*w tym samym czasie, w okolicach mieszkania Renjiego*
Byakuya już jakiś czas stał nieruchomo, wpatrzony w osiedle małych domków jednorodzinnych. To właśnie tam, umówił się na spotkanie ze swoim kochankiem. Miał mu do przekazania pewne ważne informacje.
- Hej! - energicznie przywitał się Renji, który w końcu dotarł na umówione miejsce spotkania. Nie miał zielonego pojęcia, o co mogło chodzić, skoro Kuchiki postanowił umówić się z nim gdzieś spoza klubem.
- Witaj. - Byakuyi niestety nie udzielał się entuzjazm czerwonowłosego. - Jestem tu po to, aby z tobą porozmawiać. Przejdźmy się. - zaproponował i ruszył przed siebie, w kierunku pobliskiego parku.
- Więc..co się stało? - zapytał zaciekawiony Abarai.
- Nic poważnego. Chcę jedynie wiedzieć, co łączy cię z Kurosakim Ichigo. - powiedział poważnie, nawet nie zaszczycając swojego rozmówcę spojrzeniem.
- A..Um..o to chodzi.. - szepnął zwiedzony. W głębi duszy miał nadzieję, że spędzą razem trochę wolnego czasu, ale widocznie chodziło tylko o tę jedną kwestię. - To mój przyjaciel.
- Przyjaciel...Bardzo bliski?
- O co ci chodzi..? - zdziwił się Renji. Nie rozumiał, do czego da dyskusja prowadzi.
- Odpowiedz. - nalegał Kuchiki.
- No...dość bliski.
- Rozumiem.. - powiedział czarnowłosy i zamyślił się nad czymś głęboko. - Dobrze się dogadujecie?
- Po co te pytania?
- Po prostu odpowiedz. Nie musisz wszystkiego wiedzieć.
- Myślę, że dobrze.
- Więc...mógłbyś go do czegoś nakłonić? - w tym momencie Renji zatrzymał się gwałtownie. Czuł, że nie chodzi tu o nic korzystnego dla jego przyjaciela. Byakuya zachowywał się inaczej niż zwykle. Być może było to spowodowane zmianą otoczenia, ale czerwonowłosy jakoś nie za bardzo w to wierzył.
- Zależy, do czego. Nie chcę, by to było coś złego.
- Rozumiem. - Kuchiki również się zatrzymał. Stał odwrócony plecami do Abaraiego, więc tamten nie mógł zobaczyć jego twarzy, ani malującego się na niej bólu. - Odkąd zaczęliśmy się spotykać, już chyba ze sto razy mówiłeś mi, że mnie kochasz. - Renjiego zatkało. Czemu nagle tak bardzo zmienili temat..?
- No..tak.. - odparł niepewnie, wpatrując się w ziemię.
- Ja nic nie odpowiadałem. Milczałem. Ale teraz chyba nadszedł czas, byś wiedział co do ciebie czuję. - szepnął czarnowłosy, jak gdyby sam do siebie. - Zależy mi na tobie. Jeszce nigdy nikt mnie tak nie fascynował. Nie mogę powiedzieć, że cię kocham, bo jeszcze nigdy nie doświadczyłem takiego uczucia, ale wiem na pewno, że nie chcę cię stracić.
- Byakuya..! - szepnął cicho Renji, po czym podszedł do mężczyzny. Był o krok od niego, a mimo to, nie dotykał go. - Czemu teraz mi to mówisz..? Coś się stało?
- Nawet nie wiesz ile. - odpowiedział Kuchiki. - Musisz coś dla mnie zrobić : wmów Kurosakiemu Ichigo, że Shirosaki Hichigo go nie kocha. Że udawał. Niech Kurosaki zakończy ich związek.
- C-Co! - wykrzyknął zdumiony Abarai. - Jak mógłbym coś takiego zrobić?! To mój przyjaciel! Shiro znaczy dla niego tyle, ile ty dla mnie! Czemu miałbym..
- Kochasz mnie, prawda?
- Bykakuya! Co..Co się dzieje..? - zapytał, już nieco łagodniej, szkarłatnowłosy. Złapał towarzysza za rękę, ale tamten ją odtrącił.
- Zastanów się lepiej, kto jest dla ciebie ważniejszy. Ja, czy on. - powiedział cicho Byakuya. Tak naprawdę nie chciał tego mówić. Zmuszono go. Sam nie miał powodów, by kazać Renjiemu coś takiego mówić. Ale nie miał wyboru. Nie mógł pozwolić, by zabito jego siostrę.
- Nie mogę...Kocham cię. a Ichigo to mój najlepszy przyjaciel. Nie mogę wybierać.
- Musisz. W przeciwnym razie, nie uda się uratować niczego.
- Jak to..
- Proszę. Wiem, ze coś takiego poniża moje imię, ale błagam. Musisz wybrać. - po tych słowach Abarai westchnął ciężko. Nie miał siły już się przeciwstawiać.
- Wybieram ciebie. Mam nadzieję, że to docenisz i zakochasz się we mnie naprawdę. - "Przejrzał mnie?!" - pomyślał zaskoczony Kuchiki. - Jeśli chce się komuś wyznać, że choćby jest dla kogoś ważny, patrzy się tej osobie w oczy. Jeśli warunek kontaktu wzrokowego nie zostanie spełniony, znaczy to, że osoba kłamie. Byłoby widać to w jej oczach, dlatego nie patrzy. - wytłumaczył cicho czerwonowłosy.
- Renji...
- Muszę już iść. Przemyśl to sobie. Zrobię co każesz. Kocham cię. Gdybyś odwrócił się chociaż przodem, powiedziałbym ci to prosto w twarz. - zakończył Abarai i odwrócił się, aby odejść. Nikt go nie powstrzymał. Zasmucił się z tego powodu. Jednak, z miłości robi się różne rzeczy, nie koniecznie słuszne czy mądre. Miał nadzieję, że dzięki temu, co zamierzał zrobić, Byakuya spojrzy na niego trochę inaczej, niż na zwykłego śmiecia.
Kuchiki nie ruszył się z miejsca. Nawet nie spojrzał na odchodzącego od niego chłopaka. "Więc jednak nie jest taki zupełnie bezmyślny. " - pomyślał. Mimo wszystko, zaskoczyło go to pozytywnie, mimo, iż nie mógł od razu kochać Renjiego. Owszem, mógł spróbować. Ale nic na siłę. Chwilę później wyjął z kieszeni telefon i wykręcił numer. Po drugiej stronie aparatu odezwał się znajmy głos. Tak znienawidzony przez niego.
- Abarai się zgodził. - poinformował krótko.
~ Znakomicie. Widzisz? Jak chcesz, to potrafisz. Więc zgodnie z umową : twojej siostrze włos z głowy nie spadnie. Moi ludzie nie będą już jej śledzić. Mam teraz ciekawsze zajęcie dla nich.
- Mogę wiedzieć jedną rzecz?
~ Słucham.
- Czemu tak bardzo zależy ci na tym, by Shirosaki cierpiał?
~ Powiedzmy, że to sprawy zawodowe. Coś jeszcze?
- Nie.
~Więc do usłyszenia. - głos odezwał się po raz ostatni, po czym połączenie zostało przerwane. Kuchiki spojrzał niewzruszony na ekran komórki.
Sosuke Aizen.
Czy chcesz usunąć kontakt?
Potwierdź.
***
Lekcje akurat dobiegły końca. Spakowałem swoje rzeczy do torby, którą przewiesiłem sobie przez ramię, po czym ruszyłem ku wyjściu. Na dworze było zimno i wiał wiatr. Na niebie kłębiły się czarne chmury, z których w każdej chwili mógł lunąć deszcz. Zniechęcony taką pogodą, zapiąłem bluzę pod samą szyję. Była jesień. W dodatku bardzo mroźna. Mimo wszystko, dotarłem jakoś pod bramę szkoły, czekając na Shirosakiego. Wiem, że po tym wszystkim, może wydawać wam się dziwne, co teraz przeczytacie, ale chciałem go zobaczyć. Mimo iż się bałem, mimo iż byłem zły. Tęskniłem. Chyba naprawdę byłem zakochany.
Nie czekałem długo. Już chwilę po tym, jak pojawiłem się przed bramą, Shiro wyszedł zza zakrętu prowadzącego do klubu. Szedł w moim kierunku. Serce znowu zabiło mi szybciej. Tak, jak gdy pierwszy raz go ujrzałem. W tamtej chwili liczył się tylko on. Szedł w rozpiętym, czarnym płaszczu. Wiatr rozwiewał jego piękne, białe włosy. Szarpał nieubłaganie jego odzieniem. Szalik, którym miał zawiniętą szyję, prawie mu spadł. W końcu, znalazł się naprzeciw mnie.
- Chodźmy stąd. - powiedział, zamiast powitania.
- Dlaczego? - spytałem, chcąc zachować obojętność tonu głosu.
- Bo chcę cię pocałować, a przy twojej szkole tego nie zrobię. Chyba, ze bardzo chcesz. - wytłumaczył.
- Nie, dziękuję. - odburknąłem pod nosem i niczym pięcioletnie dziecko, dałem mu się poprowadzić w jakiś zaułek między domami. Tam nikt nas nie wiedział. - O co chodzi? - zapytałem, gdy już mnie puścił.
- He? Myślałem, że napisałem sms'a tak, że zrozumiesz..
- Nie rób sobie ze mnie żartów. Pytam, co miało oznaczać to, co napisałeś. - zdenerwowałem się lekko. Serce biło w mojej klatce boleśnie szybko. Miałem wrażenie, że zaraz wyskoczy mi z piersi.
- No..To oczywiste. Nie chcę, by to był nasz koniec. Przez tego debila. - dodał i zacisnął dłonie w pięści. Odwrócił wzrok.On także bał się tej rozmowy.
- Więc słucham. Co zamierzasz?
- Chciałem cię najpierw pocałować, ale ie wiem, czy ty tego... - nie dałem mu dokończyć. W sekundę zmniejszyłem dzielącą nas odległość do minimum. Nasze usta spotkały się w pocałunku. Jak za pierwszym razem, wplotłem dłoń w jego włosy, a moja noga znalazła się między jego udami. Tępo było niesamowite.
Nasze języki pieściły się wzajemnie, chcąc dać nam jak najwięcej przyjemności. Powietrze kończyło się zaskakująco szybko, ale nie przerywaliśmy. Przylgnęliśmy do siebie całkowicie. Po chwili niepewności, albinos objął mnie nieśmiało i zaczął śmiało odpowiadać. Dopiero, kiedy byliśmy już naprawdę na końcu wytrzymałości, rozłączyłem nasze wargi i łapczywi wciągnąłem powietrze. Nadal staliśmy bardzo blisko siebie, a jego lekko opuchnięte i otwarte usta, zachęcały do ponowienia chwili rozkoszy. Powstrzymałem się siłą woli. Musieliśmy sobie wszystko wyjaśnić, ale tak, by jak najmniej się przy tym stresować.
- Przepraszam. - powiedziałem, spotykając jego wzrok. Zdziwiły go moje słowa.
- Za co? - zapytał.
- Za to, co teraz zrobię. - odrzekłem i powaliłem go na ziemię. W ostatniej chwili złapał mnie za szyję, bo inaczej wyrżnąłby głową o ziemię.
- Ichigo..co ty zamie... - nie dokończył, bo już rozpinałem mu spodnie. Postanowiłem pozbyć się jego małego problemu.
- Zamierzam ci zrobić dobrze. - odpowiedziałem i wziąłem jego stojącą męskość do ust.
- Aaarh...Może...może tak nie w miejscu publicznym..? - wysapał między jękami rozkoszy. Nie słuchałem, co mówił. W tamtej chwili, pod wpływem impulsu, wsłuchiwałem się tylko w jęki. Palce na moich włosach zacisnęły się mocno, a do moich uszu dotarło kolejne głuche sapnięcie. Zachęcony tym wszystkim, zacząłem powoli poruszać głową, dokładnie liżąc każdy kawałek jego penisa. Uczucie, które mnie rozpierało było czymś niezwykłym. Te podniecenie...Ta bliskość...Adrenalina..Wszystko łączyło się ze sobą, doskonale współgrając. Na początku, gdy jego główka dotykała mojego gardła, miałem ochotę wymiotować, lub przynajmniej kaszlnąć, ale szybko rozluźniłem się, odkrywając, że tak jest lepiej. Jęcząc cicho zassałem się na twardym ogranie. Robiłem to wszystko instynktownie. Nagle poczułem na języku pewien smak. Szybko zrozumiałem, co to było. Złapałem dłonią za trzonek jego męskości, a ustami skupiłem uwagę na żołędziu. Czułem, że jest już bardzo blisko, w czym utwierdziły mnie jego co raz głośniejsze, tłumione dotąd jęki. Hichigo odchylił głowę do tyłu. W takim stanie, doszedł w moich ustach. Dopiero wtedy wyjąłem jego miękkiego już członka. Miałem w sobie ogromną satysfakcję, spoglądając na swojego kochana, który uniesiony lekko na łokciach, sapał zmęczony.
- teraz przejdziemy do czegoś innego.. - szepnąłem, bardziej do siebie, niż do niego. Pomogłem mu wstać i razem przeszliśmy w nieco bardziej ustronne miejsce, mianowicie w małą wnękę zrobioną w jednej z kamienic, przy której byliśmy. Tym razem do kolan opadły moje spodnie. Chwilę później ustawiłem Shiro tyłem do mnie, przodem do ściany i kazałem wypiąć mu się lekko. Oddychając głęboko spełnił mój nakaz, opierając się dłońmi o budynek. Nie miałem czasu, żeby go dobrze przygotować, więc tak jakby od niechcenia, wsadziłem w niego od razu dwa palce. Jęknął cicho, ale nic nie mówił. Wtedy zadałem pytanie, dotyczące celu naszego spotkania (tego prawdziwego celu :3)
- O co chodziło z tym gościem? - szepnąłem mu w ucho, pochylając się nad nim. Moje palce co raz głębiej penetrowały jego wnętrze, aż w końcu natrafiły na ten wrażliwy punkt. Moim kochankiem wstrząsnął spazm rozkoszy.
- To..To Tensa Zangetsu. Moja pierwsza miłość, jeszcze z czasów szkoły średniej. Przy naszym pierwszym spotkaniu, nie powiedziałem ci o nim, bo nie chciałem, abyś się do mnie nie zniechęcił. - powiedział na jednym wydechu, jęcząc na koniec wypowiedzi donośnie. W końcu uznałem, że jest gotowy. Wszedłem w niego od razu cały. Shirosaki wygiął się w łuk. Dałem mu chwilę na przyzwyczajenie, zanim zacząłem się poruszać, narzucając wolne tępo.
- Uhh...On..cię opuścił, prawda? - zadałem kolejne pytanie, odejmując go mocno. Nie chciałem, by opowiadając o bolesnej przyszłości, poczuł się sam.
- T-Tak.. - wyjąkał. częściowo przyspieszyłem, ale nie za bardzo. Chciałem, by to trwało jak najdłużej. - Zaraz po tym, jak wyjawiłem mu, co do niego..cz-czuję...Ah!!!! Tam...tam...Ichigo! - wykrzyknął, kiedy uderzałem raz po raz w jego prostatę.
- I co dalej..?
- Uciekł. A teraz wrócił. Ale ja nie chcę na niego patrzeć. Kocham ciebie. Tylko ciebie. - wyszeptał, i odwrócił w miarę możliwości twarz w moją stronę. Nasze wargi, języki, znowu się spotkały, uciszając westchnienia i jęki. Nie mogłem się już dłużej powstrzymywać. Zacząłem poruszać się co raz szybciej, płycej i chaotyczniej.
- Aaahh...! I-Ichi...go....D-Dochodzęęęę....! - wyjęczał, kończąc pocałunek. Faktycznie. Jego mięśnie zacisnęły się na moim penisie, a on sam rozlał swe nasienie na ścianę, do której przylgnął. Ja też doszedłem. Z głuchym warknięciem na ustach, w jego wnętrzu. Spuściłem się tam cały, po czym w końcu z niego wyszedłem. Odetchnąłem głęboko. Moje nogi, ugięły się pode mną i wylądowałem oparty o ścianę, pobudzoną nasieniem Shiro, obok niego samego. Przez chwilę siedzieliśmy tak w ciszy i w bezruchu, aż w końcu podjąłem decyzję o ubraniu się. Hichi przystał na to chętnie, ponieważ jemu też zrobiło się chłodno. Gdy skompletowaliśmy na sobie już ubranie, a Shirosaki wytarł się już z mojego nasienia, ponowiliśmy rozmowę, wychodząc z zaułka. Tym razem byliśmy już pogodzeni i nic nie miało rozdzielić już naszych trzymających się rąk. Byliśmy szczęśliwi.
- Odprowadzić cię? - spytałem, kiedy Shiro oznajmił, że nie da rady już nigdzie iść.
- Jak chcesz. - odpowiedział, choć byłem niemal na 100% pewny, że bardzo tego chciał.
- Odprowadzę. - postanowiłem i..wziąłem go na ręce.
- Oi! Co ty wyprawiasz, Ichigo?! Puść mnie w tej chwili! - zaczął protestować, wyrywając mi się. Nie dałem jednak za wygraną. Nie puszczałem go.
- Przecież widzę, że cię boli. - wytłumaczyłem swoje zachowanie. Wtedy zamarł w bezruchu. Nic już nie mówił, dał się zanieść pod sam klub.
- Ja też cię kocham, Hichigo. - powiedziałem na pożegnanie, patrząc, jak rumieni się delikatnie. Patrzyliśmy na siebie, nasycając się swoim wzrokiem. Uśmiechnął się nagle. Zdjął z siebie swój bordowy szalik, po czym opatulił mnie nim delikatnie.
- Do zobaczenia. - powiedział i wszedł do klubu, pozostawiając mnie samego. Jeszcze chwilę wpatrywałem się w miejsce, gdzie zniknął, a potem ruszyłem do domu. "Chyba zdążę na kolację." - pomyślałem i także się uśmiechnąłem. Zza ciemnych chmur wyjrzało zachodzące już słońce, obdarzając mnie ciepłymi promieniami na twarzy. Byłem więcej niż pewien, że to na reszcie upragniony koniec. Mogliśmy być razem. Wszystko było jasne i przejrzyste. Ale...
***************************************************************************************************
I na tym kończymy na dzisiaj. Mam nadzieję, że taka długość posta Was zadowala. :3
Nareszcie zakończyłam szkołę. Mam wolne. Będzie można odpocząć... No i właśnie. Postaram się w tym i następnym tygodniu dodawać notki często, więc radzę sprawdzać, co tam się na blogu dzieje, nawet codziennie. W każdym razie, jedyne, co jest na tę chwilę pewne, to to, że w poniedziałek dodam część z opo. Road to love :)
Jeszcze jedna sprawa. Muszę się czymś pochwalić. Mianowicie : chcę zrobić swoją własną mange. I żeby nie było - yaoi z parringiem HichiIchi, oczywiście ^^ Jeśli coś uda mi się w tym kierunku bardziej konkretnego zrobić (na razie mam tylko scenariusz) to mogę pochwalić się na blogu. Chcecie? Nie wiem tylko jeszcze, kiedy ^^
A! Jeszcze coś :)
Mamy już ponad 5000 wejść. To tylko i wyłącznie Wasza zasługa, więc serdeczne Arigatou ♥ Czekamy na 10 000 XD
Wchodzę, patrzę... a tu 3 nowe notki *^* Końcówka G-E-N-I-A-L-N-A!!! Jak Ichi wziął Hichigo na ręce to sję roześmiałam xD
OdpowiedzUsuńŻyczę powodzenia w tworzeniu mangi ^^ Ja bardzo chętnie ją przeczytam ;3
Chciałam coś jeszcze napisać, ale nie pamiętam co, więc... Pozdro ;)