swoje rzeczy i tym podobne...
- A co się stało?
- Wracasz na salę obserwacji.
Po obiedzie Kurosaki był już spakowany. Shiro nie pozwolił mu się nudzić, bo przyszedł zaraz po tym, kiedy chłopak ogarnął swoje rzeczy. Wziął jego walizki i razem poszli na salę obserwacji.
Wszystko było tam na swoim miejscu, jedynie jego wcześniejsza sąsiadka o złocistych włosach, zniknęła. Ichigo dowiedział się od albinosa, iż owa kobieta wyszła już ze szpitala. Na sali było teraz jakoś tak dziwnie...spokojnie. Staruszek w kącie sali drzemał, pochrapując cicho. Kurosaki wszedł do łóżka i oparł się o poduszkę.
- Kiedy będę mógł zacząć rehabilitację? - zapytał Shirosakiego, który przysiadł się do niego.
- Jak zrosną ci się żebra - odpowiedział wesoło Hichi. Następnie, rozejrzał się wokół (czy aby nikt nie patrzy...), po czym pochylił się ku pomarańczowowłosyemu.
- Nie mogę się doczekać, kiedy u mnie zamieszkasz. - wymruczał mu do ucha. Kurosaki wzdrygnał się lekko. Jego serce znowu zaczęło bić szybciej, a jego policzki zalśniły szkarłatem.
- Czemu mówisz takie rzeczy...
- Jakie? :3
- No...nie uważasz, że to krępujące?
- Ani trochę. - i jakby na potwierdzenie swoich słów, pocałował go zachłannie. Z każdym ruchem ich języków, Ichi czuł narastające podniecenie. Nie rozumiał tego dokładnie. Mimo, iż był już z mężczyzną, to wszystko wydawało mu się dziwnie obce przy albinosie. Nagle na korytarzu dało się słyszeć odgłos damskich szpilek, stukających obcasami o podłogę. Jak na komendę, obaj odskoczyli od siebie i szybko przetarli usta. Na salę weszła dziewczyna. Miała długie do pasa, złociste włosy, kasztanowe oczy, duże, pełne usta w kolorze dojrzałych malin. Ubrana była w kremową bluzkę z długim rękawem oraz długą, luźną spódnice w kolorze ciemnej czerwieni. Rozejrzała się po sali, a gdy tylko ujrzała Ichiego od razu do niego podbiegła. To była Ayame Daichi.
- Ichigo!!! Dzięki Bogu, twój ojciec mówił, że nie żyjesz! Ale ja nie mogłam w to uwierzyć, po prostu nie mogłam! Przeszukałam wszystkie szpitale w mieście, ale w końcu cię znalazłam! - wszystko to wypowiedziała na jednym wydechu. Następnie ze łzami w oczach rzuciła się w "objęcia" Kurosakiego.
Widząc całe to zamieszanie, Shirosaki dyskretnie wymknął się z pomieszczenia na korytarz. Poszedł do swojego prywatnego gabinetu. Kiedy już się tam znalazł, kopnął z całej siły w bogu ducha winne biurko. Był wściekły. Kim ona była? Za kogo się uważała? Shiro wiedział o niej tylko jedno. To ona była na zdjęciach, które pokazał chłopakowi. Do tej chwili nie widział, co ona dla niego znaczyła. Ale bardzo nie spodobało mu się, że rzuciła się na chłopaka, a ten nie wypowiedział ani słowa sprzeciwu. Hichigo odetchnął głęboko i usiadł w swoim fotelu, zakładając nogi na biurko. Zdjął okulary z nosa i przetarł je skrawkiem koszuli. Czyżby stawał się zazdrosny...? O jakąś kobietę?Eh...
Albinos przebywał w swoim gabinecie około 15 minut, próbując się uspokoić. Kiedy w końcu mu się to udało, postanowił przejść się do recepcji i sprawdzić, czy miał jeszcze na dziś umówioną jakąś wizytę. Nie lubił swojej pracy. Kiedyś to ojciec wymusił na nim, aby poszedł na medycynę. Zrobił to, choć niechętnie. Kiedy skończył studia, nie pozostało mu nic innego, jak tylko zająć się medyczną specjalizacją. Ale nie sprawiało mu to przyjemności. Widok nagich kobiet, które musiał badać, obrzydzał go. Nie przepadał również za widokiem krwi. Tak jak Ichigo. Jednak to tylko kwestia czasu, aż się do niej przywyknie. Ale w końcu nadszedł dzień, kiedy do pracy zaczął przychodzić cały w skowronkach. Był to dzień, kiedy po raz pierwszy zobaczył Kurosakiego. No, i przy okazji się zakochał.
Jak się okazało, dalszą część popołudnia miał wolną. Jedynie na wieczór zapowiedzianą miał jedną wizytę. Westchnął ciężko i ruszył w drogę z recepcji do sali obserwacji. Zamierzał sprawdzić, czy nie doszło do czegoś między rudzielem a nieznaną mu kobietą.
Zamierzał już skręcić w drzwi na prawo, kiedy na niego wpadła. Cała zapłakana, zasmarkana i w stanie skrajnej rozpaczy. Ayame nawet nie przeprosiła. Szybko pobierała rzeczy, które z powodu zderzenia wypadły jej z torebki i pobiegła dalej, nie przestając płakać.
- Dział psychologii dziecięcej w drugą stronę. - mruknął w kierunku oddalając się postaci Shiro. Następnie ztrzepnął ze swojego kiltu niewidzialny kurz i wszedł na salę. Kurosaki siedział niewzruszony na łóżku, tempo wpatrując się w okno. Hichigo uśmiechnął się lekko i podszedł do niego.
- Aleś ty okrutny. - skomentował, splatając ręce na piersiach i stając nad Ichim.
- Musiałem...Wygląda na to, że nie zrozumiała za pierwszym razem...
- Kim była?
- Moją BYŁĄ narzeczoną. - Ichigo dokładnie podkreślił drugie słowo, dając tym samym Shirosakiemu do zrozumienia, że jest teraz wolny :>
********************************************************************************
Yo Yo! Krótkie, ale na temat. Spóźnione, no ale cóż. Sprawdziany to zuoooo >-< Ale w sobotę rekompensata za wszelkie dotychczasowe braki. ^^ Będzie to ostatnia część H-N.
wtorek, 21 października 2014
UWAGA!!!
Kochani moi! Wybaczcie opóźnienie z mojej strony, ale to wszystko wina 5 testów, które muszę pozaliczać w tym tygodniu. Ale nie martwcie się! Właściwie, to notka jest gotowa na dzisiaj, ale jest strasznie krótka. Postanowiłam więc dopisać do niej co nieco. Dodam ją jutro, obiecuję! A kolejną w sobotę - jako takie odszkodowanie :)
I jeszcze jedno. ZMIENIAM DZIEŃ DODAWANIA NOTEK. OD PRZYSZŁEGO TYGODNIA JEST TO WTOREK.
niedziela, 12 października 2014
Hospital - NOW! ~część 4
- Ja...- Kurosaki zamyślił się na chwilę. - To nie jest tak, że jej nie znam. Wiem, że jest ważna. Że...jest kimś...prawie z rodziny..?
***
Chłodne odmęty, zakamarki ludzkiego umysłu...Z pomocą drugiego człowieka można góry przenosić. A tymbardziej odzyskać to, co stracone.
Ichi zamknął oczy. Pozwolił, aby jego umysł działał sam za siebie. Bardzo powoli zaczął analizować zdjęcia w myślach. Bardzo powoli, jakby przez mgłę, widział to, co już się zdażyło. Bardzo...Tak bardzo powoli odpływał...
