A teraz przed wami moje najnowsze opowiadanie... Miłego czytania ♥
**************************************************************************************************************************************************************************************
Siedziałem tam, gdzie zwykle - w głębi jego wewnętrznego świata. Byłem znudzony tym nic nie robieniem. Tutaj nic się nie działo. Przechylone niebo, a na nim leniwie płynące, białe chmury. "Dobrze, że przynajmniej nie pada" - pomyślałem. Wtedy musiałbym udać się do jednego z tych bloków, pode mną , gdzie mieści się moje "mieszkanie". Nie lubię moknąć, nie lubię być zamykany w czterech ścianach. I król dobrze o tym wie. Dlatego niespecjalnie mu zależy na jako takiej, względnej harmonii w głębi duszy. Ale jak widać, na razie nie ma zbyt wielu powodów, którymi mógłby zaprzątać swe serce. Niech tak zostanie. Przynajmniej, na razie.
Zaczerpnąłem głęboko w płuca powietrza. Było rześkie i świeże. Wstałem. "Już tak nie mogę. Pomyślmy..co król teraz może robić? Hehehehehe...
- Ichigoooo! - zawołałem. Reakcja była natychmiastowa.
- Czego?
- Przyjdź tu do mnie! Stęskniłem się..! Hehehehe..!
- Odczep się! Nie mam zamiaru nigdzie się ruszać. - zaprał się.
- Ale mi się nudzi...ile można tak leżeć i myśleć?! Zwariować można! Hahahahaha!
- Tobie to już raczej nie grozi.
- Ej, to mnie uraziło! - odparłem udawanym smutkiem.
- Bo miało. - po chwili namysłu dodał jeszcze - Tylko nie próbuj tych swoich sztuczek! Jestem zaj.. - urwał. Cisza. "Za późno, królu...Już jesteś mój!"
Po chwili zmaterializował się, w tym swoim czarnym kimonie, tuż przed moimi nogami. Leniwie otworzył oczy, a wtedy ja z impetem kopnąłem go w brzuch.
- No już! Nie śpimy, nie śpimy! Wstaaaawaj! - zawołałem, wyjąłem swojego pogromcę dusz i uderzyłem nim w ziemię, tuż przy jego uchu.
- Aaaa! - wrzasnął przerażony, po czym zerwał się do ucieczki. Tego to się truskawka nie spodziewał! Hahahahahahaha!
Darowałem mu jego nędzne życie. Mogłem wtedy uderzyć o te 5 cm w lewo..Wtedy sam byłbym swoim władcą. Jego ciało byłoby moim.. W końcu jestem tym złym, hollowem. Ale ta rola powoli zaczyna mnie nudzić. Leżę sobie tutaj, myślę, a czasem walczę z Ichim. on jest moją jedyną rozrywką. Poza tym, on jest inny...inny niż reszta ludzi, z którymi walczyłem, czy rozmawiałem. Ichigo jest wyjątkowy. To chyba dlatego specjalnie za każdym razem pudłuję, czy daję mu szansę ucieczki. W przeciwnym razie, już by nie żył. W tym zdaniu wcale się nie przeceniam - taka jest prawda. Niby ja i on to jedno i to samo, ale tak naprawdę dzieli nas spora różnica poziomów. Hehehehehehehe! Biedactwo! Już by go dawno nie było, gdyby nie moje dobre serduszko...Hehehehehehehe! No ja z nim normalnie nie mogę, no! Hhehehehehe!
- To nonsens! Gdyby nie to, że z jakiegoś powodu nie chcę mi się walczyć, już dawno byś nie żył! - Ichi chyba zauważył, że nie walczę z nim na poważnie, bo dłuższy czas zastanawiał się nad moimi słowami. Staliśmy naprzeciw siebie. Po tej ciągnącej się, pełnej chwili milczenia, Kurosaki schował miecz. Ot tak, po prostu. Duży błąd. On chyba nie wie, że na to właśnie czekałem! Hahahahahahahahaha! Pełen pasji podbiegłem do niego z bronią w ręku i z impetem zrobiłem mu spore nacięcie, przebiegające przez całą klatkę piersiową. Ichigo zachłysną się powietrzem i zalany krwią upadł z głuchym łoskotem na ziemię. Ja powoli podszedłem do niego, zabrałem mu jego miecz i kopnięciem przewróciłem go na plecy. Ledwo żywy, ze łzami w oczach, wyszeptał te parę słów, które musiał wypowiedzieć z wielkim bólem i nadzieją :
- Dlaczego..dlaczego mnie nie zabiłeś? Mogłeś od razu przebić mnie mieczem na wylot, a ty tego nie zrobiłeś...dlaczego?
- a co, aż tak ci spieszno do śmierci, mój królu? - odparłem z nieukrywaną kpiną w głosie.
- Odpowiedz. - nalegał. Nie wytrzymałem. Kopnąłem go w ranę. On syknął jedynie z bólu, hamując w sobie krzyk. Umierał i dobrze o tym wiedział. Tak samo wiedział, że nie cierpię deszczu. A tu co? Jedna kropla wody spadłą mi na czubek nosa.
- Jesteś okropny, Ichigo. - szepnąłem i uklęknąłem przy nim, biorąc jego głowę na kolana. Byliśmy tak blisko siebie, że nasze wargi prawie się stykały... - Nawet teraz, gdy umierasz, musisz mieć jakieś troski. zdychaj szybko i już niczym się nie przejmuj...
- Bez tej rany nie mogłoby się obyć...- wyszeptał i przymknął oczy. - ja zawsze to wiedziałem, Hichigo. - po raz pierwszy zwrócił się do mnie po imieniu. Teraz już tylko jedna, przeklęta myśl chodziła mi po głowie. Deszcz rozpadał się na dobre. To ostatnie chwile w jego życiu...nie. To nie mogło się tak skończyć. Przyłożyłem dłoń do jego krwawiącej razy, która już po kilku sekundach zniknęła.
- I co ty mogłeś wiedzieć? - westchnąłem i spojrzałem w te brązowe oczy. Cudne oczy.
- Ja zawsze wiedziałem, że tylko w ten sposób mogę znaleźć się bliżej ciebie...Twoja natura sama z siebie nie dopuściłaby mnie do twojego serca.
- Nienawidzę cię, Ichigo. Wykorzystałeś mnie. - już zaczynałem się zastanawiać nad zadaniem kolejnej rany, kiedy on ponowił pytanie :
- Dlaczego mnie nie zabiłeś?
- Chcesz wiedzieć? Proszę bardzo. To dlatego, że cię kocham. - odpowiedziałem i nie wiadomo kiedy, moje zimne wargi przywarły do jego, nadzwyczaj gorących. Wsadziłem do nich język i zacząłem badać jego podniebienie. Ichi nie pozostawał bierny. Z pewnością, był to jego pierwszy pocałunek. Mimo wszystko radził sobie całkiem nieźle, naśladując moje ruchy. Ciekawe, od jak dawna zdawał sobie sprawę, że go kocham...
Fajniej byłoby, gdyby umarł, ale przeżył xdddd
OdpowiedzUsuńTo jest stanowczo za krótkie
Sweet *.* szkoda że takie krótkie :( I niech ten kompjuter szybko będzie naprawiony ;) Czekam z wieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeelką niecierpliwością na nowe opo ;)
OdpowiedzUsuń