piątek, 28 marca 2014

Tragedy called love cz.10

 - Idziemy. - rzucił do mnie ostro, zachrypniętym głosem. - Już nie przeszkadzamy. - zwrócił się do oniemiałej pary. -  Życzymy miłej zabawy. - dodał, kiedy poszedłem do niego. Natychmiast chwycił mnie za nadgarstek i z niewiarygodną siłą pociągnął w nieznanym mi kierunku.
*
     Szliśmy tak razem przez jakieś 5 minut. W międzyczasie cały czas pociągałem nosem. Zapewne wyglądało to dosyć żałośnie - ja, wyższy od Shiro, cały rozmazany i łkający, na dodatek ciągnięty przez niego, niczym małe dziecko niechętnie wracające z podwórka. Koszmar. Dobrze, że coś takiego nigdy więcej się nie powtórzyło...     Wreszcie doszliśmy do miejsca, które okazało się być...tym samym, gdzie po raz pierwszy go pocałowałem. Mianowicie, była to przebieralnia dla pracowników, jak zdołałem się domyśleć. Jednakże tym razem w pomieszczeniu panowała zupełnie inna atmosfera, niż wcześniej. Z braku lepszych pomysłów, usiadłem na zakurzonym biurku. Hichigo stał, odwrócony tyłem do mnie. Po raz kolejny pociągnąłem nosem, chcąc jakoś przerwać niezręczną ciszę. Shiro jednak nie odezwał się do mnie słowem. Zaczynałem się już zastanawiać, czy sobie nie pójść, kiedy nagle odwrócił się przodem do mnie. Następnie wolnym krokiem podszedł do mnie i oparł się jedną ręką o blat biurka, na którym siedziałem. Drugą zaczął gładzić mnie po policzku. Zatkało mnie. Spodziewałem się, że będzie na mnie zły i każe natychmiast usprawiedliwić moją nieobecność. W końcu go zraniłem. 

   - Um..Shiro? - odezwałem się. Czułem się nieco skrępowany.
- Hmmm? - mruknął cicho, przejeżdżając dłonią po moim karku. Przebiegł mnie przyjemny dreszcz.
- A-ah... - zamiast odpowiedzieć, westchnąłem cicho. - C-Chodzi mi o to...nie jesteś na mnie zły? Nie chcesz słuchać moich wytłumaczeń? - w końcu udało mi się go zapytać. Jednak nie odpowiedział od razu. Wciąż skupiony na badaniu mojej skóry, stał się na chwilę nieobecny. Pewnie myślał nad tym, co powiedziałem.
- Ichigo... - szepnął cicho, po czym ujął moją twarz w dłonie. - Już nie jestem zły. Byłem, kiedy zobaczyłem cię dzisiaj po raz pierwszy. Chodziło mi o to, że..że nie przyszedłeś. Że mnie zostawiłeś, a obiecałeś wrócić. Kiedyś byłem w podobnej sytuacji, ale w przeciwieństwie do ciebie, ta osoba już nigdy nie wróciła. Dlatego bałem się, że tym razem będzie tak samo. - wytłumaczył, po czym przybliżył swoje usta do mojego policzka. Poczułem na sobie jego ciepły oddech. Nie mogłem dłużej wytrzymać. Zbliżyłem swoje wargi do jego, a następnie połączyłem je w pocałunku. Nie pośpieszałem go z niczym, nie naciskałem. Cierpliwie czekałem, aż sam otworzy usta, aby mój język mógł się do nich wedrzeć. Znów ogarnęło mnie to cudowne uczucie. Motyle w brzuchu. Jego słodki smak. To wszystko było jakieś dziwnie blisko. Tyle pozytywnych bodźców na raz zaczęło na mnie oddziaływać. A jeszcze przed chwilę bałem się, że to będzie nasz koniec.
- Przepraszam. - powiedziałem pełen skruchy, kiedy zakończyliśmy pocałunek. - To..Nie była do końca moja wina. Ja chciałem przyjść, naprawdę, tylko..
- Czekaj. Mam pytanie. Czy to, żę cię tu nie  było ma jakikolwiek związek z tym siniakiem na twojej twarzy? - zapytał mnie poważnie. "A więc jednak zauważył..I na dodatek domyślił się, o co chodzi..Szlag." - pomyślałem. Nie chciałem, aby Shirosaki dowiedział się, że to w sumie przez niego, zostałem ranny. 
- Ach? To? Nie...To..to nie przez to, ja po prostu..
- Nie kłam. - przerwał mi.
- Ale o czym ty...
- Ichigo. - przerwał mi po raz kolejny i spojrzał głęboko w oczy.  - Znam cię już na tyle dobrze, że potrafię stwierdzić, kiedy kłamiesz. Więc jeśli jednak się mylę, to powiedz mi to prosto w twarz. Nie uciekaj spojrzeniem.- W ten oto sposób zostałem pokonany. Nigdy w  życiu nie okłamałbym go, patrząc mu prosto w te nietypowe, złoto-czarne oczy. Kochałem go zbyt mocno, aby móc to zrobić. Dlatego też nic nie odpowiedziałem. - No widzisz. Nie zaprzeczysz. Czyli to przeze mnie. - stwierdził.
- Nie prawda! To nie przez ciebie, tylko przez to, że za późno wróciłem do domu i jeszcze pokłóciłem się z ojcem. To nie twoja wina... 
- Skoro tak mówisz...Nie zmienia to jednak faktu, że twój ojciec jest najmniej, nieodpowiedzialny. Kto normalny uderzyłby swoje własne dziecko z tak błahego powodu?
- No właśnie..Sam sobie też zadawałem sobie to pytanie. - westchnąłem cicho.
- Czemu nie odejdziesz? - zapytał nagle Hichigo. W pierwszej chwili nie zrozumiałem.
- Co..?
- Pytałem, czemu po prostu od niego nie odejdziesz. - dopiero po chwili dotarł do mnie sens jego słów. O ile był w nich sens.
- Jak to? Odejść z domu? Chyba oszalałeś...
- Ja tak zrobiłem. - odpowiedział mi szczerze.
- Jak to..? Mówiłeś mi przecież, że mieszkałeś w sierocińcu.
- To nie do końca tak. Miałem ojca, który mną gardził i prawdopodobnie był taki jak twój. Przez to, jak mnie traktował, uciekłem z domu. Nie byłem jesz cze pełnoletni, więc zainteresowała się mną policja. Wkrótce potem trafiłem do sierocińca, bo skłamałem mówiąc, iż nie mam rodziny. Ale tam tez mi się nie podobało. Dlatego znowu uciekłem, a następnie wylądowałem na ulicy. Resztę już znasz.- niewiarygodne. Zatkało mnie, kiedy mi to opowiadał. Po prostu mówił to tak otwarcie..O tym, co go spotkało, o tym, jak ktoś sprawił mu ból...Ja nigdy nie potrafiłbym wyrzucić z siebie wszystkiego tak otwarcie. 
- Wybacz Shiro...Nie chciałem, żebyś musiał mi to wszystko opowiadać...
- Nie, spokojnie. Mówiłem to już tyle razy, że nie sprawia mi już to bólu. Ale co z tobą? 
- Um...Ja...Nie mógłbym uciec z domu. Nie jestem taki jak ty. Na pewno nie taki odważny. - przyznałem. - Poza tym, ja nie jestem z ojcem sam. Mam jeszcze mamę i 2 siostry. Nie chcę ich zostawiać.
- Rozumiem. - powiedział cicho i przysunął się do mnie bliżej. Pogładził mojego sińca zimną dłonią. - Boli cię jeszcze?
- Trochę. - odpowiedziałem, zgodnie z prawdą. Shirosaki, słysząc moją odpowiedź ucałował go lekko. 
- Shiro?
- Tak?
- Zróbmy to jeszcze raz. - to była spontaniczna odpowiedź. Tak naprawdę chciałem zapytać, czy gdybym wyniósł się z domu, moglibyśmy razem zamieszkać. Ale te słowa jakoś nie chciały mi przejść przez gardło. Zamiast tego, zaproponowałem coś na nasze całkowite "pogodzenie". I tak jak myślałem, nie zawiodłem się na jego odpowiedzi.
- Z chęcią. - powiedział cicho, ale po chwili dodał. - Ale tym razem tak, jak ja chcę.
- Mmmhmm...- mruknąłem na potwierdzenie. Następnie przywarłem do niego całym sobą i począłem całować. Wkrótce potem sprawy potoczyły się tak, że obaj, półnadzy (od pasa w górę) wylądowaliśmy na zimnej podłodze. Rosnące w nas z każdą chwilą podniecenie wkrótce zaczęło dawać o sobie znać, poprzez nieznośnie ograniczające spodnie. tak więc następnym krokiem, było pozbycie się ich. Przed zdjęciem bokserek powstrzymało nas jeszcze tylko moje pytanie :
- Hichi...czy nikt tu nie wejdzie?
- Hmm..Nie jestem pewien... - wyznał.
- J-Jak to?! - nie chciałem nawet myśleć, co by się stało, gdyby ktoś tam wszedł.
- Spokojnie...Teraz są godziny szczytu, przez co wszyscy  w klubie są zajęci...Nikt nie powinien tu wejść. - jego wypowiedź, bynajmniej, nie uspokoiła mnie. Wręcz przeciwnie - stałem się wrażliwy na każdy dźwięk w korytarzu. Nie byłem pewien, czy powinniśmy... - Hej.. - Shiro widząc obawę w moich oczach, pocałował mnie lekko w usta. - Tak będzie zabawniej...Trochę adrenaliny nie zaszkodzi. 
- Uh..No dobra. - ostatecznie uległem. Przystąpiliśmy więc do rzeczy. Ściągnąłem z nas bokserki, ale kiedy zamierzałem przystąpić do nieco wznioślejszych czynności, Shiro powstrzymał mnie.
- Co się stało? - spytałem tym nagłym protestem z jego strony. 
-Mieliśmy zrobić to tak, jak ja chcę. - odpowiedział wyniośle. Znowu użył tego władczego tonu głosu, który owego czasu niesamowicie mnie rozpalał.
- Więc co mam zrobić? - wypaliłem.odpowiedzią Shirosakiego było jednak niespodziewane przewalenie mnie na podłogę. - Co ro... - nie zdążyłem dokończyć, kiedy wbił się sobą na moją rozpaloną męskość. Jedyne, co po tym mogło wydostać się z moich ust, to jęki. Hichigo raz to podnosił się z moich bioder, raz na nie siadał, cały czas zachowując jedno tępo. Z nadmiaru przyjemności, kątem oka pociekły mi łzy. Nigdy tego nie zapomnę. Nawet  w moich najśmielszych fantazjach nigdy nie pomyślałem, że Shiro potraktuje mnie pozycją na jeźdźca. Wtedy zrozumiałem, o co chodziło z tym "jak ja chcę". Hichigo faktycznie dobrze mnie znał. Wiedział, że prawdopodobnie nie zgodziłbym się, żebyśmy uprawiali seks bez przygotowania. Ale zgodziłem się, nie wiedząc jeszcze dobrze na co. Ale dzięki temu, przyjemność tylko się wzmogła. Hichigo systematycznie unosił się i opuszczał na mnie, sprawiając tym samym, że szalałem z przyjemności. A jego jęki  tylko dodatkowo mnie nakręcały. Z resztą, to kochanie się w adrenalinie, jak to ujął Hichi, faktycznie było przyjemne. Każdy odgłos z zewnątrz przyprawiał mnie o szybsze bicie serca. 
   W końcu poczułem, jak mięśnie Shirosakiego zaciskają się na moim członku. Chwilę później doszedł, brudząc mi brzuch lepką, białą cieczą. W tamtej chwili ja również osiągnąłem szczyt. Jęknąłem głośno.
- Dojdź we mnie. - szepnął mój kochanek i niemalże kładąc się na mnie, pocałował namiętnie. To wystarczyło. W chwilę później rozlałem się w jego wnętrzu. W chwilę później, Shiro osunął się na mój brzuch. - Zmęczyłem się. - wyznał. Ja jednak nie miałem siły, by mu odpowiedzieć. Patrzyłem tylko na niego, obejmując mocno. - Coś się tak przykleił? - zapytał mnie po chwili ze śmiechem, po czym wstał za mnie. - Wstawaj, bo się przeziębisz.
- Shiroooo.. - jęknąłem ciężko, podnosząc się do siadu.
- Co się stało? - zapytał, podając mi rękę, abym mógł wstać.
- Nic szczególnego. Kiedy będę mógł znowu przyjść? - spytałem, wstając (z jego pomocą).
- Kiedy tylko chcesz. - odpowiedział mi. Uśmiechnąłem się do niego. W zamian otrzymałem ręcznik, do wytarcia ubrudzonych spermą partii ciała. kiedy już się wytarłem, zabrałem się za wycieranie podłogi, przy czym nieoceniona okazała się pomoc albinosa. Wkrótce potem, zostawiliśmy po sobie nienaganny porządek, a o obecności naszych ciał połączonych wzajemną namiętnością, śladem pozostały tylko ubrudzone ręczniki w koncie pomieszczenia.
    Hichigo odprowadził mnie przed wejście do klubu, gdzie pożegnaliśmy się kolejnym pocałunkiem.
- Przychodź, jak tylko będziesz mógł. Ja zawsze czekam. - powiedział mi na odchodne. 
- Postaram się. - odparłem i zniknąłem za zakrętem. W głowie nie byłem już niczego pewien, oprócz miłości, którą żywiłem do Shirosakiego. Szczerze powiedziawszy miałem gdzieś, czy Yuzu powiedziała rodzicom o mojej ucieczce. Miałem gdzieś, że ktoś mógł nas wiedzieć. Kochałem go, byliśmy razem. Kto mógł nam tego zabronić..?
    Do domu trafiłem jeszcze przed północą. Kolejnym krokiem było dostanie się do domu. Jedynym wyjściem było okno. Ale jak dostać się z parteru na pierwsze piętro?! Nie potrafiłem latać, więc musiałem poradzić sobie w jakiś inny sposób. Obszedłem więc dom kilka razy dookoła. Nic nie przychodziło mi na myśl, kiedy nagle jedno z okien otworzyło się...Okazało się, że to Yuzu przyszła mi z pomocą.
- Ichi-nii! - zawołała cicho, aczkolwiek tak, bym usłyszał.
- Yuzu! - krzyknąłem zaskoczony. - Otworzysz drzwi?
- Tak! - odpowiedziała mi radośnie, po czym zniknęła w głębi mieszkania. Ja natomiast poszedłem do frontowej części budynku, przy której już czekała moja siostra
- Dzięki.- powiedziałem, kiedy już znalazłem się w środku..
- Nic nie powiedziałam rodzicom! - szepnęła do mnie, przytulając się.
- Dobrze...Dziękuję. Wiesz może, gdzie jest klucz od mojego pokoju? - zapytałem.
- Tak. Wisi na korytarzu. - odpowiedziała i pociągnęła mnie na pierwsze piętro. Reszta poszła już sprawnie. Trafiłem do swojego pokoju, wykręcając się od tłumaczenia "gdzie byłem" tym, ze chciało mi się spać. Yuzu więc, niechętnie wyszła z mojego pokoju, zamknęła mnie i jeszcze na koniec oznajmiła, że mam jej wszystko jutro wyjaśnić. 



*********************************************************************************************************************
   Ohayou minna! Zgodnie z umową, jest notka. Wcześniej. Mam nadzieję, że się cieszycie ^^ Kontynuacja w poniedziałek.
   A ja chciałam jeszcze tak pokrótce dodać, ze ogromnie dziękuję Wam za te już 4000 wejść na bloga. Normalnie mnie zamurowało *.* Naprawdę jestem wdzięczna i dal was postaram się pisać jeszcze lepiej i ciekawiej! Oczywiście, za komentarze, których jest już lekko ponad 100 także ogromne arigatou! ♥

poniedziałek, 24 marca 2014

Tragedy called love cz.9

     Droga do klubu była jak dla mnie straszną udręką. Cały czas myślałem tylko o jednym. Mianowicie : jak zareaguje na moją nieobecność Hichigo? To był cały problem. W końcu na co dzień starł się być oschły, oziębły i wyższy w stosunku do innych. Poznając go jednak lepiej, zdałem sobie sprawę, że to tylko pozory. W środku był bardzo wrażliwy i wymagający czyjejś opieki, czy obecności. Coś, co jednak najbardziej mnie w nim rozczuliło to to, co powiedział po naszym namiętnym ostatnim spotkaniu : "To był mój pierwszy raz. Doceń to."  - na te jego słowa, naprawdę się ucieszyłem. W końcu wcześniej strasznie zadręczałem się myślami na temat : Czy Hichigo oddaje się innym?. Tak, bardzo twórcze. Wiem. Mimo to, pewnie wiele osób próbowało namówić go do seksu za pieniądze. Ale on się nie zgadzał. Z resztą, czy musieli zawsze go namawiać, znając jego odpowiedź? Znając ludzi z dzisiejszych czasów, pewnie nie jeden próbował go zgwałcić. I to na pewno nie raz. Widziałem przecież wcześniej, jakie to reakcje wywoływał jego występ na scenie. Ludziom bardzo się to podobało. Może nawet za bardzo. Ze wstydem muszę jednak przyznać, że dla mnie także było to niesamowite. Dlatego nie chciałem, by ten nasz pierwszy raz (który równocześnie był i moim pierwszym razem ^w^) był dla niego przykrym wspomnieniem. Nie chciałem, by poczuł się wykorzystany, dlatego obiecałem, że przyjdę. I słowa nie dotrzymałem. Gdybym to ja był na jego miejscu, pewnie bym już oszalał z żalu. Na pewno czułbym się  zdradzony. A do tego, gdyby to była osoba na której na prawdę mi zależy, ba, którą kocham! To dopiero ból...
     Dlatego też szliśmy bardzo szybko. Głównie to na narzucałem to tępo. Chciałem jak najszybciej znaleźć się w klubie i wyjaśnić z moim ukochanym całą zaistniałą sytuację. I tu znów nawiedzały mnie zboczone obawy : czy Shiro...czy on z żalu do mnie, kochał się z kimś po tym, jak nie przyszedłem..? W końcu moje młodsze siostry oglądały dużo seriali w telewizji. A ja, chcąc nie chcąc, oglądałem niektóre z nimi. Bardzo często w danym programie działo się tak, że jeśli jakaś osoba została zostawiona przez tę drugą, zdradzała ją później na prawo i lewo, aby zapełnić pustkę po utracie ukochanego/ukochanej. "Co jeśli Hichigo postąpi tak samo?" - myślałem bliski płaczu. Nie chciałem tego. Nienawidziłem ojca. W końcu to przez niego. To on dał mi szlaban. I przez niego moje "love story" mogło szybko zamienić się  w dramat.
     W końcu dotarliśmy do klubu. Spojrzałem na zegarek, który postanowiłem nosić. Była 21:20. Nie była to jeszcze zbyt późna pora, a i tak w klubie było strasznie dużo osób. ledwo wcisnęliśmy się do środka. Znów znalazłem się w tak dobrze znanym mi, ciemnym "przedpokoju". Na swój sposób to miejsce odprężało. Ściany pomalowane na czarno. Lubiłem ten kolor. Obecnie wolę biały, choć kojarzy mi się on tylko z jedną osobą, o której wolę zapomnieć.
     Razem z Renjim, Yumichika i Ikkaku weszliśmy do sali głównej. Grała tam głośna muzyka, rozbrzmiewały śmiechy i głośne rozmowy. Wszyscy dobrze się bawili. No, z wyjątkiem mnie. Taki szczegół. Nie wiedziałem, co robić. W tym klubie, bez Shiro, stałem się zagubiony. Gdzie go szukać..?
- Ichigo..? Co teraz? - zapytał mnie Ayasegawa.
- A-Ale...jak to..? - zajęty własnymi przemyśleniami, nawet nie usłyszałem, co do mnie mówił.
- Eh.. - westchnął cicho. - Pytałem, co zamierzasz teraz robić? Widać przecież, że się za kimś rozglądasz. A od Renjiego wiem, że poznałeś tu kogoś, kto cię zauroczył. Prawda?
- Um...no prawda. - uznałem, że trzymanie tego  w tajemnicy dłużej, nic mi nie da. - nazywa się Hichigo. Hichigo Shirosaki. - na moją odpowiedź, Yumichika zrobił wielkie oczy.
- Ten Hichigo Shirosaki? Największa gwiazda tego klubu..?
- No...zdaje się, że tak. - odpowiedziałem.
- Człowieku! I ty z nim...Nie no, ja nie mogę! - do naszej rozmowy wtrącił się Ikkaku. - nie dość, że jest największą gwiazdą tutaj, to jeszcze nikomu nigdy nie pozwolił dotknąć się...no w ten sposób. Całkiem niedawno znalazł się tu jakiś biznesman i zauroczony tym facetem, proponował mu 2 miliony jenów, za spędzenie z nim nocy! Ale Hichigo się nie zgodził. Krążą plotki, że kiedy mu odmawiał, wspomniał coś o kimś, w kim się zakochał. Nie mów mi teraz, że ten ktoś to ty! - opowiedział Madarame. Zrobiło mi się głupio. 2 miliony..jeśli  w tej sytuacji, naprawdę była mowa o mnie, to w takim razie powinienem był uciekać z domu jeszcze wcześniej. Tak, aby Shiro nigdy nie odczuł przykrości z mojego powodu.
- Kiedy to było? - zapytałem bliski płaczu, chcąc się upewnić.
- Czy ja wiem...Zaraz po tym, jak przyszedłeś tu z nami pierwszego dnie...Tak więc możliwym jest, że wtedy Hichigo mówił o tobie... - powiedział Ikkaku. Nie mogłem już wytrzymać. On tak się dla mnie poświęcał, a ja nawet do niego nie przyszedłem..? Co z tego, że to nie moja wina. Powinienem był bardziej się postarać. Co ja najlepszego zrobiłem...W oczach poczułem wilgoć.
- Ej, a tak w ogóle to gdzie się podział Renji?! - zorientował się Ayasegawa. To prawda. Już od jakiegoś czasu przestał się wtrącać do dyskusji, jak to miał w zwyczaju i gdzieś tajemniczo się rozpłynął. - A zresztą! Tylko by przeszkadzał. Żadnego pożytku z tego człowieka! Powinien wziąć się za siebie i w końcu udać na operację plastyczną! Kto to wiedział, żeby mieć tak okropny nos?! - powiedział wściekły. Cóż, w końcu prawdą było, że prawdopodobnie w zaistniałej sytuacji by nie pomógł.
- To co, Ichigo? Masz jakiś pomysł, gdzie szukać Hichigo? - zapytał ni stąd, ni zowąd Ikkaku.
- Ja..ja chyba wiem. - wydukałem po namyśle.- ale wolałbym pójść tam sam. Nie miejcie mi tego za złe, naprawdę jestem wam wdzięczny za pomoc... - powiedziałem do przyjaciół, czując na sobie ich zaciekawione spojrzenia. - ...ale to moja sprawa. To ja nawaliłem. To moja wina. - wytłumaczyłem im i rzuciłem na pożegnanie : - A wy w między czasie możecie pobyć trochę razem. Potańczcie czy tam coś. - na koniec uśmiechnąłem się złośliwie i uciekłem. Za nim jednak zdarzyłem się odwrócić, spostrzegłem chęć mordu w oczach tamtej dwójki. Ale w końcu nie powinni się mnie czepiać. Byli razem. Normalnym więc było, że mogliby spędzić razem czas.
     Nie do końca byłem pewien, czy to rzeczywiście tam znajdę swego ukochanego, ale jedynym racjonalnym dla mnie miejscem, było to, w którym się kochaliśmy. Nie wiem nawet kiedy, znalazłem się w przeznaczonej do tego części klubu. Było tam cicho i pachniało tym, co wcześniej : perfumami i seksem. Bosz...co ja piszę. No trudno. Wracając do opowieści. Ruszyłem przed siebie. Było ciemno i niewiele widziałem. Wcześniej to Shiro mnie prowadził. Ale teraz zdany byłem tylko i wyłącznie na siebie. Po omacku starałem się odtworzyć wcześniej przebytą przeze mnie trasę. Niezbyt mi to wychodziło. Zanim się zorientowałem, zgubiłem się. Nie wiedziałem kompletnie, gdzie się znajduję. "No pięknie. Chcę odnaleźć moją miłość, a sam się tu pogubiłem...no pię.." - i zanim zdążyłem ochrzanić się w myślach do końca, wszedłem do jakiejś wnęki tego labiryntu. Zdawało mi się, ze byłem na miejscu. Niestety. Moja oczy ujrzały coś...coś czego po prostu się nie spodziewałem. Moje oczy, jak poprzednim razem, po pewnym czasie przyzwyczaiły się do ciemności. Mogłem ujrzeć czyjeś sylwetki, które zdecydowanie były zbyt blisko siebie...Przeraziłem się. W pierwszej chwili pomyślałem o Hichim, dlatego też jak głupi wydarłem się:
- Shiro?!?! 
- Ichigo?! - odpowiedział mi dobrze znany głos.
- Renji?! - zorientowałem się, że to wcale nie był Hichigo.
- Um...A ja jestem Byakuya Kuchiki. Miło poznać. - odezwał się ktoś, kto okazał się być..starszym bratem Rukii! Nigdy nie poznałem go osobiście, ale czarnowłosa opowiadała mi o nim. cała ta sytuacja..była dla mnie lekko powiedziawszy SZOKIEM. W jednej chwili znalazłem odpowiedz na kilka pytań. A więc to dla tego Renji zniknął...Miał swoje własne, że tak ujmę, zajęcia.
- C-Co ty tu robisz?! - zapytał
mnie podenerwowany ognistowłosy.Jeszcze nigdy nie widziałem go tak wściekłego i skołowanego równocześnie.
- Przepraszam! - wydarłem się zamiast prawidłowo odpowiedzieć na pytanie. - ja..ja nie chciałem wam przeszkadzać...
- Nic się nie stało. - odezwał się chłodno Byakuya. - Właśnie miałem się zbierać.- oznajmił, po czym wstał i zasłonił swoje odsłonięte ramiona swoim kimono.
- J-Jak to..! - zawołał płaczliwie Renji. - Chyba mnie takim nie zostawisz!
- Czemu nie? - zapytał czarnowłosy i ruszył z zamiarem odejścia. W tym momencie zadziałałem instynktownie. Skoczyłem do partnera swojego przyjaciela i ciągnąc go za rękę, wywaliłem na materac obok Abaraia.
- Nie! Już sobie idę. Nie przeszkadzam! To był przypadek! Szukałem kogoś! Byłem pewien, ze jeden z was to Shirosaki Hichigo! Już mnie nie ma! - krzyknąłem i odkręciłem się jak najprędzej z zamiarem odejścia. Powstrzymał mnie jednak Kuchiki.
- Shirosaki..Hichigo? Czy to nie przypadkiem mój współpracownik? - "współpracownik?! Nie ma co, robi się ciekawie..."
- O ile ty tu pracujesz, to tak. - odpowiedziałem lekko wstrząśnięty.
- Więc ty to Kurosaki Ichigo...i szukasz Shiro...
- Tak! Ale..o co ci..
- Ujmę to tak. Na twoim miejscu więcej bym tu nie przychodził. Hichigo strasznie przejął się tym, zę go porzuciłeś.. - "więc jednak..." - i w tej chwili nie życzy sobie z kimkolwiek rozmawiać. Wziął nawet wolne, co dotychczas jeszcze nigdy mu się nie zdarzyło.
- Ja... - zatkało mnie.- To nie tak, ze go porzuciłem, ja po postu.. - zacząłem płakać.
- Dość. - przerwał mi nagle czyjś władczy głos... - Jeśli zamierzasz się tłumaczyć, to tylko mi. Inaczej dostaniesz taki wpierdol, o jakim ci się w życiu nie śniło! - odwróciłem się powoli. Za mną stał Hichi. Ale nie taki jak zwykle. Ten Hichigo budził grozę i litość jednocześnie. Jego biała (niegdyś) twarz poszarzała z lekka. Oczy, czarne jak smoła, były głęboko podkrążone i wylały co najmniej kilka łez. Pozostałości po mokrych ścieżkach znajdowały się na zapadniętych policzkach. Chyba schudł. Jeszcze go takim nie widziałem. I widzieć nie chciałem. Jednakże, co się stało, to się nie odstanie. Trzeba było wszystko sobie wytłumaczyć.
- Idziemy. - rzucił do mnie ostro, zachrypniętym głosem. - Już nie przeszkadzamy. - zwrócił się do oniemiałej pary. -  Życzymy miłej zabawy. - dodał, kiedy oniemiały poszedłem do niego. Natychmiast chwycił mnie za nadgarstek i z niewiarygodną siłą pociągnął w nieznanym mi kierunku.
^^^
     - Wiesz co, ja chyba straciłem ochotę na seks. - odezwał się oniemiałym głosem Renji. Zaraz potem popatrzył na swego partnera. On także stracił resztki pożądania. -Myślisz, ze jeszcze im się jakoś ułoży? - spytał cicho kochanka, obejmując go w pasie.
- Cóż. - zaczął bezbarwnym tonem Kuchiki. - Zakładając, że ten cały Ichigo dożyje wyjaśnień ze swej strony, to niewykluczone, że Hichiemu serce zmięknie. Ale...Musisz sobie co zapamiętać. jeśli chcesz, przekaż przyjacielowi : jeśli dla Shiroskaiego ktoś choć raz stał się ważnym, do końca ważnym pozostanie. Nawet, jeśli we wściekłości zabiłby tę osobę. A teraz zdradzę ci jego sekret : Hichigo miał kiedyś taką osobę.
- Jak to! Podobno miał swój pierwszy raz z Ichigo! - zaparł się czerwonowłosy.
- owszem. Z tego, jak orientuje się w sytuacji, to prawda. Ale czy to oznacza, że nigdy wcześniej nikt nie był dla niego ważny..? - tłumaczył cierpliwie Byakuya. - Miał kiedyś osobę, z która do niczego nie doszło. Była to jednak najważniejsza dla niego osoba na świecie. Porzuciła go jednak. Perfidnie zdradziła i oszukała. Nie liczyła się z nim. Nigdy nie była do końca szczera. Mimo wszystko, Shirosaki kochał ją. To była jego pierwsza miłość. Kiedy jednak go porzuciła, pragnął popełnić samobójstwo. Powstrzymał go jednak szef tego klubu, z którym także był przez pewien czas dość blisko. To właśnie on doradził mu, jak być silnym i niezależnym. To dzięki niemu Hichigo Shirosaki jest wciąż sobą. Dlatego nauczył się kochać od nowa. Kurosaki Ichigo : wygląda na to, że jest to jego pierwsza miłość, od czasu, kiedy jego pierwszy ukochany go porzucił.
- A...um, Byakuya..mogę jeszcze spytać o jedną rzecz?
- Pytaj.
- Kto był tym, kto tak perfidnie mógł zranić drugiego człowieka? - zapytał Renji. Był tego ogromnie ciekaw.
- Ah, o to chodzi. Otóż był to...


***************************************************************************************************************

     Ohayou kochani! Mamy poniedziałek, tak więc notka zgodnie z nowymi kryteriami pojawia się na blogu. Z tym, że mamy w naszym opowiadaniu co raz więcej niewiadomych. Pojawia się co raz więcej pytań i niepewności. Poza tym, jak się dowiadujemy, Hichigo to naprawdę niezły brutal...Myślicie, że Ichigo zdoła mu wszystko opowiedzieć..? Myślicie, że Hichi mu wybaczy? Tym razem tytuł nie jest podpowiedzią na te nurtujące pytania. Tragedia nazwana miłością... - czy to zwiastuje dobre zakończenie?
    No cóż, przetrzymam was trochę w niepewności. Kolejna nocia za tydzień. Czy w niej dowiemy się, co było dalej..? 
    
    No dobra...A co do opka, to co myślicie o obecnych parringach? Pojawiło się tu bowiem RenjiXByakuya *.* No cóż, nie myślałam wcześniej, aby wprowadzić tu ten parring ale wyszło inaczej, niż miało być. Od teraz Byakuya będzie stanowić dość ważną postać, nie przeczę. Choć nigdy nie wiadomo, czy przyniesie nam więcej pytań, czy odpowiedzi!



środa, 19 marca 2014

UWAGA!

   Yo minna! Mam dzisiaj dla Was trochę ogłoszeń ^^ i nie miejcie mi ich za złe, proszę...
1. Złapałam 100 komentarz! Hihihi....Należał on do...*bębny* ...Then'a. Gratulacje ♥. Wygrałeś (dla przypomnienia) swoje własnego postaaaa! Możesz w nim wymyślić, okoliczności, dobrać postacie występujące itd...Więc napisz do mnie maila na : wika1936@gmail.com i napisz tam, jakie wymagania preferujesz ^^
2. Nie ma dzisiaj notki. I postanowiłam, że..(c.d. w punkcie 3 ^*^)
3. że, ponieważ...wymagacie większej ilości tekstu (z resztą mi też by się uśmiechało, gdybym mogła pisać więcej..♥) notki będą dodawane raz w tygodniu, ale będą bardzo długie....To tak, jakbyście mieli 3 w 1...I ten dzień, to poniedziałek. Postanowione.
4. Jakoże nie ma dzisiaj posta, to dodam parę zdjątek....
Enjoy
I do zobaczenia..tfu, przeczytania...
..w poniedziałek. :)



                   
             
   

     
             

piątek, 14 marca 2014

Tragedy called love cz.8 + bonus

    Pogrążyłem się  wczarnych myślach. Mój ociec był nienormalny. Bo niby kto przy zdrowych zmysłach zamknąłby cię na tydzień w pokoju, nie zważając chociażby na twoje szkolne egzaminy? Tak, miałem w tym czasie egzaminy. Dość ważne, które byłyby proponowaną oceną na koniec roku, który zbliżał się nieuchronnie. Do końca szkoły zostało nam łącznie półtora miesiąca.
    Siedziałem zwinięty w kłębek przy drzwiach cały dzień. W końcu, pod wieczór usłyszałem szczęk otwieranego zamka tuż nad moją głową. Wstałem więc pospiesznie i odsunąłem się od drzwi. Do mojego pokoju weszła Yuzu z tacką z kolacją.
- Ichi-nii przyniosłam kolację... - poiedziała markotnym głosem i postawiła ją na biórku. - czemu musisz tu siedzieć? - zapytała, nie patrząc na mnie. - Jeszcze nigdy nie wiedziałem, żeby tata się tak zezłościł... - szepnęła.
- Wczoraj wróciłem zbyt późno i dlatego dostałem szlaban, Yuzu. - odpowiedziałem jej i dodałem :  -To nie jest jednak nic, czym mogłabyś się przejmować, dobrze?
- Mhm.. - wreszcie jej wzrok napotkał moje spojrzenie. - Ichii-nii, co ci się stało?! - wykrzyknęła, kiedy spostrzegła..
- O czym mówisz? - spytałem, nie rozumiejąc.
- O tym sińcu! - fuknęła i podeszła do mnie, dotykając zaczerwienionego jeszcze lekko policzka. Zabolało, kiedy jej zimne, pałe palce, zetknęły się z raną. Syknąłem. - Boli cię? - zpytała zatroskanym głosem.
- Um, trochę. - skłamałem. Bolało bardzo!!!
- Poczekaj, dam ci lusterko. - powiedziała i poczęła grzebać w kieszeniach. W końcu owoc jej pracy znalazł się w moich rękach. Spojrzałem w lusterko i oniemiałem. Wiedziałęm, ze po uderzeniu na pewno pozostanie mi jakiś ślad, ale aż takiego nie spodziewałem się. Na moim policzku malował się ciemny siniak wielkości ludzkiej ręki, dodatkowo otoczony zaczerwienieniem. Wyglądało to okropnie. Wtedy właśnie domyśliłem się, dlaczego ojciej zamknął mnie w pokoju nawet na wychodzenie do szkoły.
- Skąd to masz? - ponowiła pytanie Yuzu.
- Eh.. - złapałem się nerwowo za głowę. - To...Właśnie wczoraj, gdy byłem na imprezie, była  wklubie jakaś bójka no i  mi też się dostało. - skłamałem uśmiechając się. Wcale nie podobało mi się krycie ojca, ale nie chciałem, żeby moje sistry zaczęły się go bać.
- Ojej..może przyniosę ci okład? - zapytała. Wyglądała na naprawdę przejętą całą sprawą.
- Nie, naprwadę nieczego mi nie trzeba. Dziękuję, żę tak o mnie dbasz. - odpowiedziałem i poczochrałem jej włosy, co wywołało uśmiech na jej ustach.
- Ichi-nii zjedz kolację, zanim ci wystygnie - powiedziałą śmiejąc się. - Ja muszę teraz pozmywać, ale później do ciebie przyjdę. - zapowiedziała i wyszła zamykając za sobą drzwi. Widocznie tak kazał jej ojciec.
    Jedząc swoje zimne curry myślałem tylko i wyłącznie o Hichim. Co sobie pomyślał? Czy czekał na mnie przez cały ten czas? Czy..Czy się martwił? Podejrzewał o zdradę? Naprawdę nie miałem pojęcia. Prawdopodobnie, gdybym go odwiedził, byłby zły, zę przychodzę tak późno. Ale nie przyjdę. Przez tydzień. "Nie wytrzymam tego.." - myślałem. Naprwdę, cała ta sprawa była naprawdę kłopotliwa. I dla mnie i dla niego.
    Kiedy zjadłem, podszedłem do okna i otworzyłem je. "Trochę świeżego powietrza nie zaszkodzi" - pomyślałem. Następnie położyłęm się na łóżku. Najadłem się i zachciało mi się spać. Wkrótce sen otoczył mnie swą obecnością.
    Obudziłem sie dnia następnego o godzinie 10. W sumie, dzięki temu, zę byłem zamknięty w pokoju, mogłem trochę odpocząć. Nie, żeby mi się to podobało. Już wolałbym mieć wory pod oczami i być wymęczonym z awszystkie czasy, niż siedzieć w zamknięciu. Wolałbym już nawet napisac te egzaminy! Ona naprawdę były ważne...Nage przypomniałem sobie, że ptrzez te ostatnie dqwa dni wcale się nie uczyłem. Wolałem nadrabiać zaległości na bieżąco, niż na ostatnią chwilę, więc przystąpiłem do rozwiązywania zadań. Tacka, która stałą dnia wcześniejszego na moim biórku, zniknęła. Widocznie Yuzu sprzątnęła ją, kiedy jeszcze spałem.
    Na odrabianiu lekcji zleciał mi cały kolejny dzień. Beznadziejny dzień. Myślałem, że umre  z nudów. Zacząłęm tęsknić za przyjaciółmi. Nawet za Renjim i tym jego wkurzającym gadaniem. Ale gdy zaczynałem myśleć o Shiro, wtedy moje serce zaczynało boleć. Nie chciałem, zęby nasz związek rozpadł się poprzez tą kłótnię. Naprawdę go kochałem. Był mi naważniejszy. Pragnąłem tylko jego obecności. Niestety. Życie nie zawsze pozwala na to, aby wszytsko było w nim proste i oczywiste. A szkoda
   Było ok. po 20, kiedy nagle usłyszałem czyjś krzyk za oknem. "niedość, że jestem uwięziony we własnym pokoju, też jeszcze jakieś ciule coś ode mnie chcą..." - pomyślałem. Tak naprwdę wcale nie miałem zamiaru sprawdzać, kto to był. Ciekowość wzięła jednak górę. Podszedłem do okna, a tam..
- Yo, Ichigo! Przyszliśmy po ciebie! - powiedział Renji i wyszczerzył się jak głupi. Byli z nim także Ikkaku i Yumichika.
- C-Chłopaki!- krzyknąłem. Dzięki nim zalśniła we mnie iskra nadziei. Wreszcie mogłem się wyrrwać!
- Coś cię  w szkole nie było, w klubie tak samo! - powiedział i puścił do mnie oczko. Mimowolnie się zaczerwieniłem. - Więc doszliśmy do wniosku, że musisz być w domu. Tak więc, oto my!
- Um, jestem tu zamknięty.. - wytłumaczyłem, choć nikt o to nie prosił.
- Spoko, spoko! - odezwał się Madarame. - Byliśmy po ciebie. Powiedzieli nam, że jesteś "chory". Ta...chory Ichigo...Jakoś w to nie uwierzyliśmy!
- I słusznie! - odkrzyknąłęm. - To jak zamierzacie mnie z tąd ściągnąć?
- To proste. Będziesz skakać, a ci dwaj cię złapią - wytłumaczył mi Ayasegawa wskazując głową na  Renjiego i Ikkaku. Mnie zamurowało. "Że co niby ja mam zrobić?!"
- Mam skakać?! Pogrzało was?!
- No cóż jak nie chcesz, to my sami idziemy do klubu... - powiedział Yumichika i uśmiechnął się złośliwie.
- Teme... - szepnąłęm zaciskając pieści tak mocno, że aż mi palce zbielały. - Dobra! Zrobię to! - krzyknąłem i przełożyłem nogi przez okno. Usiadłem na parapecie. Tymczasem na dole Renji i Ikkaku zaczęli przygotowywać się do złapania mnie. Już miałem skakać. Wziąłem głęboki oddech i...Nagle drzwi mojego pokoju otworzyły się. Do pomieszczenia weszła Yuzu niosąc tacę z jedzeniem.
- I-ichi - nii?! - krzyknęła, upuszczając tackę. Na podłogę rozlał się ramen. - C-Co ty robisz?! - była bliska płaczu.
- Nie martw się, Yuzu. Wrócę. - zapewniłem ją i przyłożyłem palec do ust, na znak, że ma być cicho i mnie nie wydać. Następnie odepchnąłem się od parapetu i skoczyłem.
- Aaaaa! Ichii-nii!!!! - usłyszałem rozpaczliwy krzyk mojej siostry. Wszystko jednak skończyło się dobrze. W ostatnim momencie złapali mnie Abarai i Madarame. Czując ich silne ramiona poczułem się bezpiecznie.
- Aleś ty lekki! - zawołał Renji, chwilę po złapaniu mnie. Nie zważałem uwagi na ten komplement (?) tylko od razu wstałem i oddaliłem się od nich na co najmniej 2 metry. W oknie zobaczyłem zapłakaną Yuzu. Chyba ulżyło jej widząc mnie żywego. Uśmiechnąłem się do niej po raz kolejny i razem z chłopakami ruszyliśmy w drogę do klubu.
- Dzięki.. - powiedziałem cicho.
- Nie mam za co. W końcu jesteśmy kumplami, nie? - odpowiedział mi Ikkaku. - A tak w ogóle, to co stało ci się w policzek..? Wygląda fatalnie. - stwierdził przypatrując mi się uważnie.
- Właśnie! Przez tego sińca nie można nawet zobaczyć, jak słodziuchno się rumienisz! - dodał Renji. Ścierpiałem jakoś tę jego mądrą uwagę, choć nie było to proste. Moja cierpliwość była na granicy wytrzymałości.
- Eh...To nic takiego..Ojciec mnie walnął... - wyznałem.
- Ojciec? Co to za ojciec, który bije własne dzieci? - zauważył Ayasegawa.
- To..jeszcze nigdy się nie zdarzyło...Wkurzyło go to, że tak późno wróciłem no i..dlatego mnie uderzył, a potem zamknął w pokoju. - opowiedziałem im. Czułem, że mogę.
- Hmm...Nie fajnie. - stwierdził Renji. "No co ty?!" - No ale zawsze masz nas. Możesz na nas liczyć. Będziemy pomagać ci we wszystkich trudnościach... - zapewnił mnie ognistowłosy.
- Od ciebie wiem to aż za dobrze! - powiedziałem, rumieniąc się. Przypomniałem sobie, jak pomógł mi ostatnio...


**********************************************************************************************************************
    Ohayo! Myślę, ze notka zgodnie z oczekiwaniami. A przed Wami krótki bonusik pt. :
Coś z życia Ichigo - Nauka "tych" rzeczy.
   Hahaha, lepszego pomysłu nie miałam!
**********************************************************************************************************************
   Przed pierwszym spotkaniem z Hichim Ichigo był naprawdę zamyślony. Działało to na jego korzyść. Wszyscy nauczyciele i uczniowie obecni w klasie myśleli, że nastolatek myśli, jak rozwiązać zadanie. Nie były to jednak takie myśli. Kurosaki rozmyślał o swoim ukochanym. Tego dnia mieli spotkać się po raz 2. "Jak przebiegnie spotkanie?" , "Czy dojedzie do czegoś jeszcze..?" W końcu mieli już za sobą pierwszy pocałunek! Co prawda, był bardziej jednostronny, no, ale pocałunek to pocałunek! - I właśnie na takich rozmyśleniach minął chłopakowi cały dzień...W klasie był jednak ktoś, kto doskonale zdawał sobie sprawę, o czym Ichigo mógł myśleć...
*
   Po całym zajściu z Yumichiką i Ikkaku, Ichigo postanowił bardziej uważać na otoczenie wokół siebie. Przecież niektóre zachowania tej dwójki niejednokrotnie miały dwuznaczne znaczenie! A co, jeśli jeszcze ktoś lub coś, zaskoczy go w podobny sposób..? Pomarańczowowłosy odetchnął ciężko i ruszył na spotkanie z Renjim, który czekał przy wyjściu ze szkoły.
- I co? Znalazłeś torbę? - zapytał zamiast powitania.
- Ta.. - odpowiedział Ichigo. Przez dłuższy czas szli w milczeniu, aż w końcu nastolatek nie wytrzymał. Po prostu musiał się zapytać!: - Renji..A czy...mogę o coś zapytać?
- Już zapytałeś. - roześmiał się szkarłatnowłosy. - No, ale ok. Pytaj jeszcze raz. Możesz być pewien, że ja, Ayasegawa i Madarame będziemy pomagać ci we wszystkich trudnościach. - zapewnił mnie.
- No dobrze...skoro tak, to...cojamamrobić,jeślidojdziedoczegoświęcejmiędzimnąaHichim?! - zapytał za jednym wydechu, wyrzucając z siebie wstydliwe słowa, czerwieniąc się przy tym soczyście.
- Czekaj, czekaj, nic nie zrozumiałem! - powiedział zszokowany Renji. - Powiedz jeszcze raz, tyle, żę wyraźniej i wolniej. - polecił mu.
- Um..No..co ja mam robić, jeśli dojdzie do czegoś więcej między mną, a Hichim.. - powtórzył.
- A..O to chodzi... - powiedział Abarai i zamyślił się ze zbereźnym uśmiechem na ustach.
- Ej, co to za uśmiech?! - zapytał zdenerwowany Kurosaki.
- Nie dziw się! Pytasz o "takie" rzeczy, otrzymasz "taką" odpowiedź! - odpowiedział poważnie szkarłatnowłosy. Chwilę później odezwał się znowu : - Będziesz seme?
-Ż-ŻE CO SŁUCHAM?!
- No..Pytam, czy będziesz na górze. - sprostował.
- A skąd ja mam to niby wiedzieć?! - wydarł się nastolatek, tak, że pół ulicy zwróciło się w ich stronę.
- Bądź ciszej! - zganił go Renji. - Skoro nie wiesz, to załóżmy, że tak. 
- Więc...?
- Więc...musisz go całować..
- Tylko tyle? - zadziwił się Kurosaki.
- Nie! - zaprzeczył Abarai. - Dopiero zaczynam! No więc musisz go dużo całować. Po całym ciele. Zwracaj uwagi na sutki, bo od tego też się można podniecić..
- Czekaj! Mówisz mi to wszystko tak spokojnie na środku ulicy?!
- Tak, czemu nie. - powiedział Abarai i wrócił do przerwanego zdania : No i...masturbowałeś się kiedyś?
- Aaa! Nie pytaj o takie rzeczy!!! - zawołał Ichigo i ukrył twarz w dłoniach.
- Twoja reakcja świadczy, że tak. - stwierdził Renji. - No to...wobec swojego partnera na początek postępuj tak samo, jak robiłeś sobie... W sensie zrób to jemu.
- Argh, błagam, nie przy ludziach! - załamał się Kurosaki.
- Przecież tu prawie nikogo nie ma!
- "Prawie" ma oznaczać całą zatłoczoną główną ulicę Karakury?!
- No. - potwierdził szkarłatnowłosy i uśmiechnął się promiennie. - Eh, Ichigo Ichigo..widać, że z ciebie to jeszcze dziewica jest!
- To się nazywa prawictwo!!! Debilu!!! No już kontynuuj, bo zaraz będziemy!
- No proszę! Zaczyna ci się podobać! - zaśmiał się Renji.
- Cicho!!!
- No dobrze, dobrze...już mówię, co dalej. No i jak naprawdę przychodzi co do czego, to...no bierzesz go od tyłu!
- To chyba wiem! - ponownie wydarł się Ichigo. Ta rozmowa naprawdę zaczynała go przerastać.
- Tylko najpierw musisz go "tam" rozluźnić. Użyj palcy..chociaż można używać też innych rzeczy.. - dodał z namysłem.
- Nie! Nie chcę wiedzieć o innych! - wzbraniał się Kurosaki.
- W skrajnych przypadkach można chyba użyć języka, choć nigdy tego nie próbowałem...
- To się zamknij! I już nic nie chcę więcej wiedzieć! - powiedział Ichigo. wreszcie stanęli przed klubem.
- No to powodzenia. - rzucił Renji, uśmiechając się jeszcze promienniej, widząc zawstydzenie Ichiego.













środa, 12 marca 2014

Tragedy called love cz.7

     Po naszej krótkiej, acz treściwej rozmowie, dowiedziałem się w końcu, która była godzina. Za dziesięć dziesiąta.
- Shiro, muszę już iść. Rodzice będą się niepokoić. - powiedziałem do swego kochanka (ach, jak miło było mi go tak nazywać!) i zacząłem zbierać porozrzucane ubrania.
- Uh...Musisz? - zapytał z miną nadąsanego dziecka.
- Muszę. - odpowiedziałem, wciągając na siebie spodnie.
- Ichi?
- Hmm? - mruknąłem.
- Przyjdziesz jutro? - patrzył na mnie przenikliwym wzrokiem i mimo iż stałem tyłem, czułem na sobie intensywność jego spojrzenia. Działało to jak jakiś magnetyzm. Odwróciłem się do niego, całkowicie już ubrany.
- Przyjdę. - powiedziałem szczerze i podszedłem do niego. - Jeśli będziesz tu siedział taki nagi to się przeziębisz. - rzuciłem niby od niechcenia. Tak na prawdę bardzo obchodziło mnie jego zdrowie.
- Pf...gdybyś został mógłbyś mnie ocieplać.. - mruknął pod nosem i za moją radą zaczął się ubierać. Patrzyłem na niego bezwstydnie, kiedy nagle spostrzegłem...że się zaczerwienił. Czyżby mój wzrok go krępował..? Ale co ja poradzę. Takie piękne ciało...
- Na coś czekasz? - zapytał odwracając się do mnie tyłem, abym nie zauważył rumieńców. "Za późno..."
- Na ciebie. Sam przecież nie wyjdę z tego labiryntu! - odpowiedziałem. - Nie chcesz mnie tutaj?
- To nie tak. - odparł wymijająco, zapinając rozporek. Podszedłem do niego i objąłem go od tyłu. - C-Co ty robisz?! - przestraszył się, kiedy go złapałem. Nic dziwnego, ze tak zareagował.
- Żegnam się z tobą. - odpowiedziałem głaszcząc go po umięśnionym brzuchu.
- Baka...! Przecież jeszcze cię odprowadzę! - fuknął.
- Ale tutaj jesteśmy sami. - powiedziałem i odwróciłem go przodem do siebie. Był czerwony niczym pomidor. - Shiro, co ci..? - spytałem widząc to mocne zakłopotanie.
- Eh...- westchnął ciężko. - Nie sądziłem, że mój pierwszy raz spędzę na dole... - ledwie zrozumiałem, co mówił.
- E? To o to się dąsasz?
- Ja się nie dąsam! Tylko... - spuścił wzrok na podłogę. - To był mój pierwszy raz. Doceń to. - szepnął i wyrwał się z mojego uścisku. - Podobno ci się spieszyło!
- Już idę... - odpowiedziałem uśmiechając się lekko. Hichigo był już o krok od zakręcenia z jakiś korytarz, kiedy złapałem go za rękę.
- Doceniam to. - powiedziałem cicho i pocałowałem go delikatnie, ująwszy wcześniej jego twarz w dłonie. Mimo iż nie był to głęboki pocałunek, przelałem w niego całą miłość do niego. Spodobało mu się to widocznie, bo przymrużył oczy i przybliżył się do mnie. Kiedy rozłączyliśmy nasze wargi, dodałem :
- Kocham cię...
- Ja ciebie też, idioto. - powiedział i uśmiechnął się. Następnie ruszyliśmy do wyjścia.
*
     Do domu dotarłem przed północą. W klubie nie odnalazłem już Renjiego więc ruszyłem do siebie sam. W głębi serca miałem nadzieję, że rodzice śpią. Eh, niestety pech jest mym stałym kompanem. Gdy tylko otworzyłem drzwi wejściowe, ktoś wciągnął mnie do środka za koszule.
- Co ty sobie guwniarzu wyobrażasz! - ryknął na mnie ojciec. - Wiesz, jak się o ciebie martwiliśmy?! Gdzie ty się szlajasz o takich godzinach, nic nam wcześiej nie mówiąc?!
- Isshin! - wtrąciła się moja matka. Gdyby nie ona, nie wyszedłbym z tego w jednym kawałku. - Puść go! - nakazała. Tata posłusznie spełnił jej "prośbę".
- Ichigo, gdzie byłeś? Czemu do nas nie zadzwoniłeś? Rozmawialiśmy już o tym i powiedziałeś, że następnym razem zadzwonisz. - powiedziała ciepłym i łagodnym głosem. Pełnym zawodu. To bolało bardziej niż szarpanie ojca.
- Mamo, ja..przepraszam. Znów o tym zapomniałem. Byłem u Renjiego.
- A gdzie on mieszka? - zapytał tata. "O nie, tego nie przewidziałem, chociaż..chyba wiem gdzie to jest!" - pomyślałem i zaryzykowłem odpowiedź.
- Na *********** . - "Tak, to na pewno ta ulica." - A tak poza tym, chyba mam prawo chodzić sobie, gdzie tylko chcę. Jestem już prawie dorosły!
- Nie. Puki mieszkasz w tym domu, na moim utrzymaniu nie będziesz robić tego, co ci się spodoba! - ojciec znowu się wkurzył.
- A co, jeśli znów tak zrobię?!
- Nie zrobisz! - krzyknął.
- Nie możesz mieć pewności. - powiedziałem lekceważąco.
- Ichigo! Co się z tobą dzieje? - spytała mama. - Nigdy się tak nie zachowywałeś.
- Bo nie miałem powodu! - rzuciłem.
- A więc teraz tym twoim powodem jest ten twój nowy kolega?! - zagrzmiał ojciec.
- Tak,  a bo co?! - naprawdę mnie wkurzył. Byłem już prawie pełnoletni, a on traktował mnie jak małe dziecko. A mama tylko go popierała. I jak tu wytrzymać?!
- O nie, teraz przesadziłeś. Masz szlaban! Na tydzień! - wrzasnął. Znów ojciec.
- Tca...Uważaj bo będę go przestrzegać. - odpowiedziałem.
- Ty gówniarzu... - ojciec najwyraźniej stracił cierpliwość. Uderzył mnie z liścia w twarz. Bolało. Czego jak czego, ale krzepy mu nie brakowało.
- Isshin! - krzyknęła mama. Jeszcze nigdy wcześniej jej się to nie zdarzyło. Tymczasem mój policzek nabierał barwy dojrzałego pomidora. Ledwo wytrzymywałem palący ból i łzy. "Zabije go kiedyś, no nie wytrzymam!!!" - przemknęło mi przez myśl. Nic nie mówiąc odwróciłem się tyłem do kłócących się rodziców i poszedłem do siebie do pokoju. Na korytarzu spotkałem Karin.
- Ichi-nii...co ci się stało? - była przerażona. - Czemu na dole jest tak głośno? - pytała.
- Nie ważne. - odparłem wymijająco i przeszedłem obok niej obojętnie.
- Ichi-nii! - krzyknęła i złapała mnie za rękę. Ja wyrwałem się jej. Patrzyła na mnie przestraszonym wzrokiem.
- Karin, zostaw mnie w spokoju. Proszę. - szepnąłem i poszedłem do siebie. Gubiąc pare łez. Było mi głupio, że zobaczyła mnie tak słabym.
*
   Następnego dnia zaspałem. Obudziłem się pięć minut przed końcem drugiej lekcji. Byłem zdziwiony. W domu na pewno ktoś był, czemu więc mnie nie obudzili..? Podszedłem do drzwi od pokoju. Pociągnąłem za klamkę i...okazało się, że były zamknięte. Spróbowałem jeszcze raz, drugi, trzeci, aż w końcu dałem sobie spokój. Próbowałem je też wyważyć. Bez skutku. W końcu zacząłem walić w nie pięściami i krzyczeć. Po chwili usłyszałem czyjeś kroki, co nieco mnie uspokoiło. Niestety, nie na długo. Chwilę potem usłyszałem głos ojca :
- Nie wyjdziesz z pokoju przez tydzień, czy to ci się podoba czy nie.
- Ale przecież mam szkołę!!! - protestowałem.
- Tydzień cię nie zbawi. - odparł i odszedł od drzwi. Ja natomiast osunąłem się na podłogę. "Przeciez miałem dzisiaj spotkać się z Shiro...Obiecałem mu...

********************************************************************************************************************
   Yo minna! Przepraszam, ze tak  krótko i na dodatek bez bonusu. Tak wyszło -.-' W piątek natomiast nadrobie zaległości ^^ Tzn, mam nadzieję :3 Będzie i długa notka i bonusik. Może być? ^^

piątek, 7 marca 2014

Tragedy called love cz.6

   - N-Nie.. - szepnąłem i odnalazłem w ciemności jego usta, po czym przekręciliśmy się tak, że to teraz ja byłem na górze...
***
    Nie wiem, co tak naprawdę kierowało mną, kiedy zadecydowałem, że to ja będę na górze. Może to przez to, że w jego towarzystwie chciałem mieć go tylko dla siebie. Nie oddać. Nikomu ani niczemu. Chronić. To były moje główne intencje. Ale na pewno zadecydowały też jego uległe jęki.
    Shiro na co dzień starał się być twardy. Niezależny od innych. Jednak w tamtej chwili nie było "na co dzień". Wtedy czas się dla nas zatrzymał,, nie mając żadnego znaczenia. Liczyliśmy się tylko my i napływająca przyjemność pod dotykiem kochanka.
     Zsunąłem z niego bawełnianą koszulkę. Była bardzo miękka i ładnie pachniała. Nim. Hichigo zapewne poczuł, że tę walkę już przegrał, bo nic nie mówił, tylko się uśmiechał. Po chwili, mój wzrok przyzwyczaił się do ciemności i mogłem bez przeszkód go zobaczyć. A naprawdę było co oglądać. Shirosaki leżał na materacu wyprężony niczym struna. Pod moim dotykiem miał dreszcze. Dyszał cicho. Widać było, że jest podniecony. Z resztą, wypukłość w spodniach wcale nie zaprzeczała. Ręce miał nad głową. Włosy rozsypały się na podłożu. To było naprawdę niesamowite. Uśmiechnąłem się. Sam, bądź do niego. Tego już nie pamiętam.
     Przeniosłem swoje dłonie na jego sutki. Zacząłem je szczypać, a widząc, ze mu się podoba, począłem je lizać i ssać. Jego błogie jęki mówiły mi wszystko. Następnie począłem gładzić jego aksamitny brzuch. Przejechałem po nim językiem.
- A-Ach... - westchnął cicho. Postanowiłem, że nie będę długo ciągnąć tej gry wstępnej. Uniosłem go lekko do siadu. Następnie usiadłem na nim, obejmując. Z takiej pozycji miałem lepszy dostęp do jego szyi, a później do...
- Co robisz..? - wydyszał zdziwiony. 
- Zobaczysz. - odpowiedziałem i przybliżyłem swoje wargi do jego karku. Zacząłem go lizać. Później przeniosłem pieszczoty troczę w prawo. Zacząłem robić mu malinki. Oznakowywałem go, niczym swoją własność. Shiro tymczasem wił się, próbował wyrwać, jęcząc przy tym donośnie. Widocznie trafiłem we wrażliwy punkt. Kiedy prawie mi się wyrwał, przyciągnąłem go do siebie i przygryzłem płatek ucha.
- I-Ichigo ja już dłużej nie... - przerwałem mu pocałunkiem. Gorącym, namiętnym pocałunkiem, który owego czasu smakował mi lepiej, niż jakikolwiek ziemski trunek. Ja też nie mogłem się już dłużej powstrzymywać. Zacząłem rozpinać mu rozporek. Hichi rozszerzył bardziej nogi, więc miałem już swobodny dostęp do jego erekcji.
- Poradzisz sobie..? - spytał mnie szeptem, hamując kolejną salwę jęków. - Mówiłeś, że nie jesteś gejem..więc pewnie jeszcze nigdy tego nie robiłeś...
- Nie martw się. - również szepnąłem, uspokajająco. - Przy tobie mogę stać się, kim tylko zechcesz. - na moje słowa się zarumienił. Chyba po raz pierwszy, odkąd się znaliśmy. Znowu obróciłem jego twarz w swoją stronę, by złączyć nasze usta w pocałunku. Rękę przeniosłem na jego rozpaloną męskość.
     Hichigo jęknął mi w usta, kiedy ująłem w dłoń jego penisa. Począłem ruszać ręką po całej jego długości. Drugą delikatnie pieściłem jądra. Nie musiałem długo czekać, aż wytryśnie.
- A..aaa! - krzyknął zduszonym głosem. I że niby ja miałbym sobie nie poradzić..? 
     Zlizałem z ręki trochę nasienia. Następnie wsunąłem mu dwa palce między wargi. Począł pieścić je językiem i lekko gryźć. Teraz to ja westchnąłem. Nie trwało to jednak długo. Zamiast tego, nabrałem chęci na bardziej zdecydowany krok. Ściągnąłem mu spodnie całkowicie. Swoje również począłem zdejmować. Kolejnym krokiem były bokserki. Zupełnie już niepotrzebne.
     Po krótkiej chwili Shiro został zupełnie goły. Ja prawie tak samo, z tym wyjątkiem, ze pozostałem w swoim T-shercie. Klęczeliśmy (prawie) goli na materacu i całowaliśmy się namiętnie, pragnąc zaznać jeszcze chwilę swojej obecności, przed całkowitym zbliżeniem. Nasze języki tańczyły, doprowadzając do szaleństwa. W końcu jednak urwałem pocałunek i ułożyłem Hichiego tak, aby leżał na boku. Sam także położyłem się obok niego w tej samej pozycji.
     Włożyłem w niego dwa palce. Nic nie mówił, syknął tylko cicho. Jego mięśnie zacisnęły się na nich, jednak kiedy zacząłem nimi poruszać, rozluźniły się trochę. Żeby dodać mu jakoś otuchy, zająłem się jego uchem, które lizałem.
- W porządku? - zapytałem, kiedy dodałem trzeci palec. 
- Tak.. - odpowiedział i wypiął się lekko w moją stronę, chcąc być gotowym na więcej doznań. Palcami poruszałem wolno, głęboko, aby jak najlepiej go przygotować.  Wreszcie, uznając, że wszystko jest ok, objąłem go mocno jedną ręką i wszedłem w niego. Było to nieziemskie uczucie. Trochę cierpliwości opłaciło się, ponieważ Shirosaki był dobrze rozciągnięty i łatwo mogłem się w nim poruszać. Po chwili mój kochanek uniósł nogę, którą oparł o moje biodro. Było wspaniale. Z początku, nie chcąc wyrządzi mu żadnej krzywdy, poruszałem się wolno, dokładnie i głęboko. Jednak już po chwili narzuciłem szybsze tępo, ponieważ co raz głośniejsze jęki albinosa nieubłagalnie mnie do tego zachęcały. Ja także zacząłem wzdychać. Po raz ostatni pchnąłem parę razy i poczułem jak mięśnie Hichigo zaciskają się na mojej męskości. 
- I-Ichigo..! - krzyknął krótko Shiro i doszedł. Jego słodki, podniecony do granic możliwości głos sprawił, że ja także doszedłem. W nim. Jęknąłem głucho. Wyszedłem z niego i rzuciłem się na materac. To tak, jakby opuściły mnie wszystkie siły. Po chwili odpoczynku, albinos przysunął się do mnie. Leżeliśmy tak chwilę w ciszy, po czym pocałowałem go krótko i objąłem. Shirosaki odwzajemnił uścisk i zaczął robić ma na szyi malinki. Jęknąłem. Dotyk jego zimnych warg rozpalał moją skórę. To było cudowne uczucie. 
- I jak było? - szepnął mi do ucha. 
- Jak w niebie. - również szepnąłem. - Ile możemy tu być?
- Tak długo, jak zechcesz. - odpowiedział i odsunął się lekko ode mnie. Mogłem ujrzeć jego twarz. Zagościły na niej kropelki potu, ale uśmiech trzymał się ust. Widać jemu także się podobało. Nie za bardzo wiedziałem, czy może powinienem coś powiedzieć. Czy może jednak zachować ciszę?
- Która godzina? - spytałem z braku lepszych pomysłów.
- A co? Chcesz już iść? - zapytał z wyrzutem.
- Nie, tak tylko pytam..Nie wiem, o czym moglibyśmy porozmawiać...
- Może chcesz mnie o coś zapytać? - zasugerował.
- Hm..Ty...Jak tu pracujesz? Tak jak widziałem, czy.. - nie chciałem, by okazało się, że oddaj się innym.
- Haha..- roześmiał się cicho. - Zazdrosny? Nie...Nie daje dupy na prawo i lewo. Zarabiam tańcem. - to co powiedział, uspokoiło mnie. - Coś jeszcze?
- W zasadzie to tak.. - zawahałem się chwilę. Niepewnie spojrzałem mu  w oczy. Shiro widząc moją niepewność, pocałował mnie. To dodało mi otuchy. - Czy..po tym, co zrobiliśmy, jesteśmy parą..?
- Jeśli chcesz... - odpowiedział i uśmiechnął się zmysłowo.
- A ty chcesz? - dopytywałem.
- Eh..Ichigo, Ichigo..Bardzo tego chcę. Jednak pracuję w takim miejscu, w jakim pracuję. Nie wiem, czy gdyby bylibyśmy razem, nie byłbyś zazdrosny..
- A myślisz, że teraz nie jestem?! - uniosłem się lekko. - Jestem o ciebie zazdrosny przez cały czas. Mimo to, chce być z tobą. Kocham cię. - powiedziałem. Hichiego zatkało.
- Skoro tak... - powiedział bardziej do siebie niż do mnie. Uznałem to z a zgodę. 
Miałem chłopaka.


*********************************************************************************************************************************

   Ohayoooo! Przepraszam za nieobecność w środę, ale miałam dużo spraw na głowie i jeszcze nie wzięłam kluczy do mieszkania -.-' Myślę jednak, że prędzej czy później wam to wynagrodzę tak, jak zwykle :). 
   Co do konkursu to mamy już zwycięzce! Iza-chan  wygrała ♥. Niedługo powinnyśmy nawiązać współpracę, a jej efekty ukażą się na blogu. :p 
    Co do notki..hmmm, jeszcze nigdy nie opisywałam stosunku ze strony seme. Jestem bardzo ciekawa, jak wy to ocenicie... *w*
     No cóż, to do środy ^3^
                                                                                 ♥