Yo minna! Co tam u Was? Ja właśnie wróciłam do domu i od razu zabrałam się za pisanie :3 A zatem - zanim przystąpicie do czytania nowego rozdziału, chcę Was wszystkich przeprosić za Renjiego! No naprawdę... w tym opku robię z niego prawdziwego chama! ;-; Jest on dla mnie jedną z ulubionych postaci w Bleach'u, ale przez to, jak go tu opisuję, jakoś mam do niego niechęć XD Mam nadzieję, że go przeze mnie nie znienawidzicie! No, ale cóż, musimy wybaczyć mu jego paskudne kłamstewka, bo on kocha Byakuye ;p Poza tym, musi być taki na potrzeby tego opowiadania ^-^
Tak poza tym..jest to niestety ostatnia część tego opowiadania..Trochę szkoda ;-; za każdym razem, kiedy kończę pracę nad daną fabułą, robi mi się tak jakoś smutno, że nie będę tego kontynuować..Ale zaraz potem, ciesze się na myśl o kolejnym opku ^^ Eh.. Człowiek = skomplikowana istota...
Następny post na blogu w poniedziałek. Będzie on takim małym one-shotem, którego już od dawna trzymam w odmętach pamięci koputera...Leżał sobie gdzies tam gdzieś i czekał na dodanie..No i się doczeka ^^
Potem z kolei - znów coś dłuższego - mam na myśli coś specjalnego, ale to niespodzianka ^^ zdradziłam się trochę w odpowiedzi na pewien kometarz, ale teraz już milczę! XD
Kurcze..się rozgadałam ^^ No nic, zapraszam do czytania i komentowania ;*
***********************************************************************************************************
- Hm..więc widzę, że jednak dobrze usłyszałem... - jeszcze nigdy, ale to nigdy nie widziałem Hichigo tak wściekłego. Nawet, kiedy szukając go po klubie wpadłem na szkarłatnowłosego i Byakuye. W tamtej chwili to szczerze się bałem. Te czarne, wrogie oczy przyprawiały mnie o dreszcze..A Renji..a Renji..Jak on mógł mi to zrobić?!!!!
- Gdyby nie ty... - Abarai nadal kontynuował swoją szopkę. Chciałem go za to zabić.
- Nie masz za co dziękować. Lepiej spadaj do domu. Ja muszę sobie z nim pogadać... - szepnął, bardziej do mnie, niż do niego. Renji jak na komendę podniósł się z ziemi i pobiegł w ciemność, zapewne w stronę swojego domu.
- Shiro..! - nie umiałem nic więcej powiedzieć, jak tylko go wołać. To było kłamstwo. Ze strony mojego najlepszego "kumpla". Nie życzę Wam nigdy takiej sytuacji w życiu. Naprawdę, coś okropnego.
- Heh..Tylko tyle potrafisz powiedzieć? - zapytał z wyrzutem.
- To nie tak! - odkrzyknąłem natychmiast.
- Pogrążasz się.
- Ale naprawdę! To wszystko nie tak! On kłamał! Renji kłamał! - wołałem rozpaczliwie. Wstałem z ziemi.
- Oczywiście..To podobno twój najlepszy przyjaciel. Nie wiedzę powodu, by kłamał. - Shirosaki nadal trwał przy swoim. Nie miałem pojęcia, jak mu to wytłumaczyć.
- Miał! Miał powód! To przez Byakuye! To jego wina!
- Ichigo. - przerwał mi poważnie. - Nie widzę powodu, żebyś mieszał w to osoby trzecie. Byakuya to także i mój przyjaciel. A ty, nie dość, że mnie zdradzasz, to jeszcze chcesz wciągnąć w to innych..? Ufałem ci..A ty? Kuźwa! Oddawałem ci się! KOCHAŁEM do cholery! Więc czemu?! Naprawdę, nie umiem sobie tego wszystkiego poukładać! - kiedy to mówił, trząsł się cały. czułem, że jeszcze chwila, a z jego oczu popłyną łzy.
- Mówię prawda! Posłuchaj..- cały czas walczyłem. Niestety.
- Nie chcę cię słuchać...Słyszałem i widziałem już stanowczo za dużo...I wiesz co..? Miałem właśnie do ciebie iść. Musiałem ci powiedzieć o tym, ze zrezygnowałem z dalszej pracy w klubie! Dla..Dla ciebie... Cholera jasna!!!! Dlaczego mi to robisz?!
- Shiro! Ja nic nie zrobiłem! Upadliśmy na ziemię, a potem chciałem mu coś wytłumaczyć! Do niczego nie doszło! Doceniam, że zrezygnowałeś ze swojej pracy, ale nie kłóćmy się! Daj mi wytłumaczyć!
- Nienawidzę cię..! - warknął. Do oczu napłynęła mu słona ciecz. Już po chwili łzy znalazły ujście na policzku. - Z nami koniec! Nie chcę słuchać twoich kłamstw! Mam tego dosyć! - wykrzyknął jeszcze, po czym odwrócił się na pięcie i odszedł. Nie poznałem własnego chłopaka. "To niemożliwe! Shiro nigdy by tak nie zrobił! Posłuchałby!" - wmawiałem sobie uparcie. Tymczasem Shirosaki zupełnie zniknął w ciemnościach.
- Hichigooo! - na moje ostatnie wołanie odpowiedziało jedynie echo. On odszedł. Przez kłamstwo mojego najlepszego przyjaciela. Nie mogę się z tym pogodzić. Do dziś pytam się w myślach, czemu albinos mnie nie wysłuchał..?
A więc doszliśmy do punktu wyjścia. Do chwili obecnej. Trochę przepuściłem, przeszło 1,5 roku, ale czy czas spędzony bez mojego ukochanego ma jakiekolwiek znaczenie..? Wiem, jest to moja historia, ale jeśli miałbym opisywać mój każdy nędzny i żałosny dzień, zanudzilibyście się na śmierć. Każdego dnia, każda godzina mijała podobnie. Mogę wyjawić jedynie, co stało się z resztą uczestników mojego opowiadania. Przede wszystkim Shiro - mam nadzieję, ze nie myślicie sobie, ze od tamtej nocy zaniechałem jego poszukiwać. Wręcz przeciwnie. Chodziłem i nawoływałem go codziennie. Zrywałem się z lekcji tylko po to, aby obejść przeszukany wcześniej przeze mnie teren, setny raz. Byłem w klubie. Poszedłem do tego całego "szefa" lokalu, którym okazał się niejaki Grimmjow Jeagerjaques. Dowiedziałem się tylko tyle, że ostatnimi czasy zrezygnowało z pracy u niego parę osób, między innymi właśnie Shiro, oraz, co dziwniejsze, Byakuya.
Na próżno przeszukiwałem jakiekolwiek inne puby, cluby itd. Po albinosie nic nie pozostało. No, może tylko jego szalik, który mam do dziś. Śpię z nim. Traktuję jak jakieś bóstwo. Debil ze mnie. Od przytulania kawałka wełny nic nie poprawi mojej sytuacji. A właśnie. Został mi jeszcze stary numer Hichigo, ale mimo iż dzwonię niemal codziennie, nigdy nie odbiera. Nawet nie czyta SMSów. To znaczy, tak myślę. W każdym razie na nie nie odpisuję.
Trudno przedstawić na kawałku papieru moje myśli i żal do tamtego dnia. Zmieniłem się. Nie śmieję się, tak jak kiedyś. Znajomi mnie opuścili, a nowych jakoś nie mam zamiaru poznawać.
Pisząc dalej, natrafiamy na Renjiego. Od tamtego dnia widziałem go tylko raz, ale uciekł na mój widok. Myślę, że przeprowadził się do Yokohamy, która jest niedaleko. Mówił mi to właściciel wynajmowanego niegdyś przez niego mieszkania.
Byakuya jak i Rukia nadal mieszkają w tym samym miejscu, co wcześniej, co znaczy, ze nie mam pojęcia gdzie 0.0 Nigdy nie pytałem młodszej Kuchiki, gdzie mieszka, ani u niej nie byłem. Czasami się widujemy, ale głównie w sklepie spożywczym, w którym oboje robimy zakupy. Czarnowłosa znalazła sobie chłopaka. Jakiegoś Kaiena czy kogoś tam... Abarai'a już daaaawno sobie odpuściła. Dowiedziała się również o pracy swojego brata. Sam jej to powiedział - przynajmniej tak mi mówiła.
Ikkaku i Yumichika wyjechali do Stanów Zjednoczonych, gdzie zalegalizowano małżeństwa homoseksualne. Przyszli do mnie kilka dni przed podróżą, złożyli kondolencje z powodu rozstania (jak te plotki prędko się rozchodzą...) i oznajmili, że zamierzają się pobrać, a ich związek nie jest już tajemnicą. zapraszali mnie na ślub, jak i wesele, ale odmówiłem. Nie chciało jechać mi się stąd do Ameryki. Od czasu do czasu przyślą jakąś kartkę, co jest miłe z ich strony. Nie widujemy się.
Jeśli chodzi o mich"byłych", jeśli mogę tak mówić, przyjaciół (mam na myśli Keigo, Ishidę i Chada) to nasze drogi rozeszły się już pod koniec ostatniej klasy. Każdy z nich poszedł w innym kierunku. Nasza dawna paczka rozleciała się w chwili, gdy poznałem Renjiego, Ikkaku i Yumichike.
Ojciec w końcu pozwolił mi się przeprowadzić. Na początku, strasznie się upierał, żebym tego nie robił. Ale do sytuacji wkroczyła mama, która wyperswadowała ojcu, że mam już 18 lat i zasługuję na odrobinę prywatności. Wspomniała też coś o dziewczynie. Pamiętam, ze roześmiałem się wtedy. Rodzice dziwnie na mnie spojrzeli, ale nie wytłumaczyłem im, czemu bycie z dziewczyną w takiej chwili wydawało się dla mnie zabawne. No i właśnie tak się przeprowadziłem. Mieszkam w bloku, gdzie mam wynajęte nieduże mieszkanie. Spokojnie zmieściłaby się tu jeszcze 2 osoba, więc chyba nie jest źle?
***
Powracam do mojej opowieści po miesiącu. Niewiele się zmieniło. Uświadomiłem sobie, że dzwonienie, czy pisanie do kogoś, kto się chce cię znać, nic nie da. Ostatecznie więc przestałem mieć nadzieję na jeszcze jakikolwiek kontakt z Shiro. Już nic nie robię, żeby sprowadzić go z powrotem.
Ichigo nie miał już pomysłu na dalszą część historii. Co miał niby opisać? Swój smutek? Żal? Bezradność? Postanowił więc zakończyć. Dopisał parę słów, po czym wstał z krzesła i skierował się do kuchni. Zrobił sobie mocną kawę, której jednak nie wypił. Ktoś zadzwonił do drzwi. Ichigo wiedział, kto to. Prawdopodobnie jego ojciec wpadł z wizytą, żeby sprawdzić, jak sobie radzi. Często tak robił. Kontrolował go. Kurosakiego to wkurzało. Mimo wszystko, postanowił otworzyć. Podszedł do drzwi. Chwycił za mosiężną klamkę i pociągnął ku sobie.
Zatkało mnie. Myślałem, że przyszedł ojciec. Nic bardziej mylnego! W drzwiach stała osoba, chyba najbardziej i zarazem najmniej oczekiwana przeze mnie w tym momencie. Shiro...
- Yo Ichigo... - powitał mnie. Miał zachrypnięty głos. Podkrążone oczy. Zszarzałą cerę. Włosy w nieładzie. To już nie był dawny Hichigo. Przynajmniej, nie z wyglądu.
- Yo - odpowiedziałem, z braku lepszego pomysłu. - Czego chcesz?
- Mogę wejść?
- Nie.
- Dlaczego?
- Nie czuję się zbyt pewnie. Może się przejdziemy? Chce mieć w każdej chwili możliwość ucieczki od ciebie. - wyjaśniłem, zgodnie z prawdą. Chciałem móc uciec, gdyby coś się stało. Coś nieprzewidzianego. W ciągu tego 1,5 roku żyłem monotonnym stylem. Wszystko było do bólu przewidywalne. A teraz..? Chyba powróciły wspomnienia.
- No dobrze. - zgodził się. Łaskawca.
- Poczekaj chwilę, przebiorę się i możemy iść. - zaraz po tych słowach poszedłem wgłąb mieszkania. Do mojego pokoju. Tam szybko przebrałem się w coś lepszego. Chwyciłem też pierwszą lepszą kurtkę i szalik. Na dworze było zimno.
- Ciągle go masz? - zapytał mnie albinos. Patrzył na mnie, więc nieco się krępowałem. Sam nie wiem, dlaczego.
- O czym mówisz?
- O szaliku. - Fakt. To był ten od niego.
- Mam. A co myślałeś? Pisałem do ciebie. I dzwoniłem. - wyznałem, nie patrząc na niego.
- Na który numer?
- Jak to, na który? To chyba oczywiste, że na twój.
- Domyślam się. Ale kupiłem drugi telefon i kartę. Ten pierwszy wylądował w szafie. - odpowiedział. Wreszcie zrozumiałem, czemu nigdy nie dawał znaku życia.
- Mógłbyś czasem sprawdzać stary telefon. - mruknąłem pod nosem. Nie usłyszał tego. Zamiast tego, uśmiechnął się lekko.
- Więc..cały ten czas pamiętałeś o mnie? - zapytał, stając w miejscu. Było to ważne pytanie.
- Tak. Codziennie o tobie myślałem...A..ty? - postanowiłem się upewnić.
- Gdybym nie myślał, nie byłoby mnie tutaj. W sumie to cieszę się, że nigdzie nie wyjechałeś. Musiałbym się wtedy naszukać...
- Skąd masz mój adres?
- Od twoich rodziców. - oznajmił spokojnie. Myślałem, że mnie szlag trafi!
- Byłeś tam????
- Nie zrozumiałeś za pierwszym razem?
- Zaraz zaraz! Dlaczego nikt mi nic nie powiedział?! - zapytałem z wyrzutem.
- A czemu miałby powiedzieć? - wydaje mi się, ze miał z tego niezłą zabawę.
- Mógłbym się jakoś przygotować... - odburknąłem. Byliśmy na mieście. Nawet nie zauważyłem, jak daleko zaszliśmy.
-Nie musisz. Chciałem pogadać normalnie. Żeby żadna odpowiedz nie była przemyślana. Tylko szczera. Nie uważasz, że tak jest lepiej?
- No w sumie.. - przyznałem mu rację. Gdyby rodzice uprzedzili mnie, kto mnie szuka, chyba bym nie wytrzymał. Uciekł, albo dręczył się myślami. Niepotrzebnie.
- Ichigo?
- No?
- Jestem głodny.
- Eh...To może gdzieś wstąpimy?
- A stawiasz?
- Powiedzmy, ze tak. - zgodziłem się. Mam stanowczo zbyt miękkie serca. Wstąpiliśmy do pierwszej lepszej knajpy. Usiedliśmy i złożyliśmy nieduże zamówienie. W czasie czekania, ponowiliśmy rozmowę.
- Gdzie byłeś przez ten czas? - zapytałem.
- W różnych miejscach. Ogółem w Japonii. A ty?
- Cały czas u siebie. - odpowiedziałem. W czasie kiedy ja siedziałem na tyłku, on sobie zwiedzał. No zajebiście.
- ...Wiem, że może za wcześnie na takie pytanie, ale...Tęskniłeś? - tym naprawdę mnie zadziwił.
- Sam nie wiem.. - odparłem wymijająco. Nie patrzyłem mu w oczy. Bałem się...
- Bo wiesz...Podróżowałem, żeby znaleźć pewną osobę.
- O kim mówisz?
- O twoim dawnym przyjacielu.
- Renji?
- Tak... - dobra..to było dziwne..Mimo wszystko, słuchałem nadal. - Odnalazłem go jakimś cudem w Yokohamie. Pogadałem z nim trochę...No i dowiedziałem się prawdy.
- Jakiej prawdy? - chyba nie nadążam.
- Pytałem głównie o jego relacje z Byakuyą. Powiedział mi wszystko. Uznał, że skoro minęło tyle czasu, może wyznać, jak było naprawdę. Na podstawie jego relacji trochę poszperałem i okazało się, że Tensa Zangetsu zawarł umowę z Sosuke Aizanem - mężczyzną, dla którego zostawił mnie Tensa, gdy byliśmy młodzi. Chcieli mnie chyba dobić, więc zaczęli szantażować Rukie Kuchiki, o czym dowiedział się jej brat. Dla siostry był gotów poświęcić wiele. Dlatego postępował zgodnie z nakazami tamtych dwojga. Kazali mu zmusić Renjiego Abara'i, aby zakończył nas związek. Tamten zaś z miłości do starszego Kuchiki zrobił to. Wtedy, w nocy...kłamał. A ja mu uwierzyłem. Byłem tak zawiedziony i wściekły jednocześnie, że nie posłuchałem, co ty masz w tej sprawie do powiedzenia. Przepraszam..Żałuję tego...Przez cały czas, przez te 1,5 roku... Myślałem, że nie wytrzymam bez ciebie! Ichigo..Kocham cię... - zakończył. Heh..zabawne. Więc jednak o mnie nie zapomniał. Nie wiedziałem, co mam na ten temat myśleć. Nie chciałem więcej czuć bólu. Smutku. Samotności. Ale czy można wybaczyć osobie, która nie chciała słuchać..? Która nie dała ci szans na wyjaśnienia..? Było mi przykro. Obiecałem sobie, że gdyby Shirosaki wrócił, wyjaśnię mu wszystko od początku do końca i przeproszę. Nie wiem nawet, za co i dlaczego. Tak po prostu. A tymczasem, to właśnie on wszystko mi wyjaśnił. Przeprosił mnie. A ja..ja..go nadal kocham. Nawet nie wiecie, jak bardzo.
- I czego ty ode mnie oczekujesz? - zapytałem.
- Sam nie wiem..Nie chcę, żebyś mi wybaczał..Przynajmniej, nie do razu. Chcę po prostu, żebyś przy mnie był... Brakowało mi cię.
- ...Mi ciebie też - mruknąłem cicho. Wreszcie odważyłem spojrzeć się w jego oczy. Sięgnąłem ręką pod stół, chwytając nią delikatnie jego dłoń. Gładziłem jego skórę w ciszy, jaką dawał nam stolik na krańcu lokaju. Pragnąłem bliskości drugiej osoby. Osoby, dla której znaczyłem ciut więcej niż ktoś "przeciętny". Nachyliłem się w jego stronę. Sięgnąłem jego warg. Zrobiłem to powoli, bez pośpiechu. Niemal natychmiast rozchylił swoje usta przede mną, oddając mi dominację w pocałunku.
- Jak mam to interpretować..? - szepnął Hichigo. Czułem jego gorący, spragniony oddech na swoim policzku, kiedy zaprzestaliśmy się całować.
- Interpretuj, jak chcesz. Kocham cię. Wybaczam wszystko. Wróć do mnie. - odpowiedziałem, uśmiechając się delikatnie.
- S-Serio?! - zadziwił się.
- Nie wiedzę przeszkód. Możesz wprowadzić się do mnie jeszcze dzisiaj. - oznajmiłem mu. Emanował szczęściem. Podobnie, jak ja.
- Dziękuję... - zaczerwienił się. Dokładnie w tej samej chwili, kiedy przyniesiono nasze zamówienie.
KONIEC