Ohayo minna! Miło mi oznajmić, że już jestem (ktoś coś mówił o 2 tygodniach..?). Mam dzisiaj dla Was nowego posta, kolejny (na razie nic się nie zmienia :)) we wtorek...
No i to tyle...miłego czytania ^.^ Znowu mamy coś z perspektywy naszego albinoska ♥ Trochę krótkie, ale wynagradzająca będzie wtorkowa notka...
Macie tu jeszcze muzyczkę ♥
http://www.youtube.com/watch?v=Pz5H3iVjAlw&list=WLVdPBJnbsYKd6ruw-VoHpePC32BUEkgLY
***********************************************************************************************************************************************************************************************
To jest takie...podniecające. Stoisz przede mną zupełnie nagi. Twoje piękne, pachnące ciało jest już prawie moje...Patrzysz na mnie swoimi kasztanowymi oczami z wyrzutem. Obyś się tylko nie rozmyślił!
Czasem zastanawiam się, jak przy tobie wypadam. Pewnie słabo -.- Jestem w końcu TWOIM alter-ego. Jestem albinosem. Nie wiem czemu, ale mnie to skrycie ciekawi. Czemu akurat Shiro? Czemu biały? Może ty to wiesz..? Ale raczej nie. Wtedy byś mi o tym powiedział.
Podchodzisz do mnie i nieśmiało zsuwasz mi z ramion białą szatę. Rumienisz się przy tym lekko, ale w końcu możesz w całej okazałości, podziwiać moje nagie, blade, zimne ciało. Nic nie mówię. Uśmiecham cię lekko. Ty płoniesz jeszcze bardziej, kiedy dostrzegasz cień zadowolenia na mojej twarzy. Patrzę na Ciebie nieobecnym wzrokiem. Zdaje mi się, czy ty też?
Jesteś mój, wiesz o tym dobrze. Już nie raz ci o tym przypominałem. Ichigo..twoje usta smakują tak dobrze..Mógłbym całować cię nieskończoną ilość razy. Jesteś mój i nie oddam cie nikomu! Czuję cię...czuję tak dobrze...Twoje rozpalone, niemalże do czerwoności ciało. Wchodzę w ciebie gładko, lekko, a ty wijesz się pode mną w spazmach rozkoszy zmieszanej z bólem. I jęczysz uroczo...
Wielbię cię, gdyby nie ty ja..ja nigdy nie mógłbym się rozładować. Nigdy też nie poznałbym słodkiego smaku miłości.. Z resztą, czy ja go naprawdę znam? Wiem kochanie, że gdybyś to teraz usłyszał, na pewno nie miałbyś ochoty się ze mną kochać. Powiem to jednak w myślach : nie wiem, co to miłość. Wybacz, ale nie mogę stwierdzić co do ciebie czuje. Miłość...? Te słodkie, naiwne, niewinne uczucie, o którym w książkach piszą? Przykro mi, nie znam. Co innego podniecenie czy euforia. Z dumą mogę śmiało stwierdzić, że przy tobie nie da się czuć czegokolwiek innego. Kochanie..muszę jeszcze o tym pomyśleć...
Całuję cie delikatnie po plecach. Czuję, że moje chwila się zbliża. Nie chcę pozostać ci dłużnym, dlatego moja dłoń zakrada się na główkę twojej męskości. Jęczysz jeszcze głośniej i przeciąglej. Nie widzę ze swojego miejsca twojej twarzy, ale z pewnością mogę stwierdzić, że mimo wszystko niechciane łzy cisną ci się do oczu i znajdują ujście na policzkach. Tak...ten widok w moich zboczonych myślach podnieca mnie jeszcze bardziej. Dlatego też dochodzę w tobie. Ach...jest mi tak dobrze! Tobie na pewno też, bo również dostajesz orgazmu w mojej pieszczącej cię ręce. Dochodzisz z moim imieniem na ustach. Do całkowitego uczucia spełnienia brakuje mi już tylko jednego : smaku twoich ust, które wydają z siebie te przepiękne jęki. Obracam cię więc do siebie przodem. Całuję po raz setny. I ciągle mało tych pocałunków...ciągle chcę więcej. Jednak nie będę cię już więcej męczyć. Na dzisiaj dość zrobiliśmy. Muszę pamiętać, że jesteś człowiekiem. Masz swoje granice. A teraz widać, że jedną z nich właśnie przekroczyłeś.
Kładziemy się na twoim ubrudzonym nasieniem łóżku, na którym przed chwilą tak namiętnie okazywaliśmy sobie uczucie. Nie zwracamy uwagi na to, że w każdej chwili może tu ktoś wejść. Mimo iż mamy środek nocy, twe rozkoszne jęki mogły pobudzić twoją rodzinę, a może nawet i sąsiadów.. Za dużo jednak dla mnie znaczysz. Nie mógłbym teraz tak po prostu wrócić do siebie, prawda? Potrzebujesz mnie i mojego ciepłego dotyku, chociaż nie raz sprawiał ci on ból. Ty jednak mi wybaczasz. Za każdym razem. W duchu jestem ci wdzięczny. Strasznie zimno tu u Ciebie, więc przykrywam nas jakąś kołdrą...
Splatasz moje nogi z twoimi. Jaki to ma sens? Nie wiem, ale najwyraźniej tobie sprawia to przyjemność. Jeśli tobie, to mnie też. Odwracasz się przodem do mnie. Miałem rację. Na twojej twarzy widać, że uroniłeś nie jedną łzę. Patrzysz na mnie, a ja na ciebie. W ciszy obaj napawamy się idealnym obrazem tego drugiego. Po twoim spojrzeniu widzę, że chcesz mi coś powiedzieć, nie wiesz tylko jak. Mów śmiało Ichigo, z pewnością cię wysłucham.
- Shiro? - pytasz cicho. Oczekujesz potwierdzenia, ze słyszałem twój cichy, zachrypnięty głos. Potwierdzam więc:
- Tak? - po chwili wahania wyrzucasz to z siebie :
- Kocham cię, wiesz? - ja natomiast jestem już pewny swojej odpowiedzi. W końcu myślałem się nad tym przez cały nasz stosunek...
- Wiem. Ja ciebie też. - mówię cicho i całuję cię w usta, namiętnie pieszcząc twój język swoim. Bo to jest tylko nasz miłość. Nie taka jak na filmach, nie taka jak w książkach. Ty mi się po prostu oddajesz, a ja zagarniam cię dla siebie. Czy robilibyśmy tak, gdyby to nie było to właśnie uczucie? Miłość...Jchigo, jestem już teraz pewien : kocham cię.
Opowiadania o tematyce HOMOseksualnej. NIE CHCESZ = NIE CZYTAJ I NIE ZOSTAWIAJ OBRAŹLIWYCH KOMENTARZY. Resztę serdecznie zapraszam ^-^
piątek, 31 stycznia 2014
piątek, 24 stycznia 2014
Confession of Madman
No dobra....Wyjątkowo nowe opo dodaję wcześniej, bo niestety przez jakiś czas mnie nie będzie..Nie, nie chodzi o brak pomysłów. Wracam za max. dwa tygodnie. Chodzi o komputer. Oddajemy go do naprawy. Ale obiecuję, że jak tylko wróci, to dodam nowe fanfiki od razu...
A teraz przed wami moje najnowsze opowiadanie... Miłego czytania ♥
**************************************************************************************************************************************************************************************
Siedziałem tam, gdzie zwykle - w głębi jego wewnętrznego świata. Byłem znudzony tym nic nie robieniem. Tutaj nic się nie działo. Przechylone niebo, a na nim leniwie płynące, białe chmury. "Dobrze, że przynajmniej nie pada" - pomyślałem. Wtedy musiałbym udać się do jednego z tych bloków, pode mną , gdzie mieści się moje "mieszkanie". Nie lubię moknąć, nie lubię być zamykany w czterech ścianach. I król dobrze o tym wie. Dlatego niespecjalnie mu zależy na jako takiej, względnej harmonii w głębi duszy. Ale jak widać, na razie nie ma zbyt wielu powodów, którymi mógłby zaprzątać swe serce. Niech tak zostanie. Przynajmniej, na razie.
Zaczerpnąłem głęboko w płuca powietrza. Było rześkie i świeże. Wstałem. "Już tak nie mogę. Pomyślmy..co król teraz może robić? Hehehehehe...
- Ichigoooo! - zawołałem. Reakcja była natychmiastowa.
- Czego?
- Przyjdź tu do mnie! Stęskniłem się..! Hehehehe..!
- Odczep się! Nie mam zamiaru nigdzie się ruszać. - zaprał się.
- Ale mi się nudzi...ile można tak leżeć i myśleć?! Zwariować można! Hahahahaha!
- Tobie to już raczej nie grozi.
- Ej, to mnie uraziło! - odparłem udawanym smutkiem.
- Bo miało. - po chwili namysłu dodał jeszcze - Tylko nie próbuj tych swoich sztuczek! Jestem zaj.. - urwał. Cisza. "Za późno, królu...Już jesteś mój!"
Po chwili zmaterializował się, w tym swoim czarnym kimonie, tuż przed moimi nogami. Leniwie otworzył oczy, a wtedy ja z impetem kopnąłem go w brzuch.
- No już! Nie śpimy, nie śpimy! Wstaaaawaj! - zawołałem, wyjąłem swojego pogromcę dusz i uderzyłem nim w ziemię, tuż przy jego uchu.
- Aaaa! - wrzasnął przerażony, po czym zerwał się do ucieczki. Tego to się truskawka nie spodziewał! Hahahahahahaha!
Darowałem mu jego nędzne życie. Mogłem wtedy uderzyć o te 5 cm w lewo..Wtedy sam byłbym swoim władcą. Jego ciało byłoby moim.. W końcu jestem tym złym, hollowem. Ale ta rola powoli zaczyna mnie nudzić. Leżę sobie tutaj, myślę, a czasem walczę z Ichim. on jest moją jedyną rozrywką. Poza tym, on jest inny...inny niż reszta ludzi, z którymi walczyłem, czy rozmawiałem. Ichigo jest wyjątkowy. To chyba dlatego specjalnie za każdym razem pudłuję, czy daję mu szansę ucieczki. W przeciwnym razie, już by nie żył. W tym zdaniu wcale się nie przeceniam - taka jest prawda. Niby ja i on to jedno i to samo, ale tak naprawdę dzieli nas spora różnica poziomów. Hehehehehehehe! Biedactwo! Już by go dawno nie było, gdyby nie moje dobre serduszko...Hehehehehehehe! No ja z nim normalnie nie mogę, no! Hhehehehehe!
