środa, 12 marca 2014

Tragedy called love cz.7

     Po naszej krótkiej, acz treściwej rozmowie, dowiedziałem się w końcu, która była godzina. Za dziesięć dziesiąta.
- Shiro, muszę już iść. Rodzice będą się niepokoić. - powiedziałem do swego kochanka (ach, jak miło było mi go tak nazywać!) i zacząłem zbierać porozrzucane ubrania.
- Uh...Musisz? - zapytał z miną nadąsanego dziecka.
- Muszę. - odpowiedziałem, wciągając na siebie spodnie.
- Ichi?
- Hmm? - mruknąłem.
- Przyjdziesz jutro? - patrzył na mnie przenikliwym wzrokiem i mimo iż stałem tyłem, czułem na sobie intensywność jego spojrzenia. Działało to jak jakiś magnetyzm. Odwróciłem się do niego, całkowicie już ubrany.
- Przyjdę. - powiedziałem szczerze i podszedłem do niego. - Jeśli będziesz tu siedział taki nagi to się przeziębisz. - rzuciłem niby od niechcenia. Tak na prawdę bardzo obchodziło mnie jego zdrowie.
- Pf...gdybyś został mógłbyś mnie ocieplać.. - mruknął pod nosem i za moją radą zaczął się ubierać. Patrzyłem na niego bezwstydnie, kiedy nagle spostrzegłem...że się zaczerwienił. Czyżby mój wzrok go krępował..? Ale co ja poradzę. Takie piękne ciało...
- Na coś czekasz? - zapytał odwracając się do mnie tyłem, abym nie zauważył rumieńców. "Za późno..."
- Na ciebie. Sam przecież nie wyjdę z tego labiryntu! - odpowiedziałem. - Nie chcesz mnie tutaj?
- To nie tak. - odparł wymijająco, zapinając rozporek. Podszedłem do niego i objąłem go od tyłu. - C-Co ty robisz?! - przestraszył się, kiedy go złapałem. Nic dziwnego, ze tak zareagował.
- Żegnam się z tobą. - odpowiedziałem głaszcząc go po umięśnionym brzuchu.
- Baka...! Przecież jeszcze cię odprowadzę! - fuknął.
- Ale tutaj jesteśmy sami. - powiedziałem i odwróciłem go przodem do siebie. Był czerwony niczym pomidor. - Shiro, co ci..? - spytałem widząc to mocne zakłopotanie.
- Eh...- westchnął ciężko. - Nie sądziłem, że mój pierwszy raz spędzę na dole... - ledwie zrozumiałem, co mówił.
- E? To o to się dąsasz?
- Ja się nie dąsam! Tylko... - spuścił wzrok na podłogę. - To był mój pierwszy raz. Doceń to. - szepnął i wyrwał się z mojego uścisku. - Podobno ci się spieszyło!
- Już idę... - odpowiedziałem uśmiechając się lekko. Hichigo był już o krok od zakręcenia z jakiś korytarz, kiedy złapałem go za rękę.
- Doceniam to. - powiedziałem cicho i pocałowałem go delikatnie, ująwszy wcześniej jego twarz w dłonie. Mimo iż nie był to głęboki pocałunek, przelałem w niego całą miłość do niego. Spodobało mu się to widocznie, bo przymrużył oczy i przybliżył się do mnie. Kiedy rozłączyliśmy nasze wargi, dodałem :
- Kocham cię...
- Ja ciebie też, idioto. - powiedział i uśmiechnął się. Następnie ruszyliśmy do wyjścia.
*
     Do domu dotarłem przed północą. W klubie nie odnalazłem już Renjiego więc ruszyłem do siebie sam. W głębi serca miałem nadzieję, że rodzice śpią. Eh, niestety pech jest mym stałym kompanem. Gdy tylko otworzyłem drzwi wejściowe, ktoś wciągnął mnie do środka za koszule.
- Co ty sobie guwniarzu wyobrażasz! - ryknął na mnie ojciec. - Wiesz, jak się o ciebie martwiliśmy?! Gdzie ty się szlajasz o takich godzinach, nic nam wcześiej nie mówiąc?!
- Isshin! - wtrąciła się moja matka. Gdyby nie ona, nie wyszedłbym z tego w jednym kawałku. - Puść go! - nakazała. Tata posłusznie spełnił jej "prośbę".
- Ichigo, gdzie byłeś? Czemu do nas nie zadzwoniłeś? Rozmawialiśmy już o tym i powiedziałeś, że następnym razem zadzwonisz. - powiedziała ciepłym i łagodnym głosem. Pełnym zawodu. To bolało bardziej niż szarpanie ojca.
- Mamo, ja..przepraszam. Znów o tym zapomniałem. Byłem u Renjiego.
- A gdzie on mieszka? - zapytał tata. "O nie, tego nie przewidziałem, chociaż..chyba wiem gdzie to jest!" - pomyślałem i zaryzykowłem odpowiedź.
- Na *********** . - "Tak, to na pewno ta ulica." - A tak poza tym, chyba mam prawo chodzić sobie, gdzie tylko chcę. Jestem już prawie dorosły!
- Nie. Puki mieszkasz w tym domu, na moim utrzymaniu nie będziesz robić tego, co ci się spodoba! - ojciec znowu się wkurzył.
- A co, jeśli znów tak zrobię?!
- Nie zrobisz! - krzyknął.
- Nie możesz mieć pewności. - powiedziałem lekceważąco.
- Ichigo! Co się z tobą dzieje? - spytała mama. - Nigdy się tak nie zachowywałeś.
- Bo nie miałem powodu! - rzuciłem.
- A więc teraz tym twoim powodem jest ten twój nowy kolega?! - zagrzmiał ojciec.
- Tak,  a bo co?! - naprawdę mnie wkurzył. Byłem już prawie pełnoletni, a on traktował mnie jak małe dziecko. A mama tylko go popierała. I jak tu wytrzymać?!
- O nie, teraz przesadziłeś. Masz szlaban! Na tydzień! - wrzasnął. Znów ojciec.
- Tca...Uważaj bo będę go przestrzegać. - odpowiedziałem.
- Ty gówniarzu... - ojciec najwyraźniej stracił cierpliwość. Uderzył mnie z liścia w twarz. Bolało. Czego jak czego, ale krzepy mu nie brakowało.
- Isshin! - krzyknęła mama. Jeszcze nigdy wcześniej jej się to nie zdarzyło. Tymczasem mój policzek nabierał barwy dojrzałego pomidora. Ledwo wytrzymywałem palący ból i łzy. "Zabije go kiedyś, no nie wytrzymam!!!" - przemknęło mi przez myśl. Nic nie mówiąc odwróciłem się tyłem do kłócących się rodziców i poszedłem do siebie do pokoju. Na korytarzu spotkałem Karin.
- Ichi-nii...co ci się stało? - była przerażona. - Czemu na dole jest tak głośno? - pytała.
- Nie ważne. - odparłem wymijająco i przeszedłem obok niej obojętnie.
- Ichi-nii! - krzyknęła i złapała mnie za rękę. Ja wyrwałem się jej. Patrzyła na mnie przestraszonym wzrokiem.
- Karin, zostaw mnie w spokoju. Proszę. - szepnąłem i poszedłem do siebie. Gubiąc pare łez. Było mi głupio, że zobaczyła mnie tak słabym.
*
   Następnego dnia zaspałem. Obudziłem się pięć minut przed końcem drugiej lekcji. Byłem zdziwiony. W domu na pewno ktoś był, czemu więc mnie nie obudzili..? Podszedłem do drzwi od pokoju. Pociągnąłem za klamkę i...okazało się, że były zamknięte. Spróbowałem jeszcze raz, drugi, trzeci, aż w końcu dałem sobie spokój. Próbowałem je też wyważyć. Bez skutku. W końcu zacząłem walić w nie pięściami i krzyczeć. Po chwili usłyszałem czyjeś kroki, co nieco mnie uspokoiło. Niestety, nie na długo. Chwilę potem usłyszałem głos ojca :
- Nie wyjdziesz z pokoju przez tydzień, czy to ci się podoba czy nie.
- Ale przecież mam szkołę!!! - protestowałem.
- Tydzień cię nie zbawi. - odparł i odszedł od drzwi. Ja natomiast osunąłem się na podłogę. "Przeciez miałem dzisiaj spotkać się z Shiro...Obiecałem mu...

********************************************************************************************************************
   Yo minna! Przepraszam, ze tak  krótko i na dodatek bez bonusu. Tak wyszło -.-' W piątek natomiast nadrobie zaległości ^^ Tzn, mam nadzieję :3 Będzie i długa notka i bonusik. Może być? ^^

1 komentarz:

  1. Musi być! :D
    Jakoś nie mogę sobie wyobrazić Shiro z rumieńcami xD To musi być słodkie :D
    Dodaj którąś z fotek co Ci wysłałam do tych po lewej stronie. Shiro uke musi tam być :P

    NEXT!

    OdpowiedzUsuń