poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Road to love VI - część ostatnia

   Yo minna! Dobiliśmy do ostatniej, VI części RTL... Nie wiem, jakie są Wasze odczucia dotyczące tego opowiadania, ale ja mam do niego pewien sentyment... Sama nie wiem dlaczego. Może to przez to, że Ichi traci tu całą pozostałą rodzinkę...i jest taki biedny.. ;-; Yh, jak ja się nad nim znęcam! No, nieważne. Do kwestii dręczenia Ichigo wrócimy kiedy indziej. W każdym razie naprawdę lubię to opko i uważam za udane. ^3^
    Kolejna część TCL za tydzień :3
******************************************************************************
    Wciąż miał przed oczami ten straszliwy obraz...
*
     W swoim śnie nastolatek zobaczył coś, co naprawdę go przestraszyło i jednocześnie zabolało. Szedł poprzez zgliszcza swojego miasta. Wokół było pełno trupów. Nie mógł ich zidentyfikować, ponieważ były w zbyt krytycznym stanie. Było ciemno i cicho. Ichigo słyszał przyspieszone bicie swojego serca, które chciało wyrwać się z piersi. Szedł przed siebie, aż w końcu na coś nadepnął. Spojrzał pod swoje stopy. Rzecz ta okazała się lalką jego sióstr. Cała była przemoczona i we krwi. Kurosaki w mgnieniu oka poczuł, jak zaczyna robić mu się niedobrze. Łzy zaczęły płynąć po policzkach. Drżał. Nie mógł wytrzymać ciszy,  która napierała na niego z każdej strony. Nagle coś za nim poruszyło się. Pomarańczowowłosy odwrócił się momentalnie. Czuł, że ktoś go obserwuje. Po chwili intensywnego wpatrywania się w ciemność, usłyszał głos tuż przy swoim uchu :
- To wszystko twoja wina... - podskoczył jak oparzony, rozglądając się nerwowo, jednak nikogo nie zobaczył. 
- Czy ktoś tu jest? - zawołał. Nie usłyszał odpowiedzi na swoje pytanie. Momentalnie cała ziemia, na której stał, zapadła się. Spadał w dół. Razem z nim spadały trupy, które mijał na górze. W końcu upadł na coś. Ból rozchodził się po jego lędźwiach. Spojrzał w górę. Dostrzegł tam zarys jakiś postaci, którym oczy świeciły się niczym szmaragdy. Jedna z nich odezwała się głosem Karin :
- Ichi-nii! Jak miło, że po nas wróciłeś!
- Karin?! - zwołał zszokowany.
- Ichi-nii!
- Yuzu?? Co wy tu robicie??
- A co mamy robić, synu. Gnijemy tutaj już dobry miesiąc. A zgadnij, z jakiego powodu..? - powiedział Isshin, a raczej - to co z niego zostało. Ichigo w końcu przyzwyczaił się do ciemności i z przerażaniem odkrył, że dziura w której przebywa jest cała wypełniona martwymi ciałami. Wzdrygnął się na ten widok. Ponownie spojrzał w górę. Trzy postacie okazały się zmarłymi członkami jego rodziny. Wyglądali okropnie. Cali byli pokiereszowani i zakrwawieni. To było coś okropnego.
- Dlaczego...Dlaczego, Ichi-nii.. - zapytała cichutko Yuzu. Dokończyła Karin :
- Dlaczego nam nie pomogłeś...?
- Starałem się! Naprawdę chciałem! - wykrzyczał z całych sił nastolatek.
- Coś marnie ci to wyszło. - zakpił ojciec.
- Zawsze obiecywałeś, że będziesz nas chronił..Więc czemu..Czemu tu jesteśmy..?
- To nie tak, Yuzu! Biegłem po Was! Ale..
- Co "ale"? Chcesz powiedzieć, że to przez tego hollowa..? Hahahahaha! - zimny, nieczuły śmiech przyprawił pomarańczowowłosego o dreszcze. Jego ojciec brzmiał naprawdę przerażająco. - I co??? Zatkało? Hahahahaha..Rozumiem, że chciałeś nam pomóc, a ten potwór to uniemożliwił, ale żebyś był z nim tak blisko po tym wszystkim..?! Jesteś żałosny, Ichigo! Gdybym żył, pewnie i tak bym umarł wiedząc, że mm tak nienormalne dziecko!!!! To przez ciebie nie żyję! Mniejsza o mnie, przez ciebie nie żyją twoje siostry! Co by powiedziała Masaki??? Ona oddała życie, by cię ochronić! A ty nie potrafiłeś zrobić tego dla nas...
- Przestań! - krzyknął Kurosaki. Jego oczy były czerwone od płaczu, policzki całe mokre. Trząsł się. Bał. Ciążyło na nim poczucie winy. 
- Czemu mam przestać?! Taka jest prawda! To ty i ten hollow jesteście odpowiedzialni za naszą śmierć. A ty?! A ty, bezczelny gówniarzu go kochasz?! Kochasz mordercę! Sam także nim jesteś! Pasujecie do siebie idealnie! Obaj jesteście bezużyteczni! Obaj jesteście obrzydliwi! 
- Nie....Nieee! To wszystko nie tak! - Ichigo cały czas próbował się bronić, jedna bezskutecznie. Coraz bardziej zaczynał wierzyć w słowa ojca. Nagle coś złapało go za ramię. Z przerażeniem odkrył, że to coś, to trup. Na dodatek, poruszający się. W jednej chwili wszyscy umarli ożyli i zaczęli łapać nastolatka. Kurosaki tonął w morzu ciał. Krzyczał, płakał i rzucał się na wszystkie strony. Towarzyszył mu bezduszny śmiech ojca. Wkrótce potem cały obraz przesłoniły mu ręce trupów.
*
    Po tym śnie nastolatek nie był zdolny do niczego więcej oprócz płaczu i martwego wpatrywania się w pościel. Czuł przy sobie obecność Shirosakiego, ale nadal nie mógł się uspokoić. Tymczasem Shiro zupełnie nie wiedział o co chodzi. Jego chłopak płakał, wybitnie czymś przestraszony, a on nie miał bladego pojęcia, jak powinien się zachować. Siedział więc przy nastolatku i pytał, czemu płacze. Ichigo nie odpowiadał.
- Ichi...powiesz w końcu o co chodzi!? - zniecierpliwił się albinos. Błąd. Kurosaki słysząc jego podniesiony głos skulił się na swoim futonie jeszcze bardziej. - Hej..Ichi...Przepraszam. Jeśli nie chcesz mi powiedzieć, nie musisz teraz. Chodź do mnie. - powiedział już łagodniej, hollow. Nastolatek popatrzył na niego. Z oczu popłynęło mu kilka nowych łez. Widząc to, Shiro otarł mu je wierzchem dłoni i przysiadł się bliżej, delikatnie obejmując chłopaka. - Spokojnie... - szepnął mu do ucha. Czując się już nieco bezpieczniej, Kurosaki także odwzajemnił uścisk, mocząc piżamę pustego łzami. Chwilę po tym, Hichigo zaczął gładzić nastolatka po włosach. Czekał spokojnie, aż Ichi się uspokoi. Przeczuwając, że potrwa to jeszcze trochę, postanowił położyć się obok niego. Przesunął się więc w jego kierunku. Ichigo przestraszył się, myśląc, że Shiro chce wstać i wyjść.
- N-Nie idź... - powiedział cicho, zachrypniętym głosem.
- Nie mam takiego zamiaru. Już zawsze przy tobie będę. Kocham cię. - odpowiedział albinos i jakby na potwierdzenie swoich słów, ucałował pomarańczowowłosego w czoło.
- Hichigo...?
- Tak?
- Czy..czy ja naprawdę jestem winien śmierci rodziny..? Jestem..mordercą..? I...czy także nim jesteś...? - dodał najciszej jak potrafił, jeszcze mocniej wtulając się w pustego i wdychając jego zapach.
- Skąd ci w ogóle przyszły na myśl takie rzeczy? - zaniepokoił się Shiro.
- No bo... śniło mi się, że spotkałem moją rodzinę. Mówili, że jestem mordercą, że to przeze mnie nie żyją...Mówili, że to również twoja wina..I, że nie powinienem cię kochać. - wyznał w końcu.
- Ichigo...To nie mogła być twoja rodzina. Oni nigdy nie powiedzieliby czegoś takiego o tobie. Znam ich z twoich wspomnień. Naprawdę cię kochali, a sen jest tylko wytworem naszej wyobraźni. Nie jesteś mordercą. Jesteś po prostu skrzywdzony przez los. To tsunami to przecież nie twoja sprawka, mam rację? Ja też nie zrobiłem nic złego. Uratowałem twoje życie "przez przypadek", ale wiem teraz, że gdybym tego nie zrobił, nie umiałbym funkcjonować normalnie. Więc przestań o tym myśleć. Kocham cię. Zawsze będę ci pomagać. Obiecuję. - wyszeptał Hichigo i chwycił Ichigo za podbródek. Tamten przestał płakać, wpatrując się w oblicze hollowa w całkowitej ciszy. Czuł jego oddech coraz bliżej siebie. Zamknął oczy i pozwolił by ogarnęła go fala przyjemności spowodowana pocałunkiem. Rozchylił lekko usta, prosząc o więcej. Shiro spełnił jego niemą prośbę i zaczął pieścić go delikatnie językiem. Ichigo miał przeczucie, że ten pocałunek przejdzie zaraz w zupełnie co innego, ale tym razem nie bał się. Chciał tego. Wiedział, że Shiro go nie wykorzysta...że go kocha...
   Hichigo co raz bardziej kładł się na Kurosakim, całując go zachłannie. Nastolatek wplótł rękę w jego białe włosy i zaczął masować mu nią skórę głowy. Shiro zamruczał z przyjemności, niczym kot. Ich niewinne dotąd pieszczoty zaczęły przybierać na sile. Albinos nie zajmował się już tylko ustami nastolatka. Jego wargi, a wraz z nimi gorący język, przeszły na szyję i tors. Tak długo na to czekał...Niestety. Coś, a raczej ktoś, im przerwał. Rozległo się głośne pukanie do drzwi. Ichigo jak i Shiro odskoczyli od siebie jak oparzeni. W tym samym momencie do pokoju wszedł Urahara.
- Kurosaki-san? Shirosaki-san? Chciałem Wam coś ważnego przekazać... Pamiętacie oddział specjalny wysłany do świata ludzi w celu odnalezienia i zlikwidowania hollowów odpowiedzialnych za tsunami?
- Tak. - odpowiedział Kurosaki. - Czemu pytasz? Coś się stało?
- Tak..Niestety tak... - odparł tajemniczo sklepikarz. - Shinigami wchodzący w skład grupy specjalnej odnaleźli tych adjuchasów. Niestety spłoszyli je, przez co te zaczęły uciekać.
- Gdzie są teraz? - zadał pytanie Shirosaki.
- Zmierzają w kierunku Karakury. Prawdopodobnie na tę chwilę są w odległości 3 ri* od nas.
- Idę. - oznajmił tylko Ichi, wstając z łóżka. Chwycił z szafki nocnej odznakę, dzięki której oddzielił się od swojego ciała.
- Kurosaki-san, zaczekaj. - powstrzymał nastolatka Urahara. - Chcesz tak tam po postu pójść? Nie walczyłeś już spory okres czasu. W dodatku mamy o tych bestiach niewiele informacji. Naprawdę, idziesz na pewną śmierć.
- Wcale nie, Urahara. - wtrącił się albinos. - Ichigo idzie tam ze mną. Naprawdę sądzisz, że coś może mu się stać w moim towarzystwie?
- Skoro tak.. - westchnął Kisuke. Ledwo to powiedział, Kurosaki i jego hollow użyli shunpo i znikli.

 Ichigo i Shiro byli już w samym centrum miasta. Dotarli tam bardzo szybko, dzięki błysk-krokowi. Czekali na swoich przeciwników, których reiatsu już wkrótce dało o sobie znać.
- Ichi...
- Tak wiem. - powiedział pomarańczowowłosy i ruszył na przeciwników. Shiro podążył za nim niczym cień. zadawali wściekłe ciosy swoimi mieczami. Likwidowali adjuchasa po adjuchasie. Walka nie trwała dużo czasu. Ale kiedy wydawało im się, że pozbyli się już wszystkich...
- Hichigo! - krzyknął Ichigo. Widział, jak prawdopodobnie ostatnia z tych bestii zachodzi jego ukochanego od tyłu. Atak był zbyt szybki. - Uważaj! - wydarł się jeszcze. Niestety, było za późno. Albinos oberwał w plecy. Niewiele brakowało, a sztyletowata ręka pustego przebiłaby go na wylot. Ichigo patrzył odrętwiały, jak jego hollow bezwładnie spada w dół.
- Shirooooo! - ten krzyk napełniony był bólem i rozpaczą. Nastolatek czół się jak w transie. Tak, jakby miał w sobie jeszcze jedno alter-ego które w tamtym momencie przejęło nad nim kontrole. Używając shunpo, zabił pustego, który śmiał zranić jego ukochanego. Zaraz po tym, rzucił się za spadającym w dół Hichigo. Złapał go w ostatnim momencie.

***
   Minął kolejny miesiąc. Tamtej, pamiętnej nocy Ichigo złapał swojego pustego, który był na granicy życia i śmierci. Dławił się własną krwią. Połowa jego narządów była niesprawna. Właśnie w takim stanie się znajdował. Czy przeżył..? Na szczęście tak. Dzięki błyskawicznej reakcji kapitan Unohany, która w porę wróciła z misji, nastolatek nie musiał obwiniać się za kolejną śmierć. Tym razem, dzięki szybkiej reakcji i odrobinie szczęścia nie stracił swojej miłości. Po tym wydarzeniu co najmniej przez tydzień ciągle zajmował się Shiro, aż tamten zupełnie nie odzyskał sił. Kochał go. Był szczęśliwy. Wreszcie jego droga życiowa zaczęła się układać. Droga do miłości osiągnęła cel. zakończyła się pomyślnie i szczęśliwie.

- Kocham cię Hichigo... - wyznał nad łóżkiem rannego pomarańczowowłosy.
- Ja ciebie też, władco, panie mój. A teraz przynieś mi coś do picia, jeśli możesz.

KONIEC ^3^


*Ri - japońska miara długości. 3 ri - będzie coś ok.1,5 km ^-^

środa, 23 kwietnia 2014

Road to love V

   Yo minna! Co tam u Was po świętach? Bo ja chyba przytyłam ;-; Noooooł! Ale przynajmniej dostałam trochę kaski, za którą być może zakupię tusz i pióro do rysowania do mojej mangi ^^
   Co do bloga. Dopadł mnie leń ;-; Nic mi się nie chce, być może to przez te święta, więc dziś notka króciutka. Podejrzewam, ze następna dopiero w poniedziałek, tak, jak to mamy zwykle, ale nie jestem pewna. No cóż. Dziękuję Lunie1442 za to, że tu na blogu cały czas ze mną jest i jej komentarze ogromnie mnie wspierają, bo ostatnimi czasy tylko ona komentuje ;-; Dalej miśki, brakuje mi komentów od Was! Nie wiem, co pisać, by się podobało!
   Ok...Miłej lektury ^^

**********************************************************************************
   Ichigo, cały w skowronkach po rozmowie z Uraharą, ciągnął Hichigo za sobą. Musieli teraz znaleźć przyjaciół nastolatka, którzy go szukali. Shirosaki nie był do końca przekonany, czy ten pomysł jest na pewno dobry, ale Ichi uparł się przy swoim i nie ustępował. Tak więc, szli za ręce przez ruiny miasta, rozglądając się uważnie. Nagle ktoś zagrodził im drogę. Był to Ishida.
- Kurosaki! Gdzie ty się podziewałeś?! Wszyscy cię szukają, a ty..Co tu robi ten hollow?! - Uryuu dopiero po chwili zdał sobie sprawę z domniemanego "niebezpieczeństwa" - I..Dlaczego wygląda zupełnie jak ty?! Co się tu dzieje?... A z resztą, nieważne. - szepnął sam do siebie i poprawił okulary, które z wrażenia zsunęły mu się z nosa. - Po prostu się go pozbędę... - chwilę po tych słowach, już trzymał łuk w gotowości, celując w Shiro. Albinos jednak wcale nie przejął się przeciwnikiem. Bynajmniej, stał sobie w pewnej odległości i z udawanym zainteresowaniem oglądał swoje czarne paznokcie. Ichigo załamał się jego postawą.
- Hichigo! - krzyknął. - Co ty wyrabiasz?! Chodź tu  i pomóż mi wytłumaczyć się Ishidzie!
- Czekaj Ichi! Chyba złamał mi się paznokieć...Wiesz, ile wysiłku kosztuje takie manicure? 
- Zaraz..Co?! - Uryuu w zdezorientowaniu opuścił łuk. - Kurosaki, możesz mi łaskawie wytłumaczyć, czemu jesteś z tym potworem na ty?!
- Shiro! Przestań się wydurniać, to poważna sprawa! - Ichigo również zaczął ignorować ostatniego quincy..
- Eh... Powiem w prost : nie lubię tego okularnika. Nie chcę z nim rozmawiać.
- Hichigo! Przestań! To nie pora na strzelanie fochów!
- Ichigo, mój królu kochany...Nie. Nie chcę i koniec.
- Hichigo!
- Co?
- Dosyć!!! - Ishida w końcu stracił cierpliwość. Wystrzelił strzałę z cząsteczek duchowych w stronę kłócącej się dwójki. Gdyby nie błyskawiczna reakcja Shiro, który chwycił pocisk i zmiażdżył go w dłoni, nie obeszłoby się bez obrażeń.
- Jeszcze raz spróbujesz choćby wycelować we mnie tą zabawką, to znajdzie się ona na dnie rzeki razem z twoi martwym ciałem...Jasne?! - wywarczał Shiro.
- Tak..To znaczy nie! Jakim prawem ty mi rozkazujesz?! - Uryuu nie zastosował się do polecenia albinosa. Po raz kolejny wycelował, lecz tym razem wystrzelił całe morze strzał. Teoretycznie nie było sposobu, aby uniknąć ataku. Jednak praktyka to co innego. Hichigo chwycił oniemiałego Ichigo, przerzucił sobie przez ramię i z prędkością światła zniknął, używając shunpo. Ishida cały czas pozostawał czujny. Przeczuwając zagrożenie, odskoczył w samą porę, kiedy biały Zangetsu Shiro wbił się w ziemię, gdzie przed jeszcze sekundą stał quincy. Kurosaki został dosłownie rzucony gdzieś na bok. Oczywiście, nie obyło się bez głośnych protestów :
- Hichigo, przestań natychmiast! - wydarł się Ichigo, podbiegając do swojego alter-ego. Złapał go za rękę i pociągnął w swoją stronę, tymsamym zmuszjąc Shiro do spojrzenia mu w oczy.
- Nie przestanę Ichi. Sam się o to prosił więc niech teraz tego żałuje.
- Nie! Zapomniłeś już?! Mieiliśmy odszukać pozostałych i z nimi porozmawiać! Na twoje nieszczęście, Ishida zalicza się do "pozostałych". Jeśli jeszcze raz go zaatakujesz, odejdę od ciebie! - dodał Ichigo, widząc w oczach ukochanego sprzeciw. Słysząc jednak słowa szantażu, westchnął głęboko i odwrócił wzrok.
- Tsk. Niech ci będzie. Odpuszcze mu teraz. Ale jeszc ze jednen taki numer, a po prostu za siebie nie ręczę! - zagroził.
- Dobrze. Dziękuję. A ty - tu zwrócił się do oniemiałego Uryuu - lepiej go nie drażnij.
- To przestań mnie ignorować! A teraz gadaj, co to wszystko ma znaczyć!
- Taki miałem zamiar.. - westchnął cicho Kurosaki, po czym zaczął wszystko czarnowłosemu tłumaczyć. Nie minęło nawet pięć minut, a Ishida już musiał zbierać szczękę z podłogi.
   - Kiedy powiedzieliśmy o wszystkim Uraharze-san, doradził nam, aby poinformować także innych o naszym..hmm.uczuciu? - zakończył Ichigo i odetchnął głęboko. Nie spodziewał się, że pójdzie mu to wszystko tak ciężko, a przecież po dopiero Ishida! Jak zareaguje reszta..? Renji..Rukia.. czy chociażby inni członkowie soul society, którzy przebywali teraz w Karakurze. Tu już nie chodziło tylko o zaakceptowanie homoseksualizmu. Tu poruszona została o wiele głębsza kwestia shinigamich, mianowicie hollow. Czy uwierzą w dobre intencje albinosa..? Kurosaki spojrzał nerwowo na Hichiego. Na pierwszy rzut oka wyglądał naprawdę przerażająco. Chodziło głównie o jego karnacje i kolor oczu. W sumie, to samo też spojrzenie Shirosakiego mogło przyprawić o dreszcze, bynajmniej, nie podniecenia.
- Czli..reasumując...Ty i ten hollow.. - odezwał się Uryuu
- Hichigo - wtrącił Shiro, uważnie przypatrując się Ishidzie.
- Uh, dobrze, czyli ty i ten Hichigo..
- Może tak bez "ten"? - ponownie odezwał się Hichi.
- Okej! Tylko mi już nie przerywaj! Mniejsza. Jesteście razem?
- No..tak. - potwierdził Ichigo. - Nie zrozumiałeś za pierwszym razem?
- Nie rób ze mnie głupka. Chodzi po prostu o to, że dla mnie cała ta sytuacja jest dziwna. Myślałem, że wolisz dziewczyny, Kurosaki.
- Niech tylko sprubuje! - wykrzyknął Shiro i objął Ichiego w pasie.
- On ci grozi..?
- Nie. - zaprzeczył poważnie pomarańczowowłosy. - Jestem po prostu dla niego ważną osobą. Z wzajemnością.
- Patologia.. - mruknął ledwosłyszalnie quincy. Na jego nieszczęście hollow o usłyszał.
- Coś powiedział??! - wywarczał przez zaciśnięte wargi.
- A z resztą..Rób sobie co tam chcesz, Kurosaki. Nie obchodzi mnie zbytnio twoje życie seksualne...
- S-Seksualne? - nastolatek zarumienił się momentalnie. -Nie wspominałem o niczym takim....
- Dobra, skończmy już to. Rozumiem, że skoro łaskawie się znalazłeś to nie jestem już do niczego potrzebny?
- W sumie..nie byłeś od początku. - wyznał Hichi. Ishida zignorował jego uwagę.
- No to ja idę do domu. Gdybym spotkał kogoś po drodze powiem, żeby poszedł do Urahary. - po tych słowach Uryuu odbił się od ziemi i wyskoczył w powietrze, tym samy oddalając się od dwójki zakochanych. Wiedzieli oni, że czeka ich jeszcze długa i wyboista droga ku miłości. Ale takiej, którą każdy by zaakceptował...

*miesiąc później, czas obecny*

   Ostatecznie Ichigo i Hichigo powiedzieli wszystkim przyjaciołom nastolatka prawdę. O dziwo wszyscy zareagowali o niebo lepiej od Ishidy. Renji trochę się ponabijał, ale nie tak, aby zrobić komuś przykrość. Rukia okazała się zagorzałą fanką yaoi 0.0 Sado jak zwykle pozostał niewzruszony. Orihime zdziwiła się trochę związkiem dwóch mężczyzn (nie wiedziała, że tak się da)... Ale kiedy dotarło to do niej wreszcie, nie wyraziła zdegustowania czy czegoś w tym stylu. Zdawała się jedynie zawiedziona. W środku płakała, jednak jej ust dzielnie trzymał się uśmiech. Ichigo jednak nie zdawał sobie sprawy ze smutku, jaki odczuwała W końcu, nigdy nie wyznała mu prawdy o swoich uczuciach. Shirosaki ją uprzedził.
   Nieco gorzej wyglądała sprawa innych shinigmi. Całe soul society huczało wręcz nowiną, jak to wspaniały, zastępczy shinigami został chłopakiem hollowa. Dla niektórych było to niepojęte. O ile przyjaciele Ichigo cieszyli się jego szczęściem, tak kapitanowie i wicekapitanowie musieli rozważyć, czy taki związek jest bezpieczny. W czasie minionego miesiąca przeprowadzono z Shiro liczne rozmowy, aby potwierdzić jego szczere intencje miłości. Dla udowodnienia prawdy Ichigo i Hichigo musieli się nawet pocałować. Poza skrępowaniem nastolatka nie było na szczęście żadnych przeszkód. 
   Przez to udowodnienie ich uczucia i uwzględnienie przeprowadzonych rozmów, głównodowodzący Yammamoto zezwolił na ich dalszy związek. Jednakże powiedział również, że jeśli kiedykolwiek Hichigo zachowa się podejrzanie, wyda rozkaz natychmiastowego pozbawienia go życia. Oczywiście, nie wszyscy to zaakceptowali, ale przynajmniej formalnie mogli być razem.
   Wszystko zaczęło się co raz lepiej układać. Karakure zaczęto odbudowywać. Hollowy odpowiedzialne za zniszczenia więcej nie dały o sobie znać. Ta sprawa nie mogła jednak pozostać bez rozwiązania. Tak więc kapitan głównodowodzący utworzył oddział specjalny (w skład którego wchodzili najfajniejsi shinigami z gotei 13 ^3^) , który miał za zadanie odnalezienie i zabicie pozostałych adjuchasów imperious.
   W międzyczasie, dwójka naszych głównych bohaterów zaczęła co raz bardziej zbliżać się do siebie. Mimo, iż jeszcze nie rozpoczęli takowego współżycia, Hichigo silnie nad tym pracował. Co i raz starał się podniecić Ichigo, czy to przebierając się przy nim, czy pieszcząc delikatnie, jednak zawsze, gdy mu się to udawało, Ichigo uciekał do łazienki, zamykając się w niej na klucz. Raz pustemu udało się wyważyć zamknięte drzwi, ale wtedy nieomal nie stracił życia, więc zaniechał dalszych prób rozbierania łazienki na części pierwsze.
   Kurosaki naprawdę chciał mieć już swój pierwszy raz, ale po prostu bardzo się bał. Nie dawał po sobie tego poznać, ale taka była prawda. Jednak pewnej nocy stało się coś, co bardzo pomogło mu przezwyciężyć lęk...
   Ichigo obudził się w środku nocy, cały zdyszany i spocony. Obok niego siedział zaniepokojony Hichigo, którego obudził krzyk nastolatka. Obaj mieszkali tymczasowo u Urahary. Nikt inny nie usłyszał krzyku. Tylko jeden Shiro.
- Co się stało..? - zapytał szeptem. Pomarańczowowłosy nie był jednak z wstanie cokolwiek odpowiedzieć. Wciąż miał przed oczami ten straszliwy obraz..

niedziela, 20 kwietnia 2014

Wesołych świąt!

   Yo moi kochani! Z okazji tej jakże pięknej Wielkanocy, życzę Wam...żeby wszystkie wasze marzenia się spełniły i aby Wasza adminka blogu przestała być tak leniwa, jak jest -.- No i oczywiście pieniędzy, bo bez nich jest słaaabo XD
   Co do jutrzejszego posta - zostaje on przełożony na wtorek, maxna środę, ponieważ wystąpiły u mnie (nie) małe problemy z netem...zanim to się wszystko naprawi, to..trochę musicie poczekać ;-; No ale cóż - takie życie.
   Mam do Was jeszcze takie wielkanocne pytanie...czy macie może jakieś specjalne pomysły, co do następnych opowiadań? Chętnie dowiem się, czego oczekujecie, co preferujecie i postaram się to uwzględnić  wdalszej pracy na blogu. Mogą to być również takie pierdołki jak. np.więcej humoru, akcji,czy też coś ważniejszego, np. cały zarys wymarzonej dla Was fabuły...Piszcie w komentarzach ;)

I jszcze raz - Wesołych świąt!

czwartek, 17 kwietnia 2014

Tragedy called love cz.13

    Byłem, lekko mówiąc, zaskoczony wiadomością od Shiro. W sumie, to spodziewałem się, że będzie chciał się w najbliższym czasie ze mną spotkać, ale nie sądziłem, że owa chwila nadejdzie tak szybko. Muszę przyznać, trochę się bałem. Byłem więcej niż pewien, że Hichigo wyjawi mi na spotkaniu całą prawdę. Opowie mi o wszystkim, co łączyło go z Zangetsu. No właśnie. Chyba nie byłem jeszcze emocjonalnie na to wszytko gotowy. "Gdyby tylko udało się jakoś bezpośrednio dostać do domu.." - myślałem. Logicznie jednak rzecz biorąc, nie było to najlepszym pomysłem. Shirosaki wiedział, gdzie mieszkam. Podałem mu swój adres i telefon niedługo po tym, jak zaczęliśmy za sobą chodzić. Prawdopodobnie, gdybym nie zjawił się pod szkołą po lekcjach, jak nakazywał SMS, Hichigo poszedłby do mnie do domu, a tam przecież mieszkali moi rodzice. Jeśli usłyszeliby choćby fragment naszej rozmowy, byłoby po mnie.

*w tym samym czasie, w okolicach mieszkania Renjiego*
    Byakuya już jakiś czas stał nieruchomo, wpatrzony w osiedle małych domków jednorodzinnych. To właśnie tam, umówił się na spotkanie ze swoim kochankiem. Miał mu do przekazania pewne ważne informacje.
- Hej! - energicznie przywitał się Renji, który w końcu dotarł na umówione miejsce spotkania. Nie miał zielonego pojęcia, o co mogło chodzić, skoro Kuchiki postanowił umówić się z nim gdzieś spoza klubem.
- Witaj. - Byakuyi niestety nie udzielał się entuzjazm czerwonowłosego. - Jestem tu po to, aby z tobą porozmawiać. Przejdźmy się. - zaproponował i ruszył przed siebie, w kierunku pobliskiego parku.
- Więc..co się stało? - zapytał zaciekawiony Abarai.
- Nic poważnego. Chcę jedynie wiedzieć, co łączy cię z Kurosakim Ichigo. - powiedział poważnie, nawet nie zaszczycając swojego rozmówcę spojrzeniem.
- A..Um..o to chodzi.. - szepnął zwiedzony. W głębi duszy miał nadzieję, że spędzą razem trochę wolnego czasu, ale widocznie chodziło tylko o tę jedną kwestię. - To mój przyjaciel.
- Przyjaciel...Bardzo bliski?
- O co ci chodzi..? - zdziwił się Renji. Nie rozumiał, do czego da dyskusja prowadzi.
- Odpowiedz. - nalegał Kuchiki.
- No...dość bliski.
- Rozumiem.. - powiedział czarnowłosy i zamyślił się nad czymś głęboko. - Dobrze się dogadujecie?
- Po co te pytania?
- Po prostu odpowiedz. Nie musisz wszystkiego wiedzieć.
- Myślę, że dobrze.
- Więc...mógłbyś go do czegoś nakłonić? - w tym momencie Renji zatrzymał się gwałtownie. Czuł, że nie chodzi tu o nic korzystnego dla jego przyjaciela. Byakuya zachowywał się inaczej niż zwykle. Być może było to spowodowane zmianą otoczenia, ale czerwonowłosy jakoś nie za bardzo w to wierzył.
- Zależy, do czego. Nie chcę, by to było coś złego.
- Rozumiem. - Kuchiki również się zatrzymał. Stał odwrócony plecami do Abaraiego, więc tamten nie mógł zobaczyć jego twarzy, ani malującego się na niej bólu. - Odkąd zaczęliśmy się spotykać, już chyba ze sto razy mówiłeś mi, że mnie kochasz. - Renjiego zatkało. Czemu nagle tak bardzo zmienili temat..?
- No..tak.. - odparł niepewnie, wpatrując się w ziemię.
- Ja nic nie odpowiadałem. Milczałem. Ale teraz chyba nadszedł czas, byś wiedział co do ciebie czuję. - szepnął czarnowłosy, jak gdyby sam do siebie. - Zależy mi na tobie. Jeszce nigdy nikt mnie tak nie fascynował. Nie mogę powiedzieć, że cię kocham, bo jeszcze nigdy nie doświadczyłem takiego uczucia, ale wiem na pewno, że nie chcę cię stracić.
- Byakuya..! - szepnął cicho Renji, po czym podszedł do mężczyzny. Był o krok od niego, a mimo to, nie dotykał go. - Czemu teraz mi to mówisz..? Coś się stało?
- Nawet nie wiesz ile. - odpowiedział Kuchiki. - Musisz coś dla mnie zrobić : wmów Kurosakiemu Ichigo, że Shirosaki Hichigo go nie kocha. Że udawał. Niech Kurosaki zakończy ich związek.
- C-Co! - wykrzyknął zdumiony Abarai. - Jak mógłbym coś takiego zrobić?! To mój przyjaciel! Shiro znaczy dla niego tyle, ile ty dla mnie! Czemu miałbym..
- Kochasz mnie, prawda?
- Bykakuya! Co..Co się dzieje..? - zapytał, już nieco łagodniej, szkarłatnowłosy. Złapał towarzysza za rękę, ale tamten ją odtrącił.
- Zastanów się lepiej, kto jest dla ciebie ważniejszy. Ja, czy on. - powiedział cicho Byakuya. Tak naprawdę nie chciał tego mówić. Zmuszono go. Sam nie miał powodów, by kazać Renjiemu coś takiego mówić. Ale nie miał wyboru. Nie mógł pozwolić, by zabito jego siostrę.
- Nie mogę...Kocham cię. a Ichigo to mój najlepszy przyjaciel. Nie mogę wybierać.
- Musisz. W przeciwnym razie, nie uda się uratować niczego.
- Jak to..
- Proszę. Wiem, ze coś takiego poniża moje imię, ale błagam. Musisz wybrać. - po tych słowach Abarai westchnął ciężko. Nie miał siły już się przeciwstawiać.
- Wybieram ciebie. Mam nadzieję, że to docenisz i zakochasz się we mnie naprawdę. - "Przejrzał mnie?!" - pomyślał zaskoczony Kuchiki. - Jeśli chce się komuś wyznać, że choćby jest dla kogoś ważny, patrzy się tej osobie w oczy. Jeśli warunek kontaktu wzrokowego nie zostanie spełniony, znaczy to, że osoba kłamie. Byłoby widać to w jej oczach, dlatego nie patrzy. - wytłumaczył cicho czerwonowłosy.
- Renji...
- Muszę już iść. Przemyśl to sobie. Zrobię co każesz. Kocham cię. Gdybyś odwrócił się chociaż przodem, powiedziałbym ci to prosto  w twarz. - zakończył Abarai i odwrócił się, aby odejść. Nikt go nie powstrzymał. Zasmucił się z tego powodu. Jednak, z miłości robi się różne rzeczy, nie koniecznie słuszne czy mądre. Miał nadzieję, że dzięki temu, co zamierzał zrobić, Byakuya spojrzy na niego trochę inaczej, niż na zwykłego śmiecia.
   Kuchiki nie ruszył się z miejsca. Nawet nie spojrzał na odchodzącego od niego chłopaka. "Więc jednak nie jest taki zupełnie bezmyślny. " - pomyślał. Mimo wszystko, zaskoczyło go to pozytywnie, mimo, iż nie mógł od razu kochać Renjiego. Owszem, mógł spróbować. Ale nic na siłę. Chwilę później wyjął z kieszeni telefon i wykręcił numer. Po drugiej stronie aparatu odezwał się znajmy głos. Tak znienawidzony przez niego.
- Abarai się zgodził. - poinformował krótko.
~ Znakomicie. Widzisz? Jak chcesz, to potrafisz. Więc zgodnie z umową : twojej siostrze włos z głowy nie spadnie. Moi ludzie nie będą już jej śledzić. Mam teraz ciekawsze zajęcie dla nich.
- Mogę wiedzieć jedną rzecz?
~ Słucham.
- Czemu tak bardzo zależy ci na tym, by Shirosaki cierpiał?
~ Powiedzmy, że to sprawy zawodowe. Coś jeszcze?
- Nie.
~Więc do usłyszenia. - głos odezwał się po raz ostatni, po czym połączenie zostało przerwane. Kuchiki spojrzał niewzruszony na ekran komórki.

Sosuke Aizen.

Czy chcesz usunąć kontakt?
Potwierdź.

***
   Lekcje akurat dobiegły końca. Spakowałem swoje rzeczy do torby, którą przewiesiłem sobie przez ramię, po czym ruszyłem ku wyjściu. Na dworze było zimno i wiał wiatr. Na niebie kłębiły się czarne chmury, z których w każdej chwili mógł lunąć deszcz. Zniechęcony taką pogodą, zapiąłem bluzę pod samą szyję. Była jesień. W dodatku bardzo mroźna. Mimo wszystko, dotarłem jakoś pod bramę szkoły, czekając na Shirosakiego. Wiem, że po tym wszystkim, może wydawać wam się dziwne, co teraz przeczytacie, ale chciałem go zobaczyć. Mimo iż się bałem, mimo iż byłem zły. Tęskniłem. Chyba naprawdę byłem zakochany.
   Nie czekałem długo. Już chwilę po tym, jak pojawiłem się przed bramą, Shiro wyszedł zza zakrętu prowadzącego do klubu. Szedł w moim kierunku. Serce znowu zabiło mi szybciej. Tak, jak gdy pierwszy raz go ujrzałem. W tamtej chwili liczył się tylko on. Szedł w rozpiętym, czarnym płaszczu. Wiatr rozwiewał jego piękne, białe włosy. Szarpał nieubłaganie jego odzieniem. Szalik, którym miał zawiniętą szyję, prawie mu spadł. W końcu, znalazł się naprzeciw mnie.
- Chodźmy stąd. - powiedział, zamiast powitania.
- Dlaczego? - spytałem, chcąc zachować obojętność tonu głosu.
- Bo chcę cię pocałować, a przy twojej szkole tego nie zrobię. Chyba, ze bardzo chcesz. - wytłumaczył.
- Nie, dziękuję. - odburknąłem pod nosem i niczym pięcioletnie dziecko, dałem mu się poprowadzić w jakiś zaułek między domami. Tam nikt nas nie wiedział. - O co chodzi? - zapytałem, gdy już mnie puścił.
- He? Myślałem, że napisałem sms'a tak, że zrozumiesz..
- Nie rób sobie ze mnie żartów. Pytam, co miało oznaczać to, co napisałeś. - zdenerwowałem się lekko. Serce biło w mojej klatce boleśnie szybko. Miałem wrażenie, że zaraz wyskoczy mi z piersi.
- No..To oczywiste. Nie chcę, by to był nasz koniec. Przez tego debila. - dodał i zacisnął dłonie w pięści. Odwrócił wzrok.On także bał się tej rozmowy.
- Więc słucham. Co zamierzasz?
- Chciałem cię najpierw pocałować, ale  ie wiem, czy ty tego... - nie dałem mu dokończyć. W sekundę zmniejszyłem dzielącą nas odległość do minimum. Nasze usta spotkały się w pocałunku. Jak za pierwszym razem, wplotłem dłoń w jego włosy, a moja noga znalazła się między jego udami. Tępo było niesamowite.
Nasze języki pieściły się wzajemnie, chcąc dać nam jak najwięcej przyjemności. Powietrze kończyło się zaskakująco szybko, ale nie przerywaliśmy. Przylgnęliśmy do siebie całkowicie. Po chwili niepewności, albinos objął mnie nieśmiało i zaczął śmiało odpowiadać. Dopiero, kiedy byliśmy już naprawdę na końcu wytrzymałości, rozłączyłem nasze wargi i łapczywi wciągnąłem powietrze. Nadal staliśmy bardzo blisko siebie, a jego lekko opuchnięte i otwarte usta, zachęcały do ponowienia chwili rozkoszy. Powstrzymałem się siłą woli. Musieliśmy sobie wszystko wyjaśnić, ale tak, by jak najmniej się przy tym stresować.
- Przepraszam. - powiedziałem, spotykając jego wzrok. Zdziwiły go moje słowa.
- Za co? - zapytał.
- Za to, co teraz zrobię. - odrzekłem i powaliłem go na ziemię. W ostatniej chwili złapał mnie za szyję, bo inaczej wyrżnąłby głową o ziemię.
- Ichigo..co ty zamie... - nie dokończył, bo już rozpinałem mu spodnie. Postanowiłem pozbyć się jego małego problemu.
- Zamierzam ci zrobić dobrze. - odpowiedziałem i wziąłem jego stojącą męskość do ust.
- Aaarh...Może...może tak nie w miejscu publicznym..? - wysapał między jękami rozkoszy. Nie słuchałem, co mówił. W tamtej chwili, pod wpływem impulsu, wsłuchiwałem się tylko w jęki. Palce na moich włosach zacisnęły się mocno, a do moich uszu dotarło kolejne głuche sapnięcie. Zachęcony tym wszystkim, zacząłem powoli poruszać głową, dokładnie liżąc każdy kawałek jego penisa. Uczucie, które mnie rozpierało było czymś niezwykłym. Te podniecenie...Ta bliskość...Adrenalina..Wszystko łączyło się ze sobą, doskonale współgrając. Na początku, gdy jego główka dotykała mojego gardła, miałem ochotę wymiotować, lub przynajmniej kaszlnąć, ale szybko rozluźniłem się, odkrywając, że tak jest lepiej. Jęcząc cicho zassałem się na twardym ogranie. Robiłem to wszystko instynktownie. Nagle poczułem na języku pewien smak. Szybko zrozumiałem, co to było. Złapałem dłonią za trzonek jego męskości, a ustami skupiłem uwagę na żołędziu. Czułem, że jest już bardzo blisko, w czym utwierdziły mnie jego co raz głośniejsze, tłumione dotąd jęki. Hichigo odchylił głowę do tyłu. W takim stanie, doszedł  w moich ustach. Dopiero wtedy wyjąłem jego miękkiego już członka. Miałem w sobie ogromną satysfakcję, spoglądając na swojego kochana, który uniesiony lekko na łokciach, sapał zmęczony.
- teraz przejdziemy do czegoś innego.. - szepnąłem, bardziej do siebie, niż do niego. Pomogłem mu wstać i razem przeszliśmy w nieco bardziej ustronne miejsce, mianowicie w małą wnękę zrobioną w jednej z kamienic, przy której byliśmy. Tym razem do kolan opadły moje spodnie. Chwilę później ustawiłem Shiro tyłem do mnie, przodem do ściany i kazałem wypiąć mu się lekko. Oddychając głęboko spełnił mój nakaz, opierając się dłońmi o budynek. Nie miałem czasu, żeby go dobrze przygotować, więc tak jakby od niechcenia, wsadziłem  w niego od razu dwa palce. Jęknął cicho, ale nic nie mówił. Wtedy zadałem pytanie, dotyczące celu naszego spotkania (tego prawdziwego celu :3)
- O co chodziło z tym gościem? - szepnąłem mu w ucho, pochylając się nad nim. Moje palce co raz głębiej penetrowały jego wnętrze, aż w końcu natrafiły na ten wrażliwy punkt. Moim kochankiem wstrząsnął spazm rozkoszy.
- To..To Tensa Zangetsu. Moja pierwsza miłość, jeszcze z czasów szkoły średniej. Przy naszym pierwszym spotkaniu, nie powiedziałem ci o nim, bo nie chciałem, abyś się do mnie nie zniechęcił. - powiedział na jednym wydechu, jęcząc na koniec wypowiedzi donośnie. W końcu uznałem, że jest gotowy. Wszedłem w niego od razu cały. Shirosaki wygiął się w łuk. Dałem mu chwilę na przyzwyczajenie, zanim zacząłem się poruszać, narzucając wolne tępo.
- Uhh...On..cię opuścił, prawda? - zadałem kolejne pytanie, odejmując go mocno. Nie chciałem, by opowiadając o bolesnej przyszłości, poczuł się sam.
- T-Tak.. - wyjąkał. częściowo przyspieszyłem, ale nie za bardzo. Chciałem, by to trwało jak najdłużej. - Zaraz po tym, jak wyjawiłem mu, co do niego..cz-czuję...Ah!!!! Tam...tam...Ichigo! - wykrzyknął, kiedy uderzałem raz po raz w jego prostatę.
- I co dalej..?
- Uciekł. A teraz wrócił. Ale ja nie chcę na niego patrzeć. Kocham ciebie. Tylko ciebie. - wyszeptał, i odwrócił  w miarę możliwości twarz w moją stronę. Nasze wargi, języki, znowu się spotkały, uciszając westchnienia i jęki. Nie mogłem się już dłużej powstrzymywać. Zacząłem poruszać się co raz szybciej, płycej i chaotyczniej.
- Aaahh...! I-Ichi...go....D-Dochodzęęęę....! - wyjęczał, kończąc pocałunek. Faktycznie. Jego mięśnie zacisnęły się na moim penisie, a on sam rozlał swe nasienie na ścianę, do której przylgnął. Ja też doszedłem. Z głuchym warknięciem na ustach, w jego wnętrzu. Spuściłem się tam cały, po czym  w końcu z niego wyszedłem. Odetchnąłem głęboko. Moje nogi, ugięły się pode mną i wylądowałem oparty o ścianę, pobudzoną nasieniem Shiro, obok niego samego. Przez chwilę siedzieliśmy tak w ciszy i w bezruchu, aż w końcu podjąłem decyzję o ubraniu się. Hichi przystał na to chętnie, ponieważ jemu też zrobiło się chłodno. Gdy skompletowaliśmy na sobie już ubranie, a Shirosaki wytarł się już z mojego nasienia, ponowiliśmy rozmowę, wychodząc z zaułka. Tym razem byliśmy już pogodzeni i nic nie miało rozdzielić już naszych trzymających się rąk. Byliśmy szczęśliwi.
- Odprowadzić cię? - spytałem, kiedy Shiro oznajmił, że nie da rady już nigdzie iść.
- Jak chcesz. - odpowiedział, choć byłem niemal na 100% pewny, że bardzo tego chciał.
- Odprowadzę. - postanowiłem i..wziąłem go na ręce.
- Oi! Co ty wyprawiasz, Ichigo?! Puść mnie w tej chwili! - zaczął protestować, wyrywając mi się. Nie dałem jednak za wygraną. Nie puszczałem go.
- Przecież widzę, że cię boli. - wytłumaczyłem swoje zachowanie. Wtedy zamarł w bezruchu. Nic już nie mówił, dał się zanieść pod sam klub.
- Ja też cię kocham, Hichigo. - powiedziałem na pożegnanie, patrząc, jak rumieni się delikatnie. Patrzyliśmy na siebie, nasycając się swoim wzrokiem. Uśmiechnął się nagle. Zdjął z siebie swój bordowy szalik, po czym opatulił mnie nim delikatnie.
- Do zobaczenia. - powiedział i wszedł do klubu, pozostawiając mnie samego. Jeszcze chwilę wpatrywałem się w miejsce, gdzie zniknął, a potem ruszyłem do domu. "Chyba zdążę na kolację." - pomyślałem i także się uśmiechnąłem. Zza ciemnych chmur wyjrzało zachodzące już słońce, obdarzając mnie ciepłymi promieniami na twarzy. Byłem więcej niż pewien, że to na reszcie upragniony koniec. Mogliśmy być razem. Wszystko było jasne i przejrzyste. Ale...

***************************************************************************************************
   I na tym kończymy na dzisiaj. Mam nadzieję, że taka długość posta Was zadowala. :3
   Nareszcie zakończyłam szkołę. Mam wolne. Będzie można odpocząć... No i właśnie. Postaram się w tym i następnym tygodniu dodawać notki często, więc radzę sprawdzać, co tam się na blogu dzieje, nawet codziennie. W każdym razie, jedyne, co jest na tę chwilę pewne, to to, że  w poniedziałek dodam część z opo. Road to love :)
   Jeszcze jedna sprawa. Muszę się czymś pochwalić. Mianowicie : chcę zrobić swoją własną mange. I żeby nie było - yaoi z parringiem HichiIchi, oczywiście ^^ Jeśli coś uda mi się w tym kierunku bardziej konkretnego zrobić (na razie mam tylko scenariusz) to mogę pochwalić się na blogu. Chcecie? Nie wiem tylko jeszcze, kiedy ^^

A! Jeszcze coś :)
Mamy już ponad 5000 wejść. To tylko i wyłącznie Wasza zasługa, więc serdeczne Arigatou ♥ Czekamy na 10 000 XD



poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Road to love IV

   Ohayou kochani! Witam was, w ten jakże piękny, poniedziałkowy dzień! Pomijają może kwestię deszczu, która dziś mnie zaskoczyła, chciałam Wam ogłosić, że dzisiejszy post będzie wznowieniem opowiadania z Lutego. Stało się tak tylko na waszą prośbę ^^ Natomiast, co do TCL, to kolejną, 13 część dodam w ten czwartek, ewentualnie piątek.
     Miłej lektury ;)
************************************************************************************************************

   Minął miesiąc. Tyle czasu, przepełnionego smutkiem i bólem...
   Ichigo Kurosaki. Nastolatek, obejmujący funkcję zastępczego shinigami w mieście Karakura, które przeszło katastrofę - tsunami. Z logicznego (i nie tylko) punktu widzenia, taka tragedia uchodziła za coś niemożliwego. Jednakże, owe wydarzenie nie zostało spowodowane przez pogodę, czy tym podobne. Tsunami zostało utworzone, przez specjalny rodzaj hollowów. Były to Adjuchas Imperious, władające różnymi siłami natury.
   Przez niedopatrzenie soul society, rodzina Ichigo zginęła. Zwłoki znaleziono bardzo szybko, tuż po przejściu żywiołu, w zmasakrowanym stanie. Kurosaki nie mógł zobaczyć po raz ostatni swojej rodziny, przed jej pochówkiem. Ludzie odpowiedzialni za jako taki pogrzeb, zabronili patrzeć nastolatkowi na tak makabryczny widok.
   Prawdopodobnie Ichigo załamałby się psychicznie już dawno, jednakże jedynym powodem, dla którego jeszcze tego nie uczynił, był jego hollow. Hichigo Shirosaki. To on, owej, pamiętnej nocy, uratował nastolatka, przed ścianą wody, napierającą na dom chłopaka. Ocalił mu życie. Tak, jak kiedyś jego matka. Niestety, ona przy ratowaniu go, oddała życie. Shiro przeżył. Przez jakiś czas ukrywał się, czekając, aż jego władca przypomni sobie, co stało się w chwili, kiedy udało mu się wydostać z wewnętrznego świata Ichigo. Kurosaki, nie licząc drobnych ran na ciele, ucierpiał tylko z powody wstrząśnienia mózgu. Zapomniał, kto stał się jego wybawcą. Na całe szczęście, przy pomocy Urahary, dowiedział się tego. Wtedy był w szoku. Nigdy nie spodziewał się, że coś takiego miało miejsce. A jednak. Poruszony tym wszystkim, Ichigo pobiegł szukać swego wybawcy. I odnalazł go. Wtedy coś zrozumiał. Zakochał się w Shirosakim. Czując nagle palącą potrzebę, wyznał mu prawdę o swych uczuciach. Jak się okazało, Shiro je odwzajemniał. 
   Pierwszym więc krokiem, na nowej drodze, było powiedzenie reszcie o swojej hm...inności? Zależy, jak to interpretować. W każdym razie, zarz po powrocie do sklepu Urahary zaczęły się pytania...

*miesiąc wcześniej*

   
- Kurosaki-san! - zawołał zdenerwowany Kisuke, kiedy tylko spostrzegł, że Ichigo w końcu zdecydował się wrócić. - Gdzieś ty się podziewał? Tak nagle wybiegłeś, że aż się przestraszyłem! I... - Urahara urwał w połowie, widząc, kto jeszcze znalazł się w pomieszczeniu. Momentalnie na jego twarzy pojawiła się złość i zdegustowanie. - Co to ma znaczyć? - zapytał szorstko, przeszywając hollowa wzrokiem.
- Um...Urahara-san..bo widzisz...właśnie..o to chodziło. - Kurosaki zmieszał się lekko reakcją sklepikarza, przez co stracił całą pewność siebie. W sumie, nie mógł spodziewać się po nim żadnej lepszej reakcji. W końcu Kisuke także był shinigami. Mimo wszystko, Ichigo nagle zaczął obawiać się, jak przebiegną "negocjacje". W tym momencie z pomocą przyszedł mu Shiro, który wyczuwając u swego króla zdenerwowanie, chwycił go za rękę w celu dodania mu otuchy.
- O co...? - Urahara wyraźnie się pogubił. Nagle do jego sklepu przyprowadzono hollowa, którego nie wiedzieć czemu, nikt wcześniej nie zabił. Na dodatek pusty najwyraźniej był dość decydującą postacią  w ostatnich wydarzeniach.
- Ichi, ogarnij swoją psychikę. Ja mu wszystko wytłumaczę. - Shirosaki niespodziewanie postanowił włączyć  się do dyskusji.
- "Ogarnąć psychikę" ? Lepszego tekstu nie miałeś? - zgromił ukochanego, nastolatek.
- Nie. Wymyśliłem na poczekaniu, żebyś  w końcu przestał się trząść. - oznajmił albinos.
- Fajnie wiedzieć. - mruknął pod nosem zastępczy, po czym za radą Hichigo, odetchnął głęboko, uspokajając szybkie bicie serca.
- Dobra, widzę że niezbyt sobie radzisz.. - stwierdził Hichi, obejmując Kurosakiego w pół, po czym zwrócił się do Urahary - Ja wytłumaczę, szanowny panie. 
- Ciekawe.. - mruknął cicho Kisuke. - Z chęcią wysłucham, co ciekawego masz mi do powiedzenia.
- Po krótce : to ja uratowałem Ichiego, w tedy, w domu. Dosłownie na chwilę przed tsunami, wydostałem się na wolność. Co prawda, miałem niezbyt ciekawe dla ludzkości, niecne plany, ale obecnie są one w stanie zawieszenia.
- Do rzeczy.
- Kiedy ściana domu zaczęła nas przygniatać, pod naporem wody, użyłem shunpo, ratując siebie i przy okazji jego. - tu skinął na Kurosakiego. - Ichigo był strasznie ogłupiały, nie wiedział co się stało. Nie dziwię się. Na chwilę przed wypadkiem nieomal nie rozerwałem mu czaszki... Tak więc, gdy udało nam się jakoś zwiać, zostawiłem go na gruzowisku, pozostałości jego domu. Zatarłem ślady (czyt.przygniotłem Ichiego kilkoma rzeczami, aby nic nie wyglądało na moją pomoc..) no i uciekłem. Byłem wolny.
- Chwileczkę. - przerwał sklepikarz. - Czemu użyłeś przed chwilę czasu przeszłego? Nie jesteś już wolny?
- Z jednaj strony tak, ale z drugiej... Uświadomiłem sobie pewną rzecz. Wtedy, w domu, nie musiałem go ratować. Wręcz jego śmierć po mojej ucieczce, była mi na rękę. Ale mu pomogłem. Nie mogłem tego zrozumieć. Bez ciebie, Ichigo, byłem słaby. Zbyt słaby, aby zrealizować jakiekolwiek zniszczenia, które miałem w planach. Odkryłem, że jesteś mi potrzebny. To tylko jedno uczucie sprawia, że nie zrobiłem tu jeszcze bitwy.
- Mianowicie? - znów odezwał się Urahara.
- Miłość. - dopowiedział zastępczy. Na tę odpowiedź, sklepikarz zakrztusił się i z oniemiałym spojrzeniem, jeszcze raz zmierzył wzrokiem, przytuloną dwójkę.
- Wy..się kochacie? 
- A co, przeszkadza ci to coś..?! - warknął niezbyt przyjemnie, Shiro.
- Nie, nie skądże...jestem tolerancyjny. Nie umiem jednak pojąć jednaj rzeczy : jak niby człowiek i hollow mają być razem..?
- Co "jak"?! Normalnie..? - powiedział Hichigo i obrócił twarzą do siebie oniemiałego nastolatka. Patrząc mu głęboko w oczy, przybliżył twarz, do jego twarzy. Musnął delikatnie jego wargi, swoimi, na co Kurosaki łapczywie odpowiedział. Kisuke patrzył uważnie. Wciąż miał do przemyślenia niezwykle wiele, a udowodnienie miłości  w jego towarzystwie, mogło się później przydać. Chciał coś powiedzieć, ale ostatecznie powstrzymał się z przerywaniem, czekając, aż ta dwójka skończy się całować. Niestety nic na to nie wykazywało.
- Ehem... - chrząknął Kisuke, chcąc zwrócić jakoś na siebie uwagę. W końcu mu się to udało!
- Um.. - zawstydził się Ichigo. - Przepraszamy, Urahara-san. Więc..co chcesz powiedzieć? - zapytał nie zważając na zawiedzenie Shirosakiego.
- Nic szczególnego. Możecie być razem. Ale powiedzcie o tym wszystkim, nie tylko mi. Wiem, że może być to trudne, w końcu shinigami mają za zadanie zabijać hollowy, a nie się z nimi miziać, poza tym, niektórzy mogą uważać się za homofobów. Jednakże, musicie się tym zająć. 
- Rozumiem. - szepnął Kurosaki, wczepiając się w ramię ukochanego. - Nie wiesz może, kiedy tu będą?
- Powinni niedługo się zjawić. Wszyscy poszli cię szukać. - odpowiedział Kisuke, upijając łyk, zimnej już herbaty.
- Przepraszam za kłopot. - powiedział nastolatek, po czym pociągnął Hichigo za sobą, kierując się do wyjścia. W sercu, był Uraharze bardzo wdzięczny. Pierwszy krok na nowej drodze życia został zrealizowany. W końcu znalazł szczęście i oparcie, a na dodatek, sklepikarz tolerował ich inność. To cudowne uczucie, jak na chwilę po tak wielkiej tragedii, jak śmierć jedynej rodziny.

*********************************************************************************************

A! i jeszcze jedno. Coś tak czuję, że z tym opowiadaniem dobijemy do chociaż 6 części  :3

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Tragedy called love cz.12

   Ohayou gozaimasu! Na wstępie pragnę podziękować za pomoc w wymyśleniu rozwinięcia dalszej fabuły Izie - chan ^w^ Tak więc i jaj dedykuję posta *.-
    Następnie : Dziękuję za wasze komentarze! Wiem, wiem, ciągle się  z tym powtarzam, ale naprawdę jestem wdzięczna za nie! Za każdym razem, gdy nie wiem, co mam napisać, czytam je po raz kolejny i motywuje się do dalszej pracy! Więc arigatou! ♥♥♥
     Następna część za tydzień,  w poniedziałek ^^ A może...może uda się wcześniej..? Hihi ^^

***************************************************************************************************************

     Podbiegłem do czarnowłosego i z całej siły przywaliłem mu w twarz. Chyba złamałem mu nos, bo krew zaczęła mu z niego płynąć strumieniami.
- Dobrze ci radzę, odpieprz się od mojego chłopaka. - powiedziałem. 
*
     Rozpierała mnie czysta złość. Niezmącona niczym, wściekłość. Jeszcze nigdy dotąd się tak nie czułem. Być może dlatego, że nie wiedziałem, by ktokolwiek oprócz mnie, całował Hichigo. No właśnie... Shiro... gdyby się tak zastanowić, był moim słabym punktem. 
     W chwilach, kiedy ktoś chce odebrać ci wszystko, nie możesz się poddać. Musisz walczyć o to, co kochasz. Co cenisz. Wiedziałem to i wtedy. Nie mogłem pozwolić, by tamten facet tak zupełnie bezkarnie całował się z moim chłopakiem. To dlatego zareagowałem tak gwałtownie. Kochałem Shirosakiego. Ta miłość dodawała mi siły i odwagi. Widocznie, nie tylko mnie...
     Od zadania mojego ciosu nie minęła nawet minuta. Tensa odepchnął się od baru, za który złapał się, by uniknąć upadku i ze zdwojoną siłą, przywalił mi w żołądek. Przez chwilę myślałem, że go wypluję. Na szczęście, to nie nastąpiło. Za to bolało. Nie zważałem jednak na szczegóły. Nie mogłem tego tak zostawić. Tym razem to ja rzuciłem się na Zangetsu. Dosłownie, rzuciłem się na niego. Przygnieciony moją siłą, runął na zimę z głuchym łoskotem. Ja razem z nim. Następne zdarzenia pociągnęły się już ciągiem. Czarnowłosy zepchnął mnie z siebie tak, że upadając na bok, trzasnąłem głową w jakieś krzesło. Poczułem, jak po włosach spływa mi coś ciepłego. Krew. Nie przejąłem się tym, bynajmniej, nakręciłem się jeszcze bardziej. Ale Tensa mnie uprzedził. Przygniótł mnie do podłogi i zaczął okładać pięściami. Osłoniłem twarz, ale na niewiele się to zdało.
- Ichigo! - krzyknął Shiro. Coś czuję, że gdyby nie jego pomoc, ta bójka nie zakończyłaby się na paru siniakach, krwotokach czy opuchliznach. Zawsze mogło być gorzej. Hichigo na szczęście zapobiegł dalszemu rozlewowi krwi, przytrzymując Zangetsu przed salwą kolejnych wściekłych ciosów.
- Puszczaj! - warknął Tensa do albinosa, który go trzymał. - Nie wybaczę idiocie, który śmie nazywać cię swoim chłopakiem!
- Zangetsu! - wrzasnął nagle Shirosaki. Czarnowłosy umilkł jak zaklęty. - Jestem chłopakiem Ichigo, czy ci się to podoba czy nie! Kocham go, nie ciebie. Pogódź się z tym, debilu! - na te słowa zdziwił się nie tylko Zangetsu. Mnie także one zaskoczyły. Bo co niby miały oznaczać słowa "Kocham go, nie ciebie"..? To, że mnie kochał nie było żadną nowością, ale to, czemu miałby kochać tego faceta było dla mnie kompletną zagadką. Myślałem, że wszystko sobie już wyjaśniliśmy. Myślałem, że w końcu koniec z durnymi kłótniami i że wreszcie wszystko będzie dobrze. Jak w każdej bajce. Niestety. Życie to nie bajka. To jakaś pieprzona tragedia.
- Hichigo! Nie waż się nawet tak żartować! Jesteś mój! - wykrzyczał w furii czarnowłosy. W końcu udało mu się oswobodzić z uścisku Shiro. Ja powoli zacząłem podnosić się z ziemi. Przede mną, na przeciwko siebie stało dwóch, rozjuszonych facetów. W tamtej chwili wszystko mogło się zdarzyć.
- Nie jestem twój! Skąd ten chory pomysł, że kiedykolwiek miałbym do ciebie należeć?! - wywrzeszczał Hichigo. Na to odpowiedział mu podniesiony głos Zangetsu :
- Jak to "chory pomysł"?! Sam tak mówiłeś! Mam ci przypomnieć, jak kiedyś zawracałeś mi dupę o to, że chcesz to ze mną zrobić?! - "to"..?
- I co?! Nagle się teraz zjawiasz i po 5-ciu latach łaskawie oznajmiasz, że teraz chciałbyś się pieprzyć?! - ból...Tak ogromy ból rozpalający od wewnątrz...to pali..paliło..
- Nie chodzi tylko o to! Uświadomiłem sobie, że cię tu zostawiłem! Przypomniałem sobie o tobie!
- Oh jakiś ty wspaniały! - zsarkazmował Shiro.- Nienawidzę cię, rozumiesz???!
- Ty zjebie.... - syknął Tensa. Chwilę później,  w niepohamowanym szale, chwycił najbliżej leżący przedmiot : szklany kufel od piwa. Zamierzał go na 99% rozbić na głowie mojego ukochanego. Wziął zamach i... nie udało mu się. Między nim, a Shirosakim, stanąłem ja. Czarnowłosy uderzył naczyniem w moją rękę, którym najprawdopodobniej uszkodził moją kość. 
- Kuso... - syknął tamten. Tym razem to ja wziąłem rozmach. Uderzyłem prześladowcę Hichiego w sam środek twarzy tak mocno,że aż przewrócił się na stolik. Następnie, cały upaprany krwią Zangetsu, ruszyłem do wyjścia, nawet nie oglądając się za siebie. Słyszałem tylko głuche lamentowania czarnowłosego. Kiedy byłem już przy wyjściu, za rękę złapał mnie Shiro.
- Ichigo..! Nie idź..! Chcesz mnie tu teraz tak zostawić..?! - zaczął z wyrzutem.
- To nie tak. Po prostu usłyszałem dzisiaj już chyba zbyt wiele, bo albo mi się wydawało, albo chciałeś się kiedyś pieprzyć z tym gościem...- odparłem beznamiętnie. 
- Ichigo to nie tak! Słuchaj..Ja go naprawdę kochałem..! To o nim ci wtedy mówiłem..że mnie zostawił...
- Wiesz co, chyba się nie dziwię..
- Jak tak możesz! - Albinos był bliski płaczu.
- ..ale żeby wracać po kilku latach i upominać się o coś, co jest już nieaktualne..? Ja już chyba nie chcę mieć do czynienia z takimi rąbniętymi ludźmi. Wybacz, ale muszę odpocząć od tego miejsca. Od tych ciągłych tajemnic, od stresu. Od ciebie. - ledwo wyszeptałem. Zaschło mi w gardle, kiedy wypowiadałem te decydujące słowa.
- Ale Ichigo!!! Popatrz mi w oczy i dopiero wtedy ze mną zerwij! Nie rań mnie, nawet na mnie nie patrząc! Kocham twój wzrok! Zakochałem się w tym spojrzeniu! Do kogo mówisz..? Do mnie, czy do chodnika?! 
- Nie mógłbym powiedzieć ci tego prosto w oczy, bo wciąż są dla mnie zbyt piękne, by uniknąć całkowitego zatracenia się w nich. Poza tym, nie zrywam. Chcę sobie po prostu przemyśleć parę rzeczy. Nie umiem tak żyć. Musisz mi to wybaczyć..! - tylko tyle zdążyłem powiedzieć, zanim ktoś w klubie zaczął się awanturować.
- Dzwońcie po karetkę..! - usłyszałem. To był znak, że powinienem już iść. Odwróciłem się więc na pięcie i odszedłem. Hichgio więcej mnie nie wołał. Stał w miejscu. Czekał, aż skręcę w znajomą ulicę. Pewnie myślał, że widzi mnie po raz ostatni, kiedy "formalnie" jesteśmy jeszcze razem...
     Do domu przyszedłem cały zalany potem i krwią. Gdy tylko wszedłem do mieszkania, dostałem ochrzan. No przecież...Niby co innego mogłoby czekać na mnie, po powrocie? Obiad? Dobre sobie...
- I-Ichigo! Co ci się stało?! - zawołała mama.
- No a co mogło mu się stać! Znowu się z kimś bił! Czy nie mówiłem ci, że jeszcze jedna taka bójka, a pójdziemy na policję?! - zgromił mnie ojciec.
- Dajcie mi spokój.. - szepnąłem, ledwo stojąc na nogach. - Przepraszam. To wyszło tak jakoś samo z siebie. Nie chcę sprawiać przykrości wszystkim ludziom.. Chociaż wy udawajcie, że nic się nie stało, dobrze..? - powiedziałem półgłosem i upadłem na kolana. Nie mogłem dłużej ustać.
- Ichigo! - krzyknęła mama. - Isshin, pospiesz się i opatrz go!
- Teraz to ja mam go opatrzyć..?! Było się nie szlajać gdzieś..nie wiadomo nawet gdzie!
- Isshin!
- No już, już... - powiedział ojciec i poszedł po apteczkę i takie tam potrzebne rzeczy. Tymczasem mama i moje siostry pomogły dotrzeć mi jakoś do kanapy. Yuzu i Karin od razu zasypały mnie lawiną pytań.
- Ichi-nii! - krzyczały - co ci się stało? Gdzie byłeś? Kto cię pobił? Czy to znowu z powodu włosów? - i tak na zmianę..Szału można dostać..Prawdopodobnie wkurzyłbym się i coś im powiedział, ale byłem zbyt załamany psychicznie, by móc jakoś je uciszyć.
    Na szczęście ojciec już po chwili przyszedł z powrotem do pokoju i kazał moim siostrom spadać do siebie. Potem opatrzył mi rany i z jego diagnozy wynikało, że mam z lekka pękniętą kość w prawej ręce. Tej, którą obroniłem ukochanego. No cóż. Czego nie robi się z miłości..?
     Nic poważniejszego mi się nie stało. No, oprócz małego wstrząśnienia mózgu. Ale to dało się jakoś przejść. Najgorsze były siniaki na twarz, których znowu przybyło...
     Kiedy ojciec skończył, poszedłem do siebie, nic a nic się nie tłumacząc. To zasługa mojej mamy. To ona powiedziała tacie, że mam na dziś dość i że zapytają kiedy indziej. Przystałem na to chętnie. W duchu byłem jej wdzięczny.
     Następnego dnia musiałem iść do szkoły. Co się z tym wiązało? Pytania. Pytania i jeszcze więcej pytań. A ja tak nienawidzę na nie odpowiadać! Wszyscy chcieli wiedzieć, co się stało. Rukia, Asano, Ishida, Sado, Yumichika, Ikkaku, Orihime, Mizuiro... nawet Renji. Domyślił się bowiem (wow, domyślił się.. 0.0), że nie wszystkie rany na moim ciele są jego sprawką. Nikomu nie dałem jednak dobrego uzasadnienia. Wykręcałem się i w końcu tylko jednemu Abaraiowi opowiedziałem całą historię. Jakoś próbował mnie pocieszyć, ze wszystko się ułoży, al nie za bardzo mu wierzyłem. Chciałem, by te dwa dni okazały się koszmarem, z którego można się obudzić. Niestety. Nie. Coś zawsze musi mnie dobić. Dostałem sms'a i myśląc, że to może rodzice czegoś chcę, odczytałem :

Ichigo, musimy się spotkać. Wiem, że pewnie nie chcesz, 
ale czekam pod twoją szkołą. Musimy to zakończyć. Tylko 
jak? W każdym razie nie odejdę stąd tak łatwo. Z twojego 
życia również. Będę walczyć. Możesz zacząć się już bać.
                                                                  Shiro

    No i rzeczywiście. Po tej wiadomości obleciał mnie zimny pot. Co to wszystko miało znaczyć...?
*
Tymczasem....
- Zrobiłeś, co kazałem..?
- Naturalnie. Widać chyba, że się nie oszczędzałem. - odpowiedział Zangetsu.
- Dobrze...Teraz wystarczy tylko go dobić. Jeśli chcemy zemsty, musi nam się udać. - powiedział ciepły na pozór, męski głos. Tak naprawdę był on aż przesiąknięty jadem. 
- Uda, uda...Ostatnim elementem jest Abarai Renji. - przypomniał Tensa.
- Wiem przecież. Wystarczy tylko, że przekonamy Byakuye. Dla tego faceta, ten debil zrobi wszystko.
- Oby..
   



piątek, 4 kwietnia 2014

Tragedy called love cz.11

     Następnego dnia wszystko było w porządku. Ojciec nie dowiedział się o mojej "ucieczce". Przez pozostały tydzień mojego szlabanu więcej nie ryzykowałem, pomimo iż Ikkaku i Yumichika po mnie przychodzili. Jeśli chodzi o Renjiego, to nie wiedziałem go od naszego ostatniego spotkania w klubie. Zupełnie nie wiedziałem, o co mogło mu chodzić. Obraził się? Ale za co? To, co wtedy widziałem i to, co się tam zdarzyło..było czystym przypadkiem. Byłem pewien, że Renji zdawał sobie z tego sprawę. Na moje rozumowanie, to po prostu nie chciał, żeby ktokolwiek wiedział, że maił romans.
     Siedzenie w domu w końcu dobiegło końca. Chyba nigdy nie zapomnę tej chwili, kiedy do mojego pokoju przyszedł tata...i przeprosił mnie. Na początku strasznie kręcił, ale w końcu udało mu się to z siebie wyrzucić. Zaraz po tym, wyszedł z pokoju (co uznałem za taktowny odwrót..) i na pożegnanie rzucił, że tydzień minął. Wreszcie byłem wolny. No,  w pewnym stopniu.
      Jeszcze tego samego dnia postanowiłem odwiedzić Shiro i poinformować go o końcu mojego aresztu. Tak więc wyszedłem z domu i udałem się do klubu. W drodze do niego, zauważyłem Renjiego. Szedł ze spuszczoną głową, wlokąc się noga za nogą. Ponieważ byłem ciekaw, czemu jakoś ostatnio mnie nie męczył, podszedłem do niego.
- Hej, Renji, co tam... - nie zdążyłem nawet dokończyć, kiedy czerwonowłosy obrócił się i z niewiarygodną szybkością przywalił mi w pięści w policzek. W mój dotąd zdrowy policzek.
- Debilu! - krzyknąłem, odskakując od niego momentalnie. 
- Co "Debilu"?! To ty tu jesteś debilem!!! - wrzasnął.
- O co ci kurna chodzi?! - spytałem, wciąż podniesionym tonem.
- Ty naprawdę masz jakieś problemy  ze sobą, czy tylko udajesz..? - na tę zaczepkę nie zareagowałem. Czekałem, aż w końcu powie mi, o co chodzi. - Ty naprawdę nic nie rozumiesz! Chodzi mi o to, jak wtedy wparowałeś do tego darkroom'u!
- Hę?! - zdziwiłem się. Myślałem, że to jest już wyjaśnione. - Przecież wtedy o tym rozmawialiśmy! Pomyliłem was po prostu! Tam było ciemno! Nie moja wina...
- A właśnie, że twoja! Myślisz, że dlaczego nigdy nie powiedziałem Wam, że kogoś mam?!
- No właśnie nie wiem. Może mnie oświecisz? - odparłem z sarkazmem.
- Proszę bardzo! Po prostu Byakuya nie chciał, żeby ktokolwiek z tej klasy, do której chodzi Rukia, nie wiedział, że pracuje w takim miejscu! Nie chciał, żeby jego siostra się o tym dowiedziała!
- A skąd ja to miałem wiedzieć?! To był zwykły przypadek! Nie sądzisz chyba, że cię śledziłem, zęby celowo sprawdzić, gdzie tak ciągle znikasz!
- Eee...jak to..? Nie śledziłeś mnie? Myślałem, że ten cały Shiro to tylko taka wymówka... - powiedział zaskoczony.
- .... 
- No..jeszcze reakcja tego albinosa, jak tam wtedy przyszedł...Co prawda, Kuchiki mówił mi, że Shiro naprawdę przeżył twoją nieobecność i takie tam..ale myślałem, że tylko korzystasz z okazji, żeby mnie sprawdzić...
- No i podobno to ja jestem debilem.. - mruknąłem pod nosem. Mogłem się  w końcu tego spodziewać. Renji to Renji. Nie można wymagać, żeby od razu zrozumiał rzeczy niepojęte dla jego mózgu. - Słuchaj. - zwróciłem się do niego. - Nie zrobiłem tego celowo. Tak naprawdę niewiele obchodziło mnie to, że cię nie ma. Nie wiedziałem w tym nic podejrzanego.
- A-Ah... - westchnął cicho Renji, porażony swoją pomyłką. - Ichigo...Ja..przepraszam.. - powiedział cicho, cały czerwony od głębokiego zawstydzenia.
- Pf...Twoje przeprosiny na niewiele mi się teraz zdadzą... - powiedziałem, wymownie spoglądając na swój policzek, który zdążył już z lekka spuchnąć.
- Przepraszam! Od dzisiaj będę twoim dłużnikiem! Już nigdy nie zrobię czegoś podobnego! - zapewniał mnie Abarai.
- No dobra, dobra...Sorki, ale się spieszę. Pogadamy innym razem. - zakończyłem rozmowę i zostawiłem zszokowanego czerwonowłosego na środku ulicy.
- Czyli mi wybaczasz!? - krzyknął jeszcze.
- Zastanowię się. - krzyknąłem i zniknąłem za zakrętem. W głębi serca już mu wybaczyłem, ale chciałem potrzymać go trochę w niepewności. Niech ma za swoje.
   
   - Wyglądasz jak chomik. - stwierdził Shiro. Byłem już w  klubie. Ponieważ godzina była stosunkowo wczesna, Hichigo miał wolne. Tak więc siedzieliśmy razem przy barze i rozmawialiśmy.
- Czemu? - spytałem zdezorientowany.
- Bo masz spuchnięte oba policzki. - wytłumaczył. Pomimo iż całe pomieszczenie było zaciemnione, bez trudu spostrzegłem lekki uśmiech na jego twarzy. - Co się stało tym razem? - zaczerwieniłem się. W cieniu otaczającym nas błysnęły oczy Shirosakiego. Chwilę później poczułem na zranionym niedawno policzku jego chłodne wargi, którymi delikatnie muskał zasiniałe i opuchnięte miejsce. - Więc? - wymruczał mi do ucha.
- Um..Pamiętasz tamta parę, której wtedy przerwałem, kiedy szukałem ciebie? No więc jeden z tamtych to mój przyjaciel. Dzisiaj go spotkałem i kiedy tylko do niego podszedłem...wyładował na mnie swoją złość, lekko mówiąc. Potem jednak okazało się, że jego podejrzenia, za które oberwałem, okazały się tylko jego wymysłem. -.- - wytłumaczyłem. Następnie spojrzałem na swojego chłopaka. Był wściekły.
- Niech ja tylko dorwę tego [CENZUUURA] to żywy nie dojdzie do szpitala! Wykastruję go bez znieczulenia!!!
- Oi!...Spokojnie! Wiem, że może nie powinien od rzu rzucać się na mnie z pięściami, ale taki ma już charakter. Najpierw robi, potem myśli. A ja też nie postąpiłem wcześniej dobrze. Więc ładnie cię proszę, nie pogarszaj sytuacji. - mimo iż ognistowłosy mnie pobił, nie chciałem ucierpieć dodatkowo za jego kastrację.
- Eh Ichigo... - westchnął głośno Shiro. - Dobrze, nie namieszam, ale chcę w zamian buziaka. - zażądał.
- Um..okey? - odpowiedziałem na to niecodzienne stwierdzenie, po czym przysunąłem się bliżej mojego ukochanego. Już po chwili nasze wargi złączyły się  w pocałunku. Nasze języki splatały się w cichym tańcu namiętności. Chwilę później, gdy skończyliśmy, Shiro dopił resztkę alkoholu ze swojej szklanki i zapytał : - A ty czego chcesz się napić? - sam był już nieco pijany, może dlatego zaproponował mi to, znając mój wiek. Nie byłem jeszcze pełnoletni.
- Nie, dzięki. Nie piję. - odpowiedziałem mu. Shiro zatrzymał  na chwilę na mnie swój zwiedzony wzrok, który zaraz padł na barmana, stojącego niedaleko i wycierającego szklanki.
- Hej, Hisagi-saaaaan! - zawołał albinos. - Dolej mi jeszcze.
- Nie mogę. - odparł tamten. - Wiesz przecież, Shiro-kun, co szef myśli o twoim upijaniu się przed pracą. Za półtorej godziny masz występ.
- No, ale  Hisagi-san! - Hichigo wciąż próbował protestować. - No weś...To ostatni raz!
- Nie znaczy nie. - zakończył dyskusję czarnowłosy, po czym zajął się wycieraniem baru.
- Phi! Jak tam sobie chce...! - Shirosaki nie zdążył dokończyć, kiedy jego bujanie się na stołku przyniosło w końcu swoje konsekwencje. Albinos zachwiał się i runął do tyłu. Ponieważ siedziałem w pewnej odległości, nie mogłem go złapać. Zrobił to, jak się okazało, ktoś inny.
- Uważaj na siebie. Chcesz zrobić sobie krzywdę, Hichi? - kiedy tylko Hichigo spostrzegł, kto zapobiegł jego upadkowi, wyrwał mu się gwałtownie. Nie wiedziałem, o co chodzi. Ten barman, Hisagi, także sprawiał wrażenie zaskoczonego, nie tyle co zachowaniem Shiro, ale nowo przybyłą osobą. Wcześniej chciał chyba podejść z sprawdzić, czy aby Shirosaki nie zrobił sobie krzywdy, ale zrezygnował  z tego. Zastygł  w bezruchu, utkwiwszy swoje spojrzenie w średniej wysokości, szczupłym mężczyźnie. Miał on na sobie jakiś markowy, czarny płaszcz z kapturem, który miał na głowie. Zasłaniał on mu prawie całą twarz, jednak można było zobaczyć  wystające z pod niego ciemnobrązowe, prawie czarne, faliste włosy.
- Haha.. - zaśmiał się cicho nieznajomy. - Dawnośmy się nie wiedzieli, co? Ale mam chociaż nadzieję, że mnie pamiętasz..! - mężczyzna nagle sciągnął kaptur. Miał bladą cerę, morskie oczy i krnąbrny uśmiech na twarzy. Po atmosferze wyczułem, że nie jest to nikt, kto okaże się być nowym przyjacielem. Raczej wrogiem. Spojrzałem na swojego chłopaka. Stał ze wzrokiem utkwionym  w podłogę. Nic nie mówił, ale pięści miał zaciśnięte w gniewie. Ta złość podziałała na niego wytrzeźwiająco. Chwilę później warknął, jakby nie swoim głosem :
- Odejdź stąd. 
- Czemuż to miałbym odchodzić? Dopiero przyszedłem. - odpowiedział tamten i usiadł na jednym ze stołków przy barze. Hisagi gdzieś nagle zniknął, tak więc zostaliśmy tylko we trzech. Panowała niezręczna cisza. Chwilę później, Shiro odezwał się znowu 
- Po co tu przyszedłeś..?
- Głupie pytanie. - prychnął czarnowłosy. - Stęskniłem się za tobą, Hichi. - na te słowa zadziwiłem się nie tylko ja. Shirosaki także się zdziwił. Ale tylko przez chwilę. Zaraz, kiedy już dotarł do niego sens słów, pojawił się przy tamtym, obrócił przodem do siebie i chwycił za przód płaszcza, przyciągając do siebie.
- Zwalaj stąd! Nikt cię już tu nie chce! - wywarczał przez zaciśnięte zęby.Tamten jednak wcale się nie przestraszył. Wyglądał wręcz na nadzwyczaj spokojnego i opanowanego. Cały czas miał na ustach ten sam uśmiech. Zrobił jednak coś, czego nikt się nie spodziewał. Wstał gwałtownie, łącząc swoje wargi z wargami Hichigo, który nie był tym zachwycony. Natychmiast go odepchnął. A ja? Teraz to ja byłem wkurzony. Po tym, co zrobił, nie panowałem już nad sobą. Podbiegłem do czarnowłosego i z całej siły przywaliłem mu w twarz. Chyba złamałem mu nos, bo krew zaczęła mu z niego płynąć strumieniami.
- Dobrze ci radzę, odpieprz się od mojego chłopaka. - powiedziałem. 




***************************************************************************************************
   No i tym samym aktem niepohamowanej zazdrości Ichi'ego kończymy na dziś! Sorki, że tak krótka notka, ale przez moje problemy techniczne, powinniście się cieszyć, ze w ogóle jest ^^ No więc..do poniedziałku :*