- Idziemy. - rzucił do mnie ostro, zachrypniętym głosem. - Już nie przeszkadzamy. - zwrócił się do oniemiałej pary. - Życzymy miłej zabawy. - dodał, kiedy poszedłem do niego. Natychmiast chwycił mnie za nadgarstek i z niewiarygodną siłą pociągnął w nieznanym mi kierunku.
*
Szliśmy tak razem przez jakieś 5 minut. W międzyczasie cały czas pociągałem nosem. Zapewne wyglądało to dosyć żałośnie - ja, wyższy od Shiro, cały rozmazany i łkający, na dodatek ciągnięty przez niego, niczym małe dziecko niechętnie wracające z podwórka. Koszmar. Dobrze, że coś takiego nigdy więcej się nie powtórzyło... Wreszcie doszliśmy do miejsca, które okazało się być...tym samym, gdzie po raz pierwszy go pocałowałem. Mianowicie, była to przebieralnia dla pracowników, jak zdołałem się domyśleć. Jednakże tym razem w pomieszczeniu panowała zupełnie inna atmosfera, niż wcześniej. Z braku lepszych pomysłów, usiadłem na zakurzonym biurku. Hichigo stał, odwrócony tyłem do mnie. Po raz kolejny pociągnąłem nosem, chcąc jakoś przerwać niezręczną ciszę. Shiro jednak nie odezwał się do mnie słowem. Zaczynałem się już zastanawiać, czy sobie nie pójść, kiedy nagle odwrócił się przodem do mnie. Następnie wolnym krokiem podszedł do mnie i oparł się jedną ręką o blat biurka, na którym siedziałem. Drugą zaczął gładzić mnie po policzku. Zatkało mnie. Spodziewałem się, że będzie na mnie zły i każe natychmiast usprawiedliwić moją nieobecność. W końcu go zraniłem.
- Um..Shiro? - odezwałem się. Czułem się nieco skrępowany.
- Hmmm? - mruknął cicho, przejeżdżając dłonią po moim karku. Przebiegł mnie przyjemny dreszcz.
- A-ah... - zamiast odpowiedzieć, westchnąłem cicho. - C-Chodzi mi o to...nie jesteś na mnie zły? Nie chcesz słuchać moich wytłumaczeń? - w końcu udało mi się go zapytać. Jednak nie odpowiedział od razu. Wciąż skupiony na badaniu mojej skóry, stał się na chwilę nieobecny. Pewnie myślał nad tym, co powiedziałem.
- Ichigo... - szepnął cicho, po czym ujął moją twarz w dłonie. - Już nie jestem zły. Byłem, kiedy zobaczyłem cię dzisiaj po raz pierwszy. Chodziło mi o to, że..że nie przyszedłeś. Że mnie zostawiłeś, a obiecałeś wrócić. Kiedyś byłem w podobnej sytuacji, ale w przeciwieństwie do ciebie, ta osoba już nigdy nie wróciła. Dlatego bałem się, że tym razem będzie tak samo. - wytłumaczył, po czym przybliżył swoje usta do mojego policzka. Poczułem na sobie jego ciepły oddech. Nie mogłem dłużej wytrzymać. Zbliżyłem swoje wargi do jego, a następnie połączyłem je w pocałunku. Nie pośpieszałem go z niczym, nie naciskałem. Cierpliwie czekałem, aż sam otworzy usta, aby mój język mógł się do nich wedrzeć. Znów ogarnęło mnie to cudowne uczucie. Motyle w brzuchu. Jego słodki smak. To wszystko było jakieś dziwnie blisko. Tyle pozytywnych bodźców na raz zaczęło na mnie oddziaływać. A jeszcze przed chwilę bałem się, że to będzie nasz koniec.
- Przepraszam. - powiedziałem pełen skruchy, kiedy zakończyliśmy pocałunek. - To..Nie była do końca moja wina. Ja chciałem przyjść, naprawdę, tylko..