Tamten dzień był czymś, o czym Ichigo chciał jak najszybciej zapomnieć (bo chcieć to móc...uwaga na życzenia! XD). Z kolei Ayame była wyjątkowo uradowana i pragnęła zachować ten dzień w swojej pamięci do końca życia. Wreszcie miała stać się mężatką.
- Ichigo, tak się cieszę! - powtarzała w kółko. Ktoś mógłby zapytać, czy jej się to nie znudziło. Oczywiście, że nie. Najważniejsza osoba w jej życiu pragnęła razem z nią ruszyć w drogę ku świetlnej przyszłości.
Tamten dzień był wyjątkowy. Ptaki ćwierkały, kwiaty wiśni kwitły w najlepsze. Słońce przebijające się przez chmury, rzucało ciepłe promienie na suknię ślubną stojącą w rogu pokoju. Niestety, nie doczekała się ona właścicielki, która pochłonięta była wybieraniem odpowiednich butów. Ayame była szczęśliwa jak nigdy. Jednak. Po pokoju, w którym mocowała się właśnie z kolejną parą szpilek, rozległ się odgłos dzwonienia telefonu. Dziewczyna szybko odebrała komórkę.
- Moshi-Moshi? ♥
~ Ayame?
- Ichigo! - od razu się ucieszyła. - Gdzie jesteś? Czemu dzwonisz? Przecież do ceremonii zostało jeszcze 50 minut...
~ Ayame...Ja nie przyjadę.
- Aaa stoisz w korku? Hmm to ciężka sprawa, zadzwonie do mamy i na pewno...
~To nie tak. - Kurosaki był podenerwowany, jednak Ayame dopiero po chwili wychwyciła w jego głosie drżenie. ~ Ja...nie przyjadę w ogóle. Ślubu nie będzie.
- A-Ale jak to...nie wygłupiaj się!
~ Mówię poważnie. Jest mi naprawdę przykro, ale naprawdę nie mogę cię poślubić.
- C-Co...? - jej także głos zaczął drżeć. Z trudem przełknęła gulę w gardle, starając się nie wypuścić telefonu z dłoni.
~ Nie kocham Cię...Przepraszam.
- I-Ichigo! - wpadła w panikę. Sens jego słów w końcu do niej trafił. Po bladych policzkach zaczęły płynąć niekontrolowane łzy, rozmazując starannie zrobiony makijaż. - Dlaczego... - szepnęła.
~ Nie proszę o wybaczenie. Jednak naprawdę nie potrafię już dłużej robić ci nadziei. Nie szukaj mnie więc...jestem zupełnie inny, niż ci się wydawało..
- Więc czemu?!? - krzyknęła nagle. - Czemu przez cały czas kłamałeś?!? Po co mi się oświadczyłeś??! No po cholerę jasną?!?
~ Muszę już kończyć....
- Ichigo!!!
~pi pi pi.....~
Ayame osunęła się na kolana. Ukryła twarz w dłoniach. Wstrząsał nią płacz, miała problemy z wzięciem głębszego wdechu.
Świat Ayame Daichi posypał się na kawałki. Tak, jakby nigdy go nie było.
*
~dzień wcześniej~
Wieczór kawalerski dobiegł właśnie końca. Wszyscy panowie, włączając w to Ichigo byli już ledwo przypomni. Większość z nich leżała na podłodze, chrapiąc w najlepsze. Po pokoju rozchodził się mocny zapach alkoholu.
Kurosaki dźwignął się na nogi. Był pijany, jak jeszcze nigdy dotąd. Zataczając się straszliwie, zrobił parę kroków naprzód, by następnie runąć jak długi na podłogę, przez nogi jednego z kolegów.
- Szlag by cię...- mruknął pod nosem, uwieńczając imię winowajcy mieszanką przekleństw. - Cholera jasna, przecież ja jutro będę nieprzytomny! - Tak...mówienie do siebie po pijaku było w jego stylu. W dalszą wędrówkę przez pokój, udał się na czworakach. W końcu udało mu się dotrzeć do sypialni. Zmęczony, obolały, rzucił się na łóżko. Ale kiedy próbował naciągnąć na siebie kołdrę, napotkał opór.
- Co jest do...
SUPRISE!
W jego łóżku, pod jego kołołdrą, leżał wysoki, szczupły blondyn. Ichi od razu go rozpoznał. Nawet przez sen musiał się uśmiechać.
Kurosaki szarpał się z kołdrą, próbując wyciągnąć ją z pod nieproszonego gościa, ale jego wysiłki spełzły na niczym. Westchnął ciężko i ponieważ było mu zimno, wysunął się pod pierzynę tuż obok blondyna. Zamknął oczy, myśląc, że wreszcie dane mu będzie się zdrzemnąć, jednakże chłopak, który leżał za nim, poruszył się i objął go w pasie.
- Ichigooo ~
- 0_0 - rudzielec próbował wyswobodzić się z uścisku, ale im bardziej się rzucał, tym mocniej blondyn przyciągał go do siebie. W końcu nie wytrzymał. Obrócił się w stronę natręta, chcąc zepchnąć go z łóżka, jednak ledwo co obmyślał swój niecny plan, coś zaczęło uwierać go w krocze. Zdezorientowany, zetknął pod kołdrę. Sprawcą całego zamieszania był Shinji, a dokładnie jego noga wysunięta między uda Kurosakiego.
- Noż kurna! Hirako! - wrzasnął Ichi.
- Czego się drzesz, debilu. - odpowiedział blondyn, otwierając jedno oko. - Głuchy nie jestem.
- Możesz łaskawie zabrać tą nogę? - warknął cicho pomarańczowowłosy.
- Nie.
- Jak to nie???
- Tak mi wygodnie.
- Zabieraj, albo wypieprze cię na... - nie zdążył dokończyć. Coś wilgotnego i ruchliwego przerwało mu do ust. Czuł, jak język Shinjiego napiera na jego wargi, wreszcie wdziera się do środka i tracą jego własny. W pierwszej chwili chciał jak najszybciej odepchnąć go od siebie, ale nie mógł się ruszyć. Jeszcze nikt go tak nie całował. To było niesamowite. Agresywnie zwiększył tempo pocałunku, czując jak stróża śliny cieknie mu po brodzie. Zawirowało mu przed oczami, czuł, że to nie tylko wina wypitego wcześniej alkoholu. Nim się spostrzegł, zaczął odwzajemniać pocałunek. Tymczasem kolano Hirako upchnięte między jego nogi zaczęło pocierać o jego przyrodzenie. Mruknął cicho, czując, jak twardnieje.
- A-Ach...- westchnął cicho, gdy rozłączyli już swe usta. - H-Hirako, przestań, przecież ja...
- Ciii. Nic nie mów. - szepnął tamten, jeszcze intensywniej poruszając nogą. - Przecież wiem, że tak naprawdę jej nie chcesz. - głos Shinjiego wwiercał się w głowę chłopaka, a on nie mógł nic zrobić. Nie mógł nawet zaprzeczyć.
- Aah..ilee ty o mnie wiesz? - zapytał zdezorientowany. Te lekkie pieszczoty sprawiały, że z każdą chwilą zwiększał co raz bardziej trzeźwość swojego umysłu.
- Wystarczająco dużo, aby być pewnym, że jesteś homo.
- Skończyłem z tym...Przestań...
- Zmuś mnie. - Blondyn po raz kolejny złączył ich wargi ze sobą, jednocześnie wysuwając dłoń pod spodnie i bokserski chłopaka. Ichigo jęknął, kiedy chłodna ręką zetknęła się z jego męskością.
Wzdychał coraz głośniej. Shinji zaczął delikatnie trącać jego penisa opuszkami palców. W końcu zacisnął na nim całą dłoń, zjeżdżając nią raz w górę, raz w dół. Wystarczyła tylko chwila, aby Kurosaki doszedł z głuchym, przyciągłym jęknięciem. Hirako wyciągnął rękę z bokserek rudzielca, zlizując z niej resztki spermy.
- Pogadajmy jak dorośli. Przecież jesteśmy kumplami nie od dzisiaj... - powiedział blondyn, siadając okrakiem na biodrach przyjaciela. Jedną ręką unieruchamił jego dwie nad głową, drugą rozpiął jego koszulę. - Dlaczego tak się męczysz? Czemu dajesz jej nadzieję? - zapytał, gładząc go po torsie. Koszula była już w całości rozpięta.
- Muszę...Muszę! - wysapał z trudem Ichi.
- Nic nie musisz. To przez twojego ojca? - Shinji zjechał palcami na sutek Kurosakiego i ścisnął go.
- Ugh...On...On wiedział, ze jestem gejem. Powiedziałem mu...a on...wściekł się. - wtej samej chwili blondyn pogładził bliznę na żebrach chłopaka.
- To są skutki? - zapytał. Ichigo odwrócił wzrok i skinął lekko głową. - Rozumiem...I co dalej?
- Tydzień potem ojciec przyprowadził do domu Ayame, twierdząc ze jest córką jego kolegi. No i...zakochała się we mnie....
- Pod naciskiem ojca oświadczyłeś się? - Kurosaki ponownie skinął głową. Dłoń Hirako zwędrowała niżej, zsuwając z niego spodnie i bokserki. - Hmm. To nie w pożądku. - oświadczył, samemu się rozbierając. - Jeśli ją poślubisz, to nieszczerze. Nie możesz jej dawać złudnych nadziei...Sam dobrze wiesz, kim naprawdę jesteś. - powiedział i ułożył sobie jego nogi na ramionach.
- Zaraz! Co ty....! - wszedł w niego brutalnie, szybko, otwierając rany po wcześniej odbytych stosunkach. Ichigo krzyknął cicho. Nie chciał nadrobić hałasu, dlatego zatopił zęby w swoim nadgarstku. Poczuł, jak świeża krew spływa mu do ust, niosąc za sobą metaliczny posmak.
Wkrótce zaczął pojękiwać cicho i sapać. Shinji cały czas uderzał członkiem we wrażliwy punkt w środku niego, co wywoływało niekontrolowane pojękiwania. Kropelki potu zalśniły na ich ciałach. Czuli się jak w transie. Ichi zaczął odpowiadać na szybkie, głębokie pchnięcią wypychaniem bioder w stronę kochanka, co potęgowało doznania. W krótce obaj zaczęli szczytować. Pierwszy doszedł Kurosaki, brudząc ich ciała nasieniem. Skurcz mięśni w nim, spowodował, iż Hirako spuścił się mu do środka. W końcu wyszedł z niego i opadł na miejsce obok. Ichigo sięgnął po kołdrę, którą okrył ich obu. Spletli swoje ciała ze sobą, nie zważając na resztki spermy na pościeli. Obydwaj bardzo szybko zasnęli, w głębi duszy nie chcąc, by nadszedł dzień kolejny.
Rankiem Ichigo obudził się z potwornym kacem. Była godzina 10, kiedy rozbudzony do reszty, usiadł i przetarł oczy wierzchem dłoni. W pokoju, w którym jeszcze parę godzin temu tak namiętnie kochał się ze swoim przyjacielem, nie było nikogo. Tylko on sam jeden. Tak, jakby wszystko, co stało się do tej pory było jedynie snem.
Nie za bardzo to wszystko rozumiał, jednak już po chwili wstał i poszedł do łazienki, wziąć krótki prysznic. Zmył z siebie resztki nasienia - jedynej rzeczy, którą utwierdziła go w tym, że TO wszystko nie było jedynie snem. Do tego dochodził jeszcze ból w dolnej części kręgosłupa, ale to już nieco inna historia...
W swoim pokoju ubrał się i wysuszył włosy. Jego koledzy poszli do swoich domów rano, gdy jeszcze spał.
W końcu poszedł do kuchni z zamiarem przygotowania sobie śniadania. Tam spotkała go niespodzianka. Śniadanie było już zrobione, a przy kubku z zimną już kawą, leżał kawałek kartki. Kurosaki szybko do niego podszedł i przeczytał :
"Nie chciałem cię budzić, dlatego zrobiłem
Ci śniadanie i wyszedłem. Heh..Więc to już
dzisiaj. Mój mały, kochany Ichiguś bierze
ślub z osobą, której nawet nie kocha...
Cóż. Pozostało mi życzyć ci szczęścia. Ale
pamiętaj, nikt nie może za ciebie decydować
w TAKICH kwestiach. Dlatego rób, co uważasz
za słuszne :)
Hirako"
Tak...ten list podziałał na niego otrzeźwiająco. Czuł się, jakby dopiero teraz obudził się ze śpiączki, w którą zapadł w chwili, gdy poprosił Ayame o rękę. Boże, przecież on naprawdę jej nie kochał! Nie musiał długo myśleć nad tym, co zrobi dalej. Spakował wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy i pieniądze do plecaka, wsiadł w samochód i pojechał do Shinjiego. Niestety, nie zastał go w domu. 13:10 . Był już pewien. Chwycił telefon i wybrał numer Ayame.
To szalone...
~
Po rozmowie z impetem rzucił komórkę na tylne siedzenie. Odetchnął głęboko i przetarł oczy. Przekręcił kluczyk w stacyjce, z zamiarem pojechania do jednego z barów, w którym przywykł się odstresowywać. Jechał o wiele za szybko, krew uderzyła mu do głowy. Mimo to, zatrzymał się na czerwonym. Chociaż nigdy tego nie robił, miał wielką ochotę zapalić. Westchnął głęboko.
To stało się nagle. Rozpędzony samochód uderzył z całym impetem w auto Ichigo od strony pasażera z przodu wozu. Poduszki powietrzne otworzyły się, głowa chłopaka poleciała bezwładnie w tył i uderzyła o siedzenie. Jego ręka wykręciła się pod dziwnym kątem, a noga została zmiażdżona przez wklęśniętą stal.
Ratownikom medycznym niezwykle trudno było wyciągnąć Kurosakiego z samochodu.
Sprawca zbiegł.
Przyszłość pękła niczym mydlana bańka. A zresztą, nie tylko on w tym wszystkim cierpiał.
Przed oczami zapadła mu ciemność. Na bardzo, bardzo długo.
***
- ...chigo.! I....go! Ichi....go! - nawoływania Shirosakiego docierały do niego niczym przez mgłę. - Ichigo!!! - chłopak zerwał się gwałtownie do pozycji siedzącej, otwierając oczy. Hichigo, który nieźle się tym wystraszył, spadł z krzesła, które stało obok łóżka Kurosakiego. - Boże, Ile można cię wołać?!? - krzyknął Shiro, wstając z podłogi. Ichigo dyszał ciężko. Na dworzu było już ciemno, podobnie jak w pokoju, w którym byli.
- Shi...- przełknął ślinę. - Shiro...
- A którzby inny! Wiesz, jak mnie przestraszyłeś?! Zamknąłeś oczy i odpłynąłeś! Już godzinę próbuje cię obudzić! A ty nic, tylko rzucasz się jak wściekły, jęczysz, krzyczysz i płaczesz! - Ichi dotknął swoich policzków. Całe były mokre, we łzach. Cały również lepił się od potu, oddychał z trudem.
- Przepraszam...
- Nie masz za co, idioto! Tylko nie rób mi tak więcej! Martwię się o ciebie! - westchnął Shirosaki i pogłaskał rudzielca po głowie. Zaraz jednak cofnął rękę. - Ty masz gorączkę. - stwierdził poważnie. Ichigo dotknął swego czoła, jakby sam chciał się przekonać. Rzeczywiście. Rozgrzana skóra niemal paliła jego zimną dłoń.
- Poczekaj chwilę. - rozkazał Hichi. Potem wstał i wyszedł.
Wrócił po ok.5 minutach, trzymając w dłoni niewielkie pudełko.
- Co to jest? - zapytał Ichigo.
- Czopki :33
- Że coooooo??? - i nagle jakby wszystkie siły mu wróciły. Wcisnął się w kąt łóżka i oplutł rękoma nogi. - Nie zgadzam się. - zaprzeczył stanowczo. Jednak Hichigo go nie słuchał i już wyjął jednego, malutkiego czopka z pudełka.
- Mało mnie to obchodzi. - mruknął cicho i obezwładnił go (oczywiście, tyłem do siebie ;>) w tempie ekspresowym. Zsunął mu dolną część piżamy i delikatnie wprowadził czopka do jego wnętrza. Ichigo na darmo się szarpał, Shiro puścił go dopiero wtedy, gdy już było po wszystkim. Chłopak szybko pociągnął spodnie i wstał z łóżka.
- Jesteś okropny! - wykrzyczał i wybiegł (wykulał...) z pokoju zostawiając oniemiałego albinosa samego.
***********************************************************************************
Yo kochani! Gomene, za małe opóźnienie, ale się nie wyrobiłam...Więc pamiętajcie : nie bierzcie przykładu z Shiro i nie zostawiajcie wszystkiego na ostatnią chwilę ;-;
Aaa co do opka : Yeah, wreszcie jakieś seksy *^* XD Co tam, że z innym parringiem hahaha. Jednaaak to była sytuacja jednorazowa, mającą na celu podkoloryzowanie dramaturgii tego rozdziału XDD
No cóż, kolejna notka za tydzień. Pozdrawiam wszystkich aktywnie czytających = komentujących <3
poniedziałek, 6 października 2014
Hospital - NOW! ~część 3
Tak jak powiedziała Unohana, Ichigo został przeniesiony do osobnej sali zaraz po śniadaniu. Pokój, w którym miał spędzić kolejne kilka dni miał białe ściany, jasne firany, jak i pościel. Czystość i świeżość biła po oczach. Można by przypuszczać, iż sala została specjalnie wyczyszczona z myślą o nim.
Przez cały poranek chłopak nie miał wiele do roboty. Strasznie mu się nudziło. Czekał na przyjście Shirosakiego z niecierpliwością, jakby jego pobyt miał zmienić jego monotonność. I bicie serca.
W końcu ktoś zapukał do drzwi i nie czekając na odpowiedź, wszedł do pokoju i rozsiadł się wygodnie na łóżku, obok Kurosakiego.
- Yo, Ichiguś! Co tam? - zapytał Shiro i jak gdyby nigdy nic, rozpiął mu górną część piżamy, rozwijając słuchawki.
- O-Oi! - speszył się rudzielec. Nie chciał, żeby Shiro sprawdzał bicie jego serca, ale było już za późno. Albinos przysłuchiwał mu się chwilę, po czym złożył słuchawki i poprawił okulary.- Serce strasznie szybko ci bije...- stwierdził, przeszywając Ichigo wzrokiem. - Czy ty...wstydzisz się mnie? - zapytał.
- T-Ta, j-jeszcze czego! Po prostu nie lubię, jak się mnie dotyka...! - odpowiedział szybko Ichi.
- Jaaassne, a z pobraniem krwi było tak samo...
- To zupełnie dwie inne sprawy! A teraz, jeśli łaska, skończ wreszcie te badania! - zawołał Kurosaki. Jak jego ciało mogło tak zareagować??? I to jeszcze w takim momencie!
- Okey Okey...nie złość się tak, bo złość piękności szkodzi! - roześmiał się albinos i wrócił do badań.
W chwili, gdy skończył, rozległo się dudnienie do drzwi.
- Proszę! - zawołał Shiro. Do sali wszedł mężczyzna, na oko miał 30 parę lat, ale trzymał się nieźle. Miał mocne rysy twarzy, ciemne oczy, włosy i lekki zrost. W rękach trzymał 4 ogromne walizy, które położył koło łóżka Ichigo. Gdy tylko chłopak go zobaczył, od razu rozpoznał, kim jest. Isshin Kurosaki. Jego własny ojciec, który właśnie wyrzucił go z domu.
- Ja tylko na chwilę...Przyszedłem to zostawić. - mruknął mężczyzna, zerkając w stronę walizek. - No...chyba będę się zbierać.
- Jedną chwilę, Kurosaki-san. - bruneta zatrzymał głos Shirosakiego. - Chyba jest pan winien wyjaśnienia swojemu synowi. - Isshin zmierzył chłodnym spojrzeniem rudzielca. Na jego twarzy malowała się mieszanka złości i irytacji.
- Nie jestem gówniażowi nic winien. Sam zawdzięcza sobie obecną sytuację... Jesteś zerem. - zwrócił się spokojnie do Ichigo, który z trudem powstrzymywał łzy. - Dla mnie znaczysz tyle, co nic. Nie chce cię więcej widzieć. - po tych słowach odwrócił się i wyszedł. Hichigo był tak zszokowany, że nawet nie miał siły zatrzymać mężczyzny. Ichi był w o wiele gorszym stanie. Po policzku spłynęła mu łza. Kiedy Shirosaki to zobaczył, szybko podszedł do pomarańczowowłosyego i starł mu słoną ciecz rękawem.
- Co...co ja takiego zrobiłem, że on mnie tak nienawidzi...? - spytał cicho chłopak, ściskając dłonie w pięści. - Boże....czemu...?
- Ichigo...- szepnął przerażony Shiro. Bardzo nie chciał, by Ichigo się załamał. Zrobiłby teraz wszystko, aby mu pomóc.
Nagle Kurosaki przyciągnął do siebie lekarza, tak iż tamten przewalił się na łóżko, i mocno przytulił, łkając cicho w jego ramię. Zaskoczony Hichigo w odpowiedzi na ten gest, również objął Ichiego ramieniem i zaczął głaskać po włosach.
Zmęczony płaczem Ichigo wkrótce usunął. Shirosaki, najciszej jak mógł, ułożył się obok niego. Chwilę przyglądał się mokrej od łez twarzy Kurosakiego, po czym przybliżył swoje usta do jego skroni i musnął delikatnie. Potem wstał i wyszedł, a kiedy przy zamykaniu drzwi jeszcze raz spojrzał chłopaka, miał wrażenie, iż tamten się uśmiecha.
Rudzielec obudził się blady i zmęczony grubo po przerwie obiadowej. Chwilę rozglądał się dookoła, przypominając sobie, co działo się zanim zasnął. Już po chwili był wpełni świadomy tego, jak zareagował na przyjście swojego ojca. W koncikach oczu poczuł wilgoć, ale szybko powstrzymał się od płaczu. Nie mógł wlewać łez po tym, co się stało. Może przed wypadkiem rzeczywiście zrobił coś, za co Isshin miał prawo go nienawidzić. Na tę myśl przeszedł go zimny dreszcz po plecach. Jednak, rodziny się nie wybiera, wiedzą o tym wszyscy. Więc jeśli jego własny ojciec nie mógł dłużej z nim egzystować pod jednym dachem, to musiał naprawdę zrobić coś strasznego. "Czemu nie mogę sobie przypomnieć..?" - pomyślał Ichigo. Był na siebie wściekły. Nie mógł nic zrobić, musiał czekać aż amnezja minie. A to czekanie go odbijało.
Rozważania chłopaka przerwało głośne burczenie dobiegające z jego brzucha. Był bardzo głodny, a nie zapowiadało się na to, aby ktoś miał przyjść i sprawdzić co u niego. Kurosaki nie miał wyjścia. Podciągnął się na łokciach tak, że udało mu się usiąść. Następnie zsunął nogi na podłogę i dźwignął się do pozycji stojącej. Rękami opierał się o ścianę i zapewne wyglądał w tej chwili dość komicznie. Przeszedł z trudem jeden krok, nadwyrężając przy tym nogę, którą miał w gipsie. W końcu jednak udało mu się sięgnąć kul, które stały w rogu pokoju. Od razu było łatwiej mu się poruszać. Odpychają się za pomocą drewnianych przyrządów, udało mu się wyjść na korytarz. Tam spotkała go niemiła niespodzianka. Ludzie. Ludzie, ludzie i jeszcze raz ludzie. Pełno ludzi, którzy przemieszczali się, każdy w swoją stronę. Nie mówiąc już o tym, że Ichigo nie miał bladego pojęcia, gdzie powinien się udać. Westchnął ciężko, ale ruszył przed siebie.
Przejście paru korytarzy zajęło mu ok.15 minut. A po szpitalu błądziłby jeszcze dłużej, gdyby nie zaczepiła go jedna z napotkanych po drodze pielęgniarek.
- Ej, Ty! Dokąd to się wybierasz?- była od niego niższa o głowę, drobna, włosy miała średniodługie, czarne, ubrana w uniform pielęgniarki.
- Ja? - spytał głupio.
- A ja? No oczywiście że ty!
- Etto..ja szukam..recepcji?
- I szukasz jej akurat tam, gdzie do niej najdalej? - zapytała podejrzliwie, unosząc jedną brew.
- No okey...zgubiłem się. W porządku? - nie łatwo było mu się do tego przyznać.
- W porządku. Zaprowadze cię...a właściwie to poczekaj chwilę. Przyprowadzę wózek. - chłopak chciał krzyknąć za nią, że nie trzeba, że sobie poradzi, ale ona już zniknęła mu z oczu. "Jezz...co ona, z podstawówki się urwała?" - pomyślał zirytowany. Niedługo potem, gdy wciąż czekał na dziewczynę, podszedł do niego chłopak z czerwonymi włosami związanymi w kucyk i zapytał :
- Nie widziałeś przypadkiem Kuchiki Ruki? Jest tutaj pielęgniarką, taka niska...chuda...czarne włosy?
- Ee no tak, była tu przed chwilą. Poszła po wózek dla mnie...- ale nieznajomy już go nie słuchał. Kiedy na końcu korytarza pojawiła się dziewczyna, od razu pobiegł w jej kierunku.
- Renji?? Co ty tutaj robisz??
- Rukia!!! Widzisz, ja bardzo źle się czuję...więc może zechciałabyś mnie zbadać? ♥
- =_= Nie wymyślaj. Tyle razy ci powtarzałam, że jeśli chcesz mnie zobaczyć to PO pracy! A teraz wybacz, ale mam na głowie prawdziwego...pacjenta? - dokończyła dziewczyna wpatrzona w miejsce w którym jeszcze przed chwilą stał Ichigo.
W tym samym czasie Kurosaki był już pewien, że idzie (kuleje...) dobrą drogą. Nie zamierzał czekać, aż Rukia łaskawie zawiezie go na miejsce. I jeszcze ten czerwonowłosy palant! Czego mógł chcieć...?
Po kolejnych 15 minutach rudzielec odnalazł recepcję. Jednak kolejka, jaką tam zobaczył, zniechęciła go do podjęcia jakichkolwiek działań w kwestii obiadu, którego nie dostał. Wkurzony i zniechęcony usiadł na najbliższej wolnej ławeczce. Westchnął głęboko. "Dlaczego zawsze ja...?"
- Ichigo-kun?
- Hinamori?? - Ichi podniósł wzrok na dziewczynę przed nim. To była ona. Pielęgniarka, która miała opiekować się nim w szpitalu.
- Co tutaj robisz?? W twoim stanie nie powinieneś sam tyle chodzić! - zdenerwowała się.
- Cóż, nie chodziłbym, gdybym nie miał ku temu powodów.
- A co się stało?
- Jestem głodny, a nie dostałem obiadu. - powiedział. Ton jego głosu przypominał małe, zawiedzione dziecko domagające się posiłku.
- A-Ach! Całkiem wyleciało mi z głowy! Naprawdę przepraszam, ale Shirosaki-san powiedział, że usnałeś i żeby na razie cię nie budzić...a potem...nie poszłam sprawdzić co u ciebie... - tłumacząc się, nie patrzyła mu w oczy, czerwieniąc się.
- Okey, nic się nie stało. A gdzie teraz jest Shirosaki-san? - zapytał, jakby jego obecność miała coś zmienić.
- Etto...znowu wziął wolne na parę godzin. Ale na wieczorne badania powinien zdążyć. - odpowiedziała Hinamori, by dodać po chwili : - Swoją drogą, ciekawe, czemu od paru dni tak robi...
- To znaczy...od kiedy dokładnie? - zaciekawił się Kurosaki.
- Właściwie to od kiedy wzbudziłeś się ze śpiączki..
- Mhmm...dzięki.
- Nie ma za co. Trafisz do siebie do pokoju? Zaraz przyniosę ci obiad.
- Jasne.
Ponieważ Hinamori nie znalazła już w kuchni nic zdatnego do jedzenia, zmuszona była za własne pieniądze zamówić sushi z pobliskiej restauracji. Efekt był taki, że zapłaciła dość sporo, ale chociaż najadł się pomarańczowowłosy. Wreszcie. W całości zapełnił żołądek proszący o coś normalnego do jedzenia od paru dni.
- Jeszcze raz przepraszam, że przeze mnie nie zjadłeś normalnego obiadu...- powiedziała czarnowłosa, szykując się do wyjścia. Towarzyszyła chłopakowi cały czas, kiedy ten jadł.
- Uwierz, to było normalniejsze od tego, co dają zwykle.
- Skoro tak mówisz. - uśmiechnęła się i wyszła, cicho zamykając za sobą drzwi. Ichigo znowu został sam. Długo bił się z myślami, aż w końcu wstał z łóżka i przyciągnął do siebie jedną ze stojących pod łóżkiem waliz. Otworzył ją. W środku znajdowały się jego niezdarnie poukładane ubrania, płyty, książki. W pozostałych 3 cała zawartość wydawała się podobna. Martwiło go tylko jedno. W swoim portfelu nie znalazł ani grosza. Z czego miał teraz zapłacić za swój pobyt w szpitalu..? Z czego miał zapłacić Shiro za mieszkanie u niego...? Bo tak, miał w planach u niego zostać. Nie chciał mu się narzucać, ale nic innego nie przychodziło mu do głowy. Długo nad tym myślał, ale w końcu zdecydował się u niego tymczasowo zamieszkać. Miał nadzieję, że albinos nie zmieni zdania.
*****
Przez kolejne dwa dni wszystko przebiegało tak samo, jak wcześniej. Bez żadnych niespodzianek = rano badania, śniadanie, rozmowy z Hichigo, obiad, przerwa obiadowa wiążąca się z dowiedzinami Shiro, nieobecność albinosa przez parę godzin, kolacja, badania (Shirosaki zwykle je przeprowadzał) i cisza nocna. Jednak trzeciego dnia od przenosin chłopaka do sali jednoosobowej, coś się zmieniło. Shirosaki wziął wolne na rano i nie było go aż do kolacji. Z tego oto powodu badała go Unohana. Wszystko było w jak najlepszym porządku z jego leczeniem, więc w zasadzie mógł już wracać do sali w której byliby też inni pacjenci. Stanęło na tym, że Ichigo już następnego dnia miał być znowu przeniesiony. Niby nic mu to nie przeszkadzało, ale pierwsza myśl jaka przyszła mu do głowy to "Co z NASZĄ prywatnością?". Oczywiście prywatność, jaką miał na myśli, to jego oraz Hichigo...Tak, był w 100% pewien, że to, na jaki temat schodzą jego myśli jest dziwny. Nawet bardzo.
W końcu Hichigo Shirosaki był jego lekarzem. A on był jego pacjentem. Nic ich ze sobą nie wiązało. Więc czemu tyle czasu poświęcał chłopakowi? Czemu chciał, aby u niego tymczasowo zamieszkał? "Pewnie robi to wszystko z litości" - Ichi na tę myśl pociągnął kołdrę aż po sam czubek nosa. Bez Shirosakiego u boku czuł się jakoś nieswojo w tym białym, jasnym pomieszczeniu.
Było już po 21, Ichigo czytał książkę, którą przyniosła mu Hinamori. Nagle do pokoju wpadł z hukiem Hichigo. Przestraszony rudzielec wzdrygnął się i wypuścił lekturę z rąk.
- Nie umiesz pukać? - zapytał szorstko, starając się opanować. Shiro tymczasem wyglądał na ogromnie z czegoś zadowolonego.
- Wybacz, ale mam powody, żeby wpadać do ciebie akurat o tej godzinie, z bananem na twarzy.
- To co to za powody? - spytał zrezygnowany chłopak.
- Właściwie, to tylko jeden. Wiem już, jak pomóc ci odzyskać pamięć. - odpowiedział Hichi, uśmiechając się jeszcze szerzej, widząc zszokowaną minę Kurosakiego.
-J-Jak to...?
- Normalnie! W sumie, to nie było takie proste. Nie wiem, czy zauważyłeś, ale ostatnio dość często brałem wolne...
- Trudno było nie zauważyć. - mruknął Ichigo.
- ...a robiłem to po to, aby poodwiedzać moich znajomych z medycyny. Na moich studiach było wiele kierunków, więc przez ostatnie dni starałem się nawiązać kontakt z kimś, kto byłby specjalistą w dziedzinie amnezji. I znalazłem. Ai Michirin. Była w równoległej klasie, na wydziale psychologii. Po skończeniu studiów zajęła się badaniem amnezji. Właśnie wczoraj z nią rozmawiałem.
- I co powiedziała? - dopytywał Ichi.
- Trochę tego, trochę owego. Okey. Przystąpmy do odzyskiwania twojej pamięci. - zdecydował Hichigo, po czym wyjął z kieszeni jakąś kopertę. - Dobra. Zanim zaczniemy...muszę się upewnić. Czy jesteś pewien, że chcesz odzyskać pamięć?
- Jezz..zadajesz beznadziejne pytania! - uniósł się chłopak. - Niby czemu miałbym nie chcieć?!
- Spokojnie, po prostu musisz być świadom, że twój mózg wyparł z pamięci pewne zdarzenia, które delikatnie mówiąc nie były zbyt przyjemne. Po tym, kiedy sobie przypomnisz, możesz różnie zareagować...
- Wiem, Hichigo. - przerwał albinosowi rudzielec. - Wiem, ale mimo wszystko chcę znać prawdę. Pomoż mi...
- Niech będzie. - westchnął Shiro i wyjał z koperty plik zdjęć. Następnie podał je Kurosakiemu.
- Skąd ty to....
- Powiedzmy, że cel uświęca środki. Nieważne. Obejrzyj dokładnie każde zdjęcie. Zaraz postaramy się ustalić, dokąd jechałeś tamtego feralnego dnia...- Ichigo spojrzał na pierwsze zdjęcie. Był na nim on sam, razem z jego ojcem i dwoma dziewczynkami w wieku ok.12,13 lat. Wszyscy oni siedzieli pod drzewem w parku i szczerzyli zęby w stronę osoby, która wykonała tamto zdjęcie.
- Ta fotografia została zrobiona na dwa tygodnie przed wypadkiem. - skomentował cicho Shirosaki. Ichigo nie odezwał się, za to zaczął przyglądać się kolejnemu zdjęciu. Na nim, był Ichi, trzymający się za ręce z jakąś dziewczyną. Była ona trochę od niego niższa, miała długie, złociste włosy i kasztanowe oczy. Uśmiechała się do chłopaka, który patrzył na nią.
Na każdym kolejnym zdjęciu znajdował się Kurosaki razem z ową tajemniczą dziewczyną. Byli ukazani w różnych miejscach, w różnych pozach. Wyglądali na naprawdę szczęśliwych. Natomiast na ostatnim zdjęciu był Ichi tylko ze swoim ojcem. Isshin wyglądał na naprawdę dumnego z syna, trzymał rękę na jego ramieniu. Te zdjęcie różniło się od pozostałych, chodźby tym, że spojrzenie Kurosakiego było kompletnie puste, smutne i nieobecne, choć sztuczny uśmiech mocno trzymał się ust.
- Te zdjęcie jest ostatnie. Zrobione na dzień przed wypadkiem.
- Jest inne. - stwierdził Ichi.
- Tak. Mnie też ono rzuciło się w oczy. Ewidentnie coś się stało. W twoich oczach widzę poczucie winy...Natomiast twój ojciec jest niesamowicie czymś uradowany. I jeszcze ta dziewczyna z poprzednich zdjęć. Nic ci to nie mówi?
- Ja...- Kurosaki zamyślił się na chwilę. - To nie jest tak, że jej nie znam. Wiem, że jest ważna. Że...jest kimś...prawie z rodziny..?
************************************************************************
Yo kochani! Na wstępie wybaczcie mi, że
1. Isshin jest wrednym i niedobrym tatą. Ale on ma ku temu osobiste powody.
2. Kończę w takim momencie. Stwierdziłam, że dobrze będzie potrzymac was trochę w niepewności :33
Kolejna notka za tydzień. Aczkolwiek już od tamtego tygodnia zabieram się w sobie, aby napisać coś z parringów dodatkowych. Może przy odrobinie szczęścia wstawię coś jeszcze w tym tygodniu...Bo kolejna część HN dopiero w kolejny poniedziałek.
poniedziałek, 22 września 2014
Hospital - NOW! ~część 2
- Pobudkaaa! ~~
Ranną sielankę Ichigo zakończyła Momo Hinamori, pełniąca tego dnia dyżur, polegający na budzeniu pacjentów.
- Shirosaki-san przyjdzie tu za 15 minut, proszę, aby do tego czasu rozbudzili się trochę państwo! - zawołała od progu i pobiegła dalej. Ichi z trudem uchylił powieki. Była dopiero 7. Nic dziwnego, że nadal był śpiący.