- To nonsens! Gdyby nie to, że z jakiegoś powodu nie chcę mi się walczyć, już dawno byś nie żył! - Ichi chyba zauważył, że nie walczę z nim na poważnie, bo dłuższy czas zastanawiał się nad moimi słowami. Staliśmy naprzeciw siebie. Po tej ciągnącej się, pełnej chwili milczenia, Kurosaki schował miecz. Ot tak, po prostu. Duży błąd. On chyba nie wie, że na to właśnie czekałem! Hahahahahahahahaha! Pełen pasji podbiegłem do niego z bronią w ręku i z impetem zrobiłem mu spore nacięcie, przebiegające przez całą klatkę piersiową. Ichigo zachłysną się powietrzem i zalany krwią upadł z głuchym łoskotem na ziemię. Ja powoli podszedłem do niego, zabrałem mu jego miecz i kopnięciem przewróciłem go na plecy. Ledwo żywy, ze łzami w oczach, wyszeptał te parę słów, które musiał wypowiedzieć z wielkim bólem i nadzieją :
- Dlaczego..dlaczego mnie nie zabiłeś? Mogłeś od razu przebić mnie mieczem na wylot, a ty tego nie zrobiłeś...dlaczego?
- a co, aż tak ci spieszno do śmierci, mój królu? - odparłem z nieukrywaną kpiną w głosie.
- Odpowiedz. - nalegał. Nie wytrzymałem. Kopnąłem go w ranę. On syknął jedynie z bólu, hamując w sobie krzyk. Umierał i dobrze o tym wiedział. Tak samo wiedział, że nie cierpię deszczu. A tu co? Jedna kropla wody spadłą mi na czubek nosa.
- Jesteś okropny, Ichigo. - szepnąłem i uklęknąłem przy nim, biorąc jego głowę na kolana. Byliśmy tak blisko siebie, że nasze wargi prawie się stykały... - Nawet teraz, gdy umierasz, musisz mieć jakieś troski. zdychaj szybko i już niczym się nie przejmuj...
- Bez tej rany nie mogłoby się obyć...- wyszeptał i przymknął oczy. - ja zawsze to wiedziałem, Hichigo. - po raz pierwszy zwrócił się do mnie po imieniu. Teraz już tylko jedna, przeklęta myśl chodziła mi po głowie. Deszcz rozpadał się na dobre. To ostatnie chwile w jego życiu...nie. To nie mogło się tak skończyć. Przyłożyłem dłoń do jego krwawiącej razy, która już po kilku sekundach zniknęła.
- I co ty mogłeś wiedzieć? - westchnąłem i spojrzałem w te brązowe oczy. Cudne oczy.
- Ja zawsze wiedziałem, że tylko w ten sposób mogę znaleźć się bliżej ciebie...Twoja natura sama z siebie nie dopuściłaby mnie do twojego serca.
- Nienawidzę cię, Ichigo. Wykorzystałeś mnie. - już zaczynałem się zastanawiać nad zadaniem kolejnej rany, kiedy on ponowił pytanie :
- Dlaczego mnie nie zabiłeś?
- Chcesz wiedzieć? Proszę bardzo. To dlatego, że cię kocham. - odpowiedziałem i nie wiadomo kiedy, moje zimne wargi przywarły do jego, nadzwyczaj gorących. Wsadziłem do nich język i zacząłem badać jego podniebienie. Ichi nie pozostawał bierny. Z pewnością, był to jego pierwszy pocałunek. Mimo wszystko radził sobie całkiem nieźle, naśladując moje ruchy. Ciekawe, od jak dawna zdawał sobie sprawę, że go kocham...
A teraz przed wami moje najnowsze opowiadanie... Miłego czytania ♥
**************************************************************************************************************************************************************************************
Siedziałem tam, gdzie zwykle - w głębi jego wewnętrznego świata. Byłem znudzony tym nic nie robieniem. Tutaj nic się nie działo. Przechylone niebo, a na nim leniwie płynące, białe chmury. "Dobrze, że przynajmniej nie pada" - pomyślałem. Wtedy musiałbym udać się do jednego z tych bloków, pode mną , gdzie mieści się moje "mieszkanie". Nie lubię moknąć, nie lubię być zamykany w czterech ścianach. I król dobrze o tym wie. Dlatego niespecjalnie mu zależy na jako takiej, względnej harmonii w głębi duszy. Ale jak widać, na razie nie ma zbyt wielu powodów, którymi mógłby zaprzątać swe serce. Niech tak zostanie. Przynajmniej, na razie.
Zaczerpnąłem głęboko w płuca powietrza. Było rześkie i świeże. Wstałem. "Już tak nie mogę. Pomyślmy..co król teraz może robić? Hehehehehe...
- Ichigoooo! - zawołałem. Reakcja była natychmiastowa.
- Czego?
- Przyjdź tu do mnie! Stęskniłem się..! Hehehehe..!
- Odczep się! Nie mam zamiaru nigdzie się ruszać. - zaprał się.
- Ale mi się nudzi...ile można tak leżeć i myśleć?! Zwariować można! Hahahahaha!
- Tobie to już raczej nie grozi.
- Ej, to mnie uraziło! - odparłem udawanym smutkiem.
- Bo miało. - po chwili namysłu dodał jeszcze - Tylko nie próbuj tych swoich sztuczek! Jestem zaj.. - urwał. Cisza. "Za późno, królu...Już jesteś mój!"
Po chwili zmaterializował się, w tym swoim czarnym kimonie, tuż przed moimi nogami. Leniwie otworzył oczy, a wtedy ja z impetem kopnąłem go w brzuch.
- No już! Nie śpimy, nie śpimy! Wstaaaawaj! - zawołałem, wyjąłem swojego pogromcę dusz i uderzyłem nim w ziemię, tuż przy jego uchu.
- Aaaa! - wrzasnął przerażony, po czym zerwał się do ucieczki. Tego to się truskawka nie spodziewał! Hahahahahahaha!
Darowałem mu jego nędzne życie. Mogłem wtedy uderzyć o te 5 cm w lewo..Wtedy sam byłbym swoim władcą. Jego ciało byłoby moim.. W końcu jestem tym złym, hollowem. Ale ta rola powoli zaczyna mnie nudzić. Leżę sobie tutaj, myślę, a czasem walczę z Ichim. on jest moją jedyną rozrywką. Poza tym, on jest inny...inny niż reszta ludzi, z którymi walczyłem, czy rozmawiałem. Ichigo jest wyjątkowy. To chyba dlatego specjalnie za każdym razem pudłuję, czy daję mu szansę ucieczki. W przeciwnym razie, już by nie żył. W tym zdaniu wcale się nie przeceniam - taka jest prawda. Niby ja i on to jedno i to samo, ale tak naprawdę dzieli nas spora różnica poziomów. Hehehehehehehe! Biedactwo! Już by go dawno nie było, gdyby nie moje dobre serduszko...Hehehehehehehe! No ja z nim normalnie nie mogę, no! Hhehehehehe!
- To nonsens! Gdyby nie to, że z jakiegoś powodu nie chcę mi się walczyć, już dawno byś nie żył! - Ichi chyba zauważył, że nie walczę z nim na poważnie, bo dłuższy czas zastanawiał się nad moimi słowami. Staliśmy naprzeciw siebie. Po tej ciągnącej się, pełnej chwili milczenia, Kurosaki schował miecz. Ot tak, po prostu. Duży błąd. On chyba nie wie, że na to właśnie czekałem! Hahahahahahahahaha! Pełen pasji podbiegłem do niego z bronią w ręku i z impetem zrobiłem mu spore nacięcie, przebiegające przez całą klatkę piersiową. Ichigo zachłysną się powietrzem i zalany krwią upadł z głuchym łoskotem na ziemię. Ja powoli podszedłem do niego, zabrałem mu jego miecz i kopnięciem przewróciłem go na plecy. Ledwo żywy, ze łzami w oczach, wyszeptał te parę słów, które musiał wypowiedzieć z wielkim bólem i nadzieją :
- Dlaczego..dlaczego mnie nie zabiłeś? Mogłeś od razu przebić mnie mieczem na wylot, a ty tego nie zrobiłeś...dlaczego?
- a co, aż tak ci spieszno do śmierci, mój królu? - odparłem z nieukrywaną kpiną w głosie.
- Odpowiedz. - nalegał. Nie wytrzymałem. Kopnąłem go w ranę. On syknął jedynie z bólu, hamując w sobie krzyk. Umierał i dobrze o tym wiedział. Tak samo wiedział, że nie cierpię deszczu. A tu co? Jedna kropla wody spadłą mi na czubek nosa.
- Jesteś okropny, Ichigo. - szepnąłem i uklęknąłem przy nim, biorąc jego głowę na kolana. Byliśmy tak blisko siebie, że nasze wargi prawie się stykały... - Nawet teraz, gdy umierasz, musisz mieć jakieś troski. zdychaj szybko i już niczym się nie przejmuj...
- Bez tej rany nie mogłoby się obyć...- wyszeptał i przymknął oczy. - ja zawsze to wiedziałem, Hichigo. - po raz pierwszy zwrócił się do mnie po imieniu. Teraz już tylko jedna, przeklęta myśl chodziła mi po głowie. Deszcz rozpadał się na dobre. To ostatnie chwile w jego życiu...nie. To nie mogło się tak skończyć. Przyłożyłem dłoń do jego krwawiącej razy, która już po kilku sekundach zniknęła.
- I co ty mogłeś wiedzieć? - westchnąłem i spojrzałem w te brązowe oczy. Cudne oczy.
- Ja zawsze wiedziałem, że tylko w ten sposób mogę znaleźć się bliżej ciebie...Twoja natura sama z siebie nie dopuściłaby mnie do twojego serca.
- Nienawidzę cię, Ichigo. Wykorzystałeś mnie. - już zaczynałem się zastanawiać nad zadaniem kolejnej rany, kiedy on ponowił pytanie :
- Dlaczego mnie nie zabiłeś?
- Chcesz wiedzieć? Proszę bardzo. To dlatego, że cię kocham. - odpowiedziałem i nie wiadomo kiedy, moje zimne wargi przywarły do jego, nadzwyczaj gorących. Wsadziłem do nich język i zacząłem badać jego podniebienie. Ichi nie pozostawał bierny. Z pewnością, był to jego pierwszy pocałunek. Mimo wszystko radził sobie całkiem nieźle, naśladując moje ruchy. Ciekawe, od jak dawna zdawał sobie sprawę, że go kocham...
poniedziałek, 20 stycznia 2014
WMZP - Tylko z nim
...runąłbym jak długi w tę rwącą, błękitną toń, gdyby nie jego ręka. Złapał mnie w ostatniej chwili i objął mocno od tyłu. Otworzyłem zszokowany oczy. Obróciłem się.
