poniedziałek, 12 maja 2014

Baka kokoro

   Yo minna! Macie tu taki one-shot. Dosyć nastrojowy. I przesłodzony. Oj, zdecydowanie za dużo tu tego cukru *^* Ja was nie zniechęcam, tylko ostrzegam! :)
    A do tego 3 muzyczki, gdyż dawno nie dodawałam ^^ Myślę, że pomogą wczuć się w opko ^3^
 http://www.youtube.com/watch?v=u5fIR4nYvkA&feature=share&list=RDu5fIR4nYvkA
http://www.youtube.com/watch?v=h4-iSUXSCNc&list=RDu5fIR4nYvkA&feature=share
http://www.youtube.com/watch?v=exmhN6k67yI&feature=share&list=RDu5fIR4nYvkA

***********************************************************************************
    Dosłownie trzęsę się w twoich ramionach. Wylewam słone łzy w twoje shihakusho. Kurczowo ściskam twoje obi. Nie chcę...tak bardzo nie chcę zostać sam! Boję się...że cię stracę. Że odejdziesz i już nie wrócisz.
   Obejmujesz moje ramiona. Próbujesz dodać mi otuchy. Delikatnie całujesz w kark. Trochę to działa, więc przestaję się trząść. Ale i tak nie jestem przy zmysłach. Zatracam się w czarnej otchłani histerii i rozpaczy. Błagam, wyciągnij mnie stąd, bo nie wytrzymam!

   Trzęsiesz się w moich ramionach. Płaczesz i ściskasz mnie tak, jakbym miał zaraz odejść. Ale nie odejdę, nie zostawię cię, Ichigo. Nie bój się, obiecuję.
    Obejmuję cię delikatnie acz stanowczo. Pieszczę twój kark. Chcę, abyś jak najlepiej odczuł moją obecność. Przestajesz się trząść, ale i tak nie jest z tobą dobrze. Jesteś spanikowany, rozhisteryzowany. nie dziwię ci się, dlatego chcę pomóc. Chcę zostać. już nigdy nie puszczać.
    Ja naprawdę cię nienawidzę. Co więc sprawia, że tak desperacko próbuję cię ochronić..?

   Zapewne wygląda to nieco dziwnie. Siedzimy na zgliszczach budynku, który jeszcze do niedawna można było nazwać moją szkołą. Wtuleni w siebie. Przesiąknięci swoim zapachem. Mokrzy od moich łez. Wokół nie ma ani jednej, działającej latarni. Obaj egzystujący w całkowitej ciemność, spaczonej lękiem i niepokojem. Spowici mgłą i cierpieniem. Ale co innego nam pozostało, jeśli nie ta dziwna bliskość..?
    To wszystko stało się tak nagle..Siedzieliśmy wszyscy na lekcji,  w klasie, kiedy stało się "to". Potem już tylko krzyki, ból, niemoc.
    Do niedawna naprawdę wszystko było w porządku. Nie przemknęło mi nawet przez myśl, żę mógłbym być z tobą choć chwilę blisko. Jeszcze niedawno byłeś moim śmiertelnym wrogiem. A ja twoim. I jak to się skończyło? Zupełnie inaczej, niż się spodziewałem.
    W szkole wszystko było OK. Nawet sensei zadawała się być jakaś inna..przyjemniejsza. Wszyscy razem się śmieliśmy, wydurnialiśmy na przerwach. Jedliśmy nawet razem bento. Było nam przyjemnie. Keigo...Mizuiro...Tatsuki...Orihime...Chad...Ishida...Moi przyjaciele, którzy nie byli zbyt silni. Każdy na swój sposób, ale nie tak jak ja. Dlatego obiecałem ich chronić. Obiecałem to im, obiecałem również sobie. I co..? I co z tego kurna wyszło?!