- Czekaj. Mam pytanie. Czy to, żę cię tu nie było ma jakikolwiek związek z tym siniakiem na twojej twarzy? - zapytał mnie poważnie. "A więc jednak zauważył..I na dodatek domyślił się, o co chodzi..Szlag." - pomyślałem. Nie chciałem, aby Shirosaki dowiedział się, że to w sumie przez niego, zostałem ranny.
- Ach? To? Nie...To..to nie przez to, ja po prostu..
- Nie kłam. - przerwał mi.
- Ale o czym ty...
- Ichigo. - przerwał mi po raz kolejny i spojrzał głęboko w oczy. - Znam cię już na tyle dobrze, że potrafię stwierdzić, kiedy kłamiesz. Więc jeśli jednak się mylę, to powiedz mi to prosto w twarz. Nie uciekaj spojrzeniem.- W ten oto sposób zostałem pokonany. Nigdy w życiu nie okłamałbym go, patrząc mu prosto w te nietypowe, złoto-czarne oczy. Kochałem go zbyt mocno, aby móc to zrobić. Dlatego też nic nie odpowiedziałem. - No widzisz. Nie zaprzeczysz. Czyli to przeze mnie. - stwierdził.
- Nie prawda! To nie przez ciebie, tylko przez to, że za późno wróciłem do domu i jeszcze pokłóciłem się z ojcem. To nie twoja wina...
- Skoro tak mówisz...Nie zmienia to jednak faktu, że twój ojciec jest najmniej, nieodpowiedzialny. Kto normalny uderzyłby swoje własne dziecko z tak błahego powodu?
- No właśnie..Sam sobie też zadawałem sobie to pytanie. - westchnąłem cicho.
- Czemu nie odejdziesz? - zapytał nagle Hichigo. W pierwszej chwili nie zrozumiałem.
- Co..?
- Pytałem, czemu po prostu od niego nie odejdziesz. - dopiero po chwili dotarł do mnie sens jego słów. O ile był w nich sens.
- Jak to? Odejść z domu? Chyba oszalałeś...
- Ja tak zrobiłem. - odpowiedział mi szczerze.
- Jak to..? Mówiłeś mi przecież, że mieszkałeś w sierocińcu.
- To nie do końca tak. Miałem ojca, który mną gardził i prawdopodobnie był taki jak twój. Przez to, jak mnie traktował, uciekłem z domu. Nie byłem jesz cze pełnoletni, więc zainteresowała się mną policja. Wkrótce potem trafiłem do sierocińca, bo skłamałem mówiąc, iż nie mam rodziny. Ale tam tez mi się nie podobało. Dlatego znowu uciekłem, a następnie wylądowałem na ulicy. Resztę już znasz.- niewiarygodne. Zatkało mnie, kiedy mi to opowiadał. Po prostu mówił to tak otwarcie..O tym, co go spotkało, o tym, jak ktoś sprawił mu ból...Ja nigdy nie potrafiłbym wyrzucić z siebie wszystkiego tak otwarcie.
- Wybacz Shiro...Nie chciałem, żebyś musiał mi to wszystko opowiadać...
- Nie, spokojnie. Mówiłem to już tyle razy, że nie sprawia mi już to bólu. Ale co z tobą?
- Um...Ja...Nie mógłbym uciec z domu. Nie jestem taki jak ty. Na pewno nie taki odważny. - przyznałem. - Poza tym, ja nie jestem z ojcem sam. Mam jeszcze mamę i 2 siostry. Nie chcę ich zostawiać.
- Rozumiem. - powiedział cicho i przysunął się do mnie bliżej. Pogładził mojego sińca zimną dłonią. - Boli cię jeszcze?
- Trochę. - odpowiedziałem, zgodnie z prawdą. Shirosaki, słysząc moją odpowiedź ucałował go lekko.
- Shiro?
- Tak?
- Zróbmy to jeszcze raz. - to była spontaniczna odpowiedź. Tak naprawdę chciałem zapytać, czy gdybym wyniósł się z domu, moglibyśmy razem zamieszkać. Ale te słowa jakoś nie chciały mi przejść przez gardło. Zamiast tego, zaproponowałem coś na nasze całkowite "pogodzenie". I tak jak myślałem, nie zawiodłem się na jego odpowiedzi.
- Z chęcią. - powiedział cicho, ale po chwili dodał. - Ale tym razem tak, jak ja chcę.
- Mmmhmm...- mruknąłem na potwierdzenie. Następnie przywarłem do niego całym sobą i począłem całować. Wkrótce potem sprawy potoczyły się tak, że obaj, półnadzy (od pasa w górę) wylądowaliśmy na zimnej podłodze. Rosnące w nas z każdą chwilą podniecenie wkrótce zaczęło dawać o sobie znać, poprzez nieznośnie ograniczające spodnie. tak więc następnym krokiem, było pozbycie się ich. Przed zdjęciem bokserek powstrzymało nas jeszcze tylko moje pytanie :
- Hichi...czy nikt tu nie wejdzie?
- Hmm..Nie jestem pewien... - wyznał.
- J-Jak to?! - nie chciałem nawet myśleć, co by się stało, gdyby ktoś tam wszedł.
- Spokojnie...Teraz są godziny szczytu, przez co wszyscy w klubie są zajęci...Nikt nie powinien tu wejść. - jego wypowiedź, bynajmniej, nie uspokoiła mnie. Wręcz przeciwnie - stałem się wrażliwy na każdy dźwięk w korytarzu. Nie byłem pewien, czy powinniśmy... - Hej.. - Shiro widząc obawę w moich oczach, pocałował mnie lekko w usta. - Tak będzie zabawniej...Trochę adrenaliny nie zaszkodzi.
- Uh..No dobra. - ostatecznie uległem. Przystąpiliśmy więc do rzeczy. Ściągnąłem z nas bokserki, ale kiedy zamierzałem przystąpić do nieco wznioślejszych czynności, Shiro powstrzymał mnie.
- Co się stało? - spytałem tym nagłym protestem z jego strony.
-Mieliśmy zrobić to tak, jak ja chcę. - odpowiedział wyniośle. Znowu użył tego władczego tonu głosu, który owego czasu niesamowicie mnie rozpalał.
- Więc co mam zrobić? - wypaliłem.odpowiedzią Shirosakiego było jednak niespodziewane przewalenie mnie na podłogę. - Co ro... - nie zdążyłem dokończyć, kiedy wbił się sobą na moją rozpaloną męskość. Jedyne, co po tym mogło wydostać się z moich ust, to jęki. Hichigo raz to podnosił się z moich bioder, raz na nie siadał, cały czas zachowując jedno tępo. Z nadmiaru przyjemności, kątem oka pociekły mi łzy. Nigdy tego nie zapomnę. Nawet w moich najśmielszych fantazjach nigdy nie pomyślałem, że Shiro potraktuje mnie pozycją na jeźdźca. Wtedy zrozumiałem, o co chodziło z tym "jak ja chcę". Hichigo faktycznie dobrze mnie znał. Wiedział, że prawdopodobnie nie zgodziłbym się, żebyśmy uprawiali seks bez przygotowania. Ale zgodziłem się, nie wiedząc jeszcze dobrze na co. Ale dzięki temu, przyjemność tylko się wzmogła. Hichigo systematycznie unosił się i opuszczał na mnie, sprawiając tym samym, że szalałem z przyjemności. A jego jęki tylko dodatkowo mnie nakręcały. Z resztą, to kochanie się w adrenalinie, jak to ujął Hichi, faktycznie było przyjemne. Każdy odgłos z zewnątrz przyprawiał mnie o szybsze bicie serca.
W końcu poczułem, jak mięśnie Shirosakiego zaciskają się na moim członku. Chwilę później doszedł, brudząc mi brzuch lepką, białą cieczą. W tamtej chwili ja również osiągnąłem szczyt. Jęknąłem głośno.
- Dojdź we mnie. - szepnął mój kochanek i niemalże kładąc się na mnie, pocałował namiętnie. To wystarczyło. W chwilę później rozlałem się w jego wnętrzu. W chwilę później, Shiro osunął się na mój brzuch. - Zmęczyłem się. - wyznał. Ja jednak nie miałem siły, by mu odpowiedzieć. Patrzyłem tylko na niego, obejmując mocno. - Coś się tak przykleił? - zapytał mnie po chwili ze śmiechem, po czym wstał za mnie. - Wstawaj, bo się przeziębisz.
- Shiroooo.. - jęknąłem ciężko, podnosząc się do siadu.
- Co się stało? - zapytał, podając mi rękę, abym mógł wstać.
- Nic szczególnego. Kiedy będę mógł znowu przyjść? - spytałem, wstając (z jego pomocą).
- Kiedy tylko chcesz. - odpowiedział mi. Uśmiechnąłem się do niego. W zamian otrzymałem ręcznik, do wytarcia ubrudzonych spermą partii ciała. kiedy już się wytarłem, zabrałem się za wycieranie podłogi, przy czym nieoceniona okazała się pomoc albinosa. Wkrótce potem, zostawiliśmy po sobie nienaganny porządek, a o obecności naszych ciał połączonych wzajemną namiętnością, śladem pozostały tylko ubrudzone ręczniki w koncie pomieszczenia.
Hichigo odprowadził mnie przed wejście do klubu, gdzie pożegnaliśmy się kolejnym pocałunkiem.
- Przychodź, jak tylko będziesz mógł. Ja zawsze czekam. - powiedział mi na odchodne.
- Postaram się. - odparłem i zniknąłem za zakrętem. W głowie nie byłem już niczego pewien, oprócz miłości, którą żywiłem do Shirosakiego. Szczerze powiedziawszy miałem gdzieś, czy Yuzu powiedziała rodzicom o mojej ucieczce. Miałem gdzieś, że ktoś mógł nas wiedzieć. Kochałem go, byliśmy razem. Kto mógł nam tego zabronić..?
Do domu trafiłem jeszcze przed północą. Kolejnym krokiem było dostanie się do domu. Jedynym wyjściem było okno. Ale jak dostać się z parteru na pierwsze piętro?! Nie potrafiłem latać, więc musiałem poradzić sobie w jakiś inny sposób. Obszedłem więc dom kilka razy dookoła. Nic nie przychodziło mi na myśl, kiedy nagle jedno z okien otworzyło się...Okazało się, że to Yuzu przyszła mi z pomocą.
- Ichi-nii! - zawołała cicho, aczkolwiek tak, bym usłyszał.
- Yuzu! - krzyknąłem zaskoczony. - Otworzysz drzwi?
- Tak! - odpowiedziała mi radośnie, po czym zniknęła w głębi mieszkania. Ja natomiast poszedłem do frontowej części budynku, przy której już czekała moja siostra
- Dzięki.- powiedziałem, kiedy już znalazłem się w środku..
- Nic nie powiedziałam rodzicom! - szepnęła do mnie, przytulając się.
- Dobrze...Dziękuję. Wiesz może, gdzie jest klucz od mojego pokoju? - zapytałem.
- Tak. Wisi na korytarzu. - odpowiedziała i pociągnęła mnie na pierwsze piętro. Reszta poszła już sprawnie. Trafiłem do swojego pokoju, wykręcając się od tłumaczenia "gdzie byłem" tym, ze chciało mi się spać. Yuzu więc, niechętnie wyszła z mojego pokoju, zamknęła mnie i jeszcze na koniec oznajmiła, że mam jej wszystko jutro wyjaśnić.
*********************************************************************************************************************
Ohayou minna! Zgodnie z umową, jest notka. Wcześniej. Mam nadzieję, że się cieszycie ^^ Kontynuacja w poniedziałek.
A ja chciałam jeszcze tak pokrótce dodać, ze ogromnie dziękuję Wam za te już 4000 wejść na bloga. Normalnie mnie zamurowało *.* Naprawdę jestem wdzięczna i dal was postaram się pisać jeszcze lepiej i ciekawiej! Oczywiście, za komentarze, których jest już lekko ponad 100 także ogromne arigatou! ♥