- Jesteś najgłupszym, najokropniejszym i najbardziej pociągającym człowiekiem, jakiego dane mi było poznać. - powiedział Hichigo i pomógł mi przejść na drugą stronę balustrady. Znowu zacząłem ryczeć. Tylko, że teraz, w jego ramionach.
- P-Przepraszam! Shiro! Ja..ja już nigdy tak nie zrobię! Nie zostawiaj mnie tylko! - w końcu wyrzuciłem to z siebie. Było mi tak cholernie przykro...
- Nigdy ci tego nie zapomnę. To bolało zbyt mocno. Ale też już nigdy cię nie zostawię i...przepraszam za to, co wtedy chciałem powiedzieć i za to, czego mój język nie potrafił utrzymać za zębami.. - wyszeptał Shiro prosto do mojego ucha.
- Hichigo...kocham cię.
- Ja ciebie też. Wracajmy już do domu, dobrze? - zapytał i otarł mi łzy rękawem.
- Dobrze.
Droga do domu odbyła się w całkowitej ciszy. Każdy z nas myślał, co dalej. Ja jednak już dawno wiedziałem. Otworzyłem drzwi. Weszliśmy do środka. Wtedy niemalże od razu przywarłem do warg Shirosakiego. Był tym zaskoczony. I dobrze. Chociaż raz to ja mogłem objąć inicjatywę.
- I-Ichigo..! Co ty.. - wydukał albinos. Ja jednak byłem już kompletnie nagi. Zacząłem dobierać się do jego ubrania. Nie opierał się. Widocznie jemu tez tego brakowało. Był już całkowicie podniecony. Jak z resztą, ja sam.
- Nie idziemy do ciebie? - zapytał jeszcze, kiedy zacząłem ciągnąć go w stronę kanapy.
- Nie..tu będzie dobrze. - odpowiedziałem i powaliłem ukochanego na łóżko. Shiro jednak rozeznawszy się w sytuacji, przyciągnął mnie do siebie i wpił się w moje usta. Ach, jak mi tego brakowało..Przekręciliśmy się tak, że to teraz ja byłem na dole. Hichi zaczął się ze mną drażnić, liżąc moje sutki. Dobrze wiedział, że wyprowadza mnie to z równowagi, kiedy jetem w takim stanie.
- Argh..Shiro..nie baw się tak ze mną..!
- Błagaj.. - powiedział przeciągając każdą literę.
- Błagaaaam! - wyjęczałem. Albinos jedynie uśmiechnął się na swój sposób i podniósł moje nogi, po czym oparł je sobie na ramionach.
- Aaaa..- wyjęczałem rozkosznie, kiedy zagłębił we mnie jeden ze swoich palcy. Miałem wrażenie, że przyjemność jedynie wzrasta, kiedy dodaje drugi i trzeci palec...Zaczął mnie delikatnie rozciągać. Chwilę później wyjął ze mnie palce i polizał po policzku. Wszedł we mnie. Mocno, brutalnie..Dla mnie ból dawał jedynie chorą przyjemność.
Jęczałem, krzyczałem i wiłem się pod jego dotykiem. Hichigo poruszał się we mnie głęboko i szybko. Po chwili zwolnił nieco i przybliżył się do mnie, całując. Po chwili odezwał się cicho :
- Dlaczego chciałeś się zabić?
- Bo..Bez ciebie to tak..aaarhh.. nie mogę..Ale teraz jesteśmy w końcu..a..mmm.. - zacząłem mruczeć, kiedy zaczął całować mnie po torsie. - czy..my..jesteśmy w końcu razeem..? - po chwili namysłu Hichigo odpowiedział cicho :
- Jesteś mój..Nie ma nawet innej opcji. Jesteśmy razem..już na zawszę. Nikt tego nie zmieni. Nawet ten Renji. - uśmiechnąłem się przez łzy. Miał rację. Nikt już tego nie zmieni. Już nigdy nie popełnię takiego błędu..
- Jesteś najgłupszym, najokropniejszym i najbardziej pociągającym człowiekiem, jakiego dane mi było poznać. - powiedział Hichigo i pomógł mi przejść na drugą stronę balustrady. Znowu zacząłem ryczeć. Tylko, że teraz, w jego ramionach.
- P-Przepraszam! Shiro! Ja..ja już nigdy tak nie zrobię! Nie zostawiaj mnie tylko! - w końcu wyrzuciłem to z siebie. Było mi tak cholernie przykro...
- Nigdy ci tego nie zapomnę. To bolało zbyt mocno. Ale też już nigdy cię nie zostawię i...przepraszam za to, co wtedy chciałem powiedzieć i za to, czego mój język nie potrafił utrzymać za zębami.. - wyszeptał Shiro prosto do mojego ucha.
- Hichigo...kocham cię.
- Ja ciebie też. Wracajmy już do domu, dobrze? - zapytał i otarł mi łzy rękawem.
- Dobrze.
Droga do domu odbyła się w całkowitej ciszy. Każdy z nas myślał, co dalej. Ja jednak już dawno wiedziałem. Otworzyłem drzwi. Weszliśmy do środka. Wtedy niemalże od razu przywarłem do warg Shirosakiego. Był tym zaskoczony. I dobrze. Chociaż raz to ja mogłem objąć inicjatywę.
- I-Ichigo..! Co ty.. - wydukał albinos. Ja jednak byłem już kompletnie nagi. Zacząłem dobierać się do jego ubrania. Nie opierał się. Widocznie jemu tez tego brakowało. Był już całkowicie podniecony. Jak z resztą, ja sam.
- Nie idziemy do ciebie? - zapytał jeszcze, kiedy zacząłem ciągnąć go w stronę kanapy.
- Nie..tu będzie dobrze. - odpowiedziałem i powaliłem ukochanego na łóżko. Shiro jednak rozeznawszy się w sytuacji, przyciągnął mnie do siebie i wpił się w moje usta. Ach, jak mi tego brakowało..Przekręciliśmy się tak, że to teraz ja byłem na dole. Hichi zaczął się ze mną drażnić, liżąc moje sutki. Dobrze wiedział, że wyprowadza mnie to z równowagi, kiedy jetem w takim stanie.
- Argh..Shiro..nie baw się tak ze mną..!
- Błagaj.. - powiedział przeciągając każdą literę.
- Błagaaaam! - wyjęczałem. Albinos jedynie uśmiechnął się na swój sposób i podniósł moje nogi, po czym oparł je sobie na ramionach.
- Aaaa..- wyjęczałem rozkosznie, kiedy zagłębił we mnie jeden ze swoich palcy. Miałem wrażenie, że przyjemność jedynie wzrasta, kiedy dodaje drugi i trzeci palec...Zaczął mnie delikatnie rozciągać. Chwilę później wyjął ze mnie palce i polizał po policzku. Wszedł we mnie. Mocno, brutalnie..Dla mnie ból dawał jedynie chorą przyjemność.
Jęczałem, krzyczałem i wiłem się pod jego dotykiem. Hichigo poruszał się we mnie głęboko i szybko. Po chwili zwolnił nieco i przybliżył się do mnie, całując. Po chwili odezwał się cicho :
- Dlaczego chciałeś się zabić?
- Bo..Bez ciebie to tak..aaarhh.. nie mogę..Ale teraz jesteśmy w końcu..a..mmm.. - zacząłem mruczeć, kiedy zaczął całować mnie po torsie. - czy..my..jesteśmy w końcu razeem..? - po chwili namysłu Hichigo odpowiedział cicho :
- Jesteś mój..Nie ma nawet innej opcji. Jesteśmy razem..już na zawszę. Nikt tego nie zmieni. Nawet ten Renji. - uśmiechnąłem się przez łzy. Miał rację. Nikt już tego nie zmieni. Już nigdy nie popełnię takiego błędu..
...i już zawsze...
- Aaaa! - krzyknęliśmy razem, w tym samym momencie. Nadeszła chwila spełnienia dla obydwu z nas. Shiro jednak nie przestawał. Cały czas brał mnie równie szybko i mocno, co wcześniej. Zapowiadały się długie godziny. Jedyne, co zmieniło się, to jego ręka, dotąd gładząca mnie po włosach, zaczęła pieścić mojego członka. Odszukałem jego ust. Zatopiłem się w nie po raz kolejny. Nie pierwszy i nie ostatni raz. Na pewno.
I już zawszę będę dochodzić tylko
z nim!
♥
*********
Nagle usłyszeliśmy z Hichim jakiś hałas przy drzwiach. Cały czas byliśmy w trakcie (nasze 4 podejście..)
więc mało nas to obchodziło. Dźwięk stawał się co raz bardziej natarczywy i już po chwili drzwi otworzyły się na oścież. Razem z moim kochankiem podnieśliśmy jak na zawołanie głowy znad oparcia kanapy.
W wejściu stał...
- Witaj Ichcigoooo! Jesteśmy trochę wcześniej! Martwiłem się o was, jak wy sobie tu poradzicie i...- ..mój ojciec. Gdy nas zobaczył, zaniemówił i wypuścił z rąk wszystkie bagaże, których trochę było...
Dlatego też zgłaszam się z zapytaniem : ma ktoś wolny pokój do wynajęcia..? Hichigo też jest ciekaw...
Koniec
****************************************************************************************************************
Yey! Poniedziałek! Ostatnia część WMZP już dodana.... no i mam dla was trochę nowinek.
Po pierwsze : zmiana termin(ów) dodawania notek. Postanowiłam, że będą się one pojawiać w dni w tygodniu - wtorek i piątek. (nie, w poniedziałki już nie będzie :)) Ale jutro nic nie dodam. Ani w ten piątek. Musicie poczekać do następnego wtorku ♥
Po drugie : dzisiaj jak weszłam na bloga, to było akurat 1500 wyświetleń (śmiech)...fajnie! Dziękuję wam. Hichi i Ichi na pewno tez są wdzięczni ♥
No po trzecie : jutro dzień babci. I co? No i właśnie jestem ciekawa jakie macie plany..hehehe
macie tu jeszcze linka do takiej fajniutkiej piosenki, która wspierała mnie w pisaniu :
http://www.youtube.com/watch?v=SBjQ9tuuTJQ&list=PL597E0BDDC1D74ED2
poniedziałek, 13 stycznia 2014
WMZP - Koniec? Pomocne rady (?) Kona
....
- Nienawidzę cię...nie chcę cię znać i widzieć. Z nami koniec...Nie idź za mną, bo nie ręczę za siebie. - ostrzegł jeszcze.
- Shiro!!!!! - nic jednak nie pomagało. Albinos użył shunpo i znikł. "Nie...to nie może być prawda! To jakiś koszmar!" - powtarzałem sobie w myślach. Bezskutecznie. Padłem na kolona. Nie miałem siły już na nic. zacząłem ryczeć. Dobrze, że w parku nikogo nie było...
Deszcz towarzyszył mi przez całą drogę powrotną do domu. Miałem wrażenie, że niebo płacze nad moim losem. To było coś strasznego. kiedy byłem już u siebie, zaczęło robić mi się niedobrze.Zacząłem wymiotować. Torsje nie ustępowały przez najbliższe pół godziny. Byłem kompletnie rozbity. Wtedy jednak przypomniałem sobie o czymś. Wiedziałem, że na tę chwilę to dość beznadziejne, ale musiałem się komuś wyżalić i powiedzieć co ma robić na wypadek, gdyby znaleziono gdzieś moje zwłoki...Postanowiłem uwolnić Kona z zamknięcia. Wiem, to naprawdę dziwny pomysł Nawet bardzo. Nie myślałem wtedy jednak trzeźwo. Z perspektywy czasu mogę śmiało stwierdzić,że było to dość dobre posunięcie.
Otworzyłem pierwsza szufladę biurka i...zacząłem rozwiązywać Kona. Od razu, kiedy to zrobiłem misiek zaczął się wydzierać i prawić mi morały o prawach pluszaków, a z resztą jet w ogóle coś takiego?
- Kon, weś się uspokój, nie po to cię rozwiązywałem, żebyś mi teraz awantury robił.. - powiedziałem słabym głosem.
- Ta, tobie to łatwo mówić! Ty nawet nie wiesz na jakie ja męki byłem skazany, nooo!
- Jakie znowu męki..? - spytałem niby od niechcenia.
- jakie?! jakie?! Dobrze, już ci wymieniam! Wszystko zaczęło się od tego jak mnie wziąłeś, związałeś i zakneblowałeś. To w porównaniu do tego, co było potem, to pikuś! Słyszałem wszystko! Wszystko! Jak nie chciałeś pomóc Nee-san i jak tu razem z tym białym gostkiem jęczeliście! To były najgorsze katusze! jak chcieliście to tutaj robić, to było sobie pójść do salonu, czy gdzieś tam! - na te ostatnie słowa uwag, zrobiłem się czerwony jak burak. Kon słyszał...jak...ja...i...Shiro..się... - No i oczywiście słyszałem, jak płakałeś. - dodał na zakończenie misiek. - czemu? I gdzie jest ten gostek....?
- Ja..no bo widzisz... - i opowiedziałem mu wszystko. To jak bardzo się kochaliśmy, jak się pokłóciliśmy, jak go zdradziłem i to że...że...Shiro ze mną zerwał... Kon natomiast, co mnie zdziwiło, siedział spokojnie i słuchał. Kiedy skończyłem opowiadać, odezwał się od razu :
- Słuchaj, Ichigo. Jak tylko was wtedy razem zobaczyłem w łóżku, to wiedziałem, że coś z wami nie tak. Ale po tym co mi powiedziałeś, mogę stwierdzić tylko jedno : kompletny debil z ciebie! już nawet ja się tym wszystkim wzruszyłem! I to wszystko przez tego czerwonowłosego ananasa! No i przez ciebie! Po co ty go zdradziłeś, tego Shiro, czy jak mu tam?! Przecież dobrze wam razem było, tak?! No na pewno tak, przecież nawet w szufladzie słychać było...
- Wiem! - krzyknąłem nagle. - Przecież wiem, że to przeze mnie, że to wszystko moja wina!Tylko jak to odkręcić?! Co mam zrobić, żeby było tak, jak wcześniej?! - wykrzyczałem i zacząłem płakać. Znowu.
- No...tego...ja tam nie wiem..Pójdź go poszukać no i...przeproś. szczerze go przeproś. - poradził Kon.
- Ale on nawet nie zechce za mną rozmawiać! Zraniłem go, nie zasługuję, by mi wybaczył. Miał w 100% rację, ze ze mną skończył! Ja też muszę ze sobą skończyć! mam dość..życie bez niego to już nie życie!.. - wykrzyczałem nieopanowanie to , co myślałem. Wybiegłem. Chciałem się zabić.
W tym samym czasie, kiedy mnie nie było i o niczym co wtedy zaszło nie miałem zielonego pojęcia, Hichigo wyszedł z szafy w moim pokoju...
- Zadowolony? - zapytał z irytacją w głosie, Kon.
- Niezupełnie. - odpowiedział Shiro wlepiając wzrok w ścianę.
- No to idź do niego! Jeden i drugi, jesteście siebie warci! Ale nawet nie licz na dyskrecję z mojej strony! Mówię od razu, bo jeśli potem przyjdą do Ichigo koledzy ze szkoły wypytać, czemu jest gejem, to mnie nie ma...
- Nawet się nie waż. - wywarczał Hichigo w mgnieniu oka łapiąc Kona i związując go ponownie. - nikt nie będzie oczerniać Ichigo. Nikt, z wyjątkiem mnie. - dodał z kpiącym uśmieszkiem, a Kon ponownie wylądował w szufladzie...
- Nienawidzę cię...nie chcę cię znać i widzieć. Z nami koniec...Nie idź za mną, bo nie ręczę za siebie. - ostrzegł jeszcze.
- Shiro!!!!! - nic jednak nie pomagało. Albinos użył shunpo i znikł. "Nie...to nie może być prawda! To jakiś koszmar!" - powtarzałem sobie w myślach. Bezskutecznie. Padłem na kolona. Nie miałem siły już na nic. zacząłem ryczeć. Dobrze, że w parku nikogo nie było...
Deszcz towarzyszył mi przez całą drogę powrotną do domu. Miałem wrażenie, że niebo płacze nad moim losem. To było coś strasznego. kiedy byłem już u siebie, zaczęło robić mi się niedobrze.Zacząłem wymiotować. Torsje nie ustępowały przez najbliższe pół godziny. Byłem kompletnie rozbity. Wtedy jednak przypomniałem sobie o czymś. Wiedziałem, że na tę chwilę to dość beznadziejne, ale musiałem się komuś wyżalić i powiedzieć co ma robić na wypadek, gdyby znaleziono gdzieś moje zwłoki...Postanowiłem uwolnić Kona z zamknięcia. Wiem, to naprawdę dziwny pomysł Nawet bardzo. Nie myślałem wtedy jednak trzeźwo. Z perspektywy czasu mogę śmiało stwierdzić,że było to dość dobre posunięcie.
Otworzyłem pierwsza szufladę biurka i...zacząłem rozwiązywać Kona. Od razu, kiedy to zrobiłem misiek zaczął się wydzierać i prawić mi morały o prawach pluszaków, a z resztą jet w ogóle coś takiego?
- Kon, weś się uspokój, nie po to cię rozwiązywałem, żebyś mi teraz awantury robił.. - powiedziałem słabym głosem.
- Ta, tobie to łatwo mówić! Ty nawet nie wiesz na jakie ja męki byłem skazany, nooo!
- Jakie znowu męki..? - spytałem niby od niechcenia.
- jakie?! jakie?! Dobrze, już ci wymieniam! Wszystko zaczęło się od tego jak mnie wziąłeś, związałeś i zakneblowałeś. To w porównaniu do tego, co było potem, to pikuś! Słyszałem wszystko! Wszystko! Jak nie chciałeś pomóc Nee-san i jak tu razem z tym białym gostkiem jęczeliście! To były najgorsze katusze! jak chcieliście to tutaj robić, to było sobie pójść do salonu, czy gdzieś tam! - na te ostatnie słowa uwag, zrobiłem się czerwony jak burak. Kon słyszał...jak...ja...i...Shiro..się... - No i oczywiście słyszałem, jak płakałeś. - dodał na zakończenie misiek. - czemu? I gdzie jest ten gostek....?
- Ja..no bo widzisz... - i opowiedziałem mu wszystko. To jak bardzo się kochaliśmy, jak się pokłóciliśmy, jak go zdradziłem i to że...że...Shiro ze mną zerwał... Kon natomiast, co mnie zdziwiło, siedział spokojnie i słuchał. Kiedy skończyłem opowiadać, odezwał się od razu :
- Słuchaj, Ichigo. Jak tylko was wtedy razem zobaczyłem w łóżku, to wiedziałem, że coś z wami nie tak. Ale po tym co mi powiedziałeś, mogę stwierdzić tylko jedno : kompletny debil z ciebie! już nawet ja się tym wszystkim wzruszyłem! I to wszystko przez tego czerwonowłosego ananasa! No i przez ciebie! Po co ty go zdradziłeś, tego Shiro, czy jak mu tam?! Przecież dobrze wam razem było, tak?! No na pewno tak, przecież nawet w szufladzie słychać było...
- Wiem! - krzyknąłem nagle. - Przecież wiem, że to przeze mnie, że to wszystko moja wina!Tylko jak to odkręcić?! Co mam zrobić, żeby było tak, jak wcześniej?! - wykrzyczałem i zacząłem płakać. Znowu.
- No...tego...ja tam nie wiem..Pójdź go poszukać no i...przeproś. szczerze go przeproś. - poradził Kon.
- Ale on nawet nie zechce za mną rozmawiać! Zraniłem go, nie zasługuję, by mi wybaczył. Miał w 100% rację, ze ze mną skończył! Ja też muszę ze sobą skończyć! mam dość..życie bez niego to już nie życie!.. - wykrzyczałem nieopanowanie to , co myślałem. Wybiegłem. Chciałem się zabić.
W tym samym czasie, kiedy mnie nie było i o niczym co wtedy zaszło nie miałem zielonego pojęcia, Hichigo wyszedł z szafy w moim pokoju...
- Zadowolony? - zapytał z irytacją w głosie, Kon.
- Niezupełnie. - odpowiedział Shiro wlepiając wzrok w ścianę.
- No to idź do niego! Jeden i drugi, jesteście siebie warci! Ale nawet nie licz na dyskrecję z mojej strony! Mówię od razu, bo jeśli potem przyjdą do Ichigo koledzy ze szkoły wypytać, czemu jest gejem, to mnie nie ma...
- Nawet się nie waż. - wywarczał Hichigo w mgnieniu oka łapiąc Kona i związując go ponownie. - nikt nie będzie oczerniać Ichigo. Nikt, z wyjątkiem mnie. - dodał z kpiącym uśmieszkiem, a Kon ponownie wylądował w szufladzie...
***
To był istny obłęd. Wpadłem w czystą histerię. Już nie=c się dla mnie nie liczyło. Poza Shirosakim...Jego usta, dotyk, kojący głos...To wszystko odeszło. "Pora więc, bym i ja odszedł" - myślałem zrozpaczony. Nie mogłem się odnaleźć. Bez niego..
Postanowiłem rzucić się z mostu. Jednego z największych w Karakurze. Biegłem przed siebie, obraz rozmywał mi się przez łzy, potykałem się o własne nogi...W końcu cały zdyszany i spocony znalazłem się u celu. Stałem po środku ogromnej, stalowej konstrukcji. Obok chodnika, na którym się znajdowałem, jeździły samochody. Nie było już odwrotu. Przeszedłem przez stalową barierkę. Spojrzałem w dół. Pode mną płynęła rwąca rzeka. nie czułem jednak strachu. Z moich oczu spłynęły ostatnie łzy. Wstrzymałem oddech. Rozłożyłem ręce. Zacząłem powoli odchylać się do przodu. "Żegnaj, Hichigo"...
************************************************************************************************************************************
Ohayo! Dzisiaj poniedziałek. Nowa notka już dodana. Co będzie w następnej? Pogrzeb? A może coś innego? Musicie się sami przekonać. za tydzień, o tej samej porze ostatnia część Wielkiej Miłości, Zdrady i Przebaczenia...
No i strasznie się cieszę. Od tygodnia nie było mnie przy kompie, a dzisiaj wchodzę i co? Ponad tysiąc wejść? 5 komentarzy do mojego beznadziejnego stylistycznie ostatniego opowiadania? Że co...
Dziękuję! Jesteście kochani, wiem, mówiłam to już, ale kochalności nigdy za wiele. dziękuję za wszystkie komentarze i na niektóre pragnę odpowiedzieć...Chcecie, żebym notki dodawała częściej? postaram się. Być może dojdą jeszcze środy. Co wy na to? Ale to zależy, jak się z czasem wyrobię. Trzymajcie za mnie kciuki, ale w tę środę na pewno się nie uda. Być może w następną. :)
No i jeszcze z moich takich własnych nowinek to dodam, ze kupiłam sobie ostatnio nowy kalendarz na 2014 r...z Bleacha! jest świetnyyyy...nie ma to ja chwalić się przez internet...A wy jakie kalendarze macie? tak pytam z ciekawości..:)
Trzymajcie się. Do poniedziałku :p
wtorek, 7 stycznia 2014
WMZP - To nie tak!
"I co ja najlepszego zrobiłem?! Głupi, głupi, głupi! Dałem się Renjiemu...mojemu BYŁEMU...Hichigo...on jeszcze o niczym nie wie. Wystarczy, jak wrócę i udam, że nic się nie stało. W końcu on też zawinił!" - tak myślałem. Czy słuszne było to rozumowanie? Na pewno nie. Wtedy jednak byłem pod presją
, nie myślałem trzeźwo, chciałem tylko ukryć swoją
zdradę. Zapomniałem jednak o pewnym, małym szczególe : Hichigo jest i był, częścią
mnie.
Na egzaminie poszło mi całkiem znośnie. Na pewno nie będę najlepszy, ale i nie będę najgorszy. Ze szkoły wyszedłem jednak z wcale nie zadowolonym wyrazem twarzy. Musiałem wracać do domu. To okazało się to jednak bardzo trudne. Każdy krok sprawiał mi ogromny ból. Renji wcale nie był za delikatny. Pootwierał mi stare rany, przez które ponad pół dnia nie mogłem się ruszać. Dlatego też dojście do domu było dla mnie męczarnią głównie fizyczną . Ale też i psychiczną . Cały czas borykałem się z myślami, co dalej. Czy uda mi się zachowywać tak, jakby między mną a czerwonowłosym do niczego nie doszło? Byłem prawie pewny, że nie.
Ledwo trzymają c się na nogach, stanąłem przed domem. Zadzwoniłem dzwonkiem. Nie chciało mi się szukać kluczy. Myślałem, że Shiro jest w domu. Myliłem się. Po 5-ciu minutach stania na deszczu (w między czasie zdążyło się rozpadać...), zmuszony byłem sam sobie otworzyć. W środku nikogo nie było. Od razu zacząłem się niepokoić. "Gdzie jest Hichigo? Czy już wie? "- ogarnęła mnie panika.
W akcie rozpaczy chwyciłem za telefon i wybrałem numer Shiro. Kilka dni wcześniej dałem mu mój stary telefon i odpowiedziałem w skrócie, jak się go używa. Nie odbierał, ale za to ja dostrzegłem, że dzwonił do mnie wcześniej. "Więc czemu teraz nie odbiera?" - myślałem. Chwilę po tym, mnie olśniło. Shirosakiego nie było w domu, nie odbierał telefonu, a komu chciałoby się wychodzić w taką pogodę na dwór? Niewiele więcej myślą c, chwyciłem pierwszą lepszą bluzę i wybiegłem z domu, nawet nie zamykają c drzwi. Chciało mi się płakać. To ja do tego wszystkiego doprowadziłem, tylko ja byłem temu winny. Mojej zdrady nic nie mogło usprawiedliwić. Nawet wcześniejsze zachowanie albinosa.
Biegłem tak szybko, jak mogłem. Nie zatrzymywałem się na czerwonym Ĺświetle, nie zważałem na pędzące koło mnie samochody. Liczył się tylko on. Hichigo. Przyspieszyłem, gdy tylko zobaczyłem w oddali, szybko przybliżają ce się ogrodzenie parku. Nie miałem czasu szukać furtki. Zacząłem wspinać się po siatce, aż w końcu zaskoczyłem na druga stronę. Prosto w pokrzywy. Trudno. Zacząłem przedzierać się przez mokre kszaczory, aż wybiegłem na jedną ze ścieżek parku. Należy dodać, że przez cały czas towarzyszył mi silny ból w tylnej części ciała, jednak tak naprawdę, motywował mnie on do dalszego działania.
Byłem pewien, że zastanę tu swoje alter-ego. Nie pomyliłem się tym razem. Już po chwili zobaczyłem go, stoją cego na pomoście. Deszcz padał cały czas większy. Ja się tym jednak nie zraziłem. Po krótkiej chwili, cały zdyszany, znalazłem się na moscie, obok ukochanego. Na głowie miał, podobnie jak ja, kaptur, był cały przemoczony i wyglą dał jakby...płakał?
- Shiro, co ty tu robisz? Jesteś cały przemoczony! Jak tak dalej będziesz tu stać to się przeziębisz...
- Daruj sobie. - przerwał mi nagle albinos. - Nie musisz już udawać. Ja i tak wszystko wiem. - powiedział z lekkim drżeniem w głosie. Wpatrywał się martwo przed siebie. Ani razu na mnie nie spojrzał.
- Hichi, o co ci...
- Tylko nie "Hichi", dobra?! - uniósł się nagle, nadal nie spuszczają c wzroku z horyzontu.
- Ale...to jak mam mówić?
- Najlepiej nie mów w ogóle. - odpowiedział obojętnie.
- Shiro, proszę, musimy porozmawiać...
- Nie chcę. - zaparł sie Shirosaki.
- Nie rozumiem cię..
- Jak to "nie rozumiesz"?! - wybuchnął albinos. Wreszcie na mnie spojrzał. Chociaż wolałbym nie widzieć tego spojrzenia. Było ono pełne wyrzutu i smutku, złości i nienawiści. - Jak możesz tak mówić? Przed chwilą pierdoliłeś się na boku z tym twoim "byłym", a teraz nie rozumiesz? Myślałeś, że jak mnie zdradzisz po tym, jak się pokółciliśmy, to puszczę ci to w niepamięć?! Naprawdę tak myslałeś?! - kompletnie mnie zatkało. - No powiedz coś! Zaprzecz chociaż! Powiedz, że to nie prawda! Błagam! - wykrzyczał Shiro. Z oczu zaczęły płynąć mu łzy. To była jedna z najgorszych chwil w moim życiu.
- Shiro, ja ci to wytłumacze...- błą d. I to jaki. Wystarczyła jedna chwila. Mój policzek, jego pięść, mocne uderzenie, cholery ból i krew na wardze. Mamy remis.
- Jak mi to wytłumaczysz?! - krew stróżkami spływała mi po brodzie. Wytarłem ją rękawem i odezwałem się, nie patrzą c na niego :
- Ja...ja byłem taki zagubiony...Po naszej kłótni nie wiedziałem co ze sobą zrobić!
- Więc najlepszym sposobem na rozładowanie się, był seks na boku, tak?! - do Shirosakiego nie docierały moje tłumaczenia. Z resztą , do mnie też nie za bardzo przemawiały. - Ichigo...- kolejne łzy spłynęły mu po policzkach, mieszają c się z kroplami deszczu. - Ty...ty mi obiecałeś..obiecałeś, że zawsze ze mną będziesz...- miał wtedy rację. Zapewniłem go w noc przed naszą kłółtnią , że go nie zostawię. Kłamałem, choć nieświadomie.
- Hichigo...- wyszeptałem jedynie. Mi również zaczęły płynąć łzy. Najpierw jedna, potem dziesęć kolejnych.
- Ichigo...ja cię tak kocham...- wyszeptał. Patrzył w ziemię. Wiedziałem jednak,że nie przestał płakać. - Ichigo idioto! - krzyknął nagle, co kompletnie zabiło mnie z tropu.Odwrócił się i ruszył przed siebie.
- Shiro! - jęknąłem. - Shiro to wszystko nie tak! Shiro!!! - stanął. Ucieszyłem się, choć nie trwało to długo. Nigdy nie zapomnę tego, co powiedział, kiedy odwrócił się na chwilę : :***************************************************************************************************************************************************************************
Na początek przepraszam za jakość, ale coś mi sie zwaliło z kompuerem, naprawdę bardzo mi wstyd, ze tak to wyszło, ale chciałam dodać już dzisiaj, a nie jutro.
Wybaczcie mi, że tak kończę. Po prostu całe opowiadanie mam już podzielone, a te kończy się w taki właśnie, dramatyczny i niepewny, sposób. Ojejejej...powiało dramatem...ale nie łamcie się :) Jeszcze im się w życiu ułoży ♥
I jeszcze jedno. Przepraszam, że nie dodałam notki wczoraj, ale nie mogłam. Na następną część tez musicie trochę poczekać, bo będzie standardowo - w poniedziałek. No to wszystko. Dziękuję za uwagę
Na egzaminie poszło mi całkiem znośnie. Na pewno nie będę najlepszy, ale i nie będę najgorszy. Ze szkoły wyszedłem jednak z wcale nie zadowolonym wyrazem twarzy. Musiałem wracać do domu. To okazało się to jednak bardzo trudne. Każdy krok sprawiał mi ogromny ból. Renji wcale nie był za delikatny. Pootwierał mi stare rany, przez które ponad pół dnia nie mogłem się ruszać. Dlatego też dojście do domu było dla mnie męczarnią głównie fizyczną . Ale też i psychiczną . Cały czas borykałem się z myślami, co dalej. Czy uda mi się zachowywać tak, jakby między mną a czerwonowłosym do niczego nie doszło? Byłem prawie pewny, że nie.
Ledwo trzymają c się na nogach, stanąłem przed domem. Zadzwoniłem dzwonkiem. Nie chciało mi się szukać kluczy. Myślałem, że Shiro jest w domu. Myliłem się. Po 5-ciu minutach stania na deszczu (w między czasie zdążyło się rozpadać...), zmuszony byłem sam sobie otworzyć. W środku nikogo nie było. Od razu zacząłem się niepokoić. "Gdzie jest Hichigo? Czy już wie? "- ogarnęła mnie panika.
W akcie rozpaczy chwyciłem za telefon i wybrałem numer Shiro. Kilka dni wcześniej dałem mu mój stary telefon i odpowiedziałem w skrócie, jak się go używa. Nie odbierał, ale za to ja dostrzegłem, że dzwonił do mnie wcześniej. "Więc czemu teraz nie odbiera?" - myślałem. Chwilę po tym, mnie olśniło. Shirosakiego nie było w domu, nie odbierał telefonu, a komu chciałoby się wychodzić w taką pogodę na dwór? Niewiele więcej myślą c, chwyciłem pierwszą lepszą bluzę i wybiegłem z domu, nawet nie zamykają c drzwi. Chciało mi się płakać. To ja do tego wszystkiego doprowadziłem, tylko ja byłem temu winny. Mojej zdrady nic nie mogło usprawiedliwić. Nawet wcześniejsze zachowanie albinosa.
Biegłem tak szybko, jak mogłem. Nie zatrzymywałem się na czerwonym Ĺświetle, nie zważałem na pędzące koło mnie samochody. Liczył się tylko on. Hichigo. Przyspieszyłem, gdy tylko zobaczyłem w oddali, szybko przybliżają ce się ogrodzenie parku. Nie miałem czasu szukać furtki. Zacząłem wspinać się po siatce, aż w końcu zaskoczyłem na druga stronę. Prosto w pokrzywy. Trudno. Zacząłem przedzierać się przez mokre kszaczory, aż wybiegłem na jedną ze ścieżek parku. Należy dodać, że przez cały czas towarzyszył mi silny ból w tylnej części ciała, jednak tak naprawdę, motywował mnie on do dalszego działania.
Byłem pewien, że zastanę tu swoje alter-ego. Nie pomyliłem się tym razem. Już po chwili zobaczyłem go, stoją cego na pomoście. Deszcz padał cały czas większy. Ja się tym jednak nie zraziłem. Po krótkiej chwili, cały zdyszany, znalazłem się na moscie, obok ukochanego. Na głowie miał, podobnie jak ja, kaptur, był cały przemoczony i wyglą dał jakby...płakał?
- Shiro, co ty tu robisz? Jesteś cały przemoczony! Jak tak dalej będziesz tu stać to się przeziębisz...
- Daruj sobie. - przerwał mi nagle albinos. - Nie musisz już udawać. Ja i tak wszystko wiem. - powiedział z lekkim drżeniem w głosie. Wpatrywał się martwo przed siebie. Ani razu na mnie nie spojrzał.
- Hichi, o co ci...
- Tylko nie "Hichi", dobra?! - uniósł się nagle, nadal nie spuszczają c wzroku z horyzontu.
- Ale...to jak mam mówić?
- Najlepiej nie mów w ogóle. - odpowiedział obojętnie.
- Shiro, proszę, musimy porozmawiać...
- Nie chcę. - zaparł sie Shirosaki.
- Nie rozumiem cię..
- Jak to "nie rozumiesz"?! - wybuchnął albinos. Wreszcie na mnie spojrzał. Chociaż wolałbym nie widzieć tego spojrzenia. Było ono pełne wyrzutu i smutku, złości i nienawiści. - Jak możesz tak mówić? Przed chwilą pierdoliłeś się na boku z tym twoim "byłym", a teraz nie rozumiesz? Myślałeś, że jak mnie zdradzisz po tym, jak się pokółciliśmy, to puszczę ci to w niepamięć?! Naprawdę tak myslałeś?! - kompletnie mnie zatkało. - No powiedz coś! Zaprzecz chociaż! Powiedz, że to nie prawda! Błagam! - wykrzyczał Shiro. Z oczu zaczęły płynąć mu łzy. To była jedna z najgorszych chwil w moim życiu.
- Shiro, ja ci to wytłumacze...- błą d. I to jaki. Wystarczyła jedna chwila. Mój policzek, jego pięść, mocne uderzenie, cholery ból i krew na wardze. Mamy remis.
- Jak mi to wytłumaczysz?! - krew stróżkami spływała mi po brodzie. Wytarłem ją rękawem i odezwałem się, nie patrzą c na niego :
- Ja...ja byłem taki zagubiony...Po naszej kłótni nie wiedziałem co ze sobą zrobić!
- Więc najlepszym sposobem na rozładowanie się, był seks na boku, tak?! - do Shirosakiego nie docierały moje tłumaczenia. Z resztą , do mnie też nie za bardzo przemawiały. - Ichigo...- kolejne łzy spłynęły mu po policzkach, mieszają c się z kroplami deszczu. - Ty...ty mi obiecałeś..obiecałeś, że zawsze ze mną będziesz...- miał wtedy rację. Zapewniłem go w noc przed naszą kłółtnią , że go nie zostawię. Kłamałem, choć nieświadomie.
- Hichigo...- wyszeptałem jedynie. Mi również zaczęły płynąć łzy. Najpierw jedna, potem dziesęć kolejnych.
- Ichigo...ja cię tak kocham...- wyszeptał. Patrzył w ziemię. Wiedziałem jednak,że nie przestał płakać. - Ichigo idioto! - krzyknął nagle, co kompletnie zabiło mnie z tropu.Odwrócił się i ruszył przed siebie.
- Shiro! - jęknąłem. - Shiro to wszystko nie tak! Shiro!!! - stanął. Ucieszyłem się, choć nie trwało to długo. Nigdy nie zapomnę tego, co powiedział, kiedy odwrócił się na chwilę : :***************************************************************************************************************************************************************************
Na początek przepraszam za jakość, ale coś mi sie zwaliło z kompuerem, naprawdę bardzo mi wstyd, ze tak to wyszło, ale chciałam dodać już dzisiaj, a nie jutro.
Wybaczcie mi, że tak kończę. Po prostu całe opowiadanie mam już podzielone, a te kończy się w taki właśnie, dramatyczny i niepewny, sposób. Ojejejej...powiało dramatem...ale nie łamcie się :) Jeszcze im się w życiu ułoży ♥
I jeszcze jedno. Przepraszam, że nie dodałam notki wczoraj, ale nie mogłam. Na następną część tez musicie trochę poczekać, bo będzie standardowo - w poniedziałek. No to wszystko. Dziękuję za uwagę
piątek, 3 stycznia 2014
WMZP - Opowiada Hichigo
Kolejna nocia już przed nami. Ostrzegam, jest smutna. Nie płaczcie jak ja nad pisaniem tego! I jeszcze jedno. Kwestie o takim drukiem to prawdziwe myśli Hichigo. Będzie on próbował je zakamuflować, więc są oznaczone... A tak zwykły druk to jego chłodne, racjonalne myślenie :) (potem jednak się nawróci :) Rozpoznacie ten moment an pewno :) )
*************************************************************************************************************************************************
Na początku była niepewność. Wahanie. Jednak to tylko przez chwilę. Potem już tylko dzikie podniecenie, nieopisywalna przyjemność i spełnienie. Tak...to wszystko jest tu, Ichigo, w twojej głowie. Niemal czułem to wszystko w moim ciele. Dotyk jego rąk i ust na twojej skórze. Wiem przecież, że to co zrobiłem, zabolało bardziej niż cokolwiek innego. Byłeś mi bez reszty oddany, ufałeś mi, a ja zawiodłem to zaufanie. Byłem głupi, robiąc i mówiąc te wszystkie rzeczy. Pewnie myślałeś wtedy "czemu", prawda? Ale ja nie znam odpowiedzi na to pytanie. Coś się wtedy ze mną stało...Ty..ty miałeś rację, uderzając mnie. Mój policzek płonął czerwienią i pulsował bólem. Słusznym bólem. Jednak, gdybym w tej chwili miał cie przed sobą, to ja bym uderzył.
******
Przyśpieszone bicie serc, usta, w których się zatracasz. Dlaczego mi to robisz? Rozpalony do granic możliwości...taki właśnie jesteś. Czemu po prostu nie spłoniesz od tej namiętności? Jego dłonie..te cholerne dłonie błądzą po twoim nagim ciele. Dlaczego im na to pozwalasz? Wasze usta łączą się w pocałunku. Po raz kolejny, z resztą. To wprowadza cię w taki stan, że już nad sobą nie panujesz. Wreszcie on wchodzi w ciebie. Wcale nie stara się być delikatny. Stare rany w twym ciele otwierają się. Rany, które wcześniej ja ci zadałem. Podoba ci się. Jęczysz przeciągle. Pragniesz czegoś więcej. On spełnia twoją niemą prośbę. Jedna, jedyna chwila. Z resztą, nie masz już siły na więcej. Dochodzisz..Wcześniej tylko przy mnie to robiłeś. A ja? Ja? Nie wytrzymuję. Przecież wiem, że głupi jestem. Łzy..aż wstyd się przyznać. Najpierw jedna..Cały wodospad. Ryczę jak małe, oszukane i zranione dziecko. Tylko tyle jestem w stanie zrobić. Wiem, ze nic nie pomoże. Wiem, a jednak...Straciłem cię na zawsze. Właśnie tak mi się wydaje. Nie mogę dawać sobie nadziei, ze będzie tak, jak wcześniej. Jeśli ty byś do mnie wrócił, jak i tak bym cierpiał. Przez ciebie. Przeze mnie. Nie mam do tego siły. Wychodzę.Gdzie? Skąd mam niby wiedzieć. Na pewno jak najdalej od ciebie. Nienawidzę cię. Kocham cię. Debil. Idiota. Z ciebie. Ze mnie. Coś kapnęło mi na nos. To na pewno nie była moja łza. Rozpadało się. Gdzie mam iść? Czuję się taki zagubiony... Ja faktycznie się zgubiłem. Jestem w jakimś parku..Parku, w którym całkiem niedawno byłem z tobą. Nadal nie kojarzę tego miejsca. Idę pod najbliższe drzewo. Tam już nie moknę. Krople wciąż spadają...a nie, to tylko łzy. Zimno. Tak zimno...w sercu czuje pustkę. To przez ciebie? Czy przeze mnie? Wolę nie wiedzieć.
Pociągam nosem. chyba się zaziębiłem. W myślach próbuje odgadnąć przyszłość. Nie prawda. W myślach mam tylko twój obraz. Czy...czy ja zawsze taki jestem...? Jaki? Sam nie wiem...Sam nie wiem dlaczego, wyciągam telefon. Przecież dobrze wiem po co to robię...Waham się nad twoim numerem. Może będę przeszkadzać? Chociaż dobrze wiem, że już to robić skończyłeś. Ale masz test. Naciskam czerwoną słuchawkę......dopiero po 3 sygnałach. Nie chce cię więcej widzieć. Chciałbym z tobą porozmawiać...Ja..Ja..Już nie wiem, co mam myśleć! Kocham cię nadal. Tak samo, jak wcześniej. Nawet bardziej. Tylko..czy ty czujesz do mnie to samo? NIE! Stop! To nie ja powinienem się nad tym zastanawiać! To ty..ty..ty mnie zdradziłeś. Nienawidzę cię!
Dlaczego...Czemu..Jak..Po co..? Nie wiem tego. Tylko ty znasz odpowiedzi na te nurtujące mnie wciąż pytania. Wiem dobrze, że nie jestem bez winy. Chciałem nazwać cię dziwką. Gdybyś mnie wtedy nie uciszył, żałowałbym tego przez długie lata. Ale żeby od razu zdradzać?! Po tym wszystkim...? Przecież ty mi obiecałeś! Obiecałeś mi to! Obiecałeś, że zawsze będziesz tylko ze mną...I gdzie te twoje obietnice?!
Stoję pod tym drzewem, w ręku trzymam przemoczony już telefon. Zastanawiam się, co robić dalej. Znowu zadzwonić? Odebrać, kiedy zadzwonisz? Nie, to już odpada. Więc co? Wrócić do twojego wewnętrznego świata? Nie, przecież do tego potrzebuje ciebie. A nie chcę cię widzieć, Jóż nigdy. Rozglądam się więc po parku. Nic specjalnego nie widzę. Wychodzę spod drzewa. Od razu zalew mnie woda. Nadal pada.. Idę przed siebie. Z tych bezsensownie ułożonych kroków wchodzę na most. Widać stąd prawie cały park. Nagle widzę, jak jakiś idiota biega po deszczu. Nawet kurtki przeciwdeszczowej nie wziął...ma tylko jakąś cienka bluzę i kaptur na głowie. Zastanawia mnie tylko jedno. Czemu ten gościu biegnie w moją stronę..? O cholera! Tylko nie to!
Pociągam nosem. chyba się zaziębiłem. W myślach próbuje odgadnąć przyszłość. Nie prawda. W myślach mam tylko twój obraz. Czy...czy ja zawsze taki jestem...? Jaki? Sam nie wiem...Sam nie wiem dlaczego, wyciągam telefon. Przecież dobrze wiem po co to robię...Waham się nad twoim numerem. Może będę przeszkadzać? Chociaż dobrze wiem, że już to robić skończyłeś. Ale masz test. Naciskam czerwoną słuchawkę......dopiero po 3 sygnałach. Nie chce cię więcej widzieć. Chciałbym z tobą porozmawiać...Ja..Ja..Już nie wiem, co mam myśleć! Kocham cię nadal. Tak samo, jak wcześniej. Nawet bardziej. Tylko..czy ty czujesz do mnie to samo? NIE! Stop! To nie ja powinienem się nad tym zastanawiać! To ty..ty..ty mnie zdradziłeś. Nienawidzę cię!
Dlaczego...Czemu..Jak..Po co..? Nie wiem tego. Tylko ty znasz odpowiedzi na te nurtujące mnie wciąż pytania. Wiem dobrze, że nie jestem bez winy. Chciałem nazwać cię dziwką. Gdybyś mnie wtedy nie uciszył, żałowałbym tego przez długie lata. Ale żeby od razu zdradzać?! Po tym wszystkim...? Przecież ty mi obiecałeś! Obiecałeś mi to! Obiecałeś, że zawsze będziesz tylko ze mną...I gdzie te twoje obietnice?!
Stoję pod tym drzewem, w ręku trzymam przemoczony już telefon. Zastanawiam się, co robić dalej. Znowu zadzwonić? Odebrać, kiedy zadzwonisz? Nie, to już odpada. Więc co? Wrócić do twojego wewnętrznego świata? Nie, przecież do tego potrzebuje ciebie. A nie chcę cię widzieć, Jóż nigdy. Rozglądam się więc po parku. Nic specjalnego nie widzę. Wychodzę spod drzewa. Od razu zalew mnie woda. Nadal pada.. Idę przed siebie. Z tych bezsensownie ułożonych kroków wchodzę na most. Widać stąd prawie cały park. Nagle widzę, jak jakiś idiota biega po deszczu. Nawet kurtki przeciwdeszczowej nie wziął...ma tylko jakąś cienka bluzę i kaptur na głowie. Zastanawia mnie tylko jedno. Czemu ten gościu biegnie w moją stronę..? O cholera! Tylko nie to!
********************************************************************************************************
Ojejku...krótko, smutnie, konkretnie i jeszcze te niezdecydowanie Hichigo...co ja najlepszego zrobiłam? No cóż, trudno, musicie to jakoś przeboleć. Następna część w poniedziałek.
środa, 1 stycznia 2014
WMZP - Pozbawiany wszelkiej godności
A oto i obiecana część. WARNING! To, co tu przeczytacie może odmienić wasz światopogląd, lub po prostu mieć wpływ na dalsze losy opowiadania...
Tu macie muzyczkę, która pomagała mi przy tworzeniu. Liczę, że się spodoba ^.^ *Muzyczka*
*****************************************************************************************************
Rano obudziłem się bardzo wcześnie. Słońce dopiero co wzeszło. Nagle na myśl przyszły mi wydarzania z poprzedniego dnia. Wstyd się przyznać, ale płakałem tak długo, aż w końcu zasnąłem. Czułem się okropnie. Pozbawiony wszelkiej godności...Te słowa bardzo mnie dotknęły. Nie czułem nawet wyrzutów sumienia, że go uderzyłem. Gdybym tylko tego nie zrobił, powiedziałby coś, dzięki czemu nie chciałbym go znać. "Jeżeli teraz w ogóle chcę..!" - przemknęło mi przez myśl. Jak to się mogło stać? W jednej sekundzie z czułego kochanka, zmienił się diametralnie. Jeszcze nikt mnie tak nie potraktował. Nawet Renji. Wszyscy, z którymi dotąd spałem, byli w stosunku do mnie czuli. Nie tylko w łóżku, ale i na co dzień. Shiro niby też, ale wtedy...
Nie wiedziałem, czy iść do szkoły. Byłem kompletnie rozbity. Przypomniało mi się jednak, że mieliśmy pisać test. Musiałem go zaliczyć. Głupia szkoła! Głupie testy! Jenyyyy!
Po cichu zszedłem ze schodów. Miałem skrytą nadzieję, że Shirosaki jeszcze śpi. Niestety. Zastałem go siedzącego w kuchni z kubkiem kawy w rękach. Miał strasznie podkrążone oczy. Widać nie spał przez noc.
- Ichigo, możemy porozmawiać? - zapytał, kiedy zauważył, że zjawiłem się w tym samym pomieszczeniu, co on.
- Nie mamy o czym. - odparłem obojętnie.
- Owszem, mamy. - oświadczył albinos i spojrzał na mnie. - To co wczoraj zrobiłem, co powiedziałem...
- ...bardzo mnie zabolało. - przerwałem mu.
- Wiem, Ichigo...
- To dobrze. - nie chciałem o tym rozmawiać. - Dzisiaj w szkole mamy test. Nie musisz iść. - zmieniłem temat, nawet nie patrząc na Shirosakiego.
- Ichigo...
- Nie chce o tym rozmawiać! - przerwałem ponownie. - Nie dzisiaj...nie teraz.... - dodałem szeptem i poczułem wilgoć w oczach.
- Ale..no dobrze. A jutro?
- Zobaczę. - odpowiedziałem i wyszedłem. Niestety, nie obyło się bez paru łez. Hichigo znów był taki jak wcześniej...taki czuły i kochany...to bolało mnie najbardziej.
Do szkoły dotarłem półtorej godziny przed egzaminem i wszelkimi lekcjami. Było bardzo, bardzo wcześnie. Zdziwiłem się, że mnie wpuścili. W budynku było dość ciemno. i chłodno. Po omacku znalazłem drzwi naszej klasy. Pociągnąłem za klamkę i wszedłem do środka. Jakie było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że w środku już ktoś był...
- Renji! - wykrzyknąłem zdumiony. Czerwonowłosy siedział na jednej z ławek i znudzony wpatrywał się w okno.
- Ohayo, Ichigo. - przywitał się. Na mój widok się uśmiechnął.
- Co tu robisz tak wcześnie?
- O to samo mógłbym spytać ciebie.. - zaśmiał się Abarai. Miło było tak sobie z nim pogadać.
- No więc ja...nie mogłem spać. - skłamałem.
- Stres cię zżera?
- Tak jakby...a ty?
- Ja...No więc dzisiaj mamy ten test no i tak sobie pomyślałem, że przyjdę wcześniej i się jeszcze pouczę, tylko żadnej książki nie mam.
- Nic nie umiesz? - zachciało mi się śmiać.
- Nic.
- Hahahhaha...
- Oj co się śmiejesz?! Z resztą, skoro już tu jesteś, musimy pogadać. - spoważniał Renji. Podszedłem do niego i usiadłem na ławce obok.
- Stało się coś?
- To ty mi powiedz. Wczoraj wyczułem wyraźne wahanie twojego reiatsu...płakałeś? - mina momentalnie mi zrzedła. Faktycznie nigdy nie byłem dobry w ukrywaniu swojej aury...
- N-Nie! Skąd ci to przyszło do głowy?! - postanowiłem tradycyjnie udawać głupiego.
- Ichigo, nie kłam... - po tych słowach Renji chwycił mnie za przód koszuli i przyciągnął do siebie, po czym...pocałował. Krótko, acz namiętnie. - ...mnie przecież możesz powiedzieć... - wyszeptał. Zatkało mnie. Renji właśnie mnie pocałował! To było całkiem miłe, chociaż Shiro...ale...Mój mózg rozważał wszystko po kolei..W końcu zdecydowałem się powiedzieć, w czym problem. Zacząłem żalić się czerwonowłosemu, a on słuchał uważnie w milczeniu, co jakiś czas wypytując o jakiś szczegół. Kiedy skończyłęm, wyraził swoją opinię na ten temat :
- Skończony dupek. Zupełnie jak Byakuya!
- J-Jak to? - zadziwiłem się.
- Kuchiki był dokładnie taki sam. Najpierw czuły, delikatny, a potem..zaczął mnie po prostu wykorzystywać. Nie ważne, czy chciałem, czy nie. Miałem być na każde jego skinienie. Kiedy wreszcie mu się postawiłem, najpierw mnie olał, a później zerwał. To dokładnie tak samo jak u ciebie.
- No nie do końca. - mruknąłem cicho. Przecież Hichigo mnie nie olewał i na dodatek chciał się pogodzić. Chyba.
- Ichigo?
- Hmmm?
- Czujesz jeszcze coś do mnie? - to pytanie kompletnie zbiło mnie z tropu. Czułem, że powinienem odpowiedzieć pozytywnie, choć nie było to wcale zgodne z prawdą.
- No...sam nie wiem...Chyba... - tu zawahałem się, odpędzając od siebie obraz albinosa. - ...tak?
- Bo widzisz, ja myślę podobnie... - to już kompletnie zbiło mnie z tropu. Więc Renji wciąż mnie kochał? Czy może chciał po prostu wykorzystać sytuację? W myślach zacząłem szybko analizować całą sytuację. Do testu została godzina. Ja mam potrzebę i on. Zgodzić się? Musiałem się jeszcze upewnić :
- Renji, czy ty chcesz..
- Tak Ichigo, chcę. Tak strasznie cię pragnę... - po tej kluczowej wypowiedzi czerwonowłosy przylgnął do moich warg. Jego dłonie zaczęły błądzić po moich plecach. Westchnąłem cicho. Rozwiązałem jego kucyka. Jego włosy opadły kaskadami na odsłonięte już ramiona. Zacząłem cicho jęczeć mu w usta, zatapiając ręce w rubinowych włosach. Nie było już odwrotu.
- Ichi...ty tak słodko jęczysz.... - wydyszał między pocałunkami Renji. Mimowolnie uśmiechnąłem się. Shiro nigdy mnie tak nie skomplementował.
Tu macie muzyczkę, która pomagała mi przy tworzeniu. Liczę, że się spodoba ^.^ *Muzyczka*
*****************************************************************************************************
Rano obudziłem się bardzo wcześnie. Słońce dopiero co wzeszło. Nagle na myśl przyszły mi wydarzania z poprzedniego dnia. Wstyd się przyznać, ale płakałem tak długo, aż w końcu zasnąłem. Czułem się okropnie. Pozbawiony wszelkiej godności...Te słowa bardzo mnie dotknęły. Nie czułem nawet wyrzutów sumienia, że go uderzyłem. Gdybym tylko tego nie zrobił, powiedziałby coś, dzięki czemu nie chciałbym go znać. "Jeżeli teraz w ogóle chcę..!" - przemknęło mi przez myśl. Jak to się mogło stać? W jednej sekundzie z czułego kochanka, zmienił się diametralnie. Jeszcze nikt mnie tak nie potraktował. Nawet Renji. Wszyscy, z którymi dotąd spałem, byli w stosunku do mnie czuli. Nie tylko w łóżku, ale i na co dzień. Shiro niby też, ale wtedy...
Nie wiedziałem, czy iść do szkoły. Byłem kompletnie rozbity. Przypomniało mi się jednak, że mieliśmy pisać test. Musiałem go zaliczyć. Głupia szkoła! Głupie testy! Jenyyyy!
Po cichu zszedłem ze schodów. Miałem skrytą nadzieję, że Shirosaki jeszcze śpi. Niestety. Zastałem go siedzącego w kuchni z kubkiem kawy w rękach. Miał strasznie podkrążone oczy. Widać nie spał przez noc.
- Ichigo, możemy porozmawiać? - zapytał, kiedy zauważył, że zjawiłem się w tym samym pomieszczeniu, co on.
- Nie mamy o czym. - odparłem obojętnie.
- Owszem, mamy. - oświadczył albinos i spojrzał na mnie. - To co wczoraj zrobiłem, co powiedziałem...
- ...bardzo mnie zabolało. - przerwałem mu.
- Wiem, Ichigo...
- To dobrze. - nie chciałem o tym rozmawiać. - Dzisiaj w szkole mamy test. Nie musisz iść. - zmieniłem temat, nawet nie patrząc na Shirosakiego.
- Ichigo...
- Nie chce o tym rozmawiać! - przerwałem ponownie. - Nie dzisiaj...nie teraz.... - dodałem szeptem i poczułem wilgoć w oczach.
- Ale..no dobrze. A jutro?
- Zobaczę. - odpowiedziałem i wyszedłem. Niestety, nie obyło się bez paru łez. Hichigo znów był taki jak wcześniej...taki czuły i kochany...to bolało mnie najbardziej.
Do szkoły dotarłem półtorej godziny przed egzaminem i wszelkimi lekcjami. Było bardzo, bardzo wcześnie. Zdziwiłem się, że mnie wpuścili. W budynku było dość ciemno. i chłodno. Po omacku znalazłem drzwi naszej klasy. Pociągnąłem za klamkę i wszedłem do środka. Jakie było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że w środku już ktoś był...
- Renji! - wykrzyknąłem zdumiony. Czerwonowłosy siedział na jednej z ławek i znudzony wpatrywał się w okno.
- Ohayo, Ichigo. - przywitał się. Na mój widok się uśmiechnął.
- Co tu robisz tak wcześnie?
- O to samo mógłbym spytać ciebie.. - zaśmiał się Abarai. Miło było tak sobie z nim pogadać.
- No więc ja...nie mogłem spać. - skłamałem.
- Stres cię zżera?
- Tak jakby...a ty?
- Ja...No więc dzisiaj mamy ten test no i tak sobie pomyślałem, że przyjdę wcześniej i się jeszcze pouczę, tylko żadnej książki nie mam.
- Nic nie umiesz? - zachciało mi się śmiać.
- Nic.
- Hahahhaha...
- Oj co się śmiejesz?! Z resztą, skoro już tu jesteś, musimy pogadać. - spoważniał Renji. Podszedłem do niego i usiadłem na ławce obok.
- Stało się coś?
- To ty mi powiedz. Wczoraj wyczułem wyraźne wahanie twojego reiatsu...płakałeś? - mina momentalnie mi zrzedła. Faktycznie nigdy nie byłem dobry w ukrywaniu swojej aury...
- N-Nie! Skąd ci to przyszło do głowy?! - postanowiłem tradycyjnie udawać głupiego.
- Ichigo, nie kłam... - po tych słowach Renji chwycił mnie za przód koszuli i przyciągnął do siebie, po czym...pocałował. Krótko, acz namiętnie. - ...mnie przecież możesz powiedzieć... - wyszeptał. Zatkało mnie. Renji właśnie mnie pocałował! To było całkiem miłe, chociaż Shiro...ale...Mój mózg rozważał wszystko po kolei..W końcu zdecydowałem się powiedzieć, w czym problem. Zacząłem żalić się czerwonowłosemu, a on słuchał uważnie w milczeniu, co jakiś czas wypytując o jakiś szczegół. Kiedy skończyłęm, wyraził swoją opinię na ten temat :
- Skończony dupek. Zupełnie jak Byakuya!
- J-Jak to? - zadziwiłem się.
- Kuchiki był dokładnie taki sam. Najpierw czuły, delikatny, a potem..zaczął mnie po prostu wykorzystywać. Nie ważne, czy chciałem, czy nie. Miałem być na każde jego skinienie. Kiedy wreszcie mu się postawiłem, najpierw mnie olał, a później zerwał. To dokładnie tak samo jak u ciebie.
- No nie do końca. - mruknąłem cicho. Przecież Hichigo mnie nie olewał i na dodatek chciał się pogodzić. Chyba.
- Ichigo?
- Hmmm?
- Czujesz jeszcze coś do mnie? - to pytanie kompletnie zbiło mnie z tropu. Czułem, że powinienem odpowiedzieć pozytywnie, choć nie było to wcale zgodne z prawdą.
- No...sam nie wiem...Chyba... - tu zawahałem się, odpędzając od siebie obraz albinosa. - ...tak?
- Bo widzisz, ja myślę podobnie... - to już kompletnie zbiło mnie z tropu. Więc Renji wciąż mnie kochał? Czy może chciał po prostu wykorzystać sytuację? W myślach zacząłem szybko analizować całą sytuację. Do testu została godzina. Ja mam potrzebę i on. Zgodzić się? Musiałem się jeszcze upewnić :
- Renji, czy ty chcesz..
- Tak Ichigo, chcę. Tak strasznie cię pragnę... - po tej kluczowej wypowiedzi czerwonowłosy przylgnął do moich warg. Jego dłonie zaczęły błądzić po moich plecach. Westchnąłem cicho. Rozwiązałem jego kucyka. Jego włosy opadły kaskadami na odsłonięte już ramiona. Zacząłem cicho jęczeć mu w usta, zatapiając ręce w rubinowych włosach. Nie było już odwrotu.
- Ichi...ty tak słodko jęczysz.... - wydyszał między pocałunkami Renji. Mimowolnie uśmiechnąłem się. Shiro nigdy mnie tak nie skomplementował.
****************************************************************************************************************
Ale ja zdjęcie znalazłam....W końcu jak yaoi to yaoi! Ostrzegałam przecież...
Subskrybuj:
Posty (Atom)