   Noc jest nadzwyczaj ciemna i cicha. Wtuleni w siebie, siedzimy na zgliszczach budynku. Twój zapach przyjemnie mnie odurza. Nie wiem, czemu nagle przestałem mieć ochotę na zadanie ci ran, od których byś się wykrwawił. Mój instynkt, co prawda, nie jest zadowolony z takiego obrotu spraw, ale go wyciszam. Mi podoba się ta bliskość. Leczy pustkę w "sercu", albo raczej zapełnia dziurę w mej piersi. Jesteś mi potrzebny, a ja jestem potrzebny tobie. Dopiero teraz zdaliśmy sobie  z tego sprawę. Ale nie chcę, aby to się zmieniło Niech tak zostanie. Nie odtrącaj mnie więcej, mój królu.
    Jeszcze jakiś czas temu wszystko było normalne. Nienawidziłeś mnie tak, jak zwykle. Z wzajemnością. Byłeś szczęśliwy  w swoim świecie. W świecie, w którym miałeś wspaniałych przyjaciół. Nie byłeś z nimi samotny. W przeciwieństwie do mnie. Ale ja w końcu jestem hollowem. "Bezuczuciowym stworzeniem" - jak sądzą shinigami. Gdybym mógł się z nimi spotkać, wytłumaczyłbym im kataną, jak bardzo się mylą. Ja przez cały czas jestem samotny. Kiedy ty przeżywałeś swe życie w tak żywy i spontaniczny sposób, ja byłem tam gdzie zwykle i nie robiąc nic szczególnego, czekałem na ciebie. Na szansę zdobycia twojego ciała. Z perspektywy czasu sądzę jednak iż wolę twe ciało mieć przy sobie niż kontrolować nim. Tak. Pragnę twej bliskości. Nie wiem nawet kiedy, stałeś mi się tak bliski. Nie wiem, ale mimo to, cieszę się.
    Wiem, że nie powinien podobać mi się taki obrót spraw. W końcu straciłeś wszystko, co tylko było do stracenia. Z jednej strony to smutne. A z drugiej jest to początek zupełnie nowego życia. Życia, o którym pojęcia nie miałeś. Bo to tylko moja rzeczywistość. Gdyby nie ja, byłbyś samotny. Jednakże jestem tu  z tobą. Nie odejdę. Już nigdy. W końcu coś zrozumiałem.

     Jest zimno, ale twój oddech mnie ogrzewa. nie mogę pogodzić się z tym, co się stało. Nie ma ich już. Moich przyjaciół... A przecież, gdyby nie ja, byliby! To wszystko moja wina...Shiro..Ja wiem, że powiedziałbyś mi zupełnie co innego. Dlatego właśnie wolę się nie odzywać. Chcę cierpieć. Bo ja i tak wiem swoje. Gdybym był silniejszy, nie doszłoby do tego. Ile ludzi musi umrzeć, żebym w końcu zrozumiał, że jestem tylko ZASTĘPCZYM shinigami?! Eh..Chyba nigdy nie zrezygnuję. Nawet po tym wszystkim, co zaszło, chcę dalej pomagać ludziom, czy zagubionym duszom. Chronić najbliższych. Chronić Ciebie. Teraz to ty, nie rodzina, jesteś przy mnie. Jestem ci wdzięczny. Sam nie wiem, co mógłby powiedzieć ojciec. Wściekłby się? Zlitował? ...

     - Twoi przyjaciele odeszli. - w końcu zdobywam się na odwagę i przerywam przytłaczającą ciszę. Słyszę, jak nerwowo przełykasz ślinę. Chwytam cię za wolną rękę, gładząc ją delikatnie. Kontynuuję. Postanowiłem, że uświadomię ci, co zrobiłeś. Pomimo, iż będzie to boleć. To dla twojego dobra. Żebyś już nigdy nie był słaby...królu.. - To twoja wina. Jesteś zbyt słaby. Zbyt czuły. Nie używasz swojego pierwotnego instynktu, do zabijania, mordowania...Powinieneś nie czuć żadnej litości, dla ludi, którzy chcę cię skrzywdzić. Ciebie, albo kogoś dla ciebie cennego. Przez te słabości, paraliżuje cię trach. Myślisz, że ja tego nie czuję? Myślisz, że nie wiem, że się boisz? A mimo to, ciągle próbujesz. Nieumiejętnie, ale jednak. Jak myślisz? Co stanie się następnym razem? Kto zginie? 

     Nie wierzę własnym uszom. Twoją rękę, która mnie trzyma, ściskam mocno. Ranisz mnie. Jeszcze bardziej. A ja głupi myślałem, że mi współczujesz. Hichigo. Rozgryzłem cię. Chcesz, żebym był silniejszy. Tak, jak ty. Odpowiadam, zachrypniętym głosem :
- Zginie...Zginie ktoś, kogo kocham. - zgaduję. Tak...Czuję to. Mam rację. I nie mogę na to pozwolić.

    Brawo, partnerze! W końcu zrozumiałeś. Jeśli ciągle będziesz tak sentymentalny i każdego będziesz próbował "nawrócić" długo nie pożyjesz. Błąd. Nie tylko ty. Ja również.
- Musisz kierować się instynktem. To może być trudne, po tylu latach nie używania go, ale postaraj się. - puszczam cię Wstaję, mierzwiąc przy okazji twoje włosy. - Wiesz, że to nie koniec, prawda? - pytam, wpatrując się w przestrzeń. Jeśli się nie pospieszysz, zginie twoja rodzina. Sousuke Aizen jest nieobliczalny. Posunie się do wszystkiego. Tak, jak to było z twoją szkołą i przyjaciółmi.