Mimo to, podniósł się do pozycji siedzącej i przetarł oczy. Następnie rozejrzał się po sali. Dwójka pozostałych pacjentów nic nie robiło sobie z pobudki i spała w najlepsze. Kurosaki zaczął myśleć, co by było, gdyby i on zlekceważył polecenie pielęgniarki. Uśmiechnął się na myśl o błogim śnie. I wtedy właśnie wszedł Shirosaki.
- No co tam? Widzę, że cieszysz się na moje przyjście. - zagadnął wesoło i usiadł na krześle obok łóżka, w którym leżał chłopak.
- To nie na twoje przyjście. - parsknął Ichi czując, jak się czerwieni.
- Jasssne. No, ale na flirty jeszcze przyjdzie pora. Teraz muszę cię zbadać. - zakończył Shiro i zaczął wykonywać rutynowe badania kontrolne na Ichim. Chłopak wszystko cierpliwie znosił, aż do momentu, kiedy Hichigo postanowił pobrać mu krew.
- O nie...na to się nie zgadzam! - zaprzeczył stanowczo, gdy zobaczył igłę.
- No co ty, nie bądź baba!
- Nie chcę i już. Będziesz musiał obejść się bez tego.
- W takim razie ty będziesz musiał obejść się bez pewnych informacji, które wczoraj udało mi się zdobyć ♥ - ten mały szantaż wystarczył w zupełności. Ichigo wyciągnął drżącą rękę w kierunku albinosa, by ten mógł pobrać krew. Zanim jednak to zrobił, zapytał, przemywając miejsce pobrania jakimś płynem :
- Na prawdę tak się boisz?
- Nie boję! Tylko...nie lubię widoku krwi. To wszystko.
- Mhm...Ja jednak nadal uważam, że się boisz...- szepnął złośliwie Hichigo, machając chłopakowi igłą przed nosem. Widząc to, Kurosaki zamknął oczy. Znowu zaczął się czerwienić. Po chwili wydusił z siebie, uchylają powieki :
- Może...troszeczkę...
- W takim razie chyba nie mam wyjścia..- powiedział Shiro sam do siebie i jedną rękę splótł z dłonią Ichigo, a drugą wbił igłę w żyłę rudzielca. Chłopak nie zdążył się połapać, kiedy pobranie dobiegło końca. Zawstydzony i zdezorientowany spuścił głowę w dół i wyrwał dłoń z uścisku Shirosakiego.
- Widzisz, to nic strasznego! Byłeś bardzo dzielny, więc powiem ci, czego się dowiedziałem. No więc tak... 6 września miałeś owy wypadek. Jechałeś sam, samochodem osobowym marki Nissan, śpiesząc się na jakąś uroczystość...
- Na jaką? - przerwał Ichi, podnosząc zaciekawione spojrzenie na rozmówcę.
- Tego nie wiem. Ale sądząc po garniturze, w jaki byłeś ubrany, było to coś ważnego. Nie pamiętasz?
- Niestety nie.
- Nie martw się. Już niedługo pamięć powinna ci wrócić. W każdym razie...moi podwładni postarają się dowiedzieć, gdzie mieszkasz, czy masz rodzinę i czemu takowej przy tobie nie ma...
- A powiesz mi coś więcej o wypadku? To była moja wina?
- Nie, nie twoja. Jakiś pijany facet przejechał na czerwonym i uderzył w twoje auto, miażdżąc całą maskę. Następnie zbiegł z miejsca wypadku. Świadkowie zadzwonili po pogotowie. A potem..potem trafiłeś tutaj.
- Dobrze...Dziękuje ci za to! Naprawdę dużo się dowiedziałeś..Jestem ci naprawdę wdzięczny.
- Miło mi. Aczkolwiek muszę zbadać jeszcze innych pacjentów, ale jeżeli chcesz to wpadnę do ciebie na przerwie obiadowej...
- Tak! - odpowiedział szybko Ichigo i uśmiechnął się, po czym, zdając sobie sprawie z własnego entuzjazmu, speszył lekko. - Um...to znaczy...rób jak tam sobie chcesz....
- Rozumiem...- Hichigo w rzeczywistości rozumiał całą sytuację aż nazbyt dobrze. Uśmiechnął się po swojemu i poczochrał włosy rudzielca, który z takowego powodu podniósł głos o kilka decybeli. Spowodowało to, że jego następni pacjenci wreszcie się obudzili i mógł ich zbadać. Pierwsza z nich, Rangiku Matsumato była już w zasadzie zdrowa. Musiała pozostać jeszcze 4 dni na obserwacji i mogli ją wypisać. Drugi pacjent, Barragan, mężczyzna w dość podeszłym wieku miał się trochę gorzej. Hichigo musiał zaaplikować mu dożylnie lekarstwa, następnie wyszedł z sali, aby oddać krew Ichigo do analizy i porozmawiać z Unohaną, która była jego przełożoną.
Tymczasem Kurosaki zjadł drobne śniadanie zaserwowane mu przez Honamori. Popił wszystko kawą zbożową i za radą pielęgniarki, zabrał do czytania książki, która leżała na jego nocnym stoliku. Nie miał pojęcia, skąd się tam wzięła, ale była całkiem niezła. Jedyne, co przeszkadzało mu w lekturze, to stały trajkot jego sąsiadki, rozmawiając przez telefon. Kobieta śmiała się i rozmawiała w najlepsze, kiedy on właśnie doszedł do ciekawego fragmentu. Starał się ją jednak ignorować, co nie wychodziło mu najgorzej.
Na obiad podano mdłe curry i herbatę. Kurosaki ledwo co tknął swoją porcję. Po tym zadecydował, że już nigdy nie wróci do szpitala, zważając iż przechodzi tu niezłą głodówkę. Ale teraz jego organizm potrzebował jedzenia, by móc czerpać z niego wartości odżywcze.
Hichigo przyszedł tak, jak mówił wcześniej : na przerwie obiadowej. Przysiadł się do Ichigo i zaczał rozmawiać z nim na różne tematy. Nie trwało to jednak zbyt długo, bo na salę weszła Unohana - ordynator szpitalu Sasaki w Karakurze.
- Shirosaki-san, czy mogłabym prosić cię na chwilę? - zapytała łagodnie. Shiro natychmiast odpowiedział, że tak i razem wyszli na korytarz. Po ok 10 minutach albinos wrócił z powrotem, ale minę miał niewyraźną.
- Coś się stało? - zapytał szybko Ichi, domyślając się, że coś jest nie tak.
- W zasadzie...to tak. Znaleźli twój adres i zadzwonili na numer domowy...
- Czy to źle?
- Daj mi dokończyć. No więc zadzwonili, odebrał, zdaje się, twój ojciec...
- I co? - dopytywał Ichi.
- ...powiadomili go o twoim wypadku i o obecnym stanie zdrowia. Zaproponowali również dni i godziny odwiedzin. Ale twój ojciec...on...Eh, Ichigo...przykro mi, ale twój ojciec jasno i wyraźnie powiedział, że ma cię gdzieś.
- Że jak???
- ...Zapowiedział, że owszem, przyjdzie, ale tylko po to, aby przynieść twoje rzeczy z dotychczasowego mieszkania... Wybacz...
- ...Nic nie muszę ci wybaczać, przecież to nie twoja wina.- po policzkach chłopaka zaczęły płynąć łzy. Jedna po drugiej, bez przerwy. - Jesteś ze mną szczery aż do bólu. Dziękuje. - uśmiechnął się. Uśmiechnął, choć było mu naprawdę ciężko. Miał wypadek...a jego własny ojciec miał go gdzieś...Hichigo widząc stan pacjenta wstał i szybko zasłonił zasłonę otaczającą łóżko. Nim zaciekawienie spojrzenia pozostałych osób z sali do nich dotarły, oni nie byli już widoczni z żadnej strony. Shiro pochylił się nad Kurosakim i zbliżył usta do jego ucha. Zaczął w nie uspokajające szeptać :
- Nie płacz...Będzie dobrze.
- Jak może być..? - Ichigo spojrzał na albinosa krytycznie - Ta rozmowa miała jednoznaczny sens : mam się w "domu" więcej nie pokazywać. Wyląduje na ulicy...!
- Nie. Do tego nie dopuszczę. - Shirosaki poważnie spojrzał na chłopaka. - Zamieszkasz ze mną.
- Shirosaki-san?!?!
- Wystarczy Hichigo. Nie zostawię cię, na pewno nie po tym, co cię spotkało...
- A-Ale dlaczego...Przecież mnie nie znasz!
- Jak to nie? Nazywasz się Kurosaki Ichigo, masz prawie 20 lat i przez ostatni tydzień byłeś w śpiączce. Jesteś cudowny. Każda część ciebie jest doskonała. O tym mnie przekonałeś. - gdy to mówił, na twarzy rudzielca pojawiły się ogromne rumieńce. - I jeszcze jedno...jesteś uroczy. - wyszeptał patrząc prosto w zszokowane oczy Ichigo. Naprawdę...szczery aż do bólu.
- C-Czemu mówisz takie rzeczy od tak sobie?? - zdenerwował się.
- Nie wiem, kiedy nadarzy się kolejna okazja...
- A ja nie wiem, o co ci chodzi! Jeżeli...jeżeli masz coś do mnie, to gejem nie jestem! - Kurosaki nawet nie zauważył, kiedy przestał płakać.
- A czy ja mówię, że jesteś? Heh...Muszę przyznać, jestem ciekaw, jak teraz zareagujesz...A co by się stało, gdybym ja nim był? - zapytał z uśmiechem. Widok tak zagubionego i niepewnego Ichigo był dla Shiro prześmieszny. Ale właśne...to było również pociągające...
- P-PRZESTAŃ!! Idź stąd, nie mam humoru na takie żarty! Jestem zmęczony! - Kurosaki miał ochotę zapaść się pod ziemię. Jego własny lekarz ewidentnie sugerował, że jest nim zainteresowany. To znaczy, tak odebrał to pomarańczowowłosy.
Hichi wstał i odsłonił zasłonę. Cały czas łagodnie się uśmiechał. Poprawił okulary, które zjechały mu na sam czubek nosa i skierował się do wyjścia. Cieszył się, że odwrócił uwagę Ichiego od rodzinnej tragedii. Chociaż na krótką chwilę.
Tymczasem Ichigo okrył się kołdrą tak, że spod pierzyny wystawały mu jedynie włosy. Cały się czerwienił, serce chciało wyrwać się z piersi. Zaczerpnął głęboko powietrza w płuca i przez chwilę go nie wypuszczł. "Przecież to nienormalne!!!" - myślał. Jednak najgorsze było to, że wszystkie słowa albinosa sprawiły mu radość. Nigdy nikt mu nie powiedział, że jest doskonały. Cudowny. Uroczy. Nawet w snach nie spodziewał się czegoś takiego usłyszeć. W dodatku od innego mężczyzny.
Mimo iż bicie serca i "kolory" chłopaka wróciły do normy, nie wychodził spod kołdry. Bał się, że ktoś z pacjentów mógł usłyszeć o czym rozmawiali.
Ale dlaczego reagował tak na komplementy innego FACETA? Przecież sam powiedział, że gejem nie jest, a tymczasem zachowywał się jak jakiś ukeś z yaoica. To do niego niepodobne! Więc...Czemu tak jest?
***
Przez resztę dnia Shirosaki się nie pojawił. Kiedy nadszedł wieczór i jedna z pielęgniarek sprzątała po kolacji, Ichigo zapytał, czy albinos pojawi się na wieczornych badaniach. Kobieta zamyśliła się na chwilę, po czym odpowiedziała :
- Obawiam się, że Shirosaki-san wziął sobie pół dnia wolnego i już od południa go nie ma...Czy mam mu coś przekazać, gdy zjawi się rano?
- W zasadzie...mogłabyś poprosić, aby do mnie przyszedł? - rudzielec sam nie wierzył w to co mówił. Mimo wszystko czuł potrzebę wytłumaczenia zaistniałej sytuacji z mężczyzną.
- Dobrze.- powiedziała, po czym skineła lekko głową i wyszła.
Z powodu nieobecności Shiro, wieczorne badania przeprowadziła Unohana-san. Ichi widział ją już drugi raz tego dnia, ale w chwili gdy jej szczupłe dłonie prześlizgiwały się po jego torsie, szukając jakichkolwiek komplikacji powypadkowych, mógł lepiej jej się przyjrzeć. Miała długie, czarne włosy zaplecione w warkocza z przodu, jasną cere, łagodne spojrzenie. W dodatku spore doświadczenie w tym, co robiła.
- Żebra zrastają się prawidłowo. Kołnierz można już zdjąć. A nadrastek... - urwała na chwilę, wykręcając jego rozbandażowaną dłoń we wszystkie kierunki - też jest OK. Jednak prosiłabym, abyś nie nadwyrężał go przez parę dni.
- Dobrze...- potwierdził cicho chłopak. Tymczasem Unohana zajęła się ściąganiem z jego szyi kołnierza. Kiedy już to zrobiła, popatrzyła na niego i zniżyła głos do szeptu.
- Jutro przyjdzie twój ojciec. Wiem, że to, co obecnie dzieje się w twoim życiu nie jest łatwe. Rozumiem to, co więcej mam propozycję. Towarzystwo innych pacjentów może cię lekko rozpraszać, dlatego też czy nie zechciałbyś przenieść się na parę dni do jednoosobowego pokoju? Zwykle zajmują go osoby potrzebujące niewielu badań. Co ty na to? Gdybyś już nieco ochłonął i w spokoju odzyskał pamięć wróciłbyś na tę sale.
- Jeny...Nie wiem, co powiedzieć...
- Wiedz zgódź się.
- Oczywiście, że się zgadzam! - niemal to wykrzyczał. Nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. - Dziękuje bardzo! Kiedy mogę się tam przenieść?
- Jutro po śniadaniu.
- Super...- kobieta wstała. Uśmiechnęła się i już chciała odejść, kiedy zatrzymało ją pytanie Kurosakiego :
- Unohana-san, skąd wiesz, że mój ojciec...że ja...moja pamięć..- nie umiał się wysłowić. Aczkolwiek czarnowłosa doskonale go zrozumiała.
- Wiem to i wiele więcej. Nie trać wiary, Kurosaki-san. Jest przy tobie ktoś, komu naprawę na tobie zależy i chce ci pomóc, nawet jeśli nie za bardzo wie jak. I bynajmniej, nie mówię tu o sobie. - znowu posłała Ichiemu łagodny uśmiech. Następnie, jak gdyby nigdy nic, przystąpiła do badania kolejnej pacjentki.
***********************************************************************
Yo kochani! Kolejna część za tydzień, ale być może coś wpadnie wcześniej. Mój grafik powoli zaczyna się stabilizować :)
Zachęcam Was do komentowania i pozdrawiam ^^