I jeszcze jedno. Prezpraszam, ze tak krótko, ale musiałem przerwać w momencie pełnym napięcia ^^. Postaram się wrzucić jeszcze coś na bloga w tym tygodniu *-^
***************************************************************************************************************
Do domu przyszedłem jeszcze przed 19. Byłem bardzo zadowolony z dnia, dlatego też mój dobry nastrój udzielił się też mojej rodzinie. Yuzu i Karin śpiewały coś pod nosem, nakrywając do stołu, mama krzątała się po kuchni, a tata odpoczywał na kanapie. Miał w pracy ciężki dzień, ponieważ niedaleko naszej kliniki, którą prowadził ojciec, zderzyły się dwa samochody, dodatkowo raniąc przechodniów.
Na kolacje było curry. Muszę przyznać, że było przepyszne, z resztą, jak zwykle. Moja mama jest wspaniałą kucharką. Posiłek zjedliśmy szybko, po czym po pomaganiu zebrania ze stołu brudnych naczyń, poszedłem do siebie. Miałem w planach kąpiel, ale wydarzyło się coś, co odwiodło mnie od tego zamiaru.
- Ichii-nii! - zawołała mnie Yuzu.
- Tak? - krzyknąłem w odpowiedzi, grzebiąc w szufladzie, w poszukiwani czystych bokserek.
- Ktoś do ciebie! - odpowiedziała. Ja zamarłem. Kto to mógł być..? O tej godzinie..? Mimo to, zszedłem na dół, żeby to sprawdzić.
- Renji?? - zdziwiłem się, gdy ujrzałem czerwonowłosego w drzwiach. Jeszcze nigdy nie przyszedł do mnie, tak normalnie.
- Yo, Ichigo. Nie przeszkadzam? - spytał. Właśnie..od kiedy on się pyta o takie rzeczy??
- N-Nie...Wchodź. - zachęciłem go i zamknąłem za nim drzwi. Gdy się rozebrał, poszliśmy na górę. Tam Abarai usadowił się wygodnie na moim łóżku. Ja zaś na krześle. Siedzieliśmy tak chwilę w ciszy, aż w końcu mój gość się odezwał, chcąc przerwać krępującą ciszę :
- Masz duży pokój... - stwierdził, rozglądając się po nim. - Ja nie mam tak dużo miejsca u siebie... - dodał, po chwili namysłu.
- Um..Ale chyba nie przyszedłeś tu, żeby rozmawiać o moim pokoju.
- No..nie.
- Więc? Coś się stało?
- Etto..Nie tyle, co stało, tylko mam prośbę...- odpowiedział, nie patrząc na mnie. Zdawało mi się, że coś kręci.
- Tak? - zachęciłem go.
- Po prostu...Nie spotykaj się z Shirosakim. - "To żeś kurna dowalił!" - pomyślałem, czując napływającą złość.
- Czemu miałbym się z nim nie spotykać?! - wypaliłem, zaciskając dłonie w pięści, aż koniuszki palców zupełnie mi zbielały.
- Nie bądź od razu zły! Daj mi wyjaśnić! - próbował się bronić.
- Kurna! Renji! Co ty niby wygadujesz?! - ja jednak nie umiałem się dłużej kontrolować. - O co ci chodzi?! Jesteś dziś, jakiś nie swój..! Zawsze, kiedy się spotykamy próbujesz zgrywa idiotę, a teraz starasz się być..poważny? I jeszcze gadasz takie bzdury! Mam ci przypomnieć, dzięki komu w ogóle znalazłem chłopaka..? To między innymi, dzięki tobie. Jestem ci do dzisiaj wdzięczny. - ostatnie dwa zdania niemalże wyszeptałem. - Jesteś moim przyjacielem i chyba możesz mi powiedzieć, jeśli coś się stanie. A po tobie widać, że coś nie gra.
- Heh.. - zaśmiał się nerwowo. - Więc jednak dobrze mnie znasz. - szkarłatnowłosy wyglądał naprawdę okropnie. Z kucyka z tyłu głowy wystawało kilka pasm włosów, nieutrzymujących się za gumką. Oczy miał podkrążone, a humor i radość znikły. Zacząłem naprawdę się martwić. Jakże byłem głupi. - No dobra. Chcesz wiedzieć? Powiem ci! - wstał z łóżka i zaczął przechadzać się po moim pokoju. : - Ty przez całe swoje życie nie miałeś żadnych poważniejszych problemów! A ja? Jak tylko spotka mnie odrobina szczęścia, zaraz potem następuje lawina katastrof!
- Zaraz zaraz... - wyszeptałem. - O co ci chodzi..?
- Już wyjaśniam! - odkrzyknął w furii Abarai. - Poznałem Byakuyę! Zakochałem się w nim od pierwszego wejrzenia! Nie mam pojęcia jak, ale zachciał się ze mną przespać. I zrobił to bez potrzeby płacenia mu! Nie zrozumiałem, dlaczego. Ale teraz już wiem! on nie zrobił tego z "miłości"! Chciał po prostu mnie wykorzystać i z niewiadomych przyczyn rozpierniczyć twój związek z Shirosakim! Nie pomyślał ani chwili, co JA mogę czuć! Wiesz, jak się teraz czuję..?
- Ale...Czemu...? - zapytałem martwym głosem. Kłębiło się we mnie pierdyliard pytań, ale tylko to jedno udało mi się zadać.
- Skąd mam wiedzieć! Może on tak naprawę.. - tu zrobił krótką przerwę. Nie patrzył na mnie. Gdy zebrał się na odpowiedz, myślałem, że zaraz oszaleję: - ...go kocha? Może chce was rozdzielić..? A zresztą! Nie obchodzi mnie to! Myślałem, że coś dla niego znaczę! Że...mnie kocha. A tymczasem chciał się mną tylko wyręczyć! - w tamtym momencie łzy same napłynęły mu do oczu. Widziałem, że cierpiał, ale nie potrafiłem mu pomóc. Ja zresztą też jakoś nie mogłem opanować drżenia rąk.
- Renji.. - mimo wszystko, chciałem jakoś go uspokoić. Był w końcu moim przyjacielem. - Może opacznie to wszystko zrozumiałeś...Może ktoś go zmusza..?
- Ta, jasne! Mnie też zmuszają, żeby rozwalić wasz związek, a konkretnie robi to Kuchiki! Naprawdę nie rozumiesz..? Tu nie ma innego wyjaśnienia! A teraz wybacz, ale muszę już iść..! - dodał ciszej i wybiegł z mojego pokoju. Ja siedziałem na oniemiały. Analizowałem sytuację. "Byakuya, zdrada, Shiro, miłość, wykorzystanie, Renji..zaraz zaraz! Renji właśnie wyszedł!" - gdy to zrozumiałem, rzuciłem się pędem za nim. Na schodach potrąciłem ojca, który zwrócił mi uwagę, ale niezbyt się przejmowałem. Na dole zarzuciłem jakąś kurtkę, wciągnąłem na siebie buty i wybiegłem z domu. Było ciemno. Delikatny blask latarni na mojej ulicy pozwolił mi zarejestrować obraz biegnącego szkarłatnowłosego. Ruszyłem za nim. Kilka razy się wywróciłem, ponieważ droga była nierówna, a na dodatek słabo oświetlona. Mimo wszystko, nie poddawałem się. Od czasu do czasu krzyczałem, żeby się zatrzymał. Nie słuchał mnie. Biegł nadal z tą samą prędkością przed siebie. Nie miałem pojęcia, gdzie jesteśmy, ale w tamtej chwili mnie to nie obchodziło. Musiałem go dogonić. Dodać otuchy. Powiedzieć, że to na pewno nie jest tak, jak myśli. Kto ma przyjaciół, na pewno zrozumie, co chcę przekazać. Jakaś niewidzialna siła pchała mnie do przodu. W końcu Abarai zaczął się męczyć. Zwolnił znacznie. Wtedy ja przyspieszyłem i po paru krokach udało mi się go złapać na ramię. Pociągnąłem go do siebie, niestety, zbyt mocno, co w konsekwencji zaowocowało tym, że czerwonowłosy potknął się i wywrócił. Ja razem z nim. Niefortunnie, na niego. W dość dziwnej pozycji. Ale nie przejmowałem się tym. Było ciemno i pusto. Kto mógł nas zobaczyć? Przygwoździłem jego ręce swoimi go ulicy i usiadłem mu na biodrach.
- Złaź ze mnie!!! Co ty, do cholery, odwalasz???? - Renji zaczął się wyrywać.
- Przestań! Nie uciekaj! Chciałem tylko coś wyjaśnić! Muszę to zrobić! Błagam. Jesteś dla mnie bardzo ważny! Jesteś moim...
- Nowym kochankiem? - w połowie mojego zdania rozległy się te dwa słowa. Po tonie głosu byłem niemal pewien, że się nie mylę...Że ten ktoś to....
- Shiro! - krzyknąłem, odskakując od Renjiego. Spojrzałem ukradkiem na Abaraia. On rzucił mi tylko przepraszające spojrzenia. Nie...czyżby on...
- On chciał mnie zgwałcić! - ...nadal kochał Byakuye...?
- Zaraz zaraz... - wyszeptałem. - O co ci chodzi..?
- Już wyjaśniam! - odkrzyknął w furii Abarai. - Poznałem Byakuyę! Zakochałem się w nim od pierwszego wejrzenia! Nie mam pojęcia jak, ale zachciał się ze mną przespać. I zrobił to bez potrzeby płacenia mu! Nie zrozumiałem, dlaczego. Ale teraz już wiem! on nie zrobił tego z "miłości"! Chciał po prostu mnie wykorzystać i z niewiadomych przyczyn rozpierniczyć twój związek z Shirosakim! Nie pomyślał ani chwili, co JA mogę czuć! Wiesz, jak się teraz czuję..?
- Ale...Czemu...? - zapytałem martwym głosem. Kłębiło się we mnie pierdyliard pytań, ale tylko to jedno udało mi się zadać.
- Skąd mam wiedzieć! Może on tak naprawę.. - tu zrobił krótką przerwę. Nie patrzył na mnie. Gdy zebrał się na odpowiedz, myślałem, że zaraz oszaleję: - ...go kocha? Może chce was rozdzielić..? A zresztą! Nie obchodzi mnie to! Myślałem, że coś dla niego znaczę! Że...mnie kocha. A tymczasem chciał się mną tylko wyręczyć! - w tamtym momencie łzy same napłynęły mu do oczu. Widziałem, że cierpiał, ale nie potrafiłem mu pomóc. Ja zresztą też jakoś nie mogłem opanować drżenia rąk.
- Renji.. - mimo wszystko, chciałem jakoś go uspokoić. Był w końcu moim przyjacielem. - Może opacznie to wszystko zrozumiałeś...Może ktoś go zmusza..?
- Ta, jasne! Mnie też zmuszają, żeby rozwalić wasz związek, a konkretnie robi to Kuchiki! Naprawdę nie rozumiesz..? Tu nie ma innego wyjaśnienia! A teraz wybacz, ale muszę już iść..! - dodał ciszej i wybiegł z mojego pokoju. Ja siedziałem na oniemiały. Analizowałem sytuację. "Byakuya, zdrada, Shiro, miłość, wykorzystanie, Renji..zaraz zaraz! Renji właśnie wyszedł!" - gdy to zrozumiałem, rzuciłem się pędem za nim. Na schodach potrąciłem ojca, który zwrócił mi uwagę, ale niezbyt się przejmowałem. Na dole zarzuciłem jakąś kurtkę, wciągnąłem na siebie buty i wybiegłem z domu. Było ciemno. Delikatny blask latarni na mojej ulicy pozwolił mi zarejestrować obraz biegnącego szkarłatnowłosego. Ruszyłem za nim. Kilka razy się wywróciłem, ponieważ droga była nierówna, a na dodatek słabo oświetlona. Mimo wszystko, nie poddawałem się. Od czasu do czasu krzyczałem, żeby się zatrzymał. Nie słuchał mnie. Biegł nadal z tą samą prędkością przed siebie. Nie miałem pojęcia, gdzie jesteśmy, ale w tamtej chwili mnie to nie obchodziło. Musiałem go dogonić. Dodać otuchy. Powiedzieć, że to na pewno nie jest tak, jak myśli. Kto ma przyjaciół, na pewno zrozumie, co chcę przekazać. Jakaś niewidzialna siła pchała mnie do przodu. W końcu Abarai zaczął się męczyć. Zwolnił znacznie. Wtedy ja przyspieszyłem i po paru krokach udało mi się go złapać na ramię. Pociągnąłem go do siebie, niestety, zbyt mocno, co w konsekwencji zaowocowało tym, że czerwonowłosy potknął się i wywrócił. Ja razem z nim. Niefortunnie, na niego. W dość dziwnej pozycji. Ale nie przejmowałem się tym. Było ciemno i pusto. Kto mógł nas zobaczyć? Przygwoździłem jego ręce swoimi go ulicy i usiadłem mu na biodrach.
- Złaź ze mnie!!! Co ty, do cholery, odwalasz???? - Renji zaczął się wyrywać.
- Przestań! Nie uciekaj! Chciałem tylko coś wyjaśnić! Muszę to zrobić! Błagam. Jesteś dla mnie bardzo ważny! Jesteś moim...
- Nowym kochankiem? - w połowie mojego zdania rozległy się te dwa słowa. Po tonie głosu byłem niemal pewien, że się nie mylę...Że ten ktoś to....
- Shiro! - krzyknąłem, odskakując od Renjiego. Spojrzałem ukradkiem na Abaraia. On rzucił mi tylko przepraszające spojrzenia. Nie...czyżby on...
- On chciał mnie zgwałcić! - ...nadal kochał Byakuye...?
:o ..w takim momencie ;-;.. nie mogę się doczekac kolejnej części
OdpowiedzUsuńNotka swietna. :) Przeczytalam wszystkie rozdzialy z tej serii i nie moge sie doczekac nastepnego. Bylabym wdzieczna, gdybys dodawala kolejne notki troche czesciej. :D
OdpowiedzUsuńSmietana.