     - Shiro, gdzie idziesz? - pytam. Znam odpowiedz. Ale nie chcę, by była prawdą. Aizen, Gin i Tousen oraz czołówka Espady - zjawili się równie szybko, co zniknęli, pozostawiając po sobie te oto zgliszcza. To było niespodziewane. Tylko Ishida wyczuł "to" reiatsu. Za późno. Dach zaczął się na nas walić.  Kurz i pył utrudniały widoczność. Ci, którzy w porę schowali się pod ławkami, cudem uszli z życiem. Kiedy spod nich wyszliśmy, słyszałem płacz i lament. Zwłoki i świeża krew walały się wszędzie. Na niebie dostrzegłem "ich". Stali i patrzyli na swoje dzieło. Zadowoleni. W kieszeni miałem odznakę. Nie wyjąłem jej. Bałem się choćby ruszyć. "Nie..." - myślałem. "To niemożliwe...Aizen nie mógł...Nie...Przecież Gotei 13...oni na pewno..na pewno się zjawią..." - tymczasem nikt nie przybywał nam na ratunek. Chciałem się ruszyć, ale nie mogłem. Naprawdę...Chciałem ich chronić. Pragnąłem tego bardziej, niż czegokolwiek innego. Wtedy Sousuke podniósł na nas miecz. Reszty nie wiem. Ocknąłem się na stercie cegieł, połamanych stolików i zwłok. Kątem oka dostrzegłem moich nie żywych przyjaciół. Potem zjawiłeś się ty. Wyszedłeś ze mgły. Myślałem, że chcesz mnie dobić, ale tylko czule mnie pocałowałeś.
     Chciałem to zrozumieć, ale nie udało mi się. Czemu wróg staje się kimś, kogo tak bardzo pragniesz..?

     - Przecież wiesz. - odpowiadam cicho. Jeśli ty nie jesteś w stanie nikogo ochronić, to pozwól mi chociaż chronić ciebie.
- Czemu..? Dlaczego chcesz tam iść?! Zostań..Zostań ze mną! - wołam przerażony myslą, ze mógłbym cię stracić.
- Muszę to zrobić, żeby tamten drań pożałował za wszystko, czego się dopuścił. Nie martw się. Będzie cierpieć wystarczająco długo, aby dowiedzieć się, jak bardzo cię zranił. A ty... Stań się silniejszy. Chroń pozostałych. - boli mnie pierś, gdy to mówię. Boli mnie ta "pustka", którą mam w sobie. Nie chcę zginąć. Chcę być blisko ciebie. Zawsze móc pomóc. Pocałować. Ale jeśli teraz nie odejdę, później będzie nam jeszcze ciężej.
- Shiro! Nie możesz! Przecież mi obiecałeś!
- Co takiego ci obiecałem..?
- Że ze mną zostaniesz...Czuję to. Nie chcesz iść. Więc dlaczego...?
- Taki kaprys.
- Shiro!
- Uwielbiam cię drażnić. - wyznaję szczerze. Jesteś uroczy, kiedy się złościsz. - Zrozum. Jestem tobą. Twoją częścią. Zawsze nią będę. Nawet, gdy moja materialna osoba zniknie, będę z tobą. Możesz mi się wyżalać. Możesz opowiadać o sobie. Co tylko chcesz. A teraz...Pójdę już. - nadal coś chciałbym powiedzieć. Nie mogę... Trochę szkoda...
- ...Dziękuję ci za wszystko. - szepczę. Staram się pohamować łzy. Nie płacz, nie płacz....
- Nie ma za co. - uśmiecham się. Nie powinieneś mi dziękować. Chcę cię zostawić...Opowiadam jakieś brednie, zamiast wyrzucić z siebie prawdę. Jestem żałosny..Cóż, nie jest prosto być hollowem. - I wiesz co..? Ja cię naprawdę nienawidzę. Dlatego to wszystko jest takie dziwne. Zresztą, nie przejmuj się mną. Zajmij się sobą. Wasza wysokość - kocham cię tak nazywać.
- Kłamiesz. - wiem przecież, co do mnie czujesz. Gdyby było inaczej...Nie szedłbyś teraz na pewną śmierć. Jesteś typem osoby, która dba tylko o siebie. Jeśli robisz coś la innych, oznacza to, że...
- Heh...Będę nawiedzać cię w snach. W końcu stracisz resztki normalności. O ile nic ze sobą nie zrobisz.
   Podchodzisz do mnie. Zbliżasz swoją twarz do mojej. Przejeżdżasz językiem po mojej dolnej wardze. Otwieram usta w zapraszającym geście. Nie korzystasz z okazji. Cofasz się w cień ze swoim zwykłym, fałszywym uśmieszkiem. Masz rację. Jeśli to tak dalej pójdzie to oszaleję.

...Sayonara...mój królu...
Czuję, że pusta została wypełniona.

Śmierć jest naprawdę romantyczna